Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
576
BLOG

Trzej koledzy i kula w łeb (Nieznane wspomnienia’44, nr 16)

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

 

Oto dramatyczna historia z samych „szczytów” okupacyjnej elity politycznej obozu londyńskiego. Relacja Autora, czyli Stanisława Michałowskiego (notka o nim - patrz na końcu) – dotyczy, podobnie jak poprzednia, bliskich kolegów i współpracowników z lat wojny. Każdy z nich stał na czele jednej z podziemnych organizacji, na stanowisku szefa lub zastępcy szefa. Kontakty były serdeczne, a finał – tragiczny i dla mnie oraz dla Autora (choć zapewne nie wszystko mi powiedział) niewyjaśniony (zastrzegam, że nie zgłębiałem tej sprawy, a są nowe publikacje). Nieostatni to przypadek z tej serii, do podobnych Autor będzie jeszcze powracał.

 

A ja powracam do sierpnia–września 1979 roku. Siedzę z Autorem (czyli moim Dziadkiem) w jego, obecnie zaś już moim kórnickim domu, w dużym pokoju od ulicy. Co jakiś czas bije zegar, który towarzyszy mi i teraz, kiedy piszę te słowa. Do tych moich słów – zwłaszcza do końcowych komentarzy – proszę jeszcze zajrzeć, bo dopełniają (i tak niepełnego) obrazu.

 

POLSKA NIEPODLEGŁA

I DZIWNE WPADKI

 

Jako Związek Odbudowy Rzeczypospolitej [ZOR] mieliśmy kontakt z inną jeszcze organizacją – o nazwie Polska Niepodległa, w skrócie PN. Stworzyliśmy wówczas wspólnie [podziemną partię], której nazwę sam wymyśliłem: Zjednoczenie Demokratyczne; zostałem w niej zastępcą prezesa Zarządu Głównego.W Polsce Niepodległej nastąpiły jednak liczne wpadki. Gestapo aresztowało wielu członków zarządu.

PODEJRZANY

Nikt nie wiedział, jak to się stało i kto za tym stoi. O nieładne rzeczy – konkretnie właśnie o kontakty z Gestapo – podejrzewany był sam zastępca komendanta głównego Polski Niepodległej, pan Y (jego nazwisko wypadło mi z pamięci, może za chwilę sobie przypomnę). Pytano, „do czego on zmierza”.

 

WSPÓLNE NARZECZONE

 

I proszę sobie wyobrazić – w czasie powstania spotykam go. Zobaczył się z nim również mój kolega i przyjaciel jeszcze ze studiów poznańskich – Eugeniusz Czarnowski, pseudonim Adam, który był potem razem ze mną więziony w Moskwie, przeżył i zmarł po wojnie w Warszawie [w roku 1947] – wcześniej długo chorował. On też należał do Związku Odbudowy Rzeczypospolitej i był w Komendzie Głównej Armii Krajowej, w tym samym dziale, co ja (informacja – sprawy polityczne) [, a przede wszystkim był prezesem Zjednoczenia Demokratycznego].

 

No więc on także spotkał pana Y, o którym teraz mówimy. I po raz pierwszy ujawnił mi taką rzecz: że ten człowiek miał za żonę niewiastę, która kiedyś była jego narzeczoną. I śmieje się do mnie, i powiada, że pana Y „wprawdzie podejrzewa się o kontakty z Niemcami, że podobno może być niebezpieczny, ale przecież [to niemożliwe,] moja była narzeczona [od razu] by się zorientowała. Wiesz co? Powiedział mi, gdzie mieszka, pójdźmy tam razem – zaprosił mnie na dobre żarcie”.

 

A byliśmy wtedy wszyscy głodni.

 

DOBRE ŻARCIE NA ZAPLECZU

 

No i któregoś dnia wybraliśmy się do niego. Miał dwa psy – psy ujadały, a jedzenia miał tyle, że nawet te psy mógł wyżywić… Popatrzył na nas przez dziurkę od klucza i dopiero wpuścił. Ależ miał zapasy! I wódka, i wina, i puszki. Obuchaliśmy się, najedli za wszystkie czasy. Przy okazji przeprowadziliśmy rozmowę. Powiada, że [z początku] angażował się tam gdzieś czynnie w powstaniu, ale miał z kimś jakiś zatarg i od wszystkiego się odsunął, teraz siedzi u siebie, niczym się nie zajmuje, robi notatki o tym, co się dzieje – i czeka, aż się to wszystko skończy.

 

Krótko przed godziną policyjną wróciliśmy na nasze kwatery.

 

ROZSTRZELALI GO „BEZ WSZYSTKIEGO”

 

Za dwa dni jest wiadomość, że ten człowiek został aresztowany przez postańczą służbę bezpieczeństwa. Wtedy Czarnowski mówi do mnie: „słuchaj, Michał [to był mój pseudonim w ZOR], kto wie, co z nim chcą zrobić, musimy interweniować w jego sprawie”. A nasz wspólny kolega był wojskowym prokuratorem powstańczym. „Idźmy do niego – jeżeli Y zamknęli, to trudno, niech go przesłuchają, niech prowadzą śledztwo, ale niech mu nie zrobią krzywdy”.

 

Już nie pamiętam, czy to ja dotarłem do tego prokuratora, czy Czarnowski (nazwisko prokuratora podam ci, jak mi się przypomni)… a ten odpowiada tak: „Próbowałem dotrzeć – ale za późno – Y już został rozstrzelany. Naszli go ludzie, którzy znali go z czasu sprzed powstania – [przekonani, że] współdziałał z Niemcami. Rozstrzelali go bez wszystkiego”.

 

I do dzisiaj ta sprawa nie jest wyjaśniona, czy Y rzeczywiście był winien, czy nie.

 

Przypomnę, że Autor działał podczas okupacji w podziemnym Trybunale, wydającym wyroki na zdrajców. Ta funkcja miała swoje dalekosiężne konsekwencje. W poprzedniej notce przytoczyłem jego słowa o przesłuchaniach na UB w roku 1948 – kiedy to obciążano go niewyjaśnioną śmiercią jednego z przywódców Polskiego Związku Wolności, Antoniego Szadkowskiego. Tu dodam – w charakterze komentarza – opowieść o aresztowaniu Autora w niecałe cztery lata po powstaniu, w czerwcu 1948 roku. Wówczas dokumenty związane z podziemnymi procesami bardzo ubeków interesowały. Poniższy tekst to fragment wspomnień, które ukażą sięwe wrześniuw ramach mojej książki „Meble Kowalskich. Ludzie i rzeczy” (Wydawnictwo Dębogóra 2014). Relacjonuje córka Autora cytowanych powyżej <<Nieznanych Wspomnień>>, a moja Mama, Bogusława Michałowska-Kowalska:

 

[…] Jak mówiłam, Ojciec i Matka spodziewali się czegoś, bo już wszędzie zaczynały się aresztowania. Najpierw przyszli, kiedy Ojca nie było w domu. Zadzwonili. Mieliśmy jakieś dolary i dokumenty, które należało schować – Babcia Józefa wolno szła, żeby im otworzyć, a Mama szybko wrzuciła wszystko do worka i paczkę wsunęła głęboko do komina. Otworzyli drzwi, wpadli, zaczęli robić rewizję. Szukali broni, pozabierali materiały z procesów, w jakich Ojciec jako prawnik uczestniczył w czasie wojny (podziemie skazywało na śmierć zdrajców Ojczyzny – wiem, że zemsta za niektóre wyroki długo Ojca ścigała). I poszli. Kiedy pojawił się Ojciec, przyszli po raz drugi, wyprowadzili go – i koniec. […] Potem dziwni ludzie odwiedzali nas z głupia frant, niby przypadkowo, w różnych śmiesznych sprawach i wypytywali o to i owo. Wiadomo, o co chodziło. […]

 

CDN jutro

 

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Autor: Stanisław Michałowski (Kórnik 1903 – Kórnik 1984), przed ‘39 m.in. wiceprezydent Grudziądza, poseł na sejm i działacz Związku Zachodniego; podczas wojny w podziemiu, do 1944 roku oficer KG AK (m.in. w Biurze Informacji i Propagandy), w powstaniużołnierz-wywiadowca radiostacji „Anna”, w roku 1945 podsądny „Procesu szesnastu” w Moskwie ‘45, w PRL więziony w latach 1948-1952, po 1970 wrócił do rodzinnego gospodarstwa, w latach 1980-1981 założyciel i działacz NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.

 

Opracowano: na podstawie maszynopisu pt. „Osobiste sprawy życia mego” oraz nagrań zarejestrowanych w ostatnich latach życia Autora przez jego wnuka, czyli niżej podpisanego; wszystkie powyższe materiały są tegoż podpisanego własnością i w części dotyczącej powstania (prócz kilku drobnych fragmentów przywoływanych w internecie) nie były jeszcze publikowane. Wybór, którego tu dokonałem, jest arbitralny i niekoniecznie respektuje kolejność oryginału. Wszelkie opuszczenia zaznaczam trzykropkami w nawiasach kwadratowych; teksty umieszczone w takowych nawiasach są moimi uzupełnieniami & objaśnieniami; drobniejszych poprawek redakcyjnych nie sygnalizuję; zastrzegam, że z aparatu krytycznego zrezygnowałem, przeważnie nie sprawdzam, na ile autora wspomnień zawiodła pamięć – z wyjątkiem wybranych szczegółów. | Jacek Kowalski |

Zobacz galerię zdjęć:

Stanisław Michałowski przy biurku w dużym pokoju od ulicy (tam, gdzie teraz spisywałem jego tekst) - koniec lat ''70. Fot. JK

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura