Fibrol05 Fibrol05
120
BLOG

Energia "próżni"

Fibrol05 Fibrol05 Technologie Obserwuj notkę 0


"Energia „próżni” Mój zamiar objaśnienia zjawiska grawitacji w rozdziale książki; „Czy Księżyc o tym wie” przy użyciu pojęcia koniunkcji nie był szczęśliwy. Wymagał dużej koncentracji uwagi, wyobraźni i rozumienia zjawiska grawitacji. Nie będę, więc drążył dalej tematu po tej linii i zajmę się problemem — ile energii może zawierać „próżnia” w miejscu orbity geostacjonarnej Ziemi, kiedy wiadomo, że wiatr dagteru i odpychanie materii się wzajemnie znoszą. Krótkie wprowadzenie; Efekt grawitacji (spadania obiektów) jest wynikiem wiatru dagteru w kierunku Ziemi. W odległości R (wysokość orbity stacjonarnej) od środka Ziemi wiatr dagteru jest za słaby, aby pokonać siłę odpychania materii. Obiekty tam umieszczone nie zostaną przez WD popchnięte w kierunku Ziemi. Siła odpychania materii wynika z tego, że energia w niej zawarta przeciwstawia się zagęszczeniu i jak tylko ma sposobność, to rozprasza się w otoczeniu, by osiągnąć jego poziom nasycenia. Ta sama siła odpychania działa wewnątrz atomów i między atomami, dlatego atomy nie dają się zgnieść. W odległości mniejszej od R wiatr dagteru, jako czynnik zewnętrzny potrafi pokonać to odpychanie i przedmioty będą spadać, jeżeli ich temperatura ruchu orbitalnego będzie na tyle niska, że wiatr będzie mógł je popychać w stronę Ziemi. Rozpędzenie obiektu materialnego powyżej orbity stacjonarnej powoduje jego oddalenie na wyższą orbitę, ale nie z powodu siły odśrodkowej, jak wynikałoby z teorii Newtona, lecz dlatego, że wraz z prędkością materia traci konsystencję (gęstość energii) i chociaż cała jej energia zostaje zachowana, to zwiększa się przepuszczalność dla wiatru dagteru (maleje masa). W wyniku tego naturalne odpychanie się materii pozostaje na tym samym poziomie, ale słabnie nacisk wiatru dagteru i obiekt musi się przemieścić tam, gdzie te dwa efekty znajdują się w równowadze. Satelita stacjonarny może się poruszać z prędkością kątową równą prędkości kątowej Ziemi w ruchu dobowym, ale może także być umieszczony nad biegunem i nie musi być w ruchu okrężnym. Powstaje pytanie; dlaczego obiekty kosmiczne, które się znajdują dalej, niż sięga orbita stacjonarna, także na Ziemię spadają? Spadają na Ziemię, bo znajdują się na kolizyjnych kursach. W takich zajściach nie dochodzą do głosu opisane wyżej zależności tak intensywnie, a może się zdarzyć tak, że kosmiczne ciało może się tylko otrzeć o Ziemię i polecieć dalej w kosmos. Musi mieć do tego odpowiednią prędkość, aby wiatr dagteru nie był w stanie doprowadzić taki obiekt do zderzenia. Co by się stało, gdyby satelita był stacjonarny w stosunku do odległych ciał niebieskich? Nie można byłoby mu przypisać ruchu po okręgu, a więc także istnienia siły odśrodkowej. Według zwolenników teorii Newtona powinien wówczas spaść na Ziemię. Ja twierdzę inaczej, ale nie będę się sprzeczał z tymi, którzy uważają, że na orbicie geostacjonarnej na satelitę działa siła odśrodkowa i dlatego nie spada na Ziemię. Niech sobie tak ją nazywają i w to wierzą. Wyobraź sobie, że jakiś złośliwiec napompował naszą Ziemię, aż jej powierzchnia sięgnęła orbity geostacjonarnej. Masa Ziemi się nie zmieniła, ale stała się jakimś takim styropianowym olbrzymem. Jak policzyłem, średnia gęstość materii zmniejszyła się znacznie i teraz wynosi 18 kg/m ^3. To mniej więcej tyle, ile ma styropian na podłogę dobrej jakości. Satelita Nr 2 leży sobie teraz na powierzchni nowej Ziemi i tak, jak poprzednio nic nie waży i obraca się razem z Ziemią, tak, jak poprzednio. Czy nowa Ziemia jest teraz kulą, czy inną przestrzenną figurą? Jeżeli wierzyć tym, którzy twierdzą, że grawitacja jest równoważona przez siłę odśrodkową, to trzeba przyznać, że dla obracającej się nowej Ziemi taka siła na biegunach nie występuje i dlatego „siła” grawitacji tam ją ściska bardziej i tak, jak stara Ziemia jest spłaszczona, a przyspieszenie nowe (g') jest o około 4% większe niż na nowym równiku. Można zatem przyjąć, że jej promień będzie tam nieco mniejszy niż 42 164 km, które posiada na nowym równiku. Gdyby chodziło o starą Ziemię, to satelita nieruchomy nad biegunem musiałby wisieć trochę wyżej od powierzchni, bo siła grawitacji jest tam „większa”. O ile? No coś o około 4%, czyli na wysokości 43 000 km. Wyobrażasz to sobie? Wisiałby sobie tam nad starą dobrą Ziemią tak, jak ten nad równikiem i żadnej siły odśrodkowej nie potrzebowałby! Opowiadanie więc o sile odśrodkowej nie zawsze jest prawdziwe. Tak, jak przedstawiłem to w rozdziale pt. Siły w ruchu. No dobrze! A teraz o tym, że grawitacja, to jest wiatr dagteru, który może wiać tylko tam, gdzie istnieje różnica potencjałów. Tego satelitę nad równikiem zostawiamy w spokoju, niech sobie tam wisi z tą siłą odśrodkową albo bez niej, ale ten nad biegunem, to z pewnością nie wisi tam z powodu równowagi siły grawitacji i siły odśrodkowej tylko, z tego powodu że tam „grawitacja” jest za słaba. Za słaby jest wiatr dagteru, aby pokonać odpychanie się obydwu ciał materialnych – Ziemi i satelity.

Jesteś tu jeszcze?

Jest jednak coś takiego, że wiatr dagteru nie ustaje, tylko satelita mu w tym nie pomaga. Wiatr dagteru przenika przez niego osłabiony i to nie wystarcza do tego, aby go popchnąć w stronę Ziemi na przekór odpychaniu. Czyli inaczej mówiąc, pojawia się w zjawisku trzeci gracz i jest nim satelita i stan własności wewnętrznej jego materiału. Jego temperatura wewnętrzna zależna od prędkości absolutnej powoduje, że znajduje się w quasi-równowadze przestrzennej. Jak mógłby obniżyć swoją temperaturę wewnętrzną? — np. w ten sposób, że zacząłby okrążać Ziemię i w ten sposób niska temperatura Ziemi przestałaby być dla niego „atrakcyjna” (II zasada termodynamiki).
Czym w takim razie jest satelita w tym zdarzeniu grawitacyjnym?
Satelita jest wskaźnikiem (jest próbnikiem), który jako materia o określonej temperaturze jest dodawany do zdarzenia i pokazuje w którym miejscu istnieje równowaga między tarciem wirterii o satelitę i efektem odpychania Ziemi.
Przebieg funkcji opisujących te zależności nie może być w ten sposób liniowy.
Do tej pory wszystko jasne, ale teraz najważniejsze;
Potraktujmy materię satelity nad biegunem, jako zestaw przestrzennych parametrów pozostających w równowadze z przestrzenią wirtualną nad Ziemią, bo satelita, ani się nie oddala, ani się nie zbliża do Ziemi. Równowaga taka istnieje dla satelity tylko w tej odległości i nie może się bez udziału energii zewnętrznej przemieścić. Nie należy więc tego rozumieć, że skoro nie działa na niego siła grawitacji, to mógłby sobie pofrunąć dalej od Ziemi.
Podobnie, jak w zasadzie Archimedesa można sobie wyobrazić i przyjąć, że gęstość satelity zanurzonego w przestrzeni wirtualnej Ziemi i gęstość wirtualnej przestrzeni są bardzo do siebie podobne. Siła ciężkości i siła wyporu równoważą się - jak opisałaby to klasyczna fizyka.
Gdyby tak było, to na podstawie uznawanego przez fizykę wzoru E = m*c^2 trzeba by policzyć całą energię zawartą np. w 1 m^3 takiej przestrzeni.
Policzyłem to i wyszło mi, że energia ta wynosi 1,8 biliarda J ( biliard = 10^16), czyli energię 238 bomb atomowych (15kT TNT) zrzuconych w 1945 roku na Hiroszimę. Gdyby zastąpić tę energię przez TNT, to potrzeba byłoby 2600 pociągów (po 32 wagony 40 tonowe), aby załadować ten materiał wybuchowy.
Naturalnie tylko wówczas, gdyby cały dagter zamienił się w energię, co oczywiście nie jest możliwe.
Ogromna energia, niewyobrażalna, więc nic dziwnego, że niektórzy nawiedzeni fizycy patrzą w tę stronę łakomie — gdyby chociaż tak kawałek z niej uszczknąć!
Podobno w USA przyznano już patenty na ujarzmienie tej energii.
Piszę to, abyś wiedział, jeżeli spotkasz się z zapewnieniem, że jest to energia przyszłości i można z niej korzystać i że są do kupienia akcje firmy, która się tym zajmie — nie daj się nabrać.
Jeżeli spotkasz się np. z opisem wykorzystania energii punktu zerowego, to właśnie jest takie marzenie bez pokrycia w rzeczywistości. Nie jest możliwa zamiana medium uniwersale w energię, bo to znaczyłoby jego unicestwienie, natomiast światło to nadal tylko dagter, ale w innej postaci fazowej.
- Pogubiłeś się? Tak trochę?
Jesteś tu jeszcze? Jest jednak coś takiego, że wiatr dagteru nie ustaje, tylko satelita mu w tym nie pomaga. Wiatr dagteru przenika przez niego osłabiony, i to nie wystarcza do tego, aby go popchnąć w stronę Ziemi na przekór odpychaniu. Czyli, inaczej mówiąc, pojawia się w zjawisku trzeci gracz i jest nim satelita i stan własności wewnętrznej jego materiału. Jego temperatura wewnętrzna zależna od prędkości absolutnej powoduje, że znajduje się w quasi-równowadze przestrzennej. Jak mógłby obniżyć swoją temperaturę wewnętrzną? — np. w ten sposób, że zacząłby okrążać Ziemię i w ten sposób niska temperatura Ziemi przestałaby być dla niego „atrakcyjna” (II zasada termodynamiki). Czym w takim razie jest satelita w tym zdarzeniu grawitacyjnym? Satelita jest wskaźnikiem (jest próbnikiem), który jako materia o określonej temperaturze jest dodawany do zdarzenia i pokazuje, w którym miejscu istnieje równowaga między tarciem wirterii o satelitę i efektem odpychania Ziemi. Przebieg funkcji opisujących te zależności nie może być w ten sposób liniowy. Do tej pory wszystko jasne, ale teraz najważniejsze;. Potraktujmy materię satelity nad biegunem, jako zestaw przestrzennych parametrów pozostających w równowadze z przestrzenią wirtualną nad Ziemią, bo satelita ani się nie oddala, ani się nie zbliża do Ziemi. Równowaga taka istnieje dla satelity tylko w tej odległości i nie może się bez udziału energii zewnętrznej przemieścić. Nie należy, więc tego rozumieć, że skoro nie działa na niego siła grawitacji, to mógłby sobie pofrunąć dalej od Ziemi. Podobnie jak w zasadzie Archimedesa można sobie wyobrazić i przyjąć, że gęstość satelity zanurzonego w przestrzeni wirtualnej Ziemi i gęstość wirtualnej przestrzeni są bardzo do siebie podobne. Siła ciężkości i siła wyporu równoważą się – jak opisałaby to klasyczna fizyka. Gdyby tak było, to na podstawie uznawanego przez fizykę wzoru E = m*c2 trzeba by policzyć całą energię zawartą np. w 1 m3 takiej przestrzeni. Policzyłem to i wyszło mi, że energia ta wynosi 1,8 biliarda J (biliard = 1016), czyli energię 238 bomb atomowych (15kT TNT) zrzuconych w 1945 roku na Hiroszimę. Gdyby zastąpić tę energię przez TNT, to potrzeba byłoby 2600 pociągów (po 32 wagony 40-tonowe), aby załadować ten materiał wybuchowy. Naturalnie tylko wówczas, gdyby cały dagter zamienił się w energię, co oczywiście nie jest możliwe. Ogromna energia, niewyobrażalna, więc nic dziwnego, że niektórzy nawiedzeni fizycy patrzą w tę stronę łakomie — gdyby, chociaż tak kawałek z niej uszczknąć! Podobno w USA przyznano już patenty na ujarzmienie tej energii. Piszę to, abyś wiedział, jeżeli spotkasz się z zapewnieniem, że jest to energia przyszłości i można z niej korzystać i że są do kupienia akcje firmy, która się tym zajmie — nie daj się nabrać. Jeżeli spotkasz się np. z opisem wykorzystania energii punktu zerowego, to właśnie jest takie marzenie bez pokrycia w rzeczywistości. Nie jest możliwa zamiana medium uniwersale w energię, bo to znaczyłoby jego unicestwienie, natomiast światło to nadal tylko dagter, ale w innej postaci fazowej. – Pogubiłeś się? Tak trochę? Więc wyjaśnię Ci to inaczej; z energii dagteru korzystamy wszędzie, bo innej w naszym Wszechświecie po prostu nie ma, ale nie na takim poziomie, aby np. unicestwić to medium i zamienić w światło, ciepło albo coś innego. Zamiana taka byłaby tożsamością, dlatego marzenie o tym jest absurdalne. To jest tak, jak korzystanie z energii wody. Możemy ją zamienić w parę, możemy ją skroplić, skierować na turbiny, rozłożyć na atomy i nawet te atomy rozbić, ale cały czas korzystamy z energii ruchu (ciepła) zawartego w dagterze. Możemy tego ciepła (mocy) tylko tyle wziąć, ile go posiada ponad wartość średnią kosmosu. Teoretycznie. To może, by sięgnąć po energię wiązania nukleonów w atomie wodoru. Z pewnością byłaby to reakcja egzoenergetyczna, ale wyjątkowo gospodarczo nieopłacalna. Jaki błąd w rozumowaniu popełniają ci, którzy opowiadają o korzystaniu z „energii punktu zerowego”? Pierwszym błędem jest to, że próżnia kosmiczna, czy jakakolwiek próżnia np. fizyczna nie jest punktem quasi-zerowym w naszym Wszechświecie. Punktem zerowym byłaby próżnia absolutna, czyli taka, gdzie nie istnieje ciśnienie Realu. Inaczej, powiedziawszy byłaby tam, gdzie istnieje tylko ciśnienie wirterii. Za takie miejsca w kosmosie należy uważać centra galaktyk i gwiazd. Podciśnienie próżni kosmicznej powstaje tam przez nagromadzenie odpychającej się wzajemnie materii, która stawia opór przenikaniu do wnętrza tych obiektów zimnej wirterii o ciśnieniu „pustki kosmicznej”. Takie samo zjawisko zachodzi w obiektach materialnych każdej wielkości — także w atomach i nukleonach. W zależności od wielkości podciśnienia w tej materii dokonuje się transformacja wirterii w materię bądź to w postać światła, bądź cząstek elementarnych (kreacjacja materii). Materia jest we Wszechświecie utrzymywana w stanie stabilnym właśnie przez ciśnienie zimnej wirterii i pozostałej materii w „zupie kosmosu”.

Podciśnienie próżni tworzy warunki do rekombinacji atomów materii, czyli powstania cięższych pierwiastków w procesach nuklearnych. Są to gwałtowne reakcje egzoenergetyczne powodujące rozproszenie w ten sposób powstałej materii w kosmosie. Energia ta zawarta jest we wzroście sumarycznego ciśnienia przestrzeni wirterii. Nie należy tylko uważać tych procesów, jako źródła dodatkowej energii, gdyż są one wynikiem stygnięcia Wszechświata, czyli spadku poziomu entropii. W celach dydaktycznych można sobie porównać opisane zajścia do zamarzania wody w zamkniętym pojemniku. Do tego potrzebne jest odbieranie ciepła wodzie, która zamienia się w lód, który mając większą objętość od wody powoduje wzrost ciśnienia w pojemniku prowadzący do podniesienia temperatury, a więc w konsekwencji do spowolnienia procesu zamarzania. Przy obecności innego źródła ciepła związanego z utratą stopni swobody cząstek wody w lodzie spowodowałoby to nieliniowość procesu zamarzania. Podobne do tego procesy zachodzą właśnie na tym etapie ewolucji Wszechświata. Tak jak wyżej napisałem tempo stygnięcia Wszechświata może się bardzo różnić lokalnie, ale globalna tendencja stygnięcia nie zmienia się. Procesy związane z wyżej opisanymi mogą być także prawie niewidoczne albo takie, jakie obserwowane są w kosmosie w postaci gwałtownych wybuchów. Jedno trzeba tylko podkreślić, że ich przyczyna nie leży we wzroście ciśnienia spowodowanego „przyciąganiem grawitacyjnym” materii, lecz udział w nich biorą inne elementarne reakcje. Dotychczasowa astrofizyka obarczona antropizmem naukowców nie jest świadoma opisanych zajść i źródła ich powstania, dlatego wraz z gromadzeniem obserwacyjnych danych, zdana jest na nieustające rewizje przyjętych modeli. Aby uniknąć tych rozterek musi się przyjąć za pewnik istnienie trójdzielnej Rzeczywistości w postaci Realu, Wirtualu i Absolutu.

Gdyby się mnie ktoś zapytał; czy korzystamy z energii próżni już dziś, tylko to jest ukrywane? Odpowiedziałbym — oczywiście, że korzystamy z energii próżni nieustannie, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy. Tak jest i tak musi tak być, bo innej energii w naszym Wszechświecie po prostu nie ma."

Jest to fragment książki pod tytułem "Po bezdrożach przestrzenii i czasu" - autor Wacław Krygowski

 Książka nie jest dostępna w księgarniach.





Fibrol05
O mnie Fibrol05

Wierzę w istnienie prawdy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie