Meble Kowalskich – to moje rodzeństwo, czyli projekt moich rodziców, Bogusławy i Czesława Kowalskich. Napisałem o tym właśnie rodzinną książkę i za tydzień w sobotę 22 XI w Warszawie na Targach Rzeczy Ładnych (przy Placu Unii) odbędzie się tejże książki premiera, wykład, spotkanie et caetera, jak również pokaz krzesła projektu mego Ojca (było zaprojektowane w komplecie do Mebli Kowalskich, ale nigdy nie skierowano go do produkcji – zaczynamy teraz) . Jest teżstrona www Mebli Kowalskich | i Fanpage Mebli Kowalskich.Szczegóły za chwilę.
Czy Meble Kowalskich to jedyna polska meblościanka? Bynajmniej. Wobec problemów z mieszkaniami o małych powierzchniach & wobec rozwoju dizajnu w ogóle różni świetni projektanci proponowali już wcześniej przynajmniej kilka wybitnych rozwiązań. Podczas konkursu w 1961 roku propozycje takie generowało środowisko poznańskie – bo ono przede wszystkim wzięło udział w konkursie. Kowalscy zwyciężyli wówczas w tej konkurencji, ale jeszcze przez rok nie kierowano ich projektu do produkcji… dopiero po konfrontacji z propozycjami środowiska warszawskiego.
Ową konfrontację z Warszawą określało się w dotychczasowych opracowaniach jako finał poznańskiego konkursu. Otóż nie! była to po prostu warszawska próba „dopromowania” pomysłów projektantów ze stolicy przez kolejny pokaz mebli (zimą/wiosną roku 1963, w pawilonie przy ul. Przeskok), z wykluczeniem konkurencji wielkopolskiej, która swój pokaz miała rok wcześniej. Z tejże konkurencji dopuszczono do warszawskiej wystawy tylko zwycięski projekt Kowalskich, który również i z tej próby wyszedł zwycięsko (o tymże konkursie piszę w książce, a na salonie - pisałem wiosną tego roku, TU).
To, co stało się potem, było chlebem powszednim PRLu. Monopolizacja, wady produkcyjne, brak możliwości zróżnicowania produkcji, odrzucanie przez przemysł wariantów, których wykonywanie nikogo nie interesowało, oczywiście poza milionami użytkowników. Ale i tak po„Kowalskich”ustawiały się gigantyczne kolejki. I to jeszcze w dekadę po rzuceniu ich na rynek. Chociaż bowiem wykonano egzemplarzy tychże za - bagatela - miliard kilkaset milionów ówczesnych złotych polskich, ich produkcja była wciąż za mała. Jak i produkcja mebli w ogóle.
A dlaczego akurat„Kowalscy”zyskali taką popularność wśród kupujących? Tłumaczy to w krzywym acz sympatycznym zwierciadle felieton „Spodka” z TP z 1971 roku (w książce cytowany w całości – a tu w skrócie):
[…] Wyczekiwanie pod zamkniętymi drzwiami nie dłużyło się nikomu. Wszyscy kombinowali dyskutując. Bo też Kowalscy to nie jeden tylko wzór, ale cały system. Jacyś genialni projektanci wymyslili ścianki, drzwiczki, szafki, szafy, tapczany, regały, półki, sekretarzyki składające się z tych samych elementów, które można rozbudowywać, przystosowywać do rozmaitych ścian, wysokości, długości i potrzeb. „Mały budowniczy” dla dorosłych. W kolejce spotykało się więc osoby, które stały po jedną, brajkującą klapę, jak i całe rodziny szykujące się do skoku na całą ścianę. Znajdowali się tam i tacy, którymś jakiś element nie pasował. Deliberowano również nad zaletami „połysku”, „mahoni” i ilością potrzebnych do montażu śrub. Nie istniał dla nas problem lądowania na Księżycu, ani nawet „Rodu Forsyte’ów”. Reumatycy zapomnieli o łamaniu w kościach, młode małżeństwa o miłości, a stare o nadkwasocie. Nieznani sobie ludzie szkicowali na biletach tramwajowych własną koncepcję montażu segmentów […] Naładowany wiedzą o całym systemie chiałbym go rozkładać i składać od nowa. […]
[ „Spodek” (Marek Skwarnicki), „System Kowalskich”,„Tygodnik Powszechny” 7 II 1971]
Inne tematy w dziale Kultura