konglomeratka konglomeratka
307
BLOG

„Pokojowe współistnienie?” – czyli krótka historia stosunków polsko-niemieckich

konglomeratka konglomeratka Polityka Obserwuj notkę 17
W komentarzach do ostatniej notki zostałam wezwana do tablicy w kwestii stosunków polsko-niemieckich przez wieki. Jaki jest zatem stan wiedzy ogółu ludzi o tych relacjach, skoro pojawiają się takie pytania.

Nie jestem historykiem, jedynie interesuję się historią i mam swoje przemyślenia i obserwacje.

Z grubsza ocena naszych stosunków z Niemcami przypomina relację toksycznego rodzica (Niemcy), który nigdy nie chce uznać, że jego dziecko (Polska) jest dorosłe i ma prawo decydować o swoim życiu. Czasem urażone ego takiego rodzica sprawia, że odwraca się do dziecka plecami, ignoruje jego istnienie i wtedy dziecko ma święty spokój. I może wreszcie odetchnąć.

Jak pisze jeden z komentatorów:

„Nie pomne dokładnie, ale z Cesarstwem/Rzeszą niemieckim to chyba od Krzywoustego do rozbiorów się nie naparzaliśmy.”

Nie naparzaliśmy się? Kilka najazdów ze strony królów niemieckich, jakieś zabójstwo polskiego władcy, kilkukrotne oszustwo ze strony Krzyżaków, próby kolonizacji… Polityka to nie tylko przesunięcia granic i zdobycze terytorialne. Ale popatrzmy jak to było po kolei:

Krzywousty uregulował stosunki z Niemcami, uzyskał niezależność polskiego Kościoła od niemieckiego, na czym mu bardzo zależało (bo wówczas to było wyznacznikiem suwerenności), ale w zamian musiał złożyć hołd lenny Lotarowi III w 1135 r. Rozbicie dzielnicowe w jego testamencie (1138) być może było skutkiem nacisków jego żony, Salomei z Bergu, która nie chciała, by całość kraju przypadła najstarszemu synowi z pierwszego małżeństwa ze Zbysławą, Władysławowi. Pieczę nad realizacją testamentu miał sprawować palatyn Krzywoustego Piotr Włostowic. Agnieszka (Agnes) żona Władysława podburzyła go przeciw macosze i jej dzieciom kwestionując testament. Piotr Włostowic, stanął po stronie wdowy i jej synów. Wobec czego został oskarżony przez Władysława o zdradę i skazany na okaleczenie (1145). Palatyn był szanowanym wojewodą wśród rycerstwa, toteż za ten haniebny czyn ukarali Władysława pozbawieniem tronu i wygnali z kraju. Wtedy to Władysław Wygnaniec nasłał na Polskę swojego szwagra, króla niemieckiego Konrada, u którego skrył się razem z żoną (Agnes) po ucieczce.

W 1147 roku u naszych granic stanął zbrojnie król niemiecki Konrad III. Niby, że praworządnego władcę chce przywrócić, a tak naprawdę chodziło mu o uzależnienie Polski od Cesarstwa Niemieckiego. „Naparzali się”, ale „praworządności” nie udało się przywrócić i nadal rządził Bolesław IV Kędzierzawy, chociaż w sumie ocalił kraj cudem. Rzeka Odra wówczas bardzo szeroko wylała i to uchroniło nasz kraj przed większym niemieckim najazdem. Przyrodni bracia Mieszko (później zwany Starym) oraz Bolesław Kędzierzawy musieli zapłacić okup. A żeby zabezpieczyć wykonanie ugody, Konrad zażądał w charakterze zakładnika młodego księcia Henryka (Sandomierskiego), najmłodszego z braci.

Dziesięć lat później w 1157 - Albrecht Niedźwiedź podbił Brennę (dziś Brandenburg) najdalej na zachód wysunięte ziemie słowiańskie rządzone przez księcia Jaksę z Kopanicy. W tym czasie Fryderyk Barbarossa nadciągał z wojskami nad naszą granicę, bo ugodę w sprawie Władysława zawartą wcześniej przez Konrada, ten zapłacony okup, ten cesarz niemiecki podważył i stanął po stronie Agnieszki i jej męża Władysława. Znów chciał przywracać praworządność i znów ocalił nas cud. Upał był wtedy taki, że z pragnienia rycerstwo piło brudną wodę ze stawów i strumyków. I tak oto dyzenteria, inaczej czerwonka (której objawy to odwadniająca i krwawa biegunka) pokonały rycerstwo Barbarossy, który stracił więcej wojska od choroby niż w walce. Nie przeszkodziło to złupić i zniszczyć kraju i czekać, aż polski władca się ugnie. Biegunka zapewne skróciła „pokojowe” negocjacje i w końcu Bolesław Kędzierzawy boso i z mieczem u szyi upadł cesarzowi do nóg, składając w ten sposób hołd lenny. Warunki pokoju w Krzyszkowie były upokarzające, lecz za cenę ratowania resztek niezależności i uznania Polski lennem przez Cesarstwo, Kędzierzawy uzyskał zgodę Barbarossy na dalsze rządy w kraju. Utrzymał również dzielnicę śląską ze spalonymi grodami w Głogowie i Bytomiu Odrzańskim. (więcej: https://histmag.org/Fryderyk-Barbarossa-kontra-Boleslaw-Kedzierzawy-niemiecka-wyprawa-na-Polske-w-1157-roku-17811) (jeśli chodzi o pozostałe przypisy, patrz adnotację na końcu)

Czas rozbicia dzielnicowego ma blaski i cienie zacieśniania stosunków z księstwami niemieckimi. Powiązania dynastyczne i wychowywanie następców tronu na niemieckich dworach na pewno przyczyniało się do ich lepszego wykształcenia i budowało wzajemne zaufanie. Czasem zgubne, jak się okazywało po latach.

Na przykład w 1222 – książę Henryk Brodaty (wnuk Władysława Wygnańca, któremu stryjowie wspaniałomyślnie pozwolili powrócić na ziemie protoplasty) sprowadził na Śląsk Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, czyli Krzyżaków, i nadał mu wieś Łasucice koło Namysłowa. Cztery lata później poleca ich usługi – jako zaprawionych w bojach rycerzy - Konradowi Mazowieckiemu, który nadaje im w dzierżawę ziemię chełmińską. Nikt wtedy nie przypuszczał, że zaufanie to wkrótce zostanie nadszarpnięte, chociaż książęta powinni byli już wtedy wiedzieć, dlaczego król węgierski Andrzej wygnał zakonników w 1225 roku z kraju. Konrad był przede wszystkim rozczarowany braćmi dobrzyńskimi, którzy „zbyt słabo” nawracali Prusów a zakonnicy w białych płaszczach polecani przez Henryka, szukali dla siebie miejsca „na rozwój”. Węgierski król Andrzej wygnał zakon szpitalników, bo rycerze zakonni chcieli się usamodzielnić. Knuli, żeby tereny odbite poganom i ziemię otrzymaną od władcy węgierskiego ogłosić zależnymi tylko od papieża. Planowali stworzyć własne państwo. Tam na Węgrzech się nie udało, bo się Węgrzy połapali, ale niestety udało się na terenach ufnych w niemiecką szlachetność władców ziem polskich. Jak to było dalej z Krzyżakami, to chyba wiadomo. Nie? To w skrócie przypomnijmy.

Mówienie o tym, że rycerze zakonu to był wielonarodowościowy kwiat rycerstwa europejskiego poniekąd jest prawdą. Ale wszyscy mistrzowie zakonu na przestrzeni wieków byli z pochodzenia Niemcami i to oni tam rządzili.

W 1234 roku w czasach, gdy rządy nad Śląskiem, Małopolską i Wielkopolską sprawował Henryk Brodaty wraz z zasłużoną dla poddanych księżną Jadwigą (potem świętą, z pochodzenia Niemką) odbyła się wspólna wyprawa polsko-krzyżacka na Prusów, którzy nękali najazdami Mazowsze i Pomorze Gdańskie. Po zwycięstwie nad Prusami Krzyżacy sfałszowali dokument kruszwicki, twierdząc, że Konrad Mazowiecki oddał im wszelkie zdobycze w Prusach jako darowiznę. Zrobili to co na Węgrzech, ale cóż, nie udało się ich już pozbyć z zajętych terenów.

Powiedzmy, że ten zgrzyt trochę nadszarpnął zaufanie do szlachetnych rycerzy, ale od tej pory przez jakieś 50 lat panował względny pokój bezpośrednio z Niemcami, bo zajęli się sobą, mieli własne kłopoty z tzw. wielkim bezkrólewiem, a nam odpuścili. Te pięćdziesiąt lat to okres rzeczywistego rozkwitu na ziemiach polskich. Można też porównać ten okres do wielkich zagranicznych inwestycji na naszych terenach.

Wiek XIII przyniósł pierwszą rewolucję społeczną w Polsce: lokowanie miast i wsi na prawie niemieckim przyczyniło się do zagospodarowania ogromnych obszarów i zwiększenia liczby ludności, przyśpieszyło zmiany w rolnictwie i rozwój rzemiosł w miastach i grodach. Coraz powszechniejszy pieniądz zastąpił handel wymienny. To także czasy wyodrębniania się stanów społecznych: rycerskiego, duchownego i niższego, do którego należeli chłopi i mieszczanie. Nadawanie ziem zakonom cystersów, templariuszy i joannitów przyczyniło się do rozwoju gospodarczego wsi, a sprowadzenie franciszkanów i dominikanów wspomagało rozwój duchowy w miastach. Po niszczycielskich najazdach (m.in. tatarskich) coraz częściej budowano klasztory i zamki z kamienia i cegły, a nie z drewna, które było łatwopalne. I te zdobycze cywilizacyjne przyszły do nas z Niemiec, co jest niezaprzeczalną zasługą owych czasów, jej blaskiem.

Cieniem jest to, że zaczęło nam zagrażać wynarodowienie elit, a co za tym idzie, także niższych stanów, bo już wtedy zaczęło się kształtować pierwsze szkolnictwo parafialne (po soborze laterańskim 1215). Zjawisko to dostrzegł wychowujący się na dworze królowej Kingi i Bolesława Wstydliwego, młody Władysław Łokietek, który zauważył, że język niemiecki zaczyna wypierać polski i łacinę, ponieważ sprowadzani duchowni do obsadzania lokalnych szkół, zwykle władają tym językiem. Także zasadźcy – czyli ówcześni inwestorzy zagraniczni - zakładający miasta sprowadzają rzemieślników i osadników nieskłonnych do uczenia się lokalnego języka.

Podczas, gdy Niemcy pozbierali się po bezkrólewiu i wzmocnili władzę królewską, zaczęły się wkrótce kłopoty z Czechami, pod rządami Wacława II. Ale ile Czecha w Czechu? Jak czytamy w źródłach po śmierci ojca Wacław II, mając zaledwie siedem lat, znalazł się na łasce potężnego króla niemieckiego Rudolfa I Habsburga (to on zakończył bezkrólewie i wziął wszystkich pod but), który małoletniemu Wacławowi narzucił regenta. Regent, pochodzący z Brandenburgii, kazał Wacława wywieźć do Berlina, a następnie do Szpandawy (dziś Spandau, dzielnica Berlina), gdzie w jawny sposób traktowano go jako zakładnika mającego zapewnić spokój w razie ewentualnego sprzeciwu Czechów oburzonych rabunkową polityką Brandenburczyka (przypomnę że to ci, co zagrabili Brennę i rozpoczęli krwawą ekspansję, a właśnie Albrechta Niedźwiedzia I, tego co pokonał Jaksę w 1157 roku i uskuteczniał „parcie na wschód”, Hitler uczynił potem patronem NSDAP). Okres regencji zakończył się oficjalnie w 1285 r. Jednocześnie zgodnie ze wcześniejszymi umowami Wacław poślubił córkę króla Rudolfa – Gutę. Czyli Niemkę.

W 1288 roku Wacław skorzystał z okazji, że zmarł brat przyrodni księcia kujawskiego Łokietka- książę krakowski Leszek Czarny. A jego żoną była ciotka Wacława – Gryfina. Więc sobie ubzdurał, że jemu w spadku po ciotce należy się korona Polski. Nawet ówczesne zwyczaje nie uznawały dziedziczenia po ciotce, ale Wacław miał wojsko, pieniądze, silnych protektorów i pretekst do wmieszania się w sprawy polskie. Przez wewnętrzne wojenki między Piastami (zwłaszcza na Śląsku) państwo było osłabione. W dodatku nasza ówczesna demokracja, czyli wybór władcy przez rycerstwo, sprzyjały rozgrywaniu braci przeciw sobie. Pech chciał, że w tym samym roku 1288 roku Tatarzy trzeci raz spustoszyli małopolskie ziemie, co dodatkowo osłabiło kraj. Z tego ciągłego zamieszania skorzystał Wacław i przez 3 lata podporządkował wielu władców małych księstw piastowskich na Śląsku, którzy złożyli mu hołd i uznali za swojego króla. W końcu także najechał Kraków. Mimo zdobycia Małopolski w 1292 roku sytuacja w Polsce była nadal niestabilna. Czeski król sprowadzał na zajęte tereny coraz więcej Niemców i obsadzał nimi całą administrację poprzez nowy urząd starosty. Wiadomo było, że Władysław Łokietek – książę kujawski łatwo nie zrezygnuje z planów odbicia i zjednoczenia ziem Polski, zwłaszcza, że uzyskał poparcie u arcybiskupa gnieźnieńskiego – Jakuba Świnki i władcy Wielkopolski – Przemysła II. Książę Wielkopolski w 1294 roku przejął władzę na Pomorzu, co zbliżało go do celu zjednoczenia całości ziem. W 1295 został w Gnieźnie koronowany przez biskupa Świnkę na króla Polski. Pierwszego króla, a nie księcia, od dwustu dwudziestu lat…

W tym momencie można by rzec, że pojawiła się szansa na pokojowe współistnienie Polski z niemieckim sąsiadem. Zjednoczona Polska, całkiem już chrześcijańska, nie byłaby przecież wrogiem… Ale nie, tu znów niestety zadziałały wpływy niemieckie, które doprowadziły pół roku po koronacji do zabójstwa Przemysła II i przekreśliły tym samym plany odbudowy zjednoczonego niezależnego od Niemców państwa. Zleceniodawcami zabójców byli Brandenburczycy. Ci od Brenny i od wychowania króla czeskiego Wacława… No przecież tyle inwestowali w te ziemie, że nie mogli dopuścić do tego, by jakiś piastowski książę teraz przejął całość pod swój zarząd! I to niezależny! No jak tak można!

Co ciekawe w Czechach w tym czasie także zaczęły do głosu dochodzić środowiska antyniemieckie, które także dostrzegły zagrożenie wynarodowienia w związku z nasilającą się kolonizacją niemiecką. Ale Wacław sam posługiwał się głównie językiem niemieckim i był lojalny wobec Cesarstwa. W roku 1300 Wacław II koronował się na króla Polski za zgodą władcy Niemiec i mimo sprzeciwu papieża Bonifacego VIII, który nigdy nie uznał Wacława za władcę Polski. W czasie pięciu lat panowania Wacława II jednakże kraj został zjednoczony i zakończono bratobójcze wojny Piastów. Pytanie czy zjednoczony, czy skolonizowany. Administracja obsadzona głównie niemieckojęzycznymi przybyszami traktowana była nieprzychylnie przez lokalną polską ludność, co niestety było przyczyną buntów. I pewnie nawet „naparzali się” lokalnie.

Po śmierci Wacława II, a wkrótce także jego następcy, czyli Wacława III – Władysław Łokietek objął w końcu rządy na Wawelu. Po buncie krakowskich mieszczan, głównie niemieckich, którzy wypowiedzieli lojalność polskiemu władcy, zakazał używania niemieckiego w oficjalnych pismach i wprowadził jako język urzędowy łacinę. Na długi czas z Niemcami od strony zachodniej mamy spokój. Przynajmniej militarnie.

I tu znów pojawia się wątek Krzyżacki. Ledwie dwa lata od objęcia rządów w 1308 roku Krzyżacy – no przecież chrześcijańscy rycerze, pomocni w obronie przed poganami - wezwani na pomoc przez Łokietka w celu odbicia Gdańska z rąk Brandenburczyków (tak, znów ci z Brenny…), dokonują rzezi mieszkańców Gdańska i polskiej załogi rycerskiej, wkrótce podstępem zajmują całe Pomorze Gdańskie. Taka to była ich pomoc. Łokietek chciał sprawę załatwić polubownie, ale się nie dało, wytoczył zatem proces przed sądem papieskim. Polsko-krzyżacki proces sądowy o sprawę z 1308 toczył się w latach 1320–1321 i Krzyżacy go przegrali. Papieski sąd nakazał zakonowi zwrócić Polsce zagrabione na podstawie fałszerstwa Pomorze Gdańskie, ale Krzyżacy odmówili wykonania wyroku. No i co nam zrobicie?

Od tej pory wcześniejsza współpraca z zakonem zmieniła się we wrogość. Dwadzieścia lat później syn Łokietka, Kazimierz Wielki także próbuje się układać z Krzyżakami w sprawie Pomorza Gdańskiego i Kujaw, ale zostaje tak samo potraktowany jak ojciec. Krzyżacy wyroki sądów papieskich mają gdzieś, zabranej podstępnie ziemi nie oddają i żadnymi tam wyrokami się nie przejmują! Praworządność to my wam, ale nie wy nam… U nas jest wyższa kultura prawna... Dopiero w roku 1343 Kazimierzowi Wielkiemu udaje się zawrzeć pokój, w którym część spornych ziem wraca pod polskie berło. W dodatku zapał chrystianizacyjny zakonu zaczyna doskwierać Litwinom, którzy choć poganie od roku 1325 mają układ o przyjaźni z Polakami. Zresztą Aldona, żona Kazimierza Wielkiego, to córka litewskiego księcia Gedymina, co wzmacniało sojusz także antykrzyżacki.

Kiedy w 1384 roku na tron wstępuje Jadwiga, Habsburgowie zaczynają wespół z Krzyżakami budować czarną legendę Polski. O królowej rozpowiadali, że jest bigamistką, o jej mężu Jagielle, że poganin i tylko udaje chrześcijanina. W dobie wojny z Krzyżakami (1409-1411), Johannes Falkenberg, niemiecki dominikanin wykształcony w Krakowie, udał się do Prus i tam, nie wykluczone że z inspiracji krzyżackiej, napisał paszkwilowy traktat zatytułowany „Satyra przeciw herezji i innym nikczemnościom Polaków i ich króla Jagiełły”, który następnie rozpowszechniał także za granicą, w Paryżu i podczas soboru w Konstancji (1415). Tak, na tym soborze, gdzie nasi wysłannicy wykładali czym są prawa człowieka i że nie wolno pogan nawracać siłą. (Polecam poczytać o Pawle Włodkowicu, rektorze Akademii Krakowskiej). Paszkwil oczerniał Polaków, których autor nazywał „psami bezwstydnymi”, oskarżał o bałwochwalstwo i pogaństwo i wręcz wzywał by ich zabijać w imię Boże. Bo przecież tylko Niemcy mają patent na wiarę i wiedzą lepiej kto jak ma wierzyć. Czarny PR ma zatem długą krzyżacką tradycję, ale czy to podchodzi pod „naparzanie się”?

Dopiero jak Jagiełło skopał tyłek Krzyżakom pod Grunwaldem, to zaczęli nabierać szacunku, co jak widać po przytoczonym dziele, nie przeszkadzało ziać nienawiścią i wściekłością.

Co do składu narodowościowego wojsk pod Grunwaldem nie wypowiem się, bo nie mam danych, ale w średniowieczu standardem były „kontrakty wojskowe”. Wszystkie wojska były najemne i nie liczyły się etniczne korzenie a lojalność wobec zleceniodawcy. W roku 1460 Malbork poddały królowi Polskiemu zastępy rycerzy najemnych, głównie czeskich, którym Krzyżacy nie zapłacili za walkę… Cóż, jak widać, oszustwo w końcu zaczęło się obracać przeciw Krzyżakom. Legalnie kupiony przez Kazimierza Jagiellończyka zamek, znów próbowali odebrać siłą, ale się nie udało. Po wojnie trzynastoletniej wreszcie Krzyżacy musieli się poddać, podpisać pokój (1466) i stali się lennem Polski. Tak dla równowagi… Wielcy mistrzowie wielokrotnie odmawiali złożenia hołdu królom Polski, czym łamali postanowienia pokoju w Toruniu i trzeba ich było do tych hołdów przymuszać. Do póki byli lennem, do póty był pokój.

Synowie Jagiełły rozmawiać zaczęli z dworami niemieckimi już z innej pozycji. Duże zasługi dla ułożenia sobie stosunków z zachodem miała żona Kazimierza Jagiellończyka, Elżbieta Rakuszanka (z austriackiej linii Habsburgów), która zapoznawszy się z metodami politycznymi działającymi na niemieckich dworach, była wspaniałym wsparciem dla męża w polityce zagranicznej. Co ciekawe raczej budowała sojusze antyhabsburskie…

I ta wspomniana wcześniej równowaga trwała znów jakieś pół wieku i jest okresem rozkwitu naszego kraju, umocnienia jego pozycji w polityce europejskiej. Tak, kolejnym synom Kazimierza Jagiellończyka udaje się zapanować nad sąsiadami z północy, ale Krzyżacy ciągle nie mogą przeboleć pokoju toruńskiego z 1466 roku, kiedy im Polska stolicę zabrała i do hołdów lennych zobowiązała. A jak na mistrza zakonu Krzyżacy wybrali siostrzeńca naszego króla Zygmunta Starego czyli, Albrechta Hohenzollerna, to szlachta miała nadzieję,, że Albrecht nie będzie zadzierał z wujem. Cóż, mylili się. Na zachodzie wrzało, bo właśnie Luter ogłaszał nową wiarę i doprowadził do bratobójczych wojen w Niemczech, a siostrzeniec Zygmunta to wykorzystał. Katolicką wiarę porzucił i luteranizm zaczął wspierać. Za namową Marcina Lutra rozwiązał zakon rycerski i stanął na czele państwa niby świeckiego, ale w sumie luterańskiego. Tym samym zrzucił z siebie nie tylko zwierzchność papieską, ale zaczął podważać zobowiązania wobec Polski. I tak oto z państwa Krzyżaków nagrodziły się Prusy. Na razie Książęce.

Przypomnijmy, że katolicki zakon krzyżacki od imienia Najświętszej Panny Maryi Domu Niemieckiego był nazwany… Znane jest potoczne określenie „krzyżacka obłuda”… Potrzebny komentarz? 

Król Zygmunt Stary miał miękkie serce i okazał chrześcijańskie miłosierdzie krnąbrnemu siostrzeńcowi, co mu wojnę jeszcze w 1519 roku wytoczył. Wszyscy w Krakowie w 1525 roku, jak na hołd się zgodził zamiast państwo krzyżackie zlikwidować, w głowę się stukali i mówili, że z tego królewskiego miłosierdzia dla pokonanego siostrzeńca tylko nieszczęście może być. To właśnie te obawy wyraża postura Stańczyka na obrazie Matejki… Ale przecież król tylko przywracał porządek prawny zapisany w traktatach. Koneksje rodzinne Albrechta są tu nie bez znaczenia. Ojciec jego był Brandenburczykiem…

Ale trzeba przyznać, że na jakieś sto lat w odcinku północnym zapanował pokój. Na granicy od zachodu także, bo Niemcy zajęli się sobą i toczącą się tam rewolucją protestancką i wojnami chłopskimi, która zakończyła się pokojem w Augsburgu ze słynną dewizą Cuius regio, eius religio. Ostatni hołd lenny miał miejsce w 1641 r. Złożył go Fryderyk Wilhelm Hohenzollern książę Prus Książęcych i elektor Brandenburgii królowi polskiemu Władysławowi IV.

Za czasów Wazów Polska była krajem dużym i postrzeganym jako silny. Nie bez znaczenia jest "mała epoka lodowcowa" i kłopoty gospodarcze, które ze sobą niosły zimne i długie zimy. Wewnętrzne problemy zaczęły kraj osłabiać od środka, nie mówiąc już o błędnej polityce wobec Szwecji, która doprowadziła w sumie do potopu. Marzenia Zygmunta III Wazy, że odzyska tron Szwecji niestety podsycały spór.

Nie mieliśmy wtedy konfliktów z zachodnimi sąsiadami? Zależy jak na to patrzeć. Geograficznie, czy politycznie. Za czasów Zygmunta nie, bo mu zależało na ich wsparciu w jego dążeniu do odzyskania korony Szwecji, ale się przeliczył. Potop szwedzki uczynił z Prus Książęcych lenno szwedzkie w 1656 roku, a rok później za panowania Jana II Kazimierza, Prusy czyli dawne państwo krzyżackie uzyskały niezależność od Rzeczypospolitej. Trzeba pamiętać że rodzina Hohenzollernów odegrała potężną rolę w połączeniu Prus i Brandenburgii, z którą to księstwo pozostawało w unii personalnej od 1618 r. mimo, że formalnie było polskim lennem. To wtedy właśnie, w 1657 roku w siedmiogrodzkim mieście Radnot zdecydowano się podpisać traktat rozbiorowy, przewidujący podział Rzeczypospolitej między Szwecję, Brandenburgię, Siedmiogród, Kozaczyznę (pod wodzą Bohdana Chmielnickiego) i księcia Bogusława Radziwiłła. Jak widać elektor brandenburski nie miał pokojowych zamiarów wobec sąsiada, spod którego kurateli udało mu się wreszcie wyrwać. Do realizacji traktatu na szczęście nie doszło. Po potopie osłabiony kraj nie miał wpływu na rosnącą potęgę księstwa na północy, bo były wtedy inne zagrożenia, a w Europie zachodniej zagrażało głównie imperium osmańskie. Odsiecz wiedeńska w 1683 r nie została jednak „doceniona” przez europejskie, głównie austriackie, dwory i jak tylko nadarzyła się okazja, po śmierci Sobieskiego, na tronie obsadzono niemieckiego króla, saksońskiego elektora Augusta II Sasa popieranego właśnie przez Austriaków.

Trudno mówić, o czasach saskich, że nie było konfliktów z Niemcami, bo fakt, że granice się nie przesuwały nie oznacza pokoju. W kraju wrzało, bo polityka Sasa, bratanie się z Rosją, dążyła do wciągnięcia polski w jego saski konflikt ze Szwecją, a w końcu doprowadziła do wojny domowej. Niby nasz kraj oficjalnie do żadnej z jego wojen nie przystąpił, a jednak to po naszych polach, wioskach i miastach obce wojska hulały i siały spustoszenie. To wówczas zaczęły się walki o tron pomiędzy nim a Leszczyńskim. Fakt że Leszczyński dość niezręcznie skumał się ze Szwedami, ale trzeba przyznać, że zawarty w roku 1732 – traktat trzech czarnych orłów, w którym Rosja, Prusy i Austria zawarły umowę, że po śmierci Augusta II narzucą Polsce wskazanego przez nich kandydata na króla, mogła go doprowadzić do wściekłości i szukania wsparcia u ich wrogów. Cóż, przegrał w tym „naparzaniu się” i czarne orły obsadziły nam na tronie Augusta III Sasa. Wybór Augusta III nie był uczciwy. Większość szlachty popierała Stanisława Leszczyńskiego – wojewodę poznańskiego – i został wybrany królem Polski legalnie we wsi Wola pod Warszawą na sejmie elekcyjnym. Ale jego zapowiedzi reform państwa w tym ograniczenia praw innowierców, ukrócenia samowoli szlachty, wzmocnienia władzy królewskiej, a zwłaszcza zniesienia poddaństwa chłopów rozzłościły część magnatów i zagraniczne dwory królewskie, które popierały Augusta III, swojego, który zadba o ich interesy. Drogą przekupstwa został osadzony na tronie, co wywołało kolejną wojnę domową z Leszczyńskim. Dwa lata się „naparzali”, w końcu Leszczyński przegrał. August III w roku 1736 zwołał jeden jedyny sejm, sejm pacyfikacyjny, podczas którego przysiągł, że nic reformować nie będzie. Do przestrzegania złotej wolności szlacheckiej się zobowiązał i tego, że nic w magnackiej Rzeczypospolitej zmieniać nie chce.

Z jednej strony to dobrze, że na jakiś czas zapanował pokój, a szlachta zaczęła odbudowywać zniszczone wojnami majątki. Rozkwit baroku w tych czasach naznaczył na długo architekturę w naszym kraju. Bogacenie się i dorabianie się było absolutnie zrozumiałą reakcją po długich latach wojen. I ten krótki czas pokoju – jakieś 30 lat - należy docenić. Ale z drugiej strony - wojsko polskie zmarniało, bo po co nam wojsko, a król sprowadził saskie oddziały, by pilnowały porządku w kraju. No to jak to traktować, pokojowe współistnienie, czy okupacja?

Jego następca Stanisław August Poniatowski, kochanek carycy Katarzyny, obsadzony został na polskim tronie pod osłoną wojsk rosyjskich sprzymierzonych wówczas z dworami niemieckimi. Przypominam, że Katarzyna byłą Niemką. Zofia Fryderyka Augusta von Anhalt-Zerbst, tak jak i jej mąż Piotr Ulryk Holsztyński - cesarz rosyjski. Na marginesie - po półrocznych rządach Piotra III, wojsko rosyjskie zbuntowało się przeciw cesarzowi, bo wdrażał do armii rosyjskiej wzorce z armii pruskiej (pruski dryl?). Piotr III został zamordowany, a Katarzyna i jej zwolennicy dokonali zamachu stanu. I tak oto Katarzyna w 1762 roku objęła władzę w Rosji, zmieniła wyznanie z protestantyzmu na prawosławie i wcielała absolutyzm oświecony. Odrzucona przez matkę wychowywana była przez francuską guwernantkę, Elizabeth Cardel, która rozkochała Zofię we francuskiej kulturze i języku. Zaczytywała się w związku z tym także w dziełach Woltera, czyniąc zeń swojego doradcę. No, ale co ona tam w tej Rosji miała czytać? Przecież Puszkina, który dopiero skodyfikował język rosyjski, jeszcze nie było.

Wróćmy jednak do ostatniego naszego króla i jego pomysłów reformatorskich, bo rozpoczął pewne próby reformy państwa. Wiele z nich było trafionych, ale wiele kontrowersji wzbudził popierany przez protestanckie Prusy i prawosławną Rosję projekt przyznania praw politycznych innowiercom zamieszkującym Koronę Królestwa Polskiego i Wielkie Księstwo Litewskie (ciekawe, że Leszczyński chciał swoimi reformami akurat ukrócić prawa innowierców…) Nie wystarczyło, że w Polsce nigdy nie było prześladowań religijnych, ale zgodnie z „aktualnymi trendami”, próbowano zapisać rzekome równe prawa mniejszości w traktatach kształtujących ustrój państwa. W odczuciu społecznym był to zamach na katolicką Polskę, a zawiązanie Konfederacji Barskiej w 1768 „w obronie wiary katolickiej i wolności” można potraktować jako pierwsze narodowe powstanie przeciw tak jawnej ingerencji obcego państwa w jego kulturę i system prawny. Była to próba uwolnienia się od rosyjskich i niemieckich wpływów. Jak to się skończyło, to pamiętamy. Z tego zamieszania skorzystał król Prus Fryderyk II Wielki, bo chciał zająć Prusy Królewskie, oddzielające wciąż Brandenburgię od Prus Książęcych. Przypomniał sobie pomysł, który nie wypalił z 1657 (rozbiór proponowany w Randot) i teraz znów zaproponował rozbiór Rzeczypospolitej Polskiej pomiędzy Prusy, Rosję i Austrię, a caryca wspaniałomyślnie na taki pomysł przystała. Wkroczyła do Polski z wojskami w obronie praw mniejszości… Najpierw były kamienie milowe dotyczące mniejszości, a jak to nie pomogło, to zbrojnie zajęto kawał ziemi w rozliczeniu za rzekome długi króla Stasia wobec carycy… Czy to nam się z czymś nie kojarzy?

No i dobrnęliśmy do roku 1772.

No to jak bo było z tym „naparzaniem się” z Niemcami w okresie od Krzywoustego do rozbiorów?

Można powiedzieć, że „zwykłym ludziom” wielokrotnie żyło się wtedy w Polsce spokojnie, ale wojny są tylko krwawym przedłużeniem polityki i nie dotykają wszystkich. Wsi spokojna, wsi wesoła… Ludziom niezainteresowanym sprawami kraju zwykle dzieje się dobrze. Krzątają się wokół własnych spraw i nie przejmują tym co się dzieje w wielkiej politycy. To normalne. Teraz też. My się przecież teraz z nikim „nie naparzamy”. Jako kraj mamy prawo prowadzić swoją politykę dostępnymi pokojowymi środkami. W zależności od tego, kto stoi u nas na czele państwa, sojusze się zmieniają. Tak było w sumie zawsze w naszej historii w zależności od sytuacji.

Ogólnie patrząc na ten dość długi okres stosunków z Niemcami, można powiedzieć, że tylko wtedy, gdy Polska była krajem silnym gospodarczo i dość rozległym terytorialnie, Niemcy nam odpuszczali. Ale nie przypominam sobie, by kiedykolwiek traktowali nas „poważnie”, jako partnera w realizacji jakichś wspólnych celów i żeby to oni zwracali się do nas po pomoc czy sojusze… Nawet Sasi, nie szukali sojuszu z polską szlachtą i wojskami a ponad naszymi głowami dogadywali się z Rosją i po naszych terytoriach ganiali swoje wojska siejąc spustoszenie.

I wcale nie namawiam do „obrzydzania” Niemców, tylko ich rozumienia. A także spojrzenia na ich kraj jako konkurenta w realizacji interesów. Dopóki sąsiad zajmuje się sobą (tak jak to było w XVI wieku) to my możemy się spokojnie rozwijać. Jak prowadziliśmy swoją niezależną politykę, to w tej części Europy, w tym na zachodnich granicach, panował pokój. Jak tylko w naszych dziejach u nas działo się gorzej, to Niemcy to wykorzystywali na rozszerzanie swojego imperium. Ale to że nam „odpuszczali” nie oznacza, że nas szanowali lub - nie daj Boże - od czasu do czasu, jak inne kultury, podziwiali… Autorami czarnej legendy i opinii o Polakach w świecie byli zwykle niestety nasi wrogowie, więc trudno było z nią walczyć.

Wojny czyli „naparzanie się”, nigdy nie dotykały wszystkich, prowadzone wg reguł sztuki wojennej dotykały tylko części ludności. Dopiero w Trzeciej Rzeszy Goebels wprowadził pojęcie wojny totalnej w czasie drugiej wojny światowej (wcześniej w naszych dziejach tylko potop szwedzki miał podobnie niszczycielskie skutki).

Tak więc: „nie naparzaliśmy” się z Niemcami od Krzywoustego do rozbiorów?




Źródła:

W tekście podałam jeden link, bo tę zwięzłą wypowiedź w zasadzie przytoczyłam jako cytat z załączonego linku. Pozostałe źródła to cała lista linków oraz tytułów książek, zajmująca 3 strony maszynopisu, którą stworzyłam przy okazji pisania książki o historii Polski. Niestety wydawnictwo wycofało się z chęci wypuszczenia jej na rynek, chociaż przepięknie ilustrowana gawęda o naszych dziejach jest gotowa do druku już od ponad dwóch lat.

myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka