ZAUŁKI ŚWIATŁA – część druga
Dział: Kultura Temat: Literatura
Zygmunt Jan Prusiński
MASZ SPOTKANIE Z WIATREM
Kończy się styczeń a miłości brak
to taki cichy stan – muzyki słucham
z lat sześćdziesiątych – akurat The Stylistics
śpiewają "You make feel brand new"
nastraja mnie żeby w poezji poszukać
brzmienia z tobą niech owocuje uczucie.
Jako śpiewający muzyk z dyplomem
umiem tańczyć klasykę – więc biorę
najpierw twoją rękę potem ramię
aż do linii by poruszyć kibić wobec
ruchliwych bioder – musisz wyczuć
ten brylant w kolorze wyłuskanym.
Pofruniemy na polanę zwierzeń
wybierzesz intymne głaskanie –
to zupełnie nie boli to jakby dźwięk
w którym oprowadzam pośród
zwierzeniom unieść biodra
koncert przed nami całuj niebo.
29.01.2020 – Ustka
Środa 13:29
W SYMBOLU KOBIETY UROCZYSTEJ W MIŁOŚCI
Motto: Tak, ja komponuję ciszę w tobie,
muzyka się rozmnaża w nas poniekąd
nie naruszajmy swoistej aprobaty.
W trakcie słuchania muzyki Zamfira
z filmu „Once Upon A Time In America”
rozmyślam o tobie po części
we fragmentach nigdy nie dokończonych
tak bywa z artystą który w temperamencie
liryki głosi żywe słowo łącząc i penetrując
zjawiska biologiczne które popijam winem
mając pogląd na zwyciężanie –
podobnie jak szarpać struny dla tęczy.
Twego cienia pilnuję żeby nie znikł w słońcu
twoje ślady zostają na piasku – cień i ślady
to melodramat skupiony w ambiwalencji
uczucie wszak jest płynne – odgarniam
włosy by przystąpić do delikatnej gry
nie skąpiąc to co jest ważne pomiędzy nami
więc niech nam grają organy odwzajemniane
dziś i jutro i za sto lat – i po śmierci
że byliśmy sobie blisko echem powracającym.
6.02.2020 – Ustka
Czwartek 10:23
NIC NIE JEST WAŻNEGO PÓKI DRZEWA SIĘ RODZĄ Z MIŁOŚCI
Motto: Wiem kim jesteś...
Fragmenty niedosytu
w kącie ściśnięte blisko pajęczyn.
Maluję o tobie wnętrze...
Można słowami obudzić
poranne źródła w szkle oczekującego.
Słucham często “Best Of Once Upon a Time In America”
to mi pomaga tworzyć następne utwory
głaszczę twe włosy dotykam piersi i całuję
i jest w tym jakaś baśń o przyjaźni nosząca znamiona
bliskości pomiędzy nami – wyluzowanej a jednak
mająca sens kiedy kładę ciebie na łóżku
ty rozsuwasz się tak niebanalnie – ach te uda
obcałowuję to terytorium sentymentalnie
bo mieć kobietę to zaszczyt
zaszczepiam urokliwe miejsca
właściwie to uczę się przy takich spotkaniach
dotykasz mój organ troszcząc się o niego
dotykam twój organ – pocieszony i milczący
zbieram plon zasług w twoich oczach
zjawiłaś się idealnie naga na tle moich drzew w ogrodzie.
Jestem ci winien tego głodu
mów mi do ucha ładne rzeczy –
potrafisz skupić mnie w tych kadrach
nasłonecznionych i w dreszczach odchodzących
do następnego spotkania odnowimy ponownie
smak miłości i tym smakiem zanurzymy
swoje tajemnice dojrzewania tych drzew.
- Jesteśmy rodzicami wszystkich drzew…
10.02.2020 – Ustka
Poniedziałek 11:51
KOMPLETUJĘ WIZERUNEK PRZYSZŁOŚCI
Motto: …słyszysz wiatr gra miłosne wstąpienie.
Huragany nadeszły
zawieszam na ten czas spacery
właściwie to mam sporo pracy w domu
nie mówiąc o korekcie kilku książek do wydawcy
piszę z powodu nie wiem dlaczego
wystarczy jedną napisać dla aniołów
a nie (pięćdziesiąt sześć) – czy się oczyszczę
z tych grzechów w niebie?
Specjalnie to nie szukałem kobiety
prędzej czekałem że to ona mnie znajdzie
i tak zleciało tyleż lat w samotności
dlatego tyle książek o miłości – można się
rozchorować czytając je tysiące
nawet nie chcę się chwalić
i nie namawiać innych samotników
którzy są w podobnej sytuacji…
Ludzie boją się miłości
a jej łakną – pragną – oczekują
a kiedy coś podobnego nastąpi dostają drgawek
nieufność brzęczy pokrywa się rdzą
metaliczny dźwięk jest silniejszy –
a trzeba kochać się codziennie.
11.02.2020 – Ustka
Wtorek 16:55
ZJAWIŁAŚ SIĘ IDEALNIE NAGA NA TLE MOICH DRZEW W OGRODZIE
Motto: …odnowimy ponownie
smak miłości i tym smakiem zanurzymy
swoje tajemnice dojrzewania tych drzew.
Opieram się na poczuciu obowiązku
kochać ciebie dopijając rum
zbierać po drodze metafory klimatyczne
potrącić niedowierzanie – skroplić suche korzenie
zakwitanie w tobie to brzmienie serca
niech się przytulą – zakołyszą jak na fali
nic nie powiem więcej…
Stanęłaś naga przy oknie
a ja podziwiałem twoją figurę
zastanawiałem się ile mi sił starczy
te cielesne uroczystości przekazywać
przecież to jest obowiązek mężczyzny
byś czuła ten poklask na firmamencie głodu
staram się to spełnić.
Kolorowe zakręty widzę
składam swoje przysięgi
na każdy okrąg gdzie sukienka
niczym karuzela wywija taniec –
jestem blisko tak blisko że całuję szyję
i gołe plecy – nie przystawaj
kręć się w moich objęciach
wiatr ci sprzyja jestem pewny.
12.02.2020 – Ustka
Środa 19:16
OPIERAM SIĘ NA POCZUCIU OBOWIĄZKU KOCHAĆ CIEBIE DOPIJAJĄC RUM
Motto: …zbierać po drodze metafory
skroplić suche korzenie –
zakwitanie w tobie to brzmienie serca.
Nie odbieram emocjonalnie ten dzień
niby dla zakochanych – czy muszę być małpą
dla mnie dzień kobiet ważniejszy
wychowałem się w tym klimacie.
Sądzę że ty podobnie to odbierasz
kochać trzeba codziennie
a nie tylko 14 lutego – komercja
swoje robi dla zysku.
Przytul mnie że mam rację
nie będę się plątał z czyimiś sprawami
mam swoje z tobą poukładane
ubierz sukienkę pójdziemy na spacer.
Przy zachodzie zaśpiewam z repertuaru
The Stylistics „You make feel brand new”
zatańczymy pijąc rum na zdrowie
podzielimy rolę w miłości.
14.02.2020 – Ustka
Piątek 13:50
TYMŻE DNIOM PRZED NAMI
Okrążymy to jezioro szczęścia
wszędzie można malować miłość
wybierz widok przed nami –
będziemy malowali szczegóły.
Tyle miałem ci powiedzieć
nie wiem od czego zacząć –
mam pomysły na przebieg
sobotniej chwały cudów.
Tulisz się do owego pejzażu
dobrze że jesteś w kapeluszu
intryguje mnie twoja twarz
kolory farb mieszam ustaw sztalugę.
Od czego zacząć to wiem od oczu
i taki mam zamiar – a wiosną
planuję kilka akt w tym samym
miejscu nad Jeziorem Szczęścia.
15.02.2020 – Ustka
Sobota 10:51
TULISZ SIĘ DO OWEGO PEJZAŻU DOBRZE ŻE JESTEŚ W KAPELUSZU
Motto: Okrążymy to jezioro szczęścia
wszędzie można malować miłość
wybierz widok przed nami –
będziemy malowali szczegóły.
Podglądam twoją sytą ciekawość
rozebrać się w lutym to ryzyko
dlatego nie proponuję tego czynić
można dotrzeć bez tego ogniwa.
Dzisiaj poznałem poetkę (panią K)
przeczytałem jej pięć wierszy
ale szczególnie dwa przypadły
„złocił mnie” i „tym razem”…
Poezja dla mnie to drugie lustro
w nim odgaduję jak w konkursie
ważne i ciekawe metafory –
autorka ma pojęcie to co robi.
Przytul się do owego pejzażu
jestem w nim w roli zamykającego
bramy miasta – wtul się w ciszę
oczekuję miłości otwartej…
16.02.2020 – Ustka
Niedziela 14:45
POEZJA DLA MNIE TO DRUGIE LUSTRO
Motto: Przytul się do owego pejzażu
jestem w nim w roli zamykającego
bramy miasta – wtul się w ciszę
oczekuję miłości otwartej…
Słucham "My Eyes Adored You" Frankie Valli
dawno to było i ja młody mężczyzna
potrafiłem rozróżnić piękno w muzyce
wabiony jak w miłości tym duchowym
pokarmem lepszym od wszelakich modlitw.
Niestrudzony śpiewałem lub nuciłem
i było mi z tym do twarzy – potrafiłem
poszanować sztukę i w poezji wówczas
począłem pisać książki które nigdy
nie zostały opublikowane z braku pieniędzy.
Zgubiłem swoją młodość i wiersze
jedynie kobietę szukałem która nie zdradza
nie było łatwo choć się starałem wedle
wymagania samoistnej potrzeby kochania
to było wpięte jako dekoracja…
Dziś mam ciebie pokrytą moimi uczuciami
jako dojrzały mężczyzna czynię starania
spełniać twe potrzeby więc tańczę
z łąkami i twoimi księżycowymi snami.
17.02.2020 – Ustka
Poniedziałek 13:30
POTRAFIĘ ROZRÓŻNIĆ PIĘKNO W MUZYCE WABIONY JAK W MIŁOŚCI
Motto: Dziś mam ciebie pokrytą moimi uczuciami
jako dojrzały mężczyzna czynię starania
spełniać twe potrzeby więc tańczę z łąkami i
twoimi księżycowymi snami.
Dzisiaj taki zwykły wtorek
jestem na warunkach oczekiwania
spoglądam w okno – mieszkam na parterze
nie lubię planowania w większości nie wychodzą
- bielę ściany myślami a myśli krążące
wiesz co chcę od ciebie.
Jestem pokryty rytmicznie w kierunku twoich bioder
lubię patrzeć jak tańczysz idąc roześmiana
to mnie napędza do działania…
Takie chwile podniecają nie tylko mnie
jestem do wykrycia i dla gwiazd
(pielęgnuję w sobie uczucie głodu)
jak mówi Dorota moja sąsiadka –
ma te same problemy co ja.
Każdy chce być kochany obojętnie gdzie
dlatego wtorek jest idealny do spełnienia –
weź ode mnie tę słodycz nie odmówię
jesteśmy do tego stworzeni…
18.02.2020 – Ustka
Wtorek 23:39
WIĄZANKA I DEKORACJA
Motto: Szaleje pszeniczna ochota
z dziewczyną miłości poganiać
w ziemskiej roślinności dobiec
do aksamitów w porze południowej.
Nie było tłustego czwartku
unikam spożywania pączków
a faworków nie umiem robić
tradycja jest słodkawa
a ja unikam cukru – bo nie służy...
Ale mam na głowie antologię
„Pola zlewają się z niebem”
mam tam pięć utworów – lubię wiersz
„Istniejemy w poetyckiej przestrzeni”
i cieszę się że zaistniał publicznie.
Wracając do motta to istnieje
taka dziewczyna miłości –
zdobywam ją po rycersku
jak Savinien de Cyrano de Bergerac –
siedemnastowieczny poeta
- jesteś dla mnie tamtą Roksaną.
Nie stoję pod balkonem o zmierzchu
nie słyszysz mego głosu dedykując
miłościwe akcenty czułe – jestem winien
wszystko o czym piszę przekazać dekoracyjnie.
20.02.2020 – Ustka
Czwartek 19:32
SPOSÓB NA ŻYCIE
Motto: Otaczam się samoistnie na scenie teatru
w dramaturga splątanego w miłości
jakaż bywa ukryta tajemnica.
Ukrywam się jakoby powinienem
nie umiem pisać w tłumie
sporo zwiedzam miejsc gdzie osiadam
według planu i piszę wiersze miłosne
to jedynie potrafię robić
być kochankiem w poezji.
Tyle lat to czynię – powinienem
doktorat otrzymać proszę się nie śmiać
mówię poważnie – 40 lat pracy
książki są tym dowodem
ile ich napisałem nie zliczę
ponad pięćdziesiąt na pewno…
- I co tak naprawdę w życiu osiągnąłem
to samotność wewnętrzną – to azyl bólu
znam to cierpienie ponad mój stan
tylko jarzębina daje mi radość
że wierna jest jednemu kolorowi –
tej dostojności zazdroszczę.
I tak do śmierci podołam tę miłość pamiętać
bo to było moim lekarstwem sposobem na życie.
21.02.2020 – Ustka
Piątek 19:52
METODYSTA
Motto: Przytul mnie że mam rację
nie będę się plątał z czyimiś sprawami.
Nie jestem egoistą
właściwie jestem medykiem
leczę kobietę w miłości. –
Ksiądz Jan Wesley ma rację
"Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały…”
i tym zbawczym hasłem żyję
chcąc być doskonałym tej doskonałości w tobie szukam.
Mój świat jest prosty jak się przyjrzeć wokół
kto mnie otacza – wystarczy dotknąć
tak jak nutę dla wiolonczeli
wymagam artystycznej miłości.
W moim życiu masz być naturalna jak mlecz
postaraj się podejść do mnie
moje rozrastanie wzrasta – wydobywam z poezji.
Na uwadze mam cały zbiór twego ciała
każde z osobna trzeba inaczej leczyć
podaj się temu zabiegowi –
jest wystarczająco na to czas
spróbujesz i nie poprzestaniesz.
Nie jestem egoistą
właściwie jestem medykiem
leczę kobietę w miłości.
23.02.2020 – Ustka
Niedziela 13:44
___________________________________________________________Recenzja
TADEUSZ LINKNER
Poetyckie ścieżki Małgorzaty Hillar
Codzienność i swojskość „Glinianego dzbanka" w pierwszym tomie encyklopedycznego przewodnika Literatura polska (1984) hasło Hillar Małgorzata jest zwięzłe i niewiele mówiące, nie tylko o twórczości poetki, ale także o jej biografii. Z dziewięciowersowej notki, podanej przez redakcję, dowiadujemy się, że M. Hillar urodziła się 19 lipca 1930 roku w Piesienicy, a studia prawnicze ukończyła na Uniwersytecie Warszawskim. Jej poetyckim debiutem był wydany w 1957 roku tomik Gliniany dzbanek, a następnymi Prośba do macierzanki (1959), Krople słońca (1961), Czekanie na Dawida (1967). Po pięciu latach ukazały się jeszcze w jej opracowaniu Poezje wybrane (1972). Jest tego oczywiście za mało, lecz takie jest właśnie zadanie Ieksykonowego hasła. Dlatego więcej można dowiedzieć się o M. Hillar ze Słownika współczesnych pisarzy polskich (1977), a najwięcej z jej ostatniego tomiku o wiele mówiącym tytule Gotowość do Zmartwychwstania (1995), który ukazał się, jak powie sama autorka we wstępie, po dwudziestu pięciu latach milczenia. Ponieważ okaże się to jej ostatnim słowem, więc jeszcze do niego powrócimy.
Wobec wielu niedomówień, przemilczeń i błędnych informacji o życiopisaniu Małgorzty Hillar warto skorzystać najpierw ze wspomnianego Słownika współczesnych pisarzy polskich, konkretnie z jego serii drugiej z roku 1977, a potem uzupełnić to wszystko Notą biograficzną napisaną przez poetkę do wspomnianego tomiku z 1995 roku. Powiedziano już, że M. Hillar urodziła się w Piesienicy, poprawną jednak datą jej urodzin powinien być rok 1926. Że Piesienica jest pod Starogardem, to prawda, lecz nie jest to wieś na Kaszubach, ale na Kociewiu. Metrykalnym imieniem Hillar było Janina, ale podpisywała swoje pierwsze teksty jako Małgorzata i tak już zostało. Do szkoły powszechnej chodziła w Piesienicy, lecz pierwszą klasę liceum ukończyła w Starogardzie. Kiedy jej ojciec został wywieziony podczas okupacji do obozu koncentracyjnego w Stuthoffie, trafiły z matką do Generalnej Guberni i zamieszkały w Żyrardowie. Janina vel Małgorzata uczęszczała tam - i potem w Warszawie - na tajne komplety. W latach 1945-1946 pracowała w Urzędzie Ziemskim w Bydgoszczy. Maturę zdała eksternistycznie w 1946 roku w Częstochowie i rozpoczęła studiować prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Po czterech latach musiała jednak przerwać studia ze względu na zły stan zdrowia. W 1955 roku zadebiutowała w „Nowej Kulturze" (nr 30) wierszem Słowa. W 1957 roku została wyróżniona na Pierwszy Poznańskim Listopadzie Poetyckim i otrzymała nagrodę Związku Literatów Polskich. W 1958 roku przyznano Hillar Nagrodę Stowarzyszenia Księgarzy Polskich. Jej mężem od 1960 roku był znany krytyk literacki i poeta, Zbigniew Bieńkowski, z którym w latach 1967-1969 była na stypendium w Stanach Zjednoczonych (Uniwersytet Iowa City). Przyjaźniła się z Barbarą Sadowską. Mieszkała przez wiele lat na ulicy Jasnej w Warszawie. Bywała często w Kazimierzu nad Wisłą, ale także odwiedzała swoje rodzinne strony na Kociewiu. Zmarła 30 maja 1995 roku w Warszawie. Tyle byłoby o Małgorzacie Hillar, natomiast o jej rodzinnej Piesienicy i najbliższych wiele można się dowiedzieć z artykułu Bogdana Bielińskiego Hiłlarowie z Piesienicy, opublikowanym przed rokiem w wiosennym Kociewskim Magazynie Regionalnym. Czytamy tam, że Piesienica leży w gminie Zblewo 3 km na wschód od Pinczyna, na trasie kolejowej Starogard Gdański. - Chojnice, Hillarowie natomiast wywodzili się z miejscowości Rajkowy koło Pelplina. W 1928 roku dziadek poetki, Franciszek Hillar (1857-1943) przekazał swojemu synowi Januszowi wykupione z własnej dzierżawy 190 hektarów majątku w Piesienicy, gdzie Janusz mieszkał z żoną - córką bogatych chłopów z Gętomia, Heleną Okonek. Ponieważ ojciec poetki był zawodowym wojskowym, więc do wybuchu drugiej wojny światowej jego posiadłością zajmowali się kolejni zarządcy. W pierwszych dniach wojny pojawił się w Rajkowach, gdzie wraz z ks. Henrykiem Wieczorkiem został aresztowany i wywieziony do Pelplina, a stamtąd zapewne do Stutthofu. Przeżył obóz i odwiedził zaraz po wojnie Piesienicę, ale nie mógł na swoich włościach pozostać. Jego majątek upaństwowiono, a w dworku najpierw organizowano kursy, potem było kółko rolnicze, dyrekcja spółdzielni produkcyjnej i PGR-u. Jako, że znał się na rolnictwie, więc mógł zarządzać PGR-ami w okolicach Koszalina, Łeby i Władysławowa. Zmarł w Józefowie koło Otwocka w 1994 roku.
Piesienicki dworek Hillarów jednak się ostał, chociaż znacznie zmienił się jego wygląd i niewiele pozostało z jego dawnej świetności. Niegdyś był to urokliwy dworek, który jak to najczęściej z dworkami bywało wznosił się nad okolicą. Miał wieżyczkę, po której nie pozostało dzisiaj już śladu, a pozostałe fragmenty — rozbudowano. Wygląd zewnętrzny budynku uległ tak wielkiej przemianie, że gdy do Piesienicy przyjechał syn ostatniego właściciela i oglądał owe zabudowania, to stojąc obok domu mieszkalnego spytał, „ a gdzie jest ten dawny dworek?". Ponieważ we wstępie do ostatniego tomiku Gotowość do Zmartwychwstania, szczerze i bezpośrednio zatytułowanym Dwadzieścia lat minęło odkąd umarłam, Małgorzata Hillar po raz pierwszy tyle powiada o sobie i swoim rodzinnym domu, więc warto z jej słowami bliżej się zapoznać, szczególnie wobec tego co wcześniej powiedziano o jej biografii oraz o piesienickim dworku Hillarów i losach jego prawowitego właściciela. Warto tym bardziej, że jak mówi w post scriptum do tegoż wstępu Jerzy Koperski: Powyższy tekst, to bez wątpienia ostatnie słowa — Manifest Małgorzaty Hillar. Słowa o sobie samej. Wielce przejmujące są jej słowa o samotności we własnym domu, o szukaniu rodzinnego ciepła u Cyganów i częstych ucieczkach na strych czy na wieżę dworku. Tam uciekała przed niekochaniem i tam pisała swoje pierwsze wiersze. Poczucie bezpiecznego spokoju dawał jej też pobliski kościół. Brakowało jej matczynej miłości i znajdowała ją w świątynnej ciszy, gdzie mieszkała najpiękniejsza i najmilsza postać z całych niebios - Matka Boska. Kochała ją bo znajdowała w niej drugą matkę i współczuła jej, że jako matka musiała patrzeć na mękę własnego Syna. Potem powie jeszcze o cierpieniu (chorobie?), męczącym ją przez ostatnie dwadzieścia lat życia i psychicznej samoudręce. Przyzna się też do kobiecego charakteru swej poezji, wskazując przede wszystkim na Czekanie na Dawida, jako na najbardziej kobiecy i osobisty tomik, wypełniony po brzegi wierszami o macierzyństwie i opowiadający o własnym dziecku - o Dawidzie. Nazwie siebie feministką rozumiejącą własną inność oraz wiedzącą o dyskryminacji kobiet, ale za feministyczne uzna tylko dwa swoje wiersze. Buntując się natomiast tak zdecydowanie i spontanicznie wobec absurdalności wojskowej służby, zda się być pacyfistką. Będzie miała słuszny żal, chociaż bezpośrednio tego nie wypowie, do przemilczania w ostatnich latach jej poezji, i to zarówno przez wydawców jak i krytykę.
Gdy bowiem ukazały się w 1972 roku przygotowane przez nią Poezje wybrane, recenzji pojawiło się zaledwie kilka potem było podobnie, gdy po kilkunastu latach zaistniał kolejny wybór jej wierszy zatytułowany Źródło (1985). Natomiast w ogóle zabrakło w literackich pismach recenzyjnych omówień po ukazaniu się w 1995 roku jej tomiku Gotowość do Zmartwychwstania i potem Najpiękniejszych wierszy, wydanych przez syna Dawida Bieńkowskiego w 1997 roku. Doczekała się co prawda swojego hasła w encyklopedii i literackich słownikach, ale taka samotność i przemilczanie poetyckich dokonań musiało być dla niej szczególnie przykre i twórczo porażające, zwłaszcza gdy kiedyś była tak popularna i tak często wydawana i nagradzana. Hillar zadebiutowała w 1955 roku w „Nowej Kulturze" i w literackim dodatku do „Sztandaru Młodych", natomiast w roku 1957 roku pojawił się jej pierwszy tomik - Gliniany dzbanek, za który otrzymała jako za najlepszy debiut książkowy nagrodę Stowarzyszenia Księgarzy Polskich. Pisano wtenczas, że: Pierwszy to od wielu lat debiut poetycki i debiut normalny, zarobiony szczerymi walorami poetyckimi, nie opóźniony, jak to było z kilkoma debiutami ostatnich lat, tomik młodej dziewczyny, widzącej świat własnymi, młodymi oczyma. Ponieważ aura była korzystna, więc nie tylko po roku ukazało się jego wznowienie, ale już po dwóch latach pojawił się tomik następny - Prośba do macierzanki (1959). Potem były Krople słońca (1961), noszące taki tytuł od nowego cyklu wierszy dopisanych do tekstów już znanych oraz Czekanie na Dawida (1967). Po długim milczeniu, trwającym ponad dwadzieścia lat, ukazał się ostatni zbiorek poezji Hillar. Nie doczekała się go jednak, chociaż do ostatnich dni nad nim czuwała. Być może tak długa nieobecność na poetyckiej scenie zmusiła ją do powtórzenia w Gotowości do Zmartwychwstania tego, co uczyniła już kiedyś w Kroplach słońca, czyli dopisania nowych wierszy do starych. Ale jak poprzednio nowymi tekstami rozpoczynała tomik, tak teraz ostatni zbiorek nimi kończyła. Jeżeli nawet się nad tym nie zastanawiała, to i bez tego było to ciekawe, zasługujące na uwagę i zastanowienie. O jej poetyckiej twórczości pisano wiele i różnie, chociaż powtarzały się często podobne myśli, spostrzeżenia i nawet sformułowania. Nazywano Hillar „wnuczką Różewicza", „współczesną młodą dziewczyną z Warszawy" i „Małgorzatą w krainie czarów". Natomiast o jej poezji mówiono, że jest światem w miniaturze, bo opowiada o rzeczach małych, i czytelna jest w niej odwaga sentymentalizmu. Zastanawiano się, czy to poezja popularna i poezja łatwa, chociaż zawsze mówiono, że to uczciwe wiersze. Ponieważ były one często o nim, więc dostrzegano w ich treści uroki dziewczęcego pamiętnika, co nie przeszkadzało sytuować tych wierszy między polukrowanym amorem a krzykiem protestu. W recenzyjnych omówieniach najczęściej zwracano uwagę na ich prostotę i bezpośredniość, czytelną w nich codzienność i umiłowanie detalu. Nie uchodziła oczywiście uwagi ich miłosna tematyka, sensualna zmysłowość i fascynacja przyrodniczym obrazowaniem. Ponadto nie zapomniano o plastycznym, malarskim charakterze poetyckiej wypowiedzi Hillar, tak innym od poezji zastanej, jej baśniowości, humorze, ironii, kobiecości, biografiźmie, ewolucyjności i nawet młodopolskim i ekspresjonistycznym charakterze, bo obok miłości była i śmierć w niej czytelna.
Krytycy w znakomitej większości byli przekonani, że największy wpływ na poezję Hillar wywarli Różewicz i Pawlikowska-Jasnorzewska, w mniejszym zaś stopniu kojarzyli pewne jej treści z Safoną, Szymborską, Gałczyńskim, Poświatowską, Hłaską czy Nerudą. Ona natomiast przyznawała się do umiłowania poezji Kochanowskiego, Słowackiego, Norwida i Leśmiana. Pierwszy tomik Hillar został odebrany przez krytykę pozytywnie, chociaż recenzenci nie kryli swego zaskoczenia jego treścią. Mówiono, że był nowym zjawiskiem w poezji młodego pokolenia. Oczywiście zdania były podzielone. Jednych zadziwiała świeżość tej poezji, jej urokliwość i prostota, inni widzieli w tym wszystkim banalność, sprawozdawczość, chłód obserwacji, cepeliadę. Dojrzali poeci i krytycy oceniali ją pozytywnie, natomiast młodzi, pokoleniowo jej najbliżsi, krytykowali za wtórność poetycką, brak oryginalności, płyciznę intelektualną i banalność środków wyrazu. Jerzy Kwiatkowski nazywał Hillar wnuczką Różewicza i starał się tropić w Glinianym dzbanku przede wszystkim jego treści. Różewicza widział w metodzie twórczej i kompozycji wierszy, na co przykładów dawał wiele. Uważał, że Hillar wybrała po prostu fałszywą estetykę, chociaż poetyckiego talentu jej nie odmawiał. Szczególnie tam, gdzie mówiła o miłości, czy kiedy opowiadała o tejże sowie, która siedzi na krawędzi dachu jak narysowana. Bowiem, pomimo tylu pretensji i negacji, wierzył że będzie z niej poetka. Oczywiście się nie pomylił. Tylko, że nie każdy był wówczas takim krytykiem jak Kwiatkowski, którego słowo miało silniejszą moc oddziaływania aniżeli recenzentów mniej znanych. Chociaż Paweł Soszyński, który w podobnym czasie zainteresował się poezją Małgorzaty Hillar, też mówił dużo o jej koneksjach z Różewiczem, ale czynił to z większą pobłażliwością. Twierdził, że winien był Różewicz, a nie młodzi poeci, ponieważ ...to on zaczął. Zapoczątkował po prostu poezję postróżewiczowską. Jego poetyka stała się własnością ogółu młodych piszących wiersze nowoczesne. Miała w sobie widocznie coś z oczywistości elementarnej, jak powietrze... Soszyński uważał, te poetyka Różewicza okazała się korzystna dla Hillar w poezji miłosnej czy lirycznej, nie zaś w utworach wojnie i jej skutkom poświęcanych. W tych pierwszych była oryginalna, bo rzeczywiście szczera i subtelnie zmysłowa, natomiast w tamtych nie była sobą. Był ponadto zaniepokojony poetyką Hillar. Przestrzegał ją przed złudzeniem, że ująwszy sytuację w odpowiednią architekturę wiersza, że przez użycie potocznych słów, „prozaizmów", elipsy uzyska się wiersz nowy i odkrywczy. Ponieważ wiele wierszy w tym tomiku tak powstało, więc zwał tę metodę „nowoczesną" tylko w cudzysłowie. O wierszach z Glinianego dzbanka zdecydowała się wypowiedzieć swoją opinię także znana już wtenczas poetka Anna Kamieńska. Najpierw dostało się od niej tym wszystkim, którzy starają się szukać w debiutach poetyckich rodziców młodego autora. Dlatego nie od poszukiwania wpływów, zależności i reminiscencji w poezji Hillar rozpoczęła, ale od oceny jej poetyckich możliwości: Małgorzata Hillar nie nosi przy sobie cenzurki ukończenia żadnej szkoły poetyckiej. Jest prosta tą prostotą, która jest przywilejem albo „dzieci natury", albo wyrafinowanej kultury poetyckiej. Przeczuwam w niej i jedno, i drugie. Nie zepsuta literaturą, nie snobująca się na żadne koneksje w dziedzinie sztuki, wrażliwa na najprostszy, najprymitywniejszy urok życia, o czym mówi nawet tytuł tomiku: „Gliniany garnek". Przy tej okazji ujawniła inność, odrębność i zarazem oryginalność tych wierszy na ówczesnej scenie poetyckiej. Pozbawione patosu i frazesów, nieufne wobec wielkich słów wiersze Hillar okazywały się w ówczesnej codzienności inne, ale właśnie dlatego były tak poetycko prawdziwe. Były proste, szczere, lakoniczne, konkretne, indywidualne, dowcip udanie łączył się w nich z liryzmem, nie były przesycone metaforami, a ponadto ujawniały wrażliwość poetki na przyrodę. Jak to w debiutanckim tomiku bywa, wśród pewnych wierszy nieudanych i nawet banalnych, dostrzegano wiele udanych i doskonałych. Zwracano uwagę na dystans podmiotu tych wierszy wobec sytuacji oraz ich zmysłowość. Mówiono jednak o ich artystycznym niedopracowaniu i nie umiano im darować prozaizmów. Krytykowano ich kompozycje, widząc w nich prozę rozpisaną na wersy. Nie podobała się zwykłość tej poezji, jej ubóstwo, stylizowanie poetyckich obrazów, reporterska prezentacja pewnych zdarzeń, a nawet obecne w niej motywy czy atrybuty. Zgadzano się natomiast z tą opinią, że Hillar Dopiero w wierszach, w których usiłuje opisać siebie, swoje myśli i przeżycia, a szczególnie w tych, w których szczerze mówi o uczuciach i o miłości, odnajduje właściwe, a niekiedy bardzo udane, własne środki wyrazu.
Ryszard Matuszewski uznał debiutancki tomik Hillar za najlepszy w 1957 roku, za pełen kultury i wdzięku, wyjątkowo czysty w swej tonacji lirycznej, godny porównania z poezją Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Podobnie jak Anna Kamieńska nie przypisywał jej naśladownictwa Różewicza i krytycznie odnosił się do nazywania jej „wnuczką Różewicza". Nie negował oczywiście, że Różewicz był jej mistrzem, ale ona umiała twórczo z niego skorzystać. Umiała przetransponować poetykę szeptu przechodzącego w niemy krzyk nie tylko w poetycką fascynację pięknem świata, ale także w prawdę uniesień i trosk które rodzi miłość, wagę drobnych spraw życia i prawdę obserwacji inteligentnej, finezyjnej, z błyskiem humoru i umiejętnością uogólniania. Dawała wreszcie w swoich wierszach obraz współczesnego jej pokolenia, o którym mówiono najczęściej źle. To zapewne też było przyczyną że tak często zwracano uwagę na inność wierszy Hillar, zastanawiając się zarazem nad ich popularnością. Odpowiedź była raczej znana, ale nie zawsze chętnie ujawniana. W tamtym czasie - po roku 1956 - wiersze Hillar uczyły i przyzwyczajały odbiorcę, którym była najczęściej młodzież, między innymi do rezygnacji ze wstydliwości uczuć. Takie było również przekonanie autorki, która zapytana po wydaniu Kropli słońca, co sądzi o cynizmie ówczesnej młodzieży, odpowiadała: Myślę, że to jakieś nieporozumienie. To co bywa nazywane cynizmem młodzieży jest samoobroną, wyrazem wstydliwości uczuć, ucieczką przed sentymentalizmem, który się przeżył... Zresztą dedykacja pierwszego tomiku Rodzicom była tego najlepszym potwierdzeniem. Hillar już w pierwszym tomiku przedstawiła katalog swoich lirycznych tematów i fascynacji. Zaistniały w nim wiesze o tematyce społecznej, rodzajowe obrazki, poetyckie drobiazgi, wiersze refleksyjne, miłosne, humorystyczne, opowiadające o ars poetica i nawet jeden orientalny. Z wierszy o tematyce społecznej czy społeczno-politycznej nie zyskały aprobaty Pomnik Bohaterów Getta, W leju po bombie, W Hiroszimie. Pierwszy nie umiał ogarnąć poetyckim słowem całej tragedii żydów, następne były martwe, ponieważ nie przystawały do świata Hillar i oczywiście odstawały od wojennych wierszy Różewicza. Nie pomogła nawet obrona Kamieńskiej, tłumaczącej zaistnienie pierwszego z tych powojennych wierszy sytuacją pokolenia, które u swojej kołyski widziało złą wróżką wojny i w okresie pierwszej, najbardziej garnącej się do świata młodości zaznało gorzkich rozczarowań. Stąd nieufność do wielkich słów, do wszelkiego patosu i frazesu społecznego. Tak rzeczywiście było, ale nie udało się poetycko ani opisanie daremnego trudu kamienia opowiadającego o tragedii mordowanych ludzi, ani radowanie się letnim słońcem w leju po bombie, ani tym bardziej opisanie dziecięcego płodu nadżartego przez atom. Chociaż każdy z tych wierszy miał tyle z poetyckich atrybutów i przyrodniczego obrazowania Hillar, to ich treść nie była przekonująca. A były tam owe jabłka, pokrzywy i osty, muchomor, pszczoła zbierająca miód z kwiatów czy nawet odpustowa kaczka na patyku, Z jej poetyki pochodziły także, zaskakujące niczym w barokowym koncepcie, ostatnie słowa tych wierszy. Kiedy w innych utworach to wszystko było na miejscu, tutaj zdecydowanie kłóciło się z poetycką myślą. Z innych względów nie podobał się wiersz Rzeczy małe, ośmieszający politycznego działacza, fanatyka socjalizmu. Mówiono, że to banalne, ale wiadomo było, że w socjalistycznej Polsce ironiczny ton słów o tym, który „buduje socjalizm", a nie widzi poezji w codzienności, nie był na miejscu. Jedyna w obronie tego wiersza stanęła Kamieńska, uznając go za wielce trafny. Dzisiaj ten wiersz pozwala się czytać jako satyra na tamte czasy. Jeżeli zamysł poetki był nawet inny, to budowniczego socjalizmu ośmieszały i czyniły bufonem nawet ostatnie słowa wiersza: On unosi się ponad tym (lekko) jak pióro indycze (s. 29). Tego już jednak nie starano się zauważać. Dyskusyjna była także Zakonnica, utwór negatywnie oceniany przez krytykę, w którym widziano ową Mniszkę Różewicza. Jeżeli nawet był on inaczej odbierany przez czytelników, to dzisiaj też mógłby budzić różne refleksje. Były temu m.in. winne ostatnie wersy, które nie tylko okazały się nietrafne, ale nawet bulwersujące. Oczywiście w innych utworach konceptyczne pointy będą często udane. Dlatego lepsze już były rodzajowe obrazki, których w tym tomiku zaistniało kilkanaście.
Oczywiście i do nich krytyka miała zastrzeżenia, ale już nie w takim stopniu i nie tak jednomyślnie, jak do poprzednich. Negatywnie oceniano wiersze W pociągu i Pomarańcza, bo nazbyt były banalne, tendencyjne i płaskie. Wskazywano także na inne, słusznie mówiąc, że Gliniany dzbanek jest nierówny w swych poetyckich treściach. Niemniej dostrzegano wśród nich udane, jak chociażby Zielone gwiazdy czy U fotografa. Interesujące były również wiersze Jarmark, Sztorm, Wieczór. Może dlatego, że były po prostu bliskie tym miejscom, które Hillar znała z dzieciństwa. Pierwszy z wierszy opowiadał scenkę widzianą na wsi, może właśnie w Piesienicy, którą nieraz odwiedzali Cyganie. Przeżywały to najbardziej dzieci, zbierające się gromadami, przy cygańskich taborach. Zapewne nigdy nie brakowało wśród nich Janiny Hillar, która później jako Małgorzata opowiedziała to wierszem. Pamiętała Cyganki, zawsze chcące „powróżyć" i najczęściej widywane z dziećmi przy piersiach, te Cyganki którymi na pewno nieraz ją straszono, co ostatecznie nakazało jej właśnie tak zakończyć ten wiersz: Szkoda że nie kradnie się dzieci Cyganom (s. 18). W następnym utworze, niczym dziecko wpatrzone rozszerzonymi ze zdziwienia oczami w wystawę, opowiadała owe zdjęcia oglądane „u fotografa"; może właśnie w pobliskim Starogardzie. A w ostatniej zwrotce wszystko udanie sumowała konceptem, wykorzystując tym razem najczęstsze na wystawach małomiasteczkowych fotografów zdjęcia niemowląt: Tylko gołe dziecko leży na brzuchu z miną pocałujcie mnie wszyscy w pupę (s. 72). Umiejętnego opowiadania poetyckim językiem zaobserwowanych niegdyś scenek dowodzi także pierwszy utwór w tym zbiorku. Jego lektura sprawia takie wrażenie, jakby rzeczywiście było się na jarmarku. Opowiada tam o koniach, wozach, handlujących babach i po leśmianowsku wreszcie o tym dziadzie, który sprzedaje gliniane dzbanki, o których to nieraz jeszcze będzie mowa w następnych tomikach: Siwy dziad gliniane garnki na ziemi rozstawił Astry w te garnki możesz włożyć ogórki z koprem zsiadłe mleko Po brodzie dziada skacze słońce (s. 8). Tu jednak Hillar nie opowie glinianego garnka, a jedynie wskaże na jego funkcjonalność. I to też będzie poezją, co najlepiej umiała dostrzec Kamieńska. Nazywając to poetyckim reizmem, wskazywała na udane opowiadanie takich przedmiotów, które najczęściej spotyka się w codziennym życiu. Należałoby jednak pamiętać, że były to nie tylko atrybuty zapożyczone z codziennego życia wsi, ale pełniące tam odwiecznie swoją konieczną rolę. Dlatego znajdujemy w tym wierszu teraźniejszy i odwieczny zarazem obrazek z jarmarku, na który ci sami ludzie z tymi samymi towarami zjeżdżają się od wieków. Zresztą podobnie można by powiedzieć o tymże letnim wiejskim wieczorze, kiedy to Ostatni wóz żyta / wjechał prosto / w otwarte wrota nocy (s. 73). Taka będzie również groza morskiego sztormu, niepokojąca zawsze człowieka z lądu i tak autentycznie przeżywanego na żółtym kutrze przez bohaterkę wiersza, czy wreszcie odniesienie przebytej na nim podróży do człowieczej egzystencji i zarazem żywota biblijnego Piotra - rybaka. Wniosek zaś z tego taki, że w wielu wierszach Hillar czas i zdarzenia tylko na pozór są momentalne i zwyczajne, bowiem w ich codzienności znajdujemy godną poetyckiego zapisu mityczną odwieczność. Podobnie jest w Hillarowych poetyckich drobiazgach, którym najbliżej do impresji, jeżeli wskażemy na wiersze Krokus, Cisza nocna, Południe, Dzban, Gęsi. Interpretacja pierwszych trzech wierszy, prowadzona z symboliczno-mitycznej pozycji, tworzy zadziwiająco spójny obraz. Kwiat zakwitający obok kamienia jeszcze niewiele mówi, ale jeżeli jest to krokus zwiastujący wiosnę, to już inna sprawa. Zima i kamień mają ze sobą tyle wspólnego, że bliskie jest im milczenie śmierci. Podobnie bliski śmierci jest sen, jak często się powiada „sen kamienny", „sen twardy", w którym dziecko szuka owego krokusa o liliowych płatkach. I nie znajduje go, odsuwając we śnie ów kamień, jakby pod nim, niczym w grobie mógł się kwiat ten skryć. Nie przypadkiem zapewne mamy zaraz po tym wierszu Ciszą nocną, która jeszcze lepiej zapowiada ostateczną sytuację. W niej nieruchomieją liście, cichną koty, milknie sowa, zasypia świerszcz i oczywiście jabłka spadają, bo one najlepiej określają dojrzałość i kończący się czas. Jeżeli nawet nie pozwala zasnąć maciejka fioletowym zapachem, to zda się wieścić śmierć symbolicznym a' rebours. Wszak jej słodki zapach, przyprawiający o ból głowy, też niczym trucizna na wieki może uśpić. W Południe sen również ogarnia wszystkich, bo jest to mityczny czas zła. Dlatego wszystko znowuż ogarnia cisza. Nie przypadkiem kot jest tu czarny i niczym na obrazie Wyspiańskiego śpi snem nieprzespanym mały chłopiec (Staś), którego może dosięgnąć pod martwym drzewem żądło śmierci, a to już przypomina obrazy Malczewskiego: W powietrzu jak kosmata pszczoła zawisł spokój którego nie wolno zakłócić żeby nie zbudzić małego chłopca śpiącego pod nieruchomym drzewem (s. 38). Dalekie od takich omówień będą dwa ostatnie utwory - Gęsi, Dzban. Pierwszy jest po prostu poetyckim obrazkiem gęsi oglądanych na łące i niczego w nim poza tym nie znajdziemy. Jedynie porównanie gęsiego stadka do kobiet ciężarnych i wielkich dam mogłoby zasługiwać na uwagę, ale nie jest to oryginalne. Podobnie jak ostatnia zwrotka tej impresji, kierująca pytanie do poetów, dlaczego porównują szyje swych ukochanych / do szyj łabędzi (s. 103).
Natomiast udanie został w następnym wierszu opowiedziany gliniany dzban, dzban używany stale w wiejskim gospodarstwie i mający już w tym zbiorku nie tylko swoją historię, ale i poetycki sens. Nie tylko z racji tytułu tego tomiku i pierwszego wiersza o dzbanach na jarmarku, ale także biblijnej przypowieści jak to W takim dzbanie / Chrystus wodę w wino zmienił, wprowadzające najzwyklejszą i radosną sytuację, jak to W moim dzbanie / mieszkają słoneczniki / od ciebie. Bo najczęściej wszystko w tych wierszach sprowadza się do prostej i szczerej refleksji z sytuacji nam najbliższych, przez nas niejednokrotnie przeżywanych. Codzienność spotkamy także w poetyckich refleksjach, sięgających często do biografii i osobistych przeżyć Hillar i dających zarazem jej autocharakterystykę. Tak można by powiedzieć o wierszu Dziki człowiek, w którym odnajdujemy wspomnienia z czasów dzieciństwa -jak to samotna kryła się na strychu i pisała wiersze, czy jak myślała nad tym, jak wyleczyć chorą nogę żaby (s. 10). Podobnie było zapewne z wierszem Korale, w którym tytułowe korale z jarzębiny też przypominają tamten beztroski czas, a poetycka przestrzeń zda się być szczególnie bliska krajobrazowi Kociewia: Zatrzymały się jarzębiny nad rowem przy kapliczce gdzie wśród zeschniętych kwiatów gipsowy święty ma nadtłuczone ucho Przyszła tu dziewczynka przed świętym uklękła Ojcze nasz zmówiła i zaczęła zrywać kulki jarzębiny (s. 67). Gdzie indziej Hillar powie o swoich rodzicach - najpierw o ojcu, którego wyśni liryczny podmiot jej wiersza, a potem o zmęczonej codzienną pracą matce, której nie okaże już takiej miłości {Sen o ojcu, Moja matka). Ojcu poświęci potem jeszcze jeden wiersz, dziękując mu za lekcje zoologii i przyrody (Narcyzy). Opowie też pewien epizod ze swego dojrzałego już życia, jak to na miejskim bruku było jej nielekko, ale nie traciła nadziei (Latający chodnik). Niełatwo znosiła samotność, a cisza była wtenczas jej największym wrogiem, budzącym nawet samobójcze myśli (Cisza). Bała się takich sytuacji i chciała je zapomnieć, jak tamto samobójstwo, którego była przypadkowym świadkiem. Dlatego z taką szczerością powie, czego musi się strzec i przed czym musi uciekać: Uciekam przed wysokością czwartego piętra przed zapachem gazu • przed smakiem luminalu (s. 98). I przyzna się wtenczas, że ratunek znajduje w miłości. Sprawą jednak dyskusji byłoby, czy właśnie z tego powodu znajdujemy w tym tomiku tyle miłosnych wierszy. Chociaż próżno by ich oczekiwać, gdyby nie szczerość poetyckiej wypowiedzi i tak śmiałe opowiadanie miłości. Tym zaskoczyła odbiorcę, jako że w latach pięćdziesiątych było to absolutnie świeże i inne. Ponadto nie pisała wierszy w romantycznej konwencji, jak zauważała to Kamieńska, ale w aurze subtelnego sensualizmu, jak trafnie określał to Soszyński.
Szczerze i bez jakiejkolwiek pruderii mówiła, że miłość jest światłem moich wierszy (s. 26). A poznamy ją najpierw z telefonicznej rozmowy. Ale to nie on zadzwoni pierwszy i będzie zwierzał się ze swoich uczuć, lecz ona. Natomiast prawdy dodają temu wszystkiemu zmysłowo odbierane wrażenia słuchowe, kiedy to on i ona słysząc w słuchawce swoje oddechy, zdają się być ze sobą. Potem spotykają się w kawiarni. I chociaż wokół tyle ludzi, jak to z zakochanymi bywa, są sami. Mówią niewiele, ale mówią ich oczy. To im wystarcza i budzi tym większe pożądanie. Bo jest to erotyk, jak na lata pięćdziesiąte rzeczywiście śmiały w słowach i skojarzeniach: Czuję jak pęcznieją wargi a spragnione palce rąk miłych szukają Jak bezwolnieje ciało i nie broni oczom twoim rozbierać sukien które dzielą (s. 31-32). - kończący się jednak biblijnym akcentem (nie pierwszy raz zdarza się to Hillar), bo on i ona zdają się być Adamem i Ewą popełniającymi pierworodny grzech. Jest to nie tylko wielce śmiałe i odważne wyzwanie dla obojętnego na ich miłość kawiarnianego tłumu, ale także zmysłowe i zarazem subtelne: Wtedy zobaczą że jestem naga i spojrzeniem pierś ustom twoim podaje jak jabłko (s. 32). W następnych wierszach z miłosnego cyklu można było poznawać inne realia pierwszej miłości, które były tak sugestywne, że mogły niejedną nastolatkę przyprawiać o szybsze serca bicie. Tym bardziej, że miłosne wiersze w tym zbiorku stworzyły istną rodzajową scenkę. Najpierw ona się zastanawia, czy może mu zaufać, bo kiedy się całują, on nie mówi, co czuje. Ale Jest dla niej / bardzo dobry (s. 45), a ona gdy jest samotna, zawsze za nim tęskni. Nie tylko w dniu upalnego lata, gdy tak pachnie siano, nie tylko w nocy, ale i na morzu. Tylko z nim czuje się pewnie, samotność natomiast ją przeraża. Szczęście jednak nie trwa wiecznie. Najpierw zabraknie im wzajemnego zrozumienia. Słowa będą Pęczniały rosły / i pchały się / z powrotem do gardła (s. 68). A kiedy ich miłość znajdzie się na przysłowiowej krawędzi, jak zapowie to tytuł wiersza, już nic jej nie uratuje. Lecz chociaż się skończy, to coś z niej pozostaje, jeżeli Inne usta nie kołyszą światem // Pod ich dotknięciem / nie rozchylają się wargi / jak maciejka na przyjęcie nocy (s. 69). Pozostała pamięć tamtej miłości i chociażby wspomnienie twych rąk (s. 75). Ale będzie to już tylko czas miniony, czas przeszły następnych wierszy. Wyśni się jej wreszcie spacer z ukochanym po wrzosowisku podczas babiego lata. Lecz będzie to tylko sen, kryjący w onirycznej symbolice fioletów wrzosu i jesieni jego śmierć. Ona oczywiście to wie, ale zawsze pozostaje ta iskierka nadziei, że jednak nie zginął, kiedy przekwitał wrzos (s. 83). Ponadto jakże tu wierzyć w sen we śnie? Wiesz mówię miałam taki zły sen śniło mi się że nie żyjesz (s. 84). Sny jednak się kończą, a pozostają tylko wspomnienia {Zapach siana). A potem pojawi się już inna miłość, o której będą opowiadały ostatnie w tym tomiku erotyki: Smak i Chwila.
Nie warto im jednak poświęcać już czasu, bo nie są one tak ważne, jak te poprzednie, z których udało się odczytać historię miłości lirycznego JA Hillar. Bowiem interpretacyjnym zamysłem było zdanie tu sprawy z historii pewnej miłości, którą udaje się odczytać z erotyków istniejących w tym tomiku, i to zapisanych w takiej kolejności, jak zostały tu omówione. Niewiele ma to wspólnego z ars poetica autorki Glinianego dzbanka, ale na pewno cokolwiek z kompozycyjnym zamysłem oraz z konceptem też. Na konceptyczne finały wierszy w Glinianym dzbanku zwracano już nieraz uwagę, ale specjalnie się nimi nie zajmowano. Może dlatego, że widziano je akurat w nieudanych utworach. Na ich omówienie przyjdzie czas później, tu natomiast warto powiedzieć o wierszach, w których Hillar dawała swój program poetycki, bo o nich nie mówiono w ogóle. Może dlatego, że było ich w tym tomiku o wiele mniej od refleksyjnych czy miłosnych, a ponadto ich treści nie zdradzały tytuły. Mówiący był jedynie wiersz zatytułowany Spotkanie z Pegazem, natomiast w pozostałych - Miłość, Ciężar, Drabina - można było na ars poetica Hillar natknąć się tylko podczas uważnej lektury. Ponieważ nieudane okazało się pierwsze spotkanie z Pegazem, symbolicznie znaczącym tutaj poezję wysoką więc Hillar postanowiła zająć się zwykłymi codziennymi sprawami i pisać o nich zwyczajnie i prosto. Zrezygnowała z górnych i chmurnych romantycznych eskapad i zajęła się poezją codziennego dnia. A ponieważ wcześniej w wierszu Miłość zapowiadała, że Słowa bez miłości / są jak puste pestki dyni (s. 26), więc tych utworów dała w pierwszym tomiku najwięcej i one okazały się najbardziej udane. Zanim jednak to się stało, musiała się wewnętrznie przełamać, doznać psychicznej metamorfozy i zrzucić z siebie ciężar milczenia. Bo czymże jest pisanie, jak nie głośną mową. Ale Hillar nie tylko na to musiała się zdecydować, aby być sobą aby była to jej poezja, trzeba jej było jeszcze w życiu uśmiechu i radości. Bo jak mówiła, Jeżeli nie roześmieję się chociaż raz zwyczajnie po prostu radośnie Nie napiszę już nigdy o czerwonym gilu o czereśniach o miłości (s. 43). Kończyła zaś ten tomik, swój pierwszy, takimi słowami, jakby była to tamta niedokończona rozmowa z Pegazem. Kiedy uleciał jej tenże spotkany na krawędzi dachu skrzydlaty koń i nie mogła się doczekać, zrezygnowała z niego i zdecydowała się na zwyczajne konie. Jeżeli potem już za Pegazem nie zatęskniła, to zdecydowała się raz jeszcze ponowić eksperyment, jak widzi się z wysoka. Wtenczas spotkała się z Pegazem na krawędzi dachu, a teraz postanowiła spojrzeć na świat ze szczytu drabiny. Ale na nic się to zdało, ponieważ się przekonała, że Stamtąd zupełnie inaczej / wygląda szare dziecko /ze szmacianą lalką w dłoni (s. 109). A konkluzja z tego taka, że z wysoka pisze się, bo inaczej się widzi. Dlaczego więc z drabiny patrzeć na świat. Lepiej widzieć go zwyczajnie. I wtenczas na miejscu okazały się te konceptyczne w swoim metaforycznym podtekście słowa: Drabina utrudnia chodzenie po ulicach dam ją chyba kominiarzowi (s. 110). I tak już pozostało, chociaż poznane tutaj poetyckie ścieżki Małgorzaty Hillar okażą się w następnych tomikach nie wszystkie jednakowo wydeptane i nie wszystkie uczęszczane. Ponadto pojawią się jeszcze nowe, których tym bardziej nie będzie można ominąć.
Małgorzata Hillar, poetka lirycznych fascynacji
Źródło: W. Wiśniewski, Tego nie dowiecie się w szkole. Z wizytą u pisarzy. Warszawa 1981
https://cms.antykwariat.waw.pl//mfc/9/9/6/4/ba93e6dcfa3f9ed5ddf0620fd8324b89aa43.jpg
Zapraszam do Niezależnej Wytwórni Filmowej PROSTAK_____ http://korespondentwojenny.salon24.pl/_____ A teraz będą "chwalunki"..., co dzięki mnie utworzyłem jako animator kultury i działacz społeczny w polityce w Polsce i na Emigracji: 1967 - 1970 ...założyciel zespołu muzycznego "Chłopcy z Przedmieścia" w Otwocku; 1979 - 1981 ...został przewodniczącym Klubu Młodych Pisarzy przy ZLP w Słupsku; 1982 - 1985 ...kolporter pism emigracyjnych w Wiedniu; 1987 ...wydał dwa zeszyty literackie - wiersze pt. "Słowo" i "Oaza Polska" w Monachium wydawnictwo: Niezależny Związek Pisarzy Polskich "Feniks"; 1988 - 1990 ...wiedeński korespondent "Orła Białego" w Londynie; 1990 - 1994 ...założyciel i przewodniczący Korespondencyjnego Klubu Pisarzy Polskich "Metafora" i Polskiego Centrum Haiku a także pomysłodawca "Wiedeńskiej Nagrody Literackiej im. Marka Hłaski" oparty z plonu konkursu na prozę i poezję - zorganizował dwie edycje konkursu literackiego w Wiedniu; 1997 - 1998 ...członek Ruchu Odbudowy Polski - przewodniczący Komisji Rewizyjnej ROP w Słupsku; 1998 - 1999 ...korespondent radia City w Słupsku; 1999 - 2003 ...założyciel i przewodniczący Polskiej Partii Biednych na Pomorzu; 1999 - 2003 ...założyciel i sędzia Słupskiego Sądu Społecznego w Słupsku; 2000 - 2009 ...założyciel i prezes Stowarzyszenia "Biały Blues Poezji" w Ustce; 2001 - 2009 ...założyciel środowiska literackiego w Starostwie Powiatowym w Słupsku; 2001 ...wydał tomik wierszy pt. "W krainie żebraków słyszę bluesa" - ZLP Słupsk; 2004 - 2005 ...korespondent radia "Supermova" w Londynie; 2005 - 2007 ...redaktor gazety internetowej "Karuzela Polska"; 2005 - 2009 ...korespondent międzynarodowej gazety "Afery Prawa a Bezprawie" w Irlandii z siedzibą w Sanoku. ____Odpowiadam swoim podpisem - Zygmunt Jan Prusiński Ustka. 23 Grudnia 2009 r.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura