Autor chce się przedostać do swego mieszkania na Żurawiej, gdzie – jak podejrzewa – będą czekały na niego rozkazy związane z godziną „W”. Tymczasem napotyka uzbrojonego osobnika…
[Poprzednie odcinki – tu]
Po rozstaniu z kolegą[Stanisławem Poznańskim] idę cały czas ulicą zamkniętą z obydwu stron murem. Sytuacja co najmniej niewyraźna, bo w razie jakiejś zaczepki jakikolwiek skok w bok jest wykluczony. Na razie jestem spokojny, bo ulicą nikt nie przechodzi. A jednak w pewnej chwili widzę zbliżającego się rosłego mężczyznę, idzie… w [długich] butach… Domyślam się [jednak], że to jest jakiś obojętny przechodzień.
Moje przeczucie [nie] sprawdza się. Przy mijaniu zaczepia mnie. Jest trochę podchmielony. Pyta, dokąd idę. Na moją niewyraźną odpowiedź proponuje, bym się do niego przyłączył i z nim poszedł w upatrzone miejsce. „Widzicie na co się zanosi”. Ma zająć jakąś pozycję wypadową, ale na razie jest sam. Potrzeba tam będzie kilku ludzi. Tłumaczę, że idę do domu. Że muszę najpierw tam zajrzeć,że nie mam broni, wreszcie, że muszę zająć inne, przewidziane dla mnie miejsce.
Argumenty moje nie skutkują, ciągnie mnie – tymczasem ukazuje się w oddali samochód [wojskowy]. „Zaatakujemy go, mam granat” – ma jakąś broń,którą zamierza wyciągnąć. Zaklinam go na wszystkieświętości. Nas jest tylko dwóch, w tym tylko jeden uzbrojony. Nie mamy żadnego miejsca do ochrony, prosta, obmurowana ulica, ich jest kilku, już z dala widać, że pojazd jest jakimś opancerzonym samochodem. Argumenty moje nie trafiają, zatrzymujęgo zarękę. W ostatniej chwili obiecuję nawet, że pójdziemy razem. W tej sytuacji samochód nas mija. Jest ubezpieczony kulomiotem gotowym do strzału. Trzech czy czterech żołnierzy na wozie, równieżuzbrojeni. Mój towarzysz pohamował się.
Mamy teraz iść razem dalej. Nadchodzi jednak na szczęście grupa mężczyzn. Wszyscy w młodszym wieku. Mój kolega zostawia mnie na chwilęi zwraca się do przechodzących z taką samą propozycją. Zaczyna się targowanie i dłuższa rozmowa. Korzystam z okazji i oddalam się szybkim krokiem.
Autor miał chyba na myśli – trudno mi to stwierdzić z całą pewnością – ulicę Czerwonokrzyską lub którąś z okolicznych, biegnącą wzdłuż ogrodzonych ogrodów zakonnych.
Ciąg Dalszy Nastąpi
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
DZISIEJSZYCH7 ODCINKÓW O GODZ. „W” – CO DWIE GODZINY
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Autor: Stanisław Michałowski (Kórnik 1903 – Kórnik 1984), przed ‘39 m.in. wiceprezydent Grudziądza, poseł na sejm i działacz Związku Zachodniego; podczas wojny w podziemiu, do 1944 roku oficer KG AK (m.in. w Biurze Informacji i Propagandy), w powstaniu – żołnierz-wywiadowca radiostacji „Anna”, w roku 1945 podsądny „Procesu szesnastu” w Moskwie ‘45, w PRL więziony w latach 1948-1952, po 1970 wrócił do rodzinnego gospodarstwa, w latach 1980-1981 założyciel i działacz NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.
Opracowano: na podstawie maszynopisu pt. „Osobiste sprawy życia mego” oraz nagrań zarejestrowanych w ostatnich latach życia Autora przez jego wnuka, czyli niżej podpisanego; wszystkie powyższe materiały są tegoż podpisanego własnością i w części dotyczącej powstania (prócz kilku drobnych fragmentów przywoływanych w internecie) nie były jeszcze publikowane. Wybór, którego tu dokonałem, jest arbitralny i niekoniecznie respektuje kolejność oryginału. Wszelkie opuszczenia zaznaczam trzykropkami w nawiasach kwadratowych; teksty umieszczone w takowych nawiasach są moimi uzupełnieniami & objaśnieniami; drobniejszych poprawek redakcyjnych nie sygnalizuję; zastrzegam, że z aparatu krytycznego zrezygnowałem, przeważnie nie sprawdzam, na ile autora wspomnień zawiodła pamięć – z wyjątkiem wybranych szczegółów. | Jacek Kowalski |
Inne tematy w dziale Kultura