No, no! poczułem się już doprawdy jak człowiek, który miał zamiar ciskać kamieniami w okna poznańskiego Centrum Kultury Zamek. Jak na historyka sztuki i kolegę ze studiów zacnej pani dyrektor tegoż Centrum Kultury - to całkiem nieźle, prawda? Ale nie mam pretensji do Michała Merczyńskiego, którego słowa tak odczułem. Pewnie jest pod niesamowitą presją, bo tytuł wywiadu, jakiego udzielił GazWyborowi, grozi Mu utratą twarzy w środowisku (dla tego środowiska bluźnierstwo teatralne to przecie bułka z masłem lub hamburger, jeśli pójdziemy tropem R. Garcii - ale uległość wobec klerykałów to już zbrodnia). Otóż na okładce aktualnego Dużego Formatu czytamy: "Nie jestem DJ-jem episkopatu", a w środku: "Spektakl uległości". Prawdziwy upadek i podwójne zagrożenie - zarówno przez domniemanych kiboli, jak i przez "swój" świat. Ten świat poprzez owe prasowe tytuły może zacząć postrzegać dyrektora kultowej imprezy jako sui generis zaprzańca. I chyba dlatego Michał Merczyński maluje opowieść o zagrożeniu spektaklu przez skrajną prawicę w barwach aż nadto - jak mi się zdaje - horrorowych. Cytuję:
[…] fala agresji narasta. Zaczynają się telefony, maile, groźby pozbawienia życia, wszystko wulgarne. [...] jesteśmy już pewni, że coś się zdarzy, że może polać się krew. ["Duży Format" 26 VI 2014, s. 6]
Przede wszystkim muszę zaprzeczyć, aby "wszystko" było wulgarne. Na pewno nie. Zaś zacną Panią Dyrektor CK Zamek mogę zapewnić, że szereg telefonów i mejli do Michała Merczyńskiego wyszło z naszego wspólnego środowiska. Dzwoniło niemało naszych znajomych - i znajomych znajomych. I wiem, że na pewno nie wypowiadali gróźb karalnych! Przeciwnie. Za to mogę ręczyć.
Ale takie spokojne głosy, jak widać, nic nie znaczą. Czyżby rację miał arcybiskup - że tylko ohydna groźba zamieszek może powstrzymać falę ohydztwa? No tak. Groźby karalne i wulgarne słowa są oburzające i za telefony z pogróżkami nikt nie może wziąć odpowiedzialności (sam takich doświadczałem kiedyś i wiem, że policja odradza szukanie winnych, bo to nic nie daje). Spokojne głosy przechodzą mimo uszu i - jak świadczy wywiad z Michałem Merczyńskim - o nich się nie pamięta.
Nie pamięta się o tych, którzy ani nie są prawicowo partyjni, ani nie są lefebrystami, ani nie są kibolami. O "starych i młodych z wykształceniem wyższym z dużych miast". Rozumiem oczywiście, że dla publikatorów typu GazWybor wspominać o nich to rzecz niewygodna, bo to psuje obraz protestu. W tych mediach obraz protestu ma być wyłącznie prymitywny i niekulturalny. Dlatego te media stwarzają WRAŻENIE, ŻE NIEKTÓRYCH LUDZI NIE MA. Każdy protestujący ma mieć albo pałkę, albo pastorał zamiast pałki. I na dodatek, oczywiście, różaniec.
Pewno, że kto sieje wiatr, zbiera burzę. Kto (zapewne mimo woli, w sytuacji dwuznacznej, nie wiem jak to nazwać inaczej) dozwala na pogardę, sam może się dostać się pod koła jej rydwanu. Mimo to jednak podejrzewam, że słowa o "polaniu się krwi" to bardzo duża przesada, która urąga organizatorom protestu i owym ludziom dobrej woli, w tymże proteście uczestniczącym. No ale każdy ma prawo do widzenia zagrożenia tak, jak je widzi, a sytuacja dyrektora festiwalu jest nie do pozazdroszczenia.
Ja w każdym razie w danym dniu będę miał różaniec i zapewne też przyjdę przed CK Zamek w gronie znajomych z uczelni, aby uczestniczyć w procesji i pomodlić się za bluźnierców.
Inne tematy w dziale Polityka