Wczoraj – historyczny fresk stał się i będzie się stawał w ten i kolejny weekend.
Poeta, lutnista, żołnierz i wieszcz nabożny, ale niedowierzający, próbuje palcem Krwi Pańskiej płynącej z krucyfiksu. Potem dosiada rumaka i galopuje ku szwedzkim muszkietom. Dwukrotnie ranny w świętokradczą rękę zawraca i tą samą ręką pisze wiersze ku czci Ukrzyżowanego i Jego Matki, rozważając mistyczny sens swojej przygody.
Opowieść symboliczna, ale poza tym – prawdziwa. Mimo że prawdziwych, konnych husarzy nie zobaczymy wielu. Nie szkodzi.
Zapraszam zatem do Murowanej Gośliny pod Poznaniem na widowisko HUSARIA POD GNIEZNEM. Codziennie w dwa weekendy: dziś i jutro, a także w przyszły piątek, sobotę i niedzielę. Na godzinę 22.00. Bilet kosztuje 30 zł. Więcej – tu: http://www.dzieje.org.pl/widowisko-2015/terminy/
a foto zamieszczam za: https://www.facebook.com/parkdzieje/photos/pcb.1609823115943773/1609822899277128/?type=1&theater
Marcin Matuszewski reżyseruje, kilkuset wolontariuszy bierze udział. Mniej więcej tysiąc widzów dziennie ogląda (no, będzie oglądać). Piszący te słowa dał generalny scenariusz i teksty.
Tutaj zaś objaśnia historię, która w widowisku jest oczywiście maksymalnie uproszczona.
O ROKU ÓW 1656
Wiosną 1656 roku król szwedzki Karol Gustaw i król polski Jan Kazimierz (który zdążył już powrócić z wygnania) wydzierają sobie Wielkopolskę z Poznaniem i Gnieznem.
Kasztelan kijowski i zarazem regimentarz Stefan Czarniecki – najsławniejszy polski żołnierz tej wojny – kluczy ze swoją dywizją, pragnąc zastawić na Karola Gustawa zasadzkę. Od dawna było wiadomo, że jeśli armię szwedzką da się zaskoczyć w polu, to szarża uskrzydlonej husarii rozbije ją w oka mgnieniu. Jeśli zaś Szwedzi przyjmą bitwę odpowiednio okopani albo osłonięci naturalnymi przeszkodami – to będą górą.
KOCHOWSKI – POETA I HUSARZ MISTYCZNY
Właśnie w husarii Czarnieckiego służy nasz bohater, przyszły poeta, młody Wespazjan Kochowski. O klęskach połowy wieku pisał później:
Zaraz się nagle zaćmiło słońce estymy Polski: i ona, uwielmożona tak wielu narodów pani, grubą się odziała żałobą.
I stękać poczęła stękaniem rodzącej: a żal jej przenikał niebo, tym cięższy, gdy uważa, że od własnych chłopów znieważona.[…]
Wyniesiona w sławę, wytuczona dostatki, obfitością wszelaką nabrzmiała, potrzebowała zbytnich humorów ujęcia.[1]
Nominalnym dowódcą chorągwi, w której służył Kochowski, był wojewoda krakowski, margrabia Władysław Myszkowski, rzeczywistym – porucznik Władysław Wilczkowski. Służba w husarii odcisnęła się na twórczości poety mocno; frontispis najważniejszego tomu jego liryków nosi na sobie obok wizerunku autora, podobizny Apolla i źródła Hippokrene – wyobrażenie husarskiego rynsztunku, jako jednego ze źródeł poetyckiej inspiracji.
ZASADZKA POD GNIEZNEM
Korpus Czarnieckiego najpóźniej 5 maja 1656 roku rozłożył się wokół Gniezna. To małe miasteczko, w XI wieku stolica królewska, pozostało już tylko stolicą kościelną i nominalną siedzibą prymasa. Wojsko Czarnieckiego pobożnie nawiedziło katedrę, ale hałastra obozowa także i tu – podobnie jak w całej Wielkopolsce – dopuszczała się „częstych rabunków i plądrowania domostw” pod pretekstem, że „szlachta tej dzielnicy pierwsza przystała do nieprzyjaciela”, nadto „ze szczególnym rozpasaniem pastwiła się nad Żydami”[2], których oskarżano o usłużność wobec szwedzkich najeźdźców. Czarniecki zasądzał maruderów na okrutne kary, ale chyba niewiele to pomagało.
KRWAWIĄCY KRUCYFIKS
Powyższe cytaty wprowadziły nas już w osobistą relację Wespazjana Kochowskiego, którą spisał po łacinie i wydał drukiem w Krakowie ponad trzydzieści lat później (1688). O pobycie w Gnieźnie pisze tak:
…niespodziewanie doniesiono, że zbliża się książę Adolf z Douglasem, prowadząc dziesięciotysięczne wojsko szwedzkie. […] Ale wnet inne wydarzenie skłoniło mądrzejszych do zastanowienia. W kościele katedralnym, po jego północnej stronie, znajdował się drewniany krucyfiks (jaki zwykle wisi nad ołtarzem), z którego na dwa dni przed nadejściem Douglasa rzęsistymi kroplami prawdziwa krew zaczęła płynąć na nakrycie ołtarza. […] Cud ten przeraził przypatrujących się, zadziwionych niezwykłością zdarzenia; również ja, który piszę te słowa, zdumiony i ciekawy, dotknąwszy palcem spadającej kropli, przekonałem się, że to prawdziwa krew płynie.
Jak ten sam autor opowiada w innym miejscu, Krew Pańska ciekła „dwiema dniami […] z pasyjej Chrystusa Pana na ołtarzu ku północnej stronie, co prawie wszyscy widzieli. W sobotę ciec przestała”[3]. Inny pamiętnikarz, husarz spod sąsiedniej chorągwi, precyzuje, że cud „widziany był od wszystkiego wojska prawie [=rzeczywiście, prawdziwie] przy mszy na ołtarzu”[4]. Ów niewielki, niepozorny krucyfiks można do dziś oglądać w katedrze. Otóż tej soboty, kiedy krew „ciec przestała”, czyli 6 maja, Szwedzi stanęli w odległości dwu mil od Gniezna, we wsi Jabłkowo.
BITWA
Dalej Kochowski:
Skoro podjazdy doniosły, że nieprzyjaciel jest już niedaleko, nasi spiesznie wyruszyli mu naprzeciwko; stało się to o świcie dnia, wypadającego w niedzielę. Oba wojska spotkały się o dwie mile od Gniezna. […] Douglas ujrzawszy, że czeka go spotkanie z Polakami, wybrał dogodne dla siebie miejsce.[5]
Armia szwedzka liczyła zapewne 7 tysięcy ludzi (a nie 10, jak zapisał Kochowski). Czarniecki dysponował 12 tysiącami, bowiem był z nim jeszcze marszałek Jerzy Lubomirski, również regimentarz. Przewidując, skąd nadejdzie wroga armia, Czarniecki wysunął na wabia kilka oddziałów, które miały zaczepić Szwedów w okolicy miasteczka Kłecko, po czym uciekać groblą przez rozlewiska rzeczki Wełnianki, prowokując pościg[6]. Po wejściu Szwedów na groblę miało nastąpić gwałtowne uderzenie z obu stron rzeczki. Uskrzydlona husaria jak zwykle powinna była odegrać główną rolę.
Bitwa nastąpiła nazajutrz, w niedzielę 7 maja. Dobrze obmyślany polski plan nie powiódł się. Karol Gustaw rzeczywiście ruszył w pościg, ale pułki lekkiej polskiej jazdy wyszły z ukrycia zbyt wcześnie i uderzyły zanim jeszcze Szwedzi weszli na groblę. Wprawdzie złamały ich docierając aż do armat i wdzierając się do taboru – ale armia Karola Gustawa była silniejsza. Szwedzi kontratakowali i odcięli Polaków od grobli, wykorzystując też ogień swoich armat; Polacy zaś nie dysponowali artylerią. W efekcie stojące po drugiej stonie mokradeł główne siły regimentarzy Czarnieckiego i Lubomirskiego nie miały jak podejść do wroga. Czarniecki nie dał jednak za wygraną. Postanowił natychmiast przeprawić całą swoją armię na pole bitwy i – tu wracamy do łacińskiej relacji Wespazjana Kochowskiego –
…odszedłszy ze swoją dywizją […] dość daleko wzdłuż rzeki, przebył ją niżej, gdzie nie była rozlana i skierował się na prawe skrzydło [Roberta] Douglasa. Kilkakroć natarł na Szwedów, stojących w zwartym szeregu, ażeby im zmieszać szyki i odciągnąć od grobli [przeprawy], co otworzyłoby drogę przeprawiającemu się marszałkowi [Lubomirskiemu].…od razu pierwszy atak zmusił przeciwnika do cofnięcia się, ale dragoni, ukryci w zagajniku, zaczęli z boku gęstą strzelbą bezkarnie razić atakujących i losy starcia ważyły się, dopóki Douglas nie skierował w to miejsce wszystkich swoich sił (przeprawy nadal mocno bronił Adolf). Rozkazał swoim oddziałom zająć dogodną pozycję nad głębokim rowem, służącym do osuszania gruntu, i zaczął naszych razić kulami, sam będąc zabezpieczony od pchnięć naszych kopii, ponieważ rów go od nas odgradzał. Tymczasem marszałek [Lubomirski] wciąż znajdował sie po drugiej stronie topieliska i nie mógł włączyć się do bitwy.zatrąbiono więc na odwrót i Polacy cofnęli się z powrotem do Gniezna, ustępując z pola w rozuźnionym szyku, zgodnie z zasadami sztuki wojennej. Kilka tylko mil tego dnia przebyli ; przenocowali w mieście [Gnieźnie], a wielu pozostało tam aż do świtu następnego dnia, żeby opatrzyć odniesione rany.W bitwie poległo niemal czterdziestu spośród towarzystwa
Owych kilkakrotnych szarż na Szwedów dokonały co najmniej dwie chorągwie husarii (każda licząca po sto kilkadziesiąt koni), w tym chorągiew wojewody krakowskiego, w której służył nasz poeta.
DWUKROTNY POSTRZAŁ W ŚWIĘTOKRADCZĄ RĘKĘ
Nierozstrzygnięta bitwa okazała się – jak chcą niektórzy – chwilą rozstrzygająca o losie przyszłego poety. Po latach, pisząc o stratach swego oddziału wyznał:
Również ja, służąc w tej samej chorągwi, odebrałem dwa postrzały w ramię; było to, jak przypuszczam, karą za moją wścibską zuchwałość, żem tą samą ręką poważył się dotknąć owej purpurowej rosy, która, jak o tym wspominałem, w katedrze gnieźnieńskiej płynęła z krucyfiksu.[7]
Badacze literatury – przynajmniej niektórzy – uważają, że w tej jednej chwili Wespazjan stał się z niedowiarka – głęboko wierzącym[8]. Inni piszą: przesądnym, fanatykiem[9]. Wiersz napisany po bitwie (od razu? czy w kilka, czy kilkanaście lat potem?), a opublikowany w 1674 roku, miałby być na to dowodem. W każdym razie jest piękny. Towarzyszy mi od dawna, odkąd go przeczytałem - czyli juz kilkadziesiąt lat temu. Zaczyna go apostrofa do własnej ręki poety, która odważyła się na gest niewiernego Tomasza:
A toż masz, ręko, nagrodę śmiałości,
Coś się ważyła Boskiej wszechmocności
Niezbadane ludziom dziéła
Szperać, kiedy krew z pasyjej pluszczyła.
Poeta dochodzi do wniosku, że
Z pasyjej w Gnieźnie krew żywa, o dziwy,
Płynie, czym daje znać Bóg dobrotliwy,
Że On Polski nie zabaczy,
Dla której drugi raz krew swą lać raczy.
Na koniec składa wobec Boga przysięgę:
Ale, mój Panie, już te przyznam cuda,
Które nie żaden kunszt ani obłuda,
Ale ręka Twa czyniła,
By się tym cudem Polska polepszyła.
Więcże tę rękę, jako z bólu wzmoże,
Twej ofiaruje chwale, o mój Boże,
Wierna, potem Twoje cuda
Ogłosi piórem wpośród wszego luda[10].
Kochowski dotrzymał słowa. I ogłaszał potem w niezapomnianej Psalmodii Polskiej:
Gdyśmy zaś do Boga w tych paroksyzmach się obrócili: nie tylko miłościwie nas wysłuchał, ale też nieodwłocznie stał się pomocnikiem naszym.
Przez wojnę ukarał, przez wojnę pocieszył, kiedyśmy wszytkich nieprzyjaciół startych przed sobą widzieli, albo którzy wojowali, nas o przymierze prosili.
On sprawuje i teraz, że bliskich ognia nie ugara ogień: a pod mieczem pogańskim rolą naszą sprawujem, jak w najgłębszym pokoju.
Uważajże czuło i rozpamiętywaj Polaku, skąd cię to potyka: a wierz mi, że stateczność w wierze i uszanowanie Kościoła, teć z nieba jedna fawory.[11]
[1] Wespazjan Kochowski, Psalmodia polska, ps. V, v 40-43, wg Utwory poetyckie…, op. cit.
[2] Wespazjan Kochowski, Lata potopu 1655-1657, przełożył z łaciny Leszek Kukulski, Warszawa 1966.
[3] Wespazjan Kochowski, Postrzał w gnieźnieńskiej potrzebie. Cyt. wg tenże, Utwory poetyckie. Wybór, wyd. Maria Eustachiewicz, Wrocław-Kraków 1991.
[4] Cyt. wg Mikołaj Jemiołowski, Pamiętnik dzieje Polski zawierający (1648-1679), wyd. Jan Dzięgielewski, Warszawa 2000.
[6] Por. Tadeusz Nowak, Kampania wielkopolska Czarnieckiego i Lubomirskiego w roku 1656, „Rocznik Gdański” 1938, tamże list Czarnieckiego. O całej bitwie ostatnio Radosław Sikora, Bitwa pod Kłeckiem (Gnieznem) 1656. Czyli o tym, jak polscy historycy ją przegrali i co husaria ma z tym wspólnego, cz. 1-3 – tekst opublikowany w internecie, dostęp 20 VIII 2014 [http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,rzeczpospolita?zobacz/bitwa-pod-kleckiem-gnieznem-1656-czyli-o-tym-jak-polscy-historycy-ja-przegrali-i-co-husaria-ma-z-tym-wspolnego-cz1],[http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,rzeczpospolita?zobacz%2Fbitwa-pod-kleckiem-gnieznem-1656-czyli-o-tym-jak-polscy-historycy-ja-przegrali-i-co-husaria-ma-z-tym-wspolnego-cz-2],[http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,rzeczpospolita?zobacz%2Fbitwa-pod-kleckiem-gnieznem-1656-czyli-o-tym-jak-polscy-historycy-ja-przegrali-i-co-husaria-ma-z-tym-wspolnego-cz-3. Dopiero przyczynek pióra Radosława Sikory pozwolił na właściwą ocenę starcia pod Kłeckiem/Gnieznem 7 maja 1656. Z analizy wynika, że straty polskie (prawdopodobnie do stu ludzi) były znacznie mniejsze, niż szwedzkie (prawdopodobnie do czterystu). Nie ma mowy o klęsce Polaków (jak niekiedy sugerowano), którzy dążyli do bitwy, ale nie udało im się osiągnąć zamierzonego celu. Zaatakowani Szwedzi odparli kilkugodzinne ataki i utrzymali pole boju. Oczywiście propaganda każdej ze stron usiłowała przedstawić bitwę jako swój sukces.
[8] Krzysztof Koehler, Wespazjan Kochwoski – wiersze maryjne w „Niepróżnującym próżnowaniu”, w: Lektury polonistyczne (Średniowiecze-renesans-barok t. III), red. réd Janusz S. Gruchała, Kraków 1999; W. Nehring, Studia literackie, Poznań 1884.
[9] Np. I. Chrzanowski, Historia literatury Niepodległej Polski, PIW, Warszawa 1983, s. 404.
[10] Wespazjan Kochowski, Postrzał w gnieźnieńskiej potrzebie, wg Utwory poetyckie…, op. cit.
[11] Wespazjan Kochowski, Psalmodia polska, ps. V, v 44-47, wg Utwory poetyckie…, op. cit.
Inne tematy w dziale Kultura