Meble Kowalskich to moje rodzeństwo. Rok temu stuknęło 50 latod chwili, gdy Polacy zaczęli się o nie bić w sklepach. Były to pierwsze (i jak dotąd chyba jedyne) masowe meble Polaków. Masowe, ale nie anonimowe. Miały swoich twórców: moich rodziców Bogusławę Michałowską-Kowalską i Czesława Kowalskiego, poznańskich architektów wnętrz.
Jako projekt doskonale pomyślany, o wybitnych walorach estetycznych,Meble Kowalskich zyskały sobie dużą sympatię, ale też niestety – padły „ofiarą”komunistycznego monopolu, który Polaków pozbawił wyboru (a projektantów– swoja drogą– dochodu za milionową produkcję). Choć one same– powiadam, owe Meble – dawały wybór, i to niemały: możliwośći ndywidualnego montażu, z wykorzystaniem własnej inwencji.
Właśnie ukończyłem pracę nad rodzinnym stosemdokumentów: projektów, pism, wycinków prasowych, fotografii – nadtudzież ułamkami wspomnień. wszystkie one złożyły się na rodzinną książkę, opisującąhistorięmebli (nie tylko tych modernistycznych!)i twórców – oraz i ich przodków: od (tak) bitwypod Wiedniem (no, prawie) przez lata pierwszej wojny, międzywojnie i drugą wojnę, przez czasy stalinowskie, rok 1956, lata 70., rok 1980– aż do Tuska.
Premiera książki w Warszawie 22 XI na Targach rzeczy ładnych [TU] wraz z Krzesłem Kowalskiego(remake krzesła projektu mego Ojca– do komplpetu Mebli Kowalskich– który to projekt za PRL nie wszedł do produkcji). Zapraszam!A szczegóły wkrótce. Tak samo wkrótce inne spotkania premierowe: w Poznaniu,Wrocławiu etc. Tymczasem zaś fragmenty książki co dzień rano dawał będę na salonie:
KONKURS NA MEBLOWANIE BLOKOWISKA
[wspomnienia Bogusławy Michałowskiej-Kowalskiej, fragment
książki Jacka Kowalskiego „Meble Kowalskich. Ludzie i rzeczy”,
Wydawnictwo Dębogóra, Poznań 2014 – premiera 22 XI w Warszawie]
Ogłoszono […] konkurs na […] tanie meble
dla ludzi, którzy mają malutkie mieszkanka,
konkretnie dla tkaczy łódzkich. […] Czesław postanowił,
że weźmiemy udział i przyniósł warunki […] sam
siedział i dłubał, i myślał, i myślał, aż wreszcie mówi:
„słuchaj, mam pomysł, zobaczysz, będzie piknie”
– to było takie Czesia powiedzenie. No i zaczął
tłumaczyć, co wymyślił: system kasetonowy. […]
Jak Czesław wpadł na tę konstrukcję, to już potem
poleciało […] . Meble składały się z paru elementów,
jak klocki dla dzieci, które można skręcać w dowolny
sposób. […] nasza praca przeszła pierwszy etap
i została wytypowana do realizacji. […] Następny etap
to przegląd na Targach Poznańskich. […] Wszyscy nasi
koledzy byli bardzo zajęci swoimi stoiskami, a Czesław
musiał wyjechać […] No i zostałam sama z tymi klapkami
– bo to były takie klapki… […] wydawało mi się,
że wszyscy ironicznie spoglądają, co też tam u mnie
z tych klapek wyrasta. […] ustawiłam – i dopiero zaczęło
się wydziwianie. Niektórzy dyskretnie pukali się w czoło,
dawali do zrozumienia, że to nie są meble. […] No, bo
to prawda: to nie są meble. To są klapki, które można
skręcać i robić z nich, co się chce, a nie tradycyjne meble,
te, które w tej chwili znowu są modne – i które zresztą są
naprawdę piękne. […] Proszę sobie tylko wyobrazić,
jakie było nasze zaskoczenie, kiedy usłyszeliśmy, że mamy
pierwsze miejsce. Nie tylko mnie to zaskoczyło.
Naszych starszych kolegów także. Mieli nawet potem jakieś
pretensje. Oni przecież już przed wojną odeszli od tradycji,
starali się mieć bardzo nowoczesne spojrzenie. Ich projekty
zgłoszone na konkurs były doskonałe, na pewno bardzo dobre
– ale bez tego rewolucyjnego pomysłu. Ten pomysł należał
do mojego męża.
Inne tematy w dziale Kultura