Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
717
BLOG

Golgota Picnic. Relacja z wczoraj. Brawo Polsko.

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Polityka Obserwuj notkę 11


 

"ZAMIESZKI !   ZAMIESZKI !"
W Polsce wokół teatrów nie leje się krew. GazWybor bardzo by chyba chciała, aby się lała - byłoby to potwierdzenie opresyjności polskiego katolicyzmu, cokolwiek to słowo miałoby znaczyć - ale się nie leje i koniec. Oczywiście GazWybor donosi triumfalnie: "Są zamieszki" [TU], żeby sprawie nadać większą rangę i zatrąbić na alarm. Dobrze, niech pisze, niech trąbi. Skala protestów przecież nas cieszy, okej. Tylko gdzie te "zamieszki"?!

A skala cieszy tym bardziej, że zdawało się jakby lewakom już się udało zastraszyć księży i skłonić katolikówdo zrezygnowanego milczenia. Jak zwykle użyto do tej propagandowej akcji kilku pożytecznych [-]. I tak bluźniercy mogą powoływać się na słowa ks. Lutra i o. Dostatniego, dominikanina, którego znam. Wstyd mi się zrobiło, jako wychowankowi duszpasterstwa oo. dominikanów. Na szczęście nawet dominikanie uratowali swój honor (domyślam się, którzy to ojcowie uczynili i dziękuję im z całego serca), bo we Wrocławiu

protesty trwały już od kilku dni. W kościele [dominikanów] św. Wojciecha na pl. Dominikańskim odbyła się Koronka do Miłosierdzia Bożego, której uczestnicy modlili się "w intencji przebłagalnej za grzech publicznego bluźnierstwa jakim jest Golgota Picnic". W modlitwę ekspiacyjną włączyły się też wrocławskie siostry Karmelitanki i Boromeuszki. Dominikanie zorganizowali modlitwę również przed gmachem Teatru Polskiego [TAMŻE].

M
ożemy więc powiedzieć z dumą: skutecznie a pokojowo, czyli poprzez głośne demonstracje, zablokowano bądź znacząco zaburzono szereg inicjatyw czytania czy wyświetlania bluźnierczego spektaklu.

CHCIAŁ, TO MIAŁ
Skądinąd była to najzwyczajniejsza odpowiedź na wyzwanie Rodrigo Garcii, który sam przecie powiada od dawna, że jego spektakl ma urażać, wzbudzać sprzeciw. Ponadto onże oświadczył wczoraj:


Wszędzie, gdzie graliśmy tę sztukę, pojawiały się naciski. Ale tylko w Poznaniu ulega się tym naciskom![TU]

No tak, a GazWybor już pisała, że poza Francją protestów
nie było, albo że spektakl nie jest bluźnierczy, nie rani etc. To już nie wiem, czego się trzymać. W każdym razie przyjmując słowa Garcii za prawdziwe - że miało być właśnie obrażalsko i że naciski, czyli, jak rozumiem, protesty pojawiały się w całej (zlaicyzowanej przecież, a jednak!) Europie -  nietrudno zdziwić się jego zdziwieniu. Dotąd aż nazbyt łatwo triumfował nad tymi strasznymi chrześcijanami, deptał i urągał, a tu nagle w Polsce taka porażka.

Więc można rzec cicho: chwała Ci, Polsko, ojczyzno św. Jana Pawła II.
A przy okazji zwrócę uwagę, że takie osoby jak ks. Luter czy o. Dostatni, których - jak same oświadczają - spektakl nie zabolał, dały dowód albo wyminięcia się z intencją reżysera, albo braku chrześcijańskiej wrażliwości. Na to wychodzi.

 

OD BIAŁEGOSTOKU PO WROCŁAW
A teraz o oddźwięku - i skali protestów. Była to skala szeroka. Sama GazWybor relacjonuje wydarzenia z Warszawy, Poznania, Bydgoszczy, Białegostoku, Krakowa, Wrocławia, Katowic, Lublina. I tylko w Lublinie podczas wyświetlania było zupełnie spokojnie. Ale też za to w Lublinie odwołano jedną z imprez: "pod naciskiem przeciwników z pokazu zrezygnowało Lubelskie Centrum Kultury". Wycofały się też Teatr Sztuk w Jaworznie, Teatr Rozrywki w Chorzowie i szczeciński teatr Kana [takoż TU].


PO
ZNANIACY GŁOSUJĄ NOGAMI
Znamienne, że jeszcze wymowniej działo się poza ośrodkami kultury. I tak, przypomnę: w Poznaniu GazWybor od dawna dorabia gębę arcybiskupowi Stanisławowi Gądeckiemu. Biczowała go nawet w jubileuszowym artykule o jego "leciu". Arcybiskup jednak nie ucicha, dalej zabiera głos, spokojnie a mocno. I skutecznie. Bo kiedy wczoraj na Placu Wolności paneliści z kręgu Malty i GazWyboru oburzali się jego słowami, prowadził przez Poznań procesję Serca Jezusowego znacznie liczniejszą niż procesje ostatnich lat. Tak poznaniacy okazali swojemu pasterzowi poparcie i wdzięczność. Nie poprzez blokadę czytania (bo tam zebrało się znacznie mniej osób), lecz poprzez masowe uczestnictwo w liturgii, na którą zaprosił ich arcybiskup. Przypomnę, że podobnie "głosowali nogami" w 1966 roku, kiedy z uroczystości laickich, którym przewodniczył Gomułka (obecność dla wielu była obowiązkowa), ludzie jak tylko mogli "przeciekali"pod katedrę, na równoległe, w efekcie ludzkich "przecieków" znacznie potężniejsze zgromadzenie, któremu przewodniczył Prymas Tysiąclecia. 


KONIUNKTURALIZM ŚWIATA SZTUKI

Nie od dziś to wiadomo, że artysta jest błaznem świata. Rzadko kiedy bywa niezależnym wieszczem; to przeważnie wyrobnik kultury, płynący z prądem. Jednakże jest to wyrobnik żyjący w przekonaniu o własnej dumie i misji. Chwałebne to przekonanie, połączone jest z bolesną tęsknotą do roli wyniosłego wieszcza, przewodnika narodu bądź czegoś tam innego. Niestety tylko niektórzy artyści grają ową rolę autentycznie - na strunach własnej duszy, we współbrzmieniu z własnym sumieniem. Inni mniej lub więcej dopasowują odgrywaną przez siebie melodię do muzyki na światowym topie. To nie jest oskarżenie, to tylko stwiedzenie pewnego prawa. Bo -

- bo nie mam złudzeń. Nie chę nikogo obrażać, ale masowe podjęcie inicjatywy promowania "Golgota Picnic" przez ośrodki w kraju i następnie wycofanie się z niej nie świadczy o niczym innym, jak o błazeńskim koniunkturalizmie. Nie u wszystkich oczywiście, ale przy większej skali zdarzeń można chyba mówić o zjawisku powtarzalnym. Otóż wystarczył lekki nacisk - a środowisko ludzi bezideowych zaczęło szukać drogi odwrotu, skoro się okazało, że bluźniercy jednak nie będą
zwycięzcami. A oni już się spodziewali! już siedzieli okrakiem na tej Golgocie, już chcieli triumfować i piwko pić. Pozostanie im frustracja i furia; na ich odreagowanie trzeba się teraz przgotować.

Tym bardziej chwała tym ludziom kultury, którzy od początku
protestowali, często na przekór mętnemu prądowi swego środowiska. Żeby było jasne - takowi sprawiedliwi są i w środowisku festiwalu Malta. I nie mówię o pionkach.

I JESZCZE MAŁA RELACJA
Byłem wczoraj na Placu Wolności w Poznaniu, przysłuchiwałem się panelowi "probluźnierców". Odmawialiśmy różaniec. Po cichu. Potem już tylko przysłuchiwaliśmy się. Piszę "my" w zmiennych znaczeniach - bo różaniec mówiły przynajmniej dwie osoby, nie wiem, jak reszta; natomiast osób przeciwnych spektaklowi objawiło się bardzo wiele. Obecni (ci "za" i ci "przeciw") komentowali półgłosem, a czasem głośniej poszczególne zdania dyskutantów. Zwolennicy spektaklu czuli się oczywiście pewniejsi siebie, było ich więcej. Słyszałem z ich strony wskazania: "do kościółka!". A ze strony panelistów - niezmienny od lat,
gazwyborowy opis środowisk protestujących, operujący trójcą: 1. księża, 2. babcie różańcowe, 3. łysi kibole i narodowcy, oczywiście obowiązkowo z kijami bejsbolowymi. Intelektualistów na tej liście brak, chociaż powinni się na niej znaleźć. Nawet podczas paneluwidziałem pośród przeciwników spektaklu paru profesorów (podpisów profesorskich, jak wiemy, mamy na liście protestacyjnej sporo). Ale paneliści jakoś tego nie zauważali. Klasyczne.

 

KONIEC - POCZĄTEK

Na  koniec - powiedzmy sobie, że to oczywiście tylko kolejny początek. GazWybor et consortes przekonali się, że nie będzie tak łatwo, jak myśleli. za to mają pewną korzyść - cel do uderzania i zadanie do wykonania. Niech.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka