ZADANIA WYWIADOWCY
Przypominam: Radiostacja „Anna”, utrzymująca łączność Śródmieścia Południowego ze sztabem, działała w zachowanej do dziś kamienicy przy ul. Marszałkowskiej 62. Jej dowódcą był Kazimierz Ostrowski (1907-1999). W radiostacji tej pracowali też m.in. Adam Dobrowolski (1903-1981), późniejszy zastępca szefa Komendy Głównej AK oraz Władysław Bartoszewski. Autor wspomnień – Stanisław Michałowski – został powołany na wywiadowcę „Anny” z dniem 2 VIII 1944. O Annie zob. TU, fotografie kamienicy przed II wojną TU i fotografie współczesne TU (w 2004 roku umieszczono na kamienicy tablicę informacyjną dot. radiostacji "Anna").
Jako wywiadowca „Anny” Autor miał za zadanie wędrować po stanowiskach powstańczych i zbierać informacje o nastrojach, wydarzeniach, okolicznościach etc. Mówił mi – tego jednak nie zapisał i nie nagrał – że niektóre jego raporty odbierano w dowództwie jako „defetystyczne”. Że ich nie lubiano, bo "prawda w oczy kole". Ale cóż. Oto dwa zarejestrowane fragmenty takich opowieści – z 1 VIII 1978 (spotkanie Autora z łączniczką i powstańcem z Kórnika/Bnina) i z lat 1979-1980 (Autor opowiada wnukowi).
Stanisław Michałowski:
A więc, było nas kilku – takich informatorów terenowych–inspektorów. Przychodziliśmy na odcinki… ile razy pojawiłem się na odcinku, to dowódca był zły, że ktoś go o coś pyta. „On będzie wiedział lepiej, on nie powie!” – i dopiero, jak się wyciagnęło papierosa, no, to: „Co on chce?”
Łączniczka:
Ale przecież te dane nosili łącznicy, łączniczki. Doświadczyłam tego na własnej skórze.
Stanisław Michałowski:
Tu chodziło o co innego: o wysondowanie nastrojów ludności. No i… miałem kłopoty. Bo przecież nastroje nie były najlepsze. […] [Z rozkazu chodziłem na placówki bojowe], a już na własną rękę tam, gdzie przebywali cywile.
ZMIANY NASTROJÓW
Początkowo nosiłem otwarcie opaskę i numer mojej grupy. Ludzie odnosili się do mnie przychylnie, chętnie podawali informacje itd. – Ale potem było coraz gorzej. Coraz większe było też – wśród dużej części ludności – zniechęcenie. Szczególnie w piwnicach. Jak już wiesz, poprzebijano przejścia pomiędzy piwnicami, żeby nie chodzić po ulicach, na zewnątrz. Tam ukrywali się przeciętni mieszkańcy i tamtędy często chodziłem. Leżący słabi ludzie, starsi, wychudli, a szczególnie – te dzieci!
Temu wszystkiemu nie byłem przecież winien, a musiałbym wysłuchiwać pretensji pod swoim adresem. Więc w końcu, żeby nie być zaczepianym i nie stać się – jako człowiek „władzy powstańczej” – przedmiotem ataków, zresztą uzasadnionych, musiałem schować opaskę do kieszeni.
Za to mogłem wysłuchiwać różnych skarg i żalów, i te skargi – szczególnie jeśli chodziło o żywność albo o choroby – przekazywałem do odpowiednich komórek, żeby tam ktoś zaszedł z pomocą.
NIEMCY BLISKO - OBAWY I PRZYPADKI
[…] większą część dnia przebywałem w terenie, a wieczorem – spisując swoje spostrzeżenia, informacje, czy też meldunki, które były przekazywane drogą radiową lub pisemną do głównej Kwatery […] (Monter).
Co dnia byliśmy narażeni na obstrzały […] Spokój mieliśmy tylko w nocy. Każdego ranka, gdy się budziłem – przemyśliwałem o dniu który mnie czeka, i czy dożyję do zapadnięcia zmroku. Znając na bieżąco przebieg działań powstańczych byłem osobiście przekonany, że wobec niemożliwości pomocy z zewnątrz Powstanie prędzej czy później się załamie, a tych, co pozostaną, Niemcy po prostu zdziesiątkują.
Dlatego w miejscu mego zamieszkania starałem się nie okazywać, że jestem żołnierzem powstańczym [,nie miałem zresztą broni]. Gdy się zbliżałem do mego mieszkania, zdejmowałem opaskę i udawałem cywila. Niemcy zawsze mogli przerwać się – byli niedaleko, zajmując Pocztę na ul. Poznańskiej.
Przynajmniej raz, i to w samym początku sierpnia, Niemcy takiej właśnie akcji dokonali. Tadeusz Zajdler wspomina [zob.http://beret-w-akcji2.salon24.pl/443883,wspomnienia-z-powstania-warszawskiego-czesc-76], że kilkuosobowy oddział niemiecki „z Poczty na ul. Poznańskiej” idąc ulicą Żulińskiego (przedłużenie Żurawiej ku zachodowi) podkradł się do okienek piwnicznych domu na narożniku ul. Żulińskiego i Marszałkowskiej 91. Niemcy dostali się na podwórko, „spędzili mieszkańców i rozpoczęli egzekucję”; zdążyli zabić 3 osoby, kiedy „z budynku po drugiej, wschodniej stronie Marszałkowskiej uderzył na nich oddział żołnierzy <<Iwo>>” – i uciekli.
Nic dziwnego że w chwili, gdy w sąsiedztwie zdarzały się takie przypadki – a na dodatek jeszcze działali niemieccy „gołębiarze” – podejrzewano, że strona niemiecka współdziała ze szpiegami pracującymi po „polskiej” stronie.
PODEJRZLIWI SĄSIEDZI NA ŻURAWIEJ
No i właśnie Autor, jako osoba nieco tajemnicza, a na dodatek nie wiadomo po co wałęsająca się po terenie – zaczął budzić podejrzenia sąsiadów.Co, jak zobaczymy, skłoniło go do podjęcia jakiejś uwiarygodniającej w oczach współlokatorów czynności.
Przypomne, że Autor mieszkał przy ul. Żurawiej, blisko ul. Żulińskiego (Żulińskiego to obecny zachodni odcinek Żurawiej za skrzyżowaniem z Marszałkowską; właściwego numeru nie ustaliłem; było to raczej dom pomiędzy Kruczą a Marszałkowską przy właściwej ulicy Żurawiej, ale blisko skrzyżowania, i zapewne z tego tytułu Autor czasem pisał, że mieszkał przy "Żulińskiego"). Był to jeden z kilku konspiracyjnych "adresów" Autora. Sublokatorski pokój stanowił część mieszkania, które należało do emerytowanego muzyka warszawskiej Filharmonii. Budowaną barykadę zaznaczyłem na mapce jako tę, która znajduje sie na mapie powstania Piotra Kamińskiego. Być może jednak chodzi o jakąś inną barykadę - bliżej Kruczej, albo nawet Placu Trzech Krzyży? Kto wie, niech podpowie...
W domu, w którym aktualnie zamieszkiwałem, byłem człowiekiem obcym, mało znanym. W czasie Powstania codziennie rano wychodziłem, przez cały dzień mnie nie było, a wracałem późnym wieczorem. Te i inne okoliczności sprawiały, że byłem dla miejscowej straży bezpieczeństwa – nie pamiętam, jak organ ten się nazywał, Komitet Drogowy czy Blokowy – człowiekiem podejrzanym.
Zaczepiono mnie już w jednym z pierwszych dni z powodu obstrzału budynku przez tak zwanych „gołębiarzy”. Wymówka, że „nigdy mnie nie ma na miejscu”, „kto ja jestem, dokąd wychodzę, nie biorę udziału w miejscowych zadaniach” – po prostu na mnie pada podejrzenie „gołębiarza”. (Gołębiarzami nazywano osoby związane z Niemcami, kręcące się po dachach i stamtąd dokonujące czysto skutecznych obstrzałów). Tłumaczyłem się jak mogłem. Żołnierzom z „Anny” nie wolno było ujawniać swego mp. Powiedziałem, że jestem zajęty w pewnej placówce i że wobec tego jestem zwolniony od obowiązku pracy na miejscu. Niewiele to jednak pomogło. Przeciwnie, podejrzliwość została raczej podrażniona i wzrosła.
BUDUJĘ BARYKADĘ
Dlatego zadeklarowałem udział w postawieniu przy naszej kamienicy poprzez ulicę – ul. Żurawia – barykady przeciwczołgowej oraz dla bezpiecznego przechodzenia przez ulicę. Zadanie było dość niebezpieczne. Przy końcu ulicy – na Poznańskiej stał duży gmach Poczty [Telekomunikacji], znajdującej się w rękach niemieckich. Z dachu poczty był stały obstrzał szczególnie w naszą ulicę.
Odczekaliśmy, gdy się trochę ściemni. Nagromadziliśmy wyrwane z chodnika ulicznego i z podwórza płytki cementowe, kamienie i cegłę. Materiał był częściowo już przygotowany. Trzeba było teraz – zaczynając od ściany budynku układać go w poprzek ulicy.
Ktoś musiał dać początek. Jeden wypychał drugiego. Obawialiśmy się, że gdy tylko Niemcy zauważą, że coś się dzieje na ulicy, to rozpoczną obstrzał. Trzeba było barykadę postawić na taką wysokość by można się było za nią schować przed obstrzałem czołgając się wzdłuż niej chociaż na kolanach. W końcu wyszło na to, że musiałem pójść jako pierwszy. Potem przyłączył się drugi.
I tak pracowaliśmy na zmianę. Raz ja układałem na odkrytym polu a on trochę osłonięty podawał mi płytki lub inne przedmioty, a potem znowu zamienialiśmy role. Strachu się trochę najadłem, nawet z wrażenia spociłem się. Ale jakoś poszło bez wypadku. Padło trochę strzałów. jednak niezbyt bliskich. Na połowie jezdni wróciłem do bramy oświadczając, że jestem zmęczony. Poszło dwóch innych młodszych i dokończyli resztę.
CDN jutro
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Autor: Stanisław Michałowski (Kórnik 1903 – Kórnik 1984), przed ‘39 m.in. wiceprezydent Grudziądza, poseł na sejm i działacz Związku Zachodniego; podczas wojny w podziemiu, do 1944 roku oficer KG AK (m.in. w Biurze Informacji i Propagandy), w powstaniu – żołnierz-wywiadowca radiostacji „Anna”, w roku 1945 podsądny „Procesu szesnastu” w Moskwie ‘45, w PRL więziony w latach 1948-1952, po 1970 wrócił do rodzinnego gospodarstwa, w latach 1980-1981 założyciel i działacz NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.
Opracowano: na podstawie maszynopisu pt. „Osobiste sprawy życia mego” oraz nagrań zarejestrowanych w ostatnich latach życia Autora przez jego wnuka, czyli niżej podpisanego; wszystkie powyższe materiały są tegoż podpisanego własnością i w części dotyczącej powstania (prócz kilku drobnych fragmentów przywoływanych w internecie) nie były jeszcze publikowane. Wybór, którego tu dokonałem, jest arbitralny i niekoniecznie respektuje kolejność oryginału. Wszelkie opuszczenia zaznaczam trzykropkami w nawiasach kwadratowych; teksty umieszczone w takowych nawiasach są moimi uzupełnieniami & objaśnieniami; drobniejszych poprawek redakcyjnych nie sygnalizuję; zastrzegam, że z aparatu krytycznego zrezygnowałem, przeważnie nie sprawdzam, na ile autora wspomnień zawiodła pamięć – z wyjątkiem wybranych szczegółów. | Jacek Kowalski
Inne tematy w dziale Kultura