Stołpce, most na Niemnie. Szkic Czesława Kowalskiego. Zbiory autora
Stołpce, most na Niemnie. Szkic Czesława Kowalskiego. Zbiory autora
Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
357
BLOG

17 IX. Kapral rozerwał się granatem przy drodze do Zajamna

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

|| pamięci tego Kaprala ||

Dzień 17 września. Ostatnia w II RP (a pierwsza od Bolszewii licząc) duża stacja kolejowa przed wschodnią granicą, ważny most na Niemnie. Mój Tata - Czesław (1930-2006) zapamiętał przede wszystkim długie, poranne dudnienie bolszewickich tanków, bezradność i bezbrzeżną rozpacz dzieci, które nie mogły pojąć, że nie ma już Polski. Stryj Gieniek, nieco starszy,  zapamiętał więcej i juz po wojnie spisał obszerne wspomnienia z tego dnia. I z następnych. I z pierwszej konspiracji. Oto fragmenty o 17 września:
- - - - - - - - -

Samoloty
Nadchodził dzień 17 września 1939 r. – niedziela. […]  słońce wschodziło jaskrawo […]  W obejściach zaczęła się zwykła krzątanina. Spokój pogodnego poranka rozdarło  wycie syreny strażackiej. Ludzie w mieście żyli spokojnie i nie odczuwali
bezpośrednio skutków wojny, która dała się we znaki w zachodnich i centralnych dzielnicach kraju. […] Nie mając prawdziwych wiadomości o sytuacji na froncie, nikt tu nie zdawał sobie sprawy z grozy wojny. Na głos syreny ludzie pomału zajmowali miejsca w schronach. […]  Od strony południowo-wschodniej nadleciał pojedynczy polski samolot i zrzucił dwie bomby z przeznaczeniem na most kolejowy. Bomby spadły dość daleko od celu. Po wybuchu pozostały obok toru kolejowego dwa leje pięciometrowej średnicy. Zaraz po tym przeleciały eskadry czteromotorowych ciężkich bombowców ze wschodu i skierowały swój lot na Lidę. Cień samolotu przesunął się po okopie, w którym siedzieliśmy. Na skrzydłach widać było wyraźnie pięcioramienne gwiazdy.

Szum motorów i ostani polscy żołnierze
Od strony wschodniej dolatywał szum silników. Szum ten w miarę zbliżania się potęgował z łoskotem żelaznych gąsienic i pozwalał domyślać się  o zbliżaniu kolumny czołgów, wreszcie szum i łoskot ustały. Czołgi stanęły przed mostem. Ulicą Dominikańską szli ostatni nasi żołnierze, narzekali i klęli, że na granicy  nie ma wojska, które przeciwstawiłoby się najazdowi. Słysząc to, dzieci zaczęły płakać. Chłopcy zdali sobie sprawę, że coś, czego nie zdążyli jeszcze poznać, skończyło się, że zaczyna się niewola, że nie będą już chodzić do polskiej szkoły i nie wiadomo, co dalej będzie.

Szalona Nina
Przed wojskowym punktem sanitarnym w poprzek ulicy stał wojskowy wóz ze znakami Czerwonego Krzyża. Przy nim nie było żołnierzy i nie było koni. Dwaj żołnierze minęli wóz i zaproszeni przez szaloną Ninę weszli do jej domu. Wkrótce po wejściu ruskich Nina wydała zatrzymanych, którzy tak niepotrzebnie w krytycznej chwili zawierzyli los szalonej kobiecie.

Kapral przy drodze do Zajamna
 Los pojedynczo wycofujących się żołnierzy był rożny, niektórym udało się zmienić mundur na byle jakie ubranie, inni trafiali do niewoli, a niektórzy wybierali śmierć. Przy drodze do Zajamna na północny zachód od miasta pewien kapral, niechcąc poddać się do niewoli, rozerwał się granatem.

Tankietka, Żydówka, Żydzi, kwiaty
Od strony przedmieścia przez przejazd kolejowy wjechała do miasta tankietka.  W okolicy ulicy Redutowej rozległy się strzały z karabinu maszynowego, poszła cała długa seria. W wyniku tej strzelaniny zabity został koń kawaleryjski. Wkrótce tankietka powróciła na przemieście. Przeprowadzone przez nią  rozpoznanie pozwoliło na wjazd dużej kolumny sowieckich tanków. Żydzi biegli z kwiatami witać najeźdźców.  Nic dziwnego, bo z tankietki wyjrzała rasowa Żydówka w okularach, w mundurze. W stronę patrzących dzieci rzuciła garść drobnych monet. Dzieci zbierały kopiejki, którym ciekawie przyglądały się. Kolumna tanków znów stanęła. Przeszkodą był  most na Niemnie. Saperzy stwierdzili brak min i czołgi ruszyły na zachód, zostawiając  po sobie trwałe ślady na bruku i krawężnikach.

Kawalerzyści i haubice
Za czołgami wjeżdżały oddziały  kawaleryjskie z pocztem sztandarowym na czele. Chorąży trzymał sztandar zwinięty w pokrowcu. Za pocztem jechała orkiestra. Dowódcy pododdziałów trzymali  w rękach nagany, a kawalerzyści karabiny gotowe do strzału. Wszyscy bacznie rozglądali się na strony. Nieufnie i podejrzliwie patrzyli na ludzi gapiących się  zza płotów, u których trudno było dopatrzyć się entuzjazmu. Za kawalerią ciągnęła artyleria. Haubice okryte były pokrowcami. Traktory gąsienicowe ciągnęły armaty, samochody z pełną obsługą ciągnęły działka przeciwpancerne.

Karabiny na sznurkach
Po południu weszła piechota w swobodnym, szerokim szyku, a właściwie bez żadnego szyku, wlewała się do miasta całą szerokością jezdni i chodników. Najeźdźcy szli od granicy po piaszczystej drodze, byli spoceni, zakurzeni i znużeni. Karabiny zamiast pasów miały sznurki. Na postoju karabiny ściągali z plec, chronili się w cieniu płotow i drzew, palili zawijany suto w gazetę tytoń krojony z łodyg, tak zwane po rosyjsku akaruszki. Mówili, że idą na Berlin, a niektórzy, że przyszli wyzwolić Polskę spod pańskiego ucisku.

A twoj atiec burżuj?
Jeden z krasnoarmiejcow zainteresował się tarczą na rękawie i zapytał: „czto eto za nomier?”. Był to numer 925 Gimnazjum im. Tadeusza Hołowki. Nowy mundur gimnazisty z niebieskimi wypustkami wzbudził podejrzenie bojca. Z ciekawością zapytał: „Słysz, a twoj atiec burżuj, kapitalist, a możet kułak?”. Nie uwierzył, że taki mundur nosili wszyscy gimnazjaliści. Widać było dobrą robotę politruków. Bojcom wcześniej naopowiadano o wyzyskiwaczach, krwiopijcach, pomieszczykach gnębiących ludzi, toteż chcieli zobaczyć na własne oczy takiego pana, który według ich pojęcia gnębił i wyzyskiwał innych.

Kuchnie i cukier
Przy skrzyżowaniach ulic na wysokich słupach zamieszczono deski kierunkowe z napisem „Na Mir” wskazujące kierunek do miasteczka położonego o 20 kilometrów na zachod. Na zachód jechały też dymiące, żołnierskie kuchnie polowe. Jakże inny zapach rozchodził się z otwieranych kotłów. Niby ta sama kasza, ale jaka inna woń. Na postoju żołnierze dzielili się cukrem, który otrzymali w dużych kawałkach. Dużą bryłę cukru rozbili na ulicznym bruku młotkiem wyjętym z kabiny samochodu i sprawiedliwie podzielili pomiędzy siebie. Z rury wydechowej samochodu rozchodził się intensywny zapach spalin. Benzyna była żółta, bardziej zanieczyszczona i dlatego przy spalaniu miała mocniejszy swąd.

Milicjanci, Żydzi, karabiny
Dzień 17 września dobiegał końca. Tego wieczoru nie było światła. Już następnego dnia po ulicach chodzili cywile z czerwonymi opaskami i z karabinami w roli milicji porządkowej, wśród milicjantów było dużo Żydów. Doczekali się swoich rządów. Jeden z nich nie zwrócił uwagi, że ma nabój wprowadzony do lufy, idąc ulicą trzymał rękę z tyłu na przewieszonej przez ramię broni. Ręką podrzucał karabin, aż niechcący nacisnął na język spustowy i spowodował wystrzał. Żyd przestraszył się niespodziewanym wystrzałem i ze strachu rzucił karabin o ziemię. Do śmiejących się przechodniów mówił, że karabin jest pięciostrzałowy więc powinien wystrzelić jeszcze cztery razy. Wreszcie zrozumiał swój błąd, schylił się po karabin i dalej grał rolę ważnego milicjanta. […]

Dzień po
Tymczasem w okupowanym kraju życie zmuszało mieszkańców do codziennych zajęć. Ludzie zaczęli wzajemnie się odwiedzać. Niektórzy wracali do swych domów, inni gdzieś znikali. Na drogach legitymowano. Najlepszą legitymacją były spracowane ręce. W dniu 18 września 1939 r. ojciec wybrał się ze mną do Sieniawy do znajomego dróżnika kolejowego Hołowni. Za miastem widziałem, jak zatrzymano wracającego do miasta w cywilnym ubraniu księdza prefekta Łosowskiego. Zapytany, czym się zajmuje odpowiedział, że jest nauczycielem, to wystarczyło, by go przepuszczono. Ojciec rozmawiał biegle po rosyjsku, więc nas [także] bez dalszego indagowania przepuszczono. U znajomych grało radio ostatni raz po polsku. […]
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Wspomnienia Eugeniusza Kowalskiego. Fragment opublikowany w książce Jacka Kowalskiego [Eugeniuszowego bratanka]: „Meble Kowalskich. Ludzie i rzeczy”. Wydawnictwo Dębogóra, Poznań 2014

Zobacz galerię zdjęć:

Stołpce nad Niemnem. Widać (wysadzony po wojnie przez Sowietów) kościół podominikański. Fot. ze zbiorów rodzinnych autora
Stołpce nad Niemnem. Widać (wysadzony po wojnie przez Sowietów) kościół podominikański. Fot. ze zbiorów rodzinnych autora ...książka, z której pochodzą poniższe fragmenty wspomnień

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura