konglomeratka konglomeratka
168
BLOG

To nie tak, Panie Profesorze INOZIEMCEW – czyli znów o Niemczech

konglomeratka konglomeratka Polityka Obserwuj notkę 3
Kiedy zakładałam ten blog, nie sądziłam, że moje teksty będą tak często wracały do kwestii Niemiec i Niemców. Ale cóż, tak wychodzi, że to o czym piszę z własnego doświadczenia i własnych obserwacji, a także z własnych dociekań i studiów, co traktuję jako mój piskliwy głosik „wołającego na puszczy” czasem przebija się do szerszego grona dzięki pojedynczym, ale znaczącym głosom tzw. znawców i autorytetów.

Ku mojej radości przeczytałam ostatnio tekst, który załączony był w mailingu, którego jestem subskrybentem, a jest dostępny na portalu „Wszystko co najważniejsze”, a traktujący poważnie kwestię zakłamywania swojej historii przez ostatnie pokolenia Niemców. Pierwszy raz czytam, że to właśnie Niemiec, niemiecki historyk Hubertus Knabe, były dyrektor naukowy Berlin-Hohenschönhausen Memorial pisze prawdę o swoim narodzie i o metodach zakłamywania historii Niemiec, których egzemplifikacją była m.in. słynna wypowiedź Olafa Scholza, który świętuje 8 maja – jak reszta Europy – jako dzień wyzwolenia. Tylko, że to jest tak piramidalne kłamstwo, że wszystkim ręce opadają.

Piramida kłamstw budowana od czasów upadku hitlerowskich Niemiec, nabrała tempa od czasów utworzenia RFN i NRD czyli gdzieś od roku 1950. Jej grube mury najwyraźniej są tak wysokie, że już nikt stojąc na jej czubku, nie widzi fundamentów obrośniętych zaroślami łgarstw, że tylko nieliczni są w stanie z tej piramidy zejść, wziąć siekierę i wyrąbać korytarz ku prawdzie i wskazać, że całość jest zbudowana przez katów na cmentarzysku ich ofiar. Powtarzam to już któryś raz, a tym razem za panem Knabe, to nie Niemcy zostały 75 lat temu wyzwolone, lecz Europa została wyzwolona od Niemiec. Niemcy zostały pokonane i poddane kontroli innych państw.

A dlaczego zwracam się do pana Inoziemcewa? – Ano dlatego, że w tym samym mailigu dostałam tekst o dywagacjach na temat przyszłości Rosji, w której pan profesor raczy pisać bzdury, które idealnie korespondują ze stanem świadomości europejskich elit, których wiedza była formatowana w zgodzie z instrukcją budowlaną powyższej piramidy. Pomijając to, że żadne dywagacje na temat przyszłości Rosji nie mają obecnie sensu, to absolutnie nie zgadzam się na takie stawianie sprawy jak w poniższym cytacie z tego artykułu. Co pisze prof. Inoziemcew o przyszłości Rosji?

„Europejscy politycy powinni przygotować się na sytuację, w której ich partnerami do rozmów po odejściu Putina będą ludzie będący dzisiaj częścią rosyjskich elit rządzących, zamiast pokładać nadzieję w dysydentach spotykających się obecnie w Wilnie, Brukseli, Berlinie czy Londynie. Zachód powinien poza tym opracować jakąś strategię przyciągnięcia Rosji, tak aby kraj ten stał się jego częścią, a nie wrogiem. Patrząc na losy Europy w XX wieku, możemy zauważyć, że uznanie Republiki Weimarskiej za „normalne państwo” w 1919 r. w nadziei, że się ucywilizuje, było błędem, natomiast otwarcie się na Republikę Federalną Niemiec po roku 1949 oraz zaproszenie jej do struktur NATO i Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej było decyzją mądrą.”

Pozwolę sobie trochę rozebrać ten fragment na kawałki. Początek sugeruje, że Europa musi się dogadać z Rosją taką jaką ona jest, elitami jakie ma, a nie z jakimiś dysydentami, którzy – nie daj Boże – przesiąkli zachodnimi wzorcami i jeszcze by chcieli Rosję zmieniać. Poza tym jest ich tak niewielu, że cóż oni w ogóle mogą… Nie należy się nimi przejmować. Czyli co: wracamy do „polityki resetu”? Cóż, jak dobrze się przyjrzymy, to właśnie „strategia przyciągnięcia Rosji”, m.in. w postaci zacieśniania relacji handlowych, handel surowcami, budowa Nord Stream i takie „włączające” traktowanie Rosji przez polityków amerykańskich i europejskich od początku „panowania” Putina, doprowadziło do wojny, jaka teraz toczy się na Ukrainie. Więc z dużą dozą prawdopodobieństwa ten scenariusz się powtórzy. Należy go zatem wyrzucić do kosza, bo skutki będą podobne, jak teraz. Nie można się dogadać z Rosją taką jaka ona jest. Nie da się po prostu, bo to jest igranie z ogniem.

Środkowy fragment odwołuje się do czasów po pierwszej wojnie światowej, po której upokorzone Niemcy odbudowały swoją siłę (przy znacznym potajemnym wsparciu Rosji Sowieckiej, po roku 1922 i układzie w Rapallo) jako państwo, które znów doprowadziło do kolejnej, jeszcze gorszej wojny. I tu się nasuwa skojarzenie o wsparciu zjednoczonych już Niemiec dla Rosji, którą rzekomo upokorzył upadek Związku Radzieckiego, który to był dla obecnego władcy Kremla, największą tragedią. Wspierająca Rosję niemiecka elita polityczna nie rozumiała, nie widziała i nie chciała przyjąć do wiadomości zagrożenia „w otwarciu się na Rosję”. I co mamy? Wojnę na Ukrainie.

Ostatnie natomiast zdanie po przecinku, jest kompletnie ahistorycznym skojarzeniem i bzdurą, jedną z wielu, które składają się na tę wielką piramidę, o której pisze niemiecki historyk Hubertus Knabe.

Jakie „otwarcie się” na RFN? Jakie „zaproszenie” do struktur NATO i EWG???

Przecież to są bzdury. Nastroje antyamerykańskie w Niemczech nie są wymysłem, ale faktem i są związane z tym, że Niemcy są nadal pod amerykańską dominacją. Byłam w Niemczech jako nastolatka i mogłam z bliska obserwować zachowania i poglądy młodzieży. Pamiętam, jak bardzo mnie dziwiły antyamerykańskie nastroje w szkole, gdy byłam tam na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Nie tylko w NRD, co było oczywiste i zrozumiałe (zwłaszcza jak się przeczyta artykuł H. Knabe w całości), ale także wśród Niemców na zachodzie. Zacytuję tu pana Knabe:

„Dla milionów Niemców koniec wojny oznaczał wręcz odwrotność wyzwolenia. (…) Bezwarunkowa kapitulacja oznaczała, że Niemcy straciły wszelkie prawa do decydowania o własnej przyszłości. Obce wojska zajęły całe ich terytorium. W deklaracji berlińskiej z 5 czerwca 1945 roku cztery państwa alianckie zastrzegły, że cała władza państwowa, aż po szczebel gminny, należy do mocarstw okupacyjnych. Na działalność polityczną każdego rodzaju, w tym działalność antyhitlerowską, konieczne było uzyskanie zezwolenia ze strony aliantów. Sytuacja w maju 1945 roku bardziej przypominała dyktaturę wojskową niż nowy demokratyczny początek.(…) W swojej strefie okupacyjnej Związek Radziecki z miejsca zainstalował nową dyktaturę, która przetrwała do 1989 roku.”

I tak to było. Strefy okupacyjne były w Berlinie Zachodnim do roku 1989. To że w 1949 roku powstała RFN ze stref okupacyjnych zachodnich aliantów i NRD jako sowieckie państwo satelickie, nie oznacza, że RFN było samodzielnym i demokratycznym krajem, który „zaproszono” do NATO. Po wprowadzeniu demokracji i zasad administrowania krajem narzuconych de facto przez Amerykanów odgórnie i wbrew wcześniejszym niemieckim tradycjom, trzymano Niemcy cały czas pod kontrolą i w ścisłej zależności od USA. Pamięć rodzin niemieckich była zatem inna niż sączona przez cały czas w NRD propaganda. Ale Niemcy wschodnie poddawały się nowej narracji z lubością zrzucając z siebie winę za hekatombę wojny, którą rozpoczęli w 1939 roku. Sama pamiętam te tyrady nauczycielek historii o wiekopomnej i doniosłej walce Armii Czerwonej, która wyzwalała Niemcy od faszystów. Jak pisze Knabe, a ja to pamiętam z własnych doświadczeń: „Kierownictwo partii SED zachowywało się wręcz tak, jakby „antyfaszystowska” NRD przyczyniła się do zwycięstwa nad Hitlerem”. O ile dwójmyślenie wytrenowane wg sowieckich wzorców było pewnego rodzaju mechanizmem obronnym w czterdziestoletniej historii NRD, o tyle po jej upadku, świadków historii i prawdy o wojnie zostało tak niewielu, że górę wzięła kłamliwa narracja z zafałszowanych podręczników i ahistorycznych dywagacji wybielających Niemców. Dziś żyje już niewielu „bohaterów” niemieckiej napaści na Europę i na pewno nie zależy im, by te brednie prostować. Ten problem podjął jeden z panelistów nt. zbrodni wojennych Niemiec na terenie Polski podczas II w.ś. w czasie kongresu IPN i przyznał, że społeczeństwo niemieckie pozbawione jest elementarnej wiedzy na temat okupacji niemieckiej i jej zbrodniczego systemu zwłaszcza w Polsce, a wąskie grono naukowców, którzy znają prawdę, nie przebija się do głównego nurtu, bo po co psuć dobre samopoczucie nowych pokoleń, które z wojną nie miały nic wspólnego. Ten mechanizm działał także w RFN, gdzie po prostu nabrano wody w usta i nie mówiono o winie Niemiec, a od roku 1985 zaczęto naśladować narrację enerdowską, jakoby trzeba było Niemcy wyzwolić od nazistów. A ci to niby z kosmosu się wzięli…

Warto wciąż i wciąż przypominać, że Niemcy sami wybrali Hitlera i szli za nim w dym. To co dla świata jest niepojęte, że można być tak zaślepionym, dla mnie jest niestety zrozumiałe i logiczne. Ale o tym będzie inna notka, może jutro, bo to szerszy temat. Ale te słowa niemieckiego historyka nadal nie mogą się przebić do świadomości współczesnych Niemców, którzy ze zdumiewającą konsekwencją i pewnością siebie w badaniach socjologicznych w większości zaliczają się dziś do ofiar i potomków przeciwników reżimu narodowosocjalistycznego. A przecież, jak pisze Knabe „Niemcy dalecy byli od wiwatowania na cześć alianckich sił zbrojnych. Nie wynikało to jedynie z szokującego zachowania żołnierzy Armii Czerwonej wobec ludności cywilnej, lecz raczej z faktu, iż większość ludności do końca identyfikowała się z reżimem nazistowskim. W przeciwieństwie do wielu innych krajów w Niemczech nie było ani oddziałów partyzanckich, ani lokalnych powstań. Również ruch oporu miał wymiar marginalny.”

Moja babcia była na przymusowych robotach w Niemczech. Na wieść o samobójstwie Hitlera i nadciągającej Armii Czerwonej jej gospodarze, u których pracowała jako pomoc kuchenna i domowa, wszyscy popełnili samobójstwo – mąż, żona i pięcioro dzieci. W Hitlera wierzono jak w Boga. Do końca.

Podsumowując: Niemcy zostały pokonane i zmuszone do przeobrażeń demokratycznych narzuconych przez aliantów. Czystki w kadrach i podmiany na „porządnych Niemców” nie dało się przeprowadzić, bo w sumie całe społeczeństwo, a na pewno elity, były oddane Hitlerowi do końca wojny, wobec czego trzeba było stosować ścisły nadzór i kontrolę nad każdym funkcjonariuszem nowego niemieckiego państwa na każdym szczeblu władzy. Dla RFN była to po prostu okupacja – głównie amerykańska. Skutkiem tej okupacji była demokratyzacja Niemiec zachodnich i rozwój gospodarczy. Co z tego, że dzięki takiej okupacji kraj się zmodernizował, stał się krajem w miarę stabilnym i na szczęście pacyfistycznym, bo pokolenie hitlerowców po prostu wymarło. Niechęć do Amerykanów jako okupantów nadal jest w Niemczech żywa. RFN nie zostało „zaproszone” – jak pisze Inoziemcew - tylko „wmontowane” w system bezpieczeństwa NATO pod nadzorem USA, aby cały czas mieć kontrolę nad tym krajem. Dlatego wciąż zżywa jest niechęć do utrzymywania w Niemczech amerykańskich baz wojskowych w Ramstein. Ile było w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zabiegów samych Niemców o wyjście RFN z NATO, ilu agentów sowieckich podsycało obecne od czasów wojny nastroje antyamerykańskie? Jaki udział w tych zabiegach miał wtedy młody Olaf Scholz, dziś kanclerz? A jak na tle tego wszystkiego wygląda jego poprzedniczka zacieśniająca współpracę z Rosją a wychowana w NRD Angela Merkel? Wspólnota gospodarcza (EWG) miała podobne zadania jak udział RFN w NATO - miała równoważyć niemiecki rozwój. I wszystko szło dobrze do czasu zjednoczenia Niemiec w 1990 roku. Po upadku muru berlińskiego zachodnie Niemcy wykorzystały mechanizm, jaki wcześniej u nich zastosowali Amerykanie – skolonizowali NRD, czyli narzucili wschodnim Niemcom system wcześniej rozwinięty i przetestowany w zachodniej części kraju. Czystka elit była jednak o wiele głębsza niż w RFN po II wś, tak głęboka i konsekwentna, że nawet kierownik wodociągów wschodnioberlińskich musiał ustąpić miejsca inżynierowi przywiezionemu z zachodnich landów. Natomiast od tamtej pory zjednoczone Niemcy rosły w siłę i potęgę wykorzystując także tę kłamliwą narrację o „przepracowanej winie” i rozliczeniu się z przeszłością, a jednocześnie próbowały coraz bardziej „wyzwolić się” od Amerykanów. Na szczęście jak na razie to się nie udało i bazy w Ramstein nadal są.

Polityka wobec Rosji, jaką proponuje prof. Inoziemcew nie jest zatem niczym nowym. To już ćwiczyliśmy i nie wyszło. Jeśli mielibyśmy „rozmawiać z Rosją taką jaka ona jest”, to będzie to powtórka z tego, co już było. Tak jak błędem było traktowanie Republiki Weimarskiej w 1919 roku jako „normalnego państwa”, tak jak błędem było traktowanie Rosji Putina - zwłaszcza po roku 2008 - jako „normalnego państwa”, tak samo błędem będzie traktowanie Rosji jako „normalnego państwa” ktokolwiek z elit rosyjskich będzie nią rządził po Putinie. Rosja nie zmieni się sama. Tak jak Niemcy nie zmieniły się same po roku 1945.

Nie ma realnych możliwości, by Rosję przejęli rosyjscy dysydenci, toteż nie ma szans, że będzie z kim się dogadywać. Skoro nie da się z Rosją współpracować, to niestety trzeba się od niej odciąć.

Chyba że… Proponowana analogia z Niemcami, jaką profesor Inoziemcew przytacza w tym cytacie ma pewien sens…

Rosję trzeba pokonać dla jej własnego dobra. Tak jak dla dobra Niemiec pokonano jako wrogie państwo hitlerowską Trzecią Rzeszę. I zdemokratyzować. Tak jak w sposób dyktatorski narzucono demokrację Niemcom zachodnim po 1945 roku. A jak się ucywilizowali, to wmontowano Niemcy w system bezpieczeństwa. I taki scenariusz dla Rosji też byłby sensowny. A ponieważ trudno to zrobić na tak ogromnym obszarze, podział na strefy okupacyjne, albo jakiegoś rodzaju rozbicie dzielnicowe, by nie zaszkodził. I dopiero jak się ucywilizuje, to wtedy z nią gadać. Nie wcześniej.

A że nie da się tego zrobić, bo to inna cywilizacja?… No cóż. To trzeba zaprowadzić tam naszą cywilizację! Potrwa to może jakieś pięć pokoleń, a potem to już będzie „normalne państwo”.



Artykuły, z których pochodzą cytaty polecam w całości:

https://wszystkoconajwazniejsze.pl/hubertus-knabe-niemcy-pisza-historie/

https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-wladislaw-inoziemcew-przyszlosc-rosji/


myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka