Zygmunt Jan  Prusiński
Zygmunt Jan Prusiński
Zygmunt Jan Prusiński Zygmunt Jan Prusiński
182
BLOG

Zaułki światła – Część II

Zygmunt Jan Prusiński Zygmunt Jan Prusiński Wiersze Obserwuj temat Obserwuj notkę 6


ZAUŁKI ŚWIATŁA – część druga

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński



MASZ SPOTKANIE Z WIATREM



Kończy się styczeń a miłości brak
to taki cichy stan – muzyki słucham
z lat sześćdziesiątych – akurat The Stylistics
śpiewają "You make feel brand new"
nastraja mnie żeby w poezji poszukać
brzmienia z tobą niech owocuje uczucie.

Jako śpiewający muzyk z dyplomem
umiem tańczyć klasykę – więc biorę
najpierw twoją rękę potem ramię
aż do linii by poruszyć kibić wobec
ruchliwych bioder – musisz wyczuć
ten brylant w kolorze wyłuskanym.

Pofruniemy na polanę zwierzeń
wybierzesz intymne głaskanie –
to zupełnie nie boli to jakby dźwięk
w którym  oprowadzam pośród
zwierzeniom unieść biodra
koncert przed nami całuj niebo.


29.01.2020 – Ustka
Środa 13:29





W SYMBOLU KOBIETY UROCZYSTEJ W MIŁOŚCI



Motto: Tak, ja komponuję ciszę w tobie,
muzyka się rozmnaża w nas poniekąd
nie naruszajmy swoistej aprobaty.



W trakcie słuchania muzyki Zamfira
z filmu „Once Upon A Time In America”     
rozmyślam o tobie po części
we fragmentach nigdy nie dokończonych
tak bywa z artystą który w temperamencie
liryki głosi żywe słowo łącząc  i penetrując
zjawiska biologiczne które popijam winem
mając pogląd na zwyciężanie –
podobnie jak szarpać struny dla tęczy.

Twego cienia pilnuję żeby nie znikł w słońcu
twoje ślady zostają na piasku – cień i ślady
to melodramat skupiony w ambiwalencji 
uczucie wszak jest płynne – odgarniam
włosy by przystąpić do delikatnej gry
nie skąpiąc to co jest ważne pomiędzy nami
więc niech nam grają organy odwzajemniane
dziś i jutro i za sto lat – i po śmierci
że byliśmy sobie blisko echem powracającym.


6.02.2020 – Ustka
Czwartek 10:23 





NIC NIE JEST WAŻNEGO PÓKI DRZEWA SIĘ RODZĄ Z MIŁOŚCI



Motto: Wiem kim jesteś...
Fragmenty niedosytu
w kącie ściśnięte blisko pajęczyn.
Maluję o tobie wnętrze...
Można słowami obudzić
poranne źródła w szkle oczekującego.



Słucham często “Best Of Once Upon a Time In America”
to mi pomaga tworzyć następne utwory
głaszczę twe włosy dotykam piersi i całuję
i jest w tym jakaś baśń o przyjaźni nosząca znamiona
bliskości pomiędzy nami – wyluzowanej a jednak
mająca sens kiedy kładę ciebie na łóżku
ty rozsuwasz się tak niebanalnie – ach te uda
obcałowuję to terytorium sentymentalnie
bo mieć kobietę to zaszczyt
zaszczepiam urokliwe miejsca
właściwie to uczę się przy takich spotkaniach
dotykasz mój organ troszcząc się o niego
dotykam twój organ – pocieszony i milczący
zbieram plon zasług w twoich oczach
zjawiłaś się idealnie naga na tle moich drzew w ogrodzie.

Jestem ci winien tego głodu
mów mi do ucha ładne rzeczy –
potrafisz skupić mnie w tych kadrach
nasłonecznionych i w dreszczach odchodzących
do następnego spotkania odnowimy ponownie
smak miłości i tym smakiem zanurzymy
swoje tajemnice dojrzewania tych drzew.


- Jesteśmy rodzicami wszystkich drzew…


10.02.2020 – Ustka
Poniedziałek 11:51





KOMPLETUJĘ WIZERUNEK PRZYSZŁOŚCI



Motto: …słyszysz wiatr gra miłosne wstąpienie.



Huragany nadeszły
zawieszam na ten czas spacery
właściwie to mam sporo pracy w domu
nie mówiąc o korekcie kilku książek do wydawcy
piszę z powodu nie wiem dlaczego
wystarczy jedną napisać dla aniołów
a nie (pięćdziesiąt sześć) – czy się oczyszczę
z tych grzechów w niebie?

Specjalnie to nie szukałem kobiety
prędzej czekałem że to ona mnie znajdzie
i tak zleciało tyleż lat w samotności
dlatego tyle książek o miłości – można się
rozchorować czytając je tysiące
nawet nie chcę się chwalić
i nie namawiać innych samotników
którzy są w podobnej sytuacji…

Ludzie boją się miłości
a jej łakną – pragną – oczekują
a kiedy coś podobnego nastąpi dostają drgawek
nieufność brzęczy pokrywa się rdzą
metaliczny dźwięk jest silniejszy –
a trzeba kochać się codziennie.


11.02.2020 – Ustka
Wtorek 16:55





ZJAWIŁAŚ SIĘ IDEALNIE NAGA NA TLE MOICH DRZEW W OGRODZIE



Motto: …odnowimy ponownie
smak miłości i tym smakiem zanurzymy
swoje tajemnice dojrzewania tych drzew.




Opieram się na poczuciu obowiązku
kochać ciebie dopijając rum
zbierać po drodze metafory klimatyczne
potrącić niedowierzanie – skroplić suche korzenie
zakwitanie w tobie to brzmienie serca
niech się przytulą – zakołyszą jak na fali
nic nie powiem więcej…

Stanęłaś naga przy oknie
a ja podziwiałem twoją figurę
zastanawiałem się ile mi sił starczy
te cielesne uroczystości przekazywać
przecież to jest obowiązek mężczyzny
byś czuła ten poklask na firmamencie głodu
staram się to spełnić.

Kolorowe zakręty widzę
składam swoje przysięgi
na każdy okrąg gdzie sukienka
niczym karuzela wywija taniec –
jestem blisko tak blisko że całuję szyję
i gołe plecy – nie przystawaj
kręć się w moich objęciach
wiatr ci sprzyja jestem pewny.


12.02.2020 – Ustka
Środa 19:16





OPIERAM SIĘ NA POCZUCIU OBOWIĄZKU KOCHAĆ CIEBIE DOPIJAJĄC RUM



Motto: …zbierać po drodze metafory
skroplić suche korzenie –
zakwitanie w tobie to brzmienie serca.



Nie odbieram emocjonalnie ten dzień
niby dla zakochanych – czy muszę być małpą
dla mnie dzień kobiet ważniejszy
wychowałem się w tym klimacie.

Sądzę że ty podobnie to odbierasz
kochać trzeba codziennie
a nie tylko 14 lutego – komercja
swoje robi dla zysku.

Przytul mnie że mam rację
nie będę się plątał z czyimiś sprawami
mam swoje z tobą poukładane
ubierz sukienkę pójdziemy na spacer.

Przy zachodzie zaśpiewam z repertuaru
The Stylistics „You make feel brand new”
zatańczymy pijąc rum na zdrowie
podzielimy rolę w miłości.


14.02.2020 – Ustka
Piątek 13:50





TYMŻE DNIOM PRZED NAMI



Okrążymy to jezioro szczęścia
wszędzie można malować miłość
wybierz widok przed nami –
będziemy malowali szczegóły.

Tyle miałem ci powiedzieć
nie wiem od czego zacząć –
mam pomysły na przebieg
sobotniej chwały cudów.

Tulisz się do owego pejzażu
dobrze że jesteś w kapeluszu
intryguje mnie twoja twarz
kolory farb mieszam ustaw sztalugę.

Od czego zacząć to wiem od oczu
i taki mam zamiar – a wiosną
planuję kilka akt w tym samym
miejscu nad Jeziorem Szczęścia.


15.02.2020 – Ustka
Sobota 10:51





TULISZ SIĘ DO OWEGO PEJZAŻU DOBRZE ŻE JESTEŚ W KAPELUSZU



Motto: Okrążymy to jezioro szczęścia
wszędzie można malować miłość
wybierz widok przed nami –
będziemy malowali szczegóły.




Podglądam twoją sytą ciekawość
rozebrać się w lutym to ryzyko
dlatego nie proponuję tego czynić
można dotrzeć bez tego ogniwa.

Dzisiaj poznałem poetkę (panią K)
przeczytałem jej pięć wierszy
ale szczególnie dwa przypadły
„złocił mnie” i „tym razem”…

Poezja dla mnie to drugie lustro
w nim odgaduję jak w konkursie
ważne i ciekawe metafory –
autorka ma pojęcie to co robi.

Przytul się do owego pejzażu
jestem w nim w roli zamykającego
bramy miasta – wtul się w ciszę
oczekuję miłości otwartej…


16.02.2020 – Ustka
Niedziela 14:45





POEZJA DLA MNIE TO DRUGIE LUSTRO



Motto: Przytul się do owego pejzażu
jestem w nim w roli zamykającego
bramy miasta – wtul się w ciszę
oczekuję miłości otwartej…




Słucham "My Eyes Adored You" Frankie Valli
dawno to było i ja młody mężczyzna
potrafiłem rozróżnić piękno w muzyce
wabiony jak w miłości tym duchowym
pokarmem lepszym od wszelakich modlitw.

Niestrudzony śpiewałem lub nuciłem
i było mi z tym do twarzy – potrafiłem
poszanować sztukę i w poezji wówczas
począłem pisać książki które nigdy
nie zostały opublikowane z braku pieniędzy.

Zgubiłem swoją młodość i wiersze
jedynie kobietę szukałem która nie zdradza
nie było łatwo choć się starałem wedle
wymagania samoistnej potrzeby kochania
to było wpięte jako dekoracja…

Dziś mam ciebie pokrytą moimi uczuciami
jako dojrzały mężczyzna czynię starania
spełniać twe potrzeby więc tańczę
z łąkami i twoimi księżycowymi snami.


17.02.2020 – Ustka
Poniedziałek 13:30





POTRAFIĘ ROZRÓŻNIĆ PIĘKNO W MUZYCE WABIONY JAK W MIŁOŚCI



Motto: Dziś mam ciebie pokrytą moimi uczuciami
jako dojrzały mężczyzna czynię starania
spełniać twe potrzeby więc tańczę z łąkami i
twoimi księżycowymi snami.




Dzisiaj taki zwykły wtorek
jestem na warunkach oczekiwania
spoglądam w okno – mieszkam na parterze
nie lubię planowania w większości nie wychodzą
- bielę ściany myślami a myśli krążące
wiesz co chcę od ciebie.

Jestem pokryty rytmicznie w kierunku twoich bioder
lubię patrzeć jak tańczysz idąc roześmiana
to mnie napędza do działania…

Takie chwile podniecają nie tylko mnie
jestem do wykrycia i dla gwiazd
(pielęgnuję w sobie uczucie głodu)
jak mówi Dorota moja sąsiadka –
ma te same problemy co ja.

Każdy chce być kochany obojętnie gdzie
dlatego wtorek jest idealny do spełnienia –
weź ode mnie tę słodycz nie odmówię
jesteśmy do tego stworzeni…


18.02.2020 – Ustka
Wtorek 23:39





WIĄZANKA I DEKORACJA



Motto: Szaleje pszeniczna ochota
z dziewczyną miłości poganiać
w ziemskiej roślinności dobiec
do aksamitów w porze południowej.




Nie było tłustego czwartku
unikam spożywania pączków
a faworków nie umiem robić
tradycja jest słodkawa
a ja unikam cukru – bo nie służy...

Ale mam na głowie antologię
„Pola zlewają się z niebem”
mam tam pięć utworów – lubię wiersz
„Istniejemy w poetyckiej przestrzeni”
i cieszę się że zaistniał publicznie.

Wracając do motta to istnieje
taka dziewczyna miłości –
zdobywam ją po rycersku
jak Savinien de Cyrano de Bergerac –
siedemnastowieczny poeta
- jesteś dla mnie tamtą Roksaną.

Nie stoję pod balkonem o zmierzchu
nie słyszysz mego głosu dedykując
miłościwe akcenty czułe – jestem winien
wszystko o czym piszę przekazać dekoracyjnie.


20.02.2020 – Ustka
Czwartek 19:32





SPOSÓB NA ŻYCIE



Motto: Otaczam się samoistnie na scenie teatru
w dramaturga splątanego w miłości
jakaż bywa ukryta tajemnica.




Ukrywam się jakoby powinienem
nie umiem pisać w tłumie
sporo zwiedzam miejsc gdzie osiadam
według planu i piszę wiersze miłosne
to jedynie potrafię robić
być kochankiem w poezji.

Tyle lat to czynię – powinienem
doktorat otrzymać proszę się nie śmiać
mówię poważnie – 40 lat pracy
książki są tym dowodem
ile ich napisałem nie zliczę
ponad pięćdziesiąt na pewno…

- I co tak naprawdę w życiu osiągnąłem
to samotność wewnętrzną – to azyl bólu
znam to cierpienie ponad mój stan
tylko jarzębina daje mi radość
że wierna jest jednemu kolorowi –
tej dostojności zazdroszczę.

I tak do śmierci podołam tę miłość pamiętać
bo to było moim lekarstwem sposobem na życie.


21.02.2020 – Ustka
Piątek 19:52





METODYSTA



Motto: Przytul mnie że mam rację
nie będę się plątał z czyimiś sprawami.




Nie jestem egoistą
właściwie jestem medykiem
leczę kobietę w miłości. –
Ksiądz Jan Wesley ma rację
"Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały…”
i tym zbawczym hasłem żyję
chcąc być doskonałym tej doskonałości w tobie szukam.

Mój świat jest prosty jak się przyjrzeć wokół
kto mnie otacza – wystarczy dotknąć
tak jak nutę dla wiolonczeli
wymagam artystycznej miłości.

W moim życiu masz być naturalna jak mlecz
postaraj się podejść do mnie
moje rozrastanie wzrasta – wydobywam z poezji.

Na uwadze mam cały zbiór twego ciała
każde z osobna trzeba inaczej leczyć
podaj się temu zabiegowi –
jest wystarczająco na to czas
spróbujesz i nie poprzestaniesz.


Nie jestem egoistą
właściwie jestem medykiem
leczę kobietę w miłości.


23.02.2020 – Ustka
Niedziela 13:44




___________________________________________________________Recenzja



TADEUSZ LINKNER




Poetyckie  ścieżki  Małgorzaty  Hillar 


Codzienność i swojskość „Glinianego dzbanka" w   pierwszym    tomie   encyklopedycznego    przewodnika   Literatura  polska   (1984)   hasło   Hillar   Małgorzata  jest  zwięzłe  i  niewiele  mówiące,  nie  tylko  o  twórczości  poetki,  ale  także  o  jej   biografii.  Z  dziewięciowersowej  notki,  podanej  przez  redakcję,  dowiadujemy  się,  że  M.  Hillar  urodziła  się  19  lipca  1930  roku  w  Piesienicy,  a  studia  prawnicze  ukończyła  na  Uniwersytecie  Warszawskim.  Jej  poetyckim  debiutem  był  wydany  w  1957  roku  tomik  Gliniany  dzbanek,  a  następnymi  Prośba  do  macierzanki  (1959),  Krople  słońca  (1961),  Czekanie  na  Dawida  (1967).  Po  pięciu  latach  ukazały  się  jeszcze  w  jej  opracowaniu  Poezje  wybrane  (1972).  Jest  tego  oczywiście  za  mało,  lecz  takie  jest  właśnie  zadanie  Ieksykonowego  hasła.  Dlatego  więcej  można  dowiedzieć  się  o  M.  Hillar  ze  Słownika  współczesnych  pisarzy  polskich  (1977),  a  najwięcej  z  jej  ostatniego  tomiku  o  wiele  mówiącym  tytule  Gotowość  do  Zmartwychwstania  (1995),  który  ukazał  się,  jak  powie  sama  autorka  we  wstępie,  po  dwudziestu  pięciu  latach  milczenia.  Ponieważ  okaże  się  to  jej  ostatnim  słowem,  więc jeszcze  do  niego  powrócimy.


Wobec wielu niedomówień, przemilczeń i błędnych informacji o życiopisaniu  Małgorzty  Hillar  warto  skorzystać  najpierw  ze  wspomnianego  Słowni­ka  współczesnych  pisarzy  polskich,  konkretnie  z jego  se­rii drugiej  z roku  1977, a potem uzupełnić to wszystko Notą biograficzną  napisaną  przez  poetkę  do  wspomnianego  to­miku z 1995 roku. Powiedziano już, że M. Hillar urodziła się w  Piesienicy,  poprawną jednak  datą jej  urodzin  powinien  być rok  1926. Że Piesienica jest pod Starogardem, to praw­da,  lecz  nie jest  to  wieś  na  Kaszubach,  ale  na  Kociewiu.  Metrykalnym imieniem Hillar było Janina, ale podpisywała swoje  pierwsze  teksty jako  Małgorzata  i  tak już  zostało.  Do  szkoły  powszechnej  chodziła w Piesienicy, lecz pierw­szą  klasę  liceum  ukończyła  w  Starogardzie.  Kiedy jej  ojciec  został  wywieziony  podczas  okupacji  do  obozu  kon­centracyjnego  w  Stuthoffie,  trafiły  z  matką  do  Generalnej  Guberni i zamieszkały w Żyrardowie.  Janina vel  Małgorza­ta uczęszczała tam -  i  potem  w  Warszawie  -  na tajne  kom­plety. W latach  1945-1946 pracowała w Urzędzie Ziemskim w  Bydgoszczy.  Maturę  zdała  eksternistycznie  w  1946  roku  w  Częstochowie  i  rozpoczęła  studiować  prawo  na  Uni­wersytecie  Warszawskim.  Po  czterech  latach  musiała jed­nak przerwać studia ze względu na zły stan zdrowia.  W  1955  roku  zadebiutowała w  „Nowej  Kulturze"  (nr 30)  wierszem  Słowa.  W  1957  roku  została  wyróżniona  na  Pierwszy Poznańskim  Listopadzie  Poetyckim  i otrzymała  nagrodę  Związku  Literatów  Polskich.  W  1958  roku przyznano  Hil­lar  Nagrodę  Stowarzyszenia   Księgarzy  Polskich.  Jej  mę­żem  od  1960  roku  był  znany  krytyk  literacki  i  poeta,  Zbi­gniew  Bieńkowski,  z  którym  w  latach  1967-1969  była  na  stypendium  w  Stanach  Zjednoczonych  (Uniwersytet  Iowa  City).  Przyjaźniła się z Barbarą Sadowską.  Mieszkała przez wiele lat na ulicy Jasnej w Warszawie.  Bywała często w Kazi­mierzu  nad  Wisłą,  ale także odwiedzała swoje rodzinne stro­ny na Kociewiu.  Zmarła 30 maja  1995  roku w Warszawie. Tyle  byłoby  o  Małgorzacie  Hillar,  natomiast  o  jej  rodzinnej  Piesienicy  i  najbliższych  wiele  można  się dowie­dzieć  z  artykułu  Bogdana  Bielińskiego  Hiłlarowie  z  Pie­sienicy,   opublikowanym   przed   rokiem   w  wiosennym  Kociewskim   Magazynie   Regionalnym.   Czytamy  tam,   że   Piesienica leży w gminie Zblewo 3 km na wschód od Pinczyna,  na  trasie  kolejowej  Starogard  Gdański.  -  Chojnice,  Hillarowie  natomiast  wywodzili  się  z  miejscowości  Rajkowy koło Pelplina.  W  1928  roku  dziadek poetki,  Franciszek  Hillar  (1857-1943)  przekazał  swojemu  synowi  Januszowi  wykupione z własnej dzierżawy  190 hektarów majątku w Pie­sienicy,  gdzie Janusz mieszkał z żoną -  córką bogatych chło­pów z Gętomia, Heleną Okonek. Ponieważ ojciec poetki był zawodowym  wojskowym,  więc  do  wybuchu  drugiej  wojny  światowej  jego  posiadłością  zajmowali  się  kolejni   zarządcy. W pierwszych dniach wojny pojawił się w Rajkowach, gdzie wraz z ks.  Henrykiem  Wieczorkiem  został  aresztowany i  wy­wieziony do Pelplina, a stamtąd zapewne do Stutthofu. Prze­żył obóz i odwiedził zaraz po wojnie Piesienicę, ale nie mógł na swoich  włościach  pozostać.  Jego  majątek  upaństwowio­no,  a w  dworku  najpierw  organizowano  kursy,  potem  było  kółko rolnicze,  dyrekcja spółdzielni  produkcyjnej  i  PGR-u.  Jako, że znał się na rolnictwie, więc mógł zarządzać PGR-ami w okolicach Koszalina, Łeby i Władysławowa. Zmarł w Józe­fowie  koło  Otwocka w  1994  roku. 

Piesienicki  dworek  Hillarów jednak  się  ostał,  chociaż  znacznie  zmienił  się jego wygląd i  niewiele  pozostało z jego  dawnej  świetności.  Nie­gdyś  był  to  urokliwy  dworek,  który jak  to  najczęściej  z  dworkami  bywało  wznosił  się  nad  okolicą.  Miał wie­życzkę,  po  której  nie pozostało  dzisiaj już  śladu,  a pozo­stałe fragmenty — rozbudowano. Wygląd zewnętrzny bu­dynku  uległ  tak  wielkiej przemianie,  że  gdy  do  Piesienicy  przyjechał syn  ostatniego  właściciela  i  oglądał owe  za­budowania,  to  stojąc  obok  domu  mieszkalnego  spytał,  „ a gdzie jest ten dawny dworek?". Ponieważ we wstępie do ostatniego tomiku Gotowość do Zmartwychwstania, szczerze i bezpośrednio zatytułowanym Dwadzieścia lat minęło odkąd umarłam, Małgorzata Hillar po  raz  pierwszy  tyle  powiada  o  sobie  i  swoim  rodzinnym  domu, więc warto z jej słowami bliżej się zapoznać, szcze­gólnie  wobec  tego  co  wcześniej  powiedziano  o jej  bio­grafii  oraz  o  piesienickim  dworku  Hillarów  i  losach jego prawowitego właściciela.  Warto  tym bardziej, że jak  mówi  w post  scriptum  do  tegoż  wstępu  Jerzy Koperski:  Powyż­szy  tekst,  to  bez  wątpienia  ostatnie  słowa  —  Manifest  Małgorzaty  Hillar.  Słowa  o  sobie   samej.   Wielce  przej­mujące są jej słowa o samotności we własnym domu, o szu­kaniu  rodzinnego  ciepła u  Cyganów  i  częstych  ucieczkach na strych czy na wieżę dworku. Tam uciekała przed niekochaniem i tam pisała swoje pierwsze wiersze. Poczucie bezpiecz­nego  spokoju  dawał jej  też  pobliski  kościół.  Brakowało jej matczynej  miłości  i  znajdowała ją w  świątynnej  ciszy,  gdzie  mieszkała najpiękniejsza i najmilsza postać z całych niebios - Matka Boska. Kochała ją bo znajdowała w niej drugą matkę i współczuła jej, że jako matka musiała patrzeć na mękę wła­snego Syna. Potem powie jeszcze o cierpieniu (chorobie?), mę­czącym ją przez  ostatnie  dwadzieścia  lat  życia  i  psychicznej  samoudręce. Przyzna się też do kobiecego charakteru swej po­ezji, wskazując przede wszystkim na Czekanie na Dawida, jako na najbardziej kobiecy i osobisty tomik, wypełniony po  brzegi  wierszami  o  macierzyństwie  i  opowiadający  o  własnym  dziecku  -  o  Dawidzie.  Nazwie  siebie  feministką  rozumie­jącą  własną  inność  oraz  wiedzącą  o  dyskryminacji  kobiet,  ale  za  feministyczne  uzna tylko  dwa swoje wiersze.  Buntując  się  natomiast tak zdecydowanie i spontanicznie wobec  absur­dalności wojskowej służby, zda się być pacyfistką. Będzie miała słuszny żal, chociaż bezpośrednio tego nie wypowie, do prze­milczania w ostatnich latach jej poezji, i to zarówno przez wy­dawców jak  i  krytykę. 

Gdy bowiem  ukazały  się  w  1972  roku  przygotowane przez nią Poezje wybrane, recenzji pojawiło się zaledwie kilka potem było podobnie, gdy po kilkunastu latach zaistniał kolejny wybór jej wierszy zatytułowany Źródło (1985). Natomiast  w  ogóle  zabrakło  w  literackich  pismach  recenzyjnych  omówień po  ukazaniu się w  1995  roku jej  tomiku Goto­wość do Zmartwychwstania i potem Najpiękniejszych wierszy, wydanych  przez  syna  Dawida  Bieńkowskiego  w  1997  roku.  Doczekała się co  prawda swojego hasła w encyklopedii i lite­rackich słownikach, ale taka samotność i przemilczanie poetyc­kich dokonań musiało być dla niej  szczególnie przykre i twór­czo  porażające, zwłaszcza gdy kiedyś była tak popularna i tak często  wydawana i  nagradzana.  Hillar  zadebiutowała  w  1955  roku  w  „Nowej  Kultu­rze" i  w literackim dodatku do „Sztandaru Młodych", na­tomiast  w  roku  1957  roku  pojawił  się jej  pierwszy  tomik  -  Gliniany  dzbanek,  za  który  otrzymała jako  za  najlepszy  debiut  książkowy  nagrodę  Stowarzyszenia  Księgarzy  Pol­skich.  Pisano  wtenczas,  że:  Pierwszy  to  od  wielu  lat  de­biut  poetycki   i  debiut  normalny,   zarobiony   szczerymi   walorami  poetyckimi,   nie  opóźniony,  jak  to  było  z  kilko­ma   debiutami   ostatnich   lat,    tomik  młodej   dziewczyny,   widzącej  świat  własnymi,   młodymi   oczyma.   Ponieważ   aura  była  korzystna,  więc  nie  tylko  po  roku  ukazało  się  jego  wznowienie,  ale  już  po  dwóch  latach  pojawił  się  tomik  następny  -  Prośba  do  macierzanki  (1959).  Potem  były  Krople  słońca  (1961),  noszące  taki  tytuł  od  nowego  cyklu  wierszy  dopisanych  do  tekstów  już  znanych  oraz  Czekanie  na  Dawida  (1967).  Po  długim  milczeniu,  trwa­jącym  ponad  dwadzieścia  lat,  ukazał  się  ostatni  zbiorek  poezji  Hillar.  Nie  doczekała  się  go  jednak,  chociaż  do  ostatnich  dni  nad  nim  czuwała.  Być  może tak długa nie­obecność na poetyckiej scenie zmusiła ją do powtórzenia w  Gotowości  do  Zmartwychwstania  tego,  co  uczyniła już kiedyś  w  Kroplach  słońca,  czyli  dopisania  nowych  wier­szy do  starych. Ale jak poprzednio  nowymi  tekstami  roz­poczynała  tomik,  tak  teraz  ostatni  zbiorek  nimi  kończy­ła.  Jeżeli nawet się nad tym nie zastanawiała, to i  bez tego było  to  ciekawe,  zasługujące  na  uwagę  i  zastanowienie.  O jej poetyckiej twórczości pisano wiele i różnie, cho­ciaż  powtarzały  się  często  podobne  myśli,  spostrzeżenia  i  nawet  sformułowania.  Nazywano  Hillar „wnuczką  Róże­wicza",   „współczesną  młodą  dziewczyną  z   Warszawy"   i „Małgorzatą w krainie czarów". Natomiast o jej poezji mó­wiono,  że jest  światem  w  miniaturze,  bo  opowiada  o  rzeczach  małych,  i  czytelna jest  w  niej  odwaga  sentymentalizmu.  Zastanawiano  się,  czy  to  poezja popularna  i  poezja  łatwa,  chociaż  zawsze  mówiono,  że  to  uczciwe  wiersze.  Ponieważ  były  one  często  o  nim,  więc  dostrzegano  w  ich  treści  uroki  dziewczęcego  pamiętnika,  co  nie  przeszka­dzało  sytuować  tych  wierszy  między polukrowanym  amorem  a  krzykiem  protestu.  W  recenzyjnych  omówieniach  najczęściej  zwracano  uwagę  na  ich  prostotę  i  bezpośre­dniość,  czytelną w nich  codzienność  i  umiłowanie  detalu.  Nie uchodziła oczywiście uwagi ich miłosna tematyka, sensualna  zmysłowość  i  fascynacja  przyrodniczym  obrazo­waniem.  Ponadto  nie  zapomniano  o  plastycznym,  malar­skim  charakterze  poetyckiej  wypowiedzi  Hillar,  tak  innym  od poezji zastanej, jej baśniowości, humorze, ironii, kobie­cości,  biografiźmie,  ewolucyjności  i  nawet  młodopolskim  i ekspresjonistycznym  charakterze,  bo  obok  miłości  była  i śmierć  w  niej  czytelna. 

Krytycy  w  znakomitej  większości  byli  przekonani,  że  największy  wpływ  na  poezję  Hillar  wywarli  Różewicz i  Pawlikowska-Jasnorzewska,  w mniej­szym  zaś  stopniu  kojarzyli  pewne  jej  treści  z  Safoną,  Szymborską, Gałczyńskim, Poświatowską, Hłaską czy Neru­dą. Ona natomiast przyznawała się do umiłowania poezji Ko­chanowskiego,  Słowackiego,  Norwida i Leśmiana. Pierwszy  tomik  Hillar  został  odebrany  przez  krytykę  pozytywnie,  chociaż  recenzenci  nie  kryli  swego  zaskocze­nia jego treścią. Mówiono, że był nowym zjawiskiem w po­ezji  młodego  pokolenia.  Oczywiście  zdania  były  podzie­lone. Jednych zadziwiała świeżość tej poezji, jej urokliwość i  prostota,  inni  widzieli  w  tym  wszystkim  banalność,  spra­wozdawczość,  chłód  obserwacji,  cepeliadę.  Dojrzali  poeci  i krytycy  oceniali ją pozytywnie,  natomiast  młodzi,  poko­leniowo  jej   najbliżsi,   krytykowali  za  wtórność  poetycką,  brak   oryginalności,   płyciznę   intelektualną   i  banalność  środków   wyrazu.   Jerzy  Kwiatkowski   nazywał  Hillar  wnuczką Różewicza i  starał się tropić w  Glinianym  dzban­ku przede wszystkim jego treści. Różewicza widział w meto­dzie twórczej i kompozycji wierszy, na co przykładów dawał wiele. Uważał, że Hillar wybrała po prostu fałszywą estetykę, chociaż  poetyckiego  talentu jej  nie  odmawiał.  Szczególnie  tam,  gdzie  mówiła o  miłości,  czy kiedy  opowiadała o  tejże  sowie,   która  siedzi  na  krawędzi  dachu jak  narysowana.  Bowiem,  pomimo  tylu  pretensji  i negacji,  wierzył  że  będzie  z niej poetka. Oczywiście się nie pomylił. Tylko, że nie każ­dy  był  wówczas  takim  krytykiem jak  Kwiatkowski,  którego  słowo miało  silniejszą moc  oddziaływania aniżeli  recenzen­tów mniej  znanych. Chociaż Paweł Soszyński, który w po­dobnym  czasie  zainteresował  się  poezją  Małgorzaty  Hil­lar,  też  mówił  dużo  o jej  koneksjach  z  Różewiczem,  ale  czynił to z większą pobłażliwością. Twierdził, że winien był Różewicz,  a  nie  młodzi  poeci,  ponieważ  ...to  on zaczął. Zapoczątkował   po   prostu   poezję   postróżewiczowską.   Jego  poetyka  stała  się  własnością  ogółu  młodych  piszą­cych  wiersze  nowoczesne.   Miała  w  sobie  widocznie  coś  z  oczywistości  elementarnej,  jak  powietrze...  Soszyń­ski uważał, te  poetyka  Różewicza  okazała  się  korzystna  dla  Hillar w  poezji miłosnej  czy  lirycznej,  nie zaś w utwo­rach  wojnie  i  jej  skutkom  poświęcanych.  W  tych  pierw­szych  była  oryginalna,  bo  rzeczywiście  szczera  i  subtelnie  zmysłowa,  natomiast  w  tamtych  nie  była  sobą.  Był  po­nadto  zaniepokojony  poetyką Hillar.  Przestrzegał ją przed złudzeniem, że   ująwszy   sytuację   w   odpowiednią   archi­tekturę  wiersza,   że  przez  użycie  potocznych  słów,   „prozaizmów",   elipsy  uzyska  się  wiersz  nowy  i   odkrywczy.   Ponieważ wiele  wierszy w tym tomiku  tak  powstało,  więc  zwał  tę  metodę  „nowoczesną"  tylko  w  cudzysłowie.  O  wierszach  z  Glinianego  dzbanka  zdecydowała  się  wypowiedzieć  swoją  opinię  także  znana już  wtenczas  poetka  Anna  Kamieńska.  Najpierw  dostało  się  od  niej  tym  wszystkim,  którzy  starają  się  szukać  w  debiutach  poetyc­kich  rodziców  młodego  autora.  Dlatego  nie  od  poszuki­wania wpływów,  zależności  i  reminiscencji  w  poezji  Hillar  rozpoczęła,  ale od  oceny jej  poetyckich możliwości:  Mał­gorzata   Hillar   nie   nosi  przy   sobie   cenzurki   ukończenia   żadnej   szkoły  poetyckiej.   Jest  prosta   tą  prostotą,    która    jest przywilejem  albo  „dzieci  natury",  albo  wyrafinowa­nej  kultury poetyckiej.  Przeczuwam  w  niej  i jedno,  i  dru­gie.   Nie  zepsuta  literaturą,   nie  snobująca  się  na  żadne  koneksje   w   dziedzinie   sztuki,   wrażliwa   na   najprostszy,   najprymitywniejszy   urok  życia,   o  czym  mówi  nawet  tytuł  tomiku:  „Gliniany   garnek".   Przy  tej  okazji  ujawniła  in­ność,  odrębność  i  zarazem  oryginalność  tych  wierszy  na  ówczesnej  scenie  poetyckiej.  Pozbawione  patosu  i  fraze­sów,  nieufne  wobec wielkich  słów  wiersze  Hillar  okazywa­ły  się w  ówczesnej  codzienności  inne,  ale właśnie  dlatego  były  tak  poetycko  prawdziwe.  Były  proste,  szczere,  lako­niczne, konkretne, indywidualne, dowcip udanie łączył się w nich z  liryzmem,  nie  były  przesycone  metaforami, a po­nadto  ujawniały  wrażliwość  poetki  na  przyrodę.  Jak  to  w  debiutanckim  tomiku  bywa,  wśród  pewnych  wierszy  nieudanych  i  nawet  banalnych,  dostrzegano  wie­le  udanych  i  doskonałych.  Zwracano  uwagę  na  dystans  podmiotu  tych  wierszy  wobec  sytuacji  oraz  ich  zmysło­wość.  Mówiono jednak o  ich  artystycznym  niedopracowa­niu i nie umiano im darować prozaizmów.  Krytykowano ich kompozycje,  widząc  w  nich  prozę  rozpisaną na  wersy.  Nie  podobała  się  zwykłość  tej  poezji, jej  ubóstwo,  stylizowanie  poetyckich  obrazów,  reporterska  prezentacja  pewnych  zdarzeń,  a nawet obecne w niej  motywy czy atrybuty.  Zga­dzano  się  natomiast  z tą opinią,  że  Hillar  Dopiero  w  wier­szach,  w  których  usiłuje  opisać  siebie,  swoje  myśli  i prze­życia,    a  szczególnie   w   tych,    w   których   szczerze   mówi   o  uczuciach  i  o  miłości,   odnajduje  właściwe,  a  niekiedy  bardzo   udane,   własne   środki   wyrazu.  

Ryszard  Matuszewski  uznał  debiutancki  tomik  Hillar  za  najlepszy w  1957  roku, za pełen kultury i wdzięku,  wyjątko­wo  czysty  w  swej  tonacji  lirycznej,  godny  porównania  z poezją Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Podobnie jak Anna Kamieńska  nie  przypisywał jej  naśladownictwa  Różewicza  i  krytycznie  odnosił  się do  nazywania jej  „wnuczką  Różewi­cza". Nie negował oczywiście, że Różewicz był jej mistrzem, ale ona umiała twórczo z niego skorzystać.  Umiała przetrans­ponować   poetykę   szeptu  przechodzącego  w  niemy  krzyk  nie  tylko  w  poetycką  fascynację  pięknem  świata,  ale  także  w prawdę  uniesień  i  trosk  które  rodzi  miłość,  wagę  drob­nych spraw życia  i prawdę  obserwacji  inteligentnej, fine­zyjnej,   z  błyskiem  humoru  i  umiejętnością  uogólniania.  Dawała  wreszcie  w  swoich  wierszach  obraz  współczesnego  jej pokolenia, o którym mówiono najczęściej źle. To zapewne też było przyczyną  że tak  często zwracano uwagę na inność wierszy Hillar, zastanawiając się zarazem nad ich popularno­ścią.  Odpowiedź  była  raczej  znana,  ale  nie  zawsze  chętnie  ujawniana. W tamtym czasie - po  roku  1956 - wiersze Hillar uczyły  i  przyzwyczajały  odbiorcę,  którym  była  najczęściej  młodzież, między innymi do rezygnacji ze wstydliwości uczuć. Takie  było  również  przekonanie  autorki,  która  zapytana po wydaniu Kropli słońca,  co sądzi o cynizmie ówczesnej  mło­dzieży,  odpowiadała:  Myślę,  że  to jakieś  nieporozumienie.  To  co  bywa  nazywane  cynizmem  młodzieży  jest  samoobro­ną, wyrazem wstydliwości uczuć, ucieczką przed sentymen­talizmem,  który się przeżył... Zresztą dedykacja  pierwsze­go tomiku Rodzicom była tego najlepszym potwierdzeniem. Hillar już w pierwszym tomiku przedstawiła katalog swo­ich  lirycznych tematów i fascynacji. Zaistniały w nim wiesze  o  tematyce  społecznej,  rodzajowe  obrazki,  poetyckie  drobiazgi,  wiersze  refleksyjne,  miłosne,  humorystyczne,  opowiadające  o  ars  poetica   i   nawet  jeden  orientalny.  Z wierszy  o  tematyce  społecznej  czy  społeczno-politycz­nej  nie  zyskały  aprobaty  Pomnik Bohaterów  Getta,  W leju po  bombie,   W Hiroszimie.  Pierwszy  nie  umiał  ogarnąć  poetyckim  słowem  całej  tragedii  żydów,  następne  były  martwe,  ponieważ  nie  przystawały  do  świata Hillar  i  oczy­wiście  odstawały  od  wojennych  wierszy  Różewicza.  Nie  pomogła nawet obrona Kamieńskiej,  tłumaczącej  zaistnie­nie  pierwszego  z  tych  powojennych  wierszy  sytuacją  po­kolenia,  które  u swojej  kołyski  widziało złą  wróżką  wojny  i w okresie pierwszej,  najbardziej garnącej się do świata młodości  zaznało  gorzkich  rozczarowań.  Stąd  nieufność  do wielkich słów, do wszelkiego patosu i frazesu społecz­nego.  Tak  rzeczywiście  było,  ale  nie  udało  się  poetycko  ani  opisanie  daremnego  trudu  kamienia  opowiadające­go o tragedii  mordowanych  ludzi,  ani  radowanie się  letnim  słońcem w  leju  po  bombie,  ani tym  bardziej  opisanie dzie­cięcego   płodu  nadżartego  przez  atom.   Chociaż  każdy  z tych  wierszy  miał  tyle  z  poetyckich  atrybutów  i  przyrod­niczego obrazowania Hillar, to  ich treść nie  była przekonu­jąca.  A  były  tam  owe jabłka,  pokrzywy  i  osty,  muchomor,  pszczoła  zbierająca  miód  z  kwiatów  czy  nawet  odpustowa  kaczka na patyku, Z jej poetyki pochodziły także, zaskaku­jące  niczym w  barokowym  koncepcie,  ostatnie  słowa  tych  wierszy.  Kiedy  w  innych  utworach  to  wszystko  było  na  miejscu,  tutaj  zdecydowanie  kłóciło  się  z  poetycką myślą. Z  innych  względów  nie  podobał  się  wiersz  Rzeczy  małe,  ośmieszający  politycznego  działacza,  fanatyka  socjalizmu.  Mówiono,  że  to  banalne,  ale  wiadomo  było,  że  w  socjali­stycznej  Polsce  ironiczny  ton  słów  o  tym,  który  „buduje  socjalizm",  a  nie  widzi  poezji  w  codzienności,  nie  był  na  miejscu.  Jedyna  w  obronie  tego  wiersza  stanęła Kamieńska,  uznając go  za wielce trafny.  Dzisiaj  ten wiersz  pozwala  się  czytać jako  satyra  na  tamte  czasy.  Jeżeli  zamysł  poetki  był  nawet  inny,  to  budowniczego  socjalizmu  ośmieszały  i  czyniły  bufonem  nawet  ostatnie  słowa  wiersza:  On  unosi  się  ponad  tym  (lekko) jak pióro  indycze  (s.  29).  Tego  już  jednak  nie  starano  się  zauważać.  Dyskusyjna  była  także  Zakonnica,  utwór  negatywnie  oceniany  przez  krytykę,  w  którym  widziano  ową Mniszkę  Różewicza.  Jeżeli  nawet  był  on  inaczej  odbierany  przez  czytelników,  to  dzisiaj  też  mógłby  budzić  różne  refleksje.  Były  temu  m.in.  winne  ostatnie  wersy,  które  nie  tylko  okazały  się  nietrafne,  ale  nawet  bulwersujące.  Oczywiście  w  innych  utworach  konceptyczne  pointy  będą  często  udane.  Dlatego  lepsze  już  były  rodzajowe  obrazki,  których  w tym  tomiku  zaistniało  kilkanaście. 

Oczywiście  i  do  nich  krytyka miała zastrzeżenia, ale już nie w takim stopniu i nie tak jednomyślnie, jak  do  poprzednich.  Negatywnie  oceniano  wiersze  W  pociągu  i  Pomarańcza,  bo  nazbyt  były  banalne,  tendencyjne  i  płaskie.  Wskazywano  także  na  inne,  słusznie  mówiąc,  że  Gliniany  dzbanek jest  nierówny  w swych  po­etyckich  treściach.  Niemniej  dostrzegano wśród  nich  udane,  jak  chociażby  Zielone  gwiazdy  czy  U  fotografa.  Interesują­ce  były  również wiersze  Jarmark,  Sztorm,  Wieczór.  Może  dlatego,  że były po prostu bliskie tym miejscom, które Hillar znała  z  dzieciństwa.  Pierwszy  z  wierszy  opowiadał  scenkę  widzianą na wsi, może właśnie w Piesienicy, którą nieraz od­wiedzali Cyganie.  Przeżywały to najbardziej  dzieci, zbierające się  gromadami, przy  cygańskich  taborach.  Zapewne  nigdy  nie  brakowało  wśród  nich  Janiny  Hillar,  która później jako Małgorzata  opowiedziała to  wierszem.  Pamiętała  Cyganki,  zawsze  chcące „powróżyć" i  najczęściej  widywane z  dziećmi  przy  piersiach,  te  Cyganki  którymi  na  pewno  nieraz ją stra­szono, co ostatecznie nakazało jej właśnie tak zakończyć ten wiersz: Szkoda że  nie  kradnie  się  dzieci  Cyganom   (s. 18). W następnym utworze,  niczym  dziecko wpatrzone  roz­szerzonymi  ze zdziwienia  oczami  w wystawę,  opowiadała  owe zdjęcia oglądane „u  fotografa";  może właśnie w pobli­skim  Starogardzie.  A  w  ostatniej  zwrotce  wszystko  udanie  sumowała  konceptem,  wykorzystując  tym  razem  najczęst­sze  na  wystawach  małomiasteczkowych  fotografów  zdję­cia niemowląt: Tylko  gołe  dziecko  leży  na  brzuchu  z  miną  pocałujcie   mnie   wszyscy   w pupę                            (s. 72). Umiejętnego  opowiadania  poetyckim  językiem  zaob­serwowanych   niegdyś  scenek  dowodzi   także  pierwszy  utwór w  tym  zbiorku.  Jego  lektura  sprawia  takie  wrażenie,  jakby  rzeczywiście  było  się  na jarmarku.  Opowiada  tam  o koniach,  wozach,  handlujących  babach  i  po  leśmianowsku wreszcie o tym dziadzie, który sprzedaje gliniane dzban­ki,  o  których  to  nieraz jeszcze  będzie  mowa w  następnych  tomikach: Siwy   dziad   gliniane   garnki   na  ziemi  rozstawił  Astry  w  te garnki możesz  włożyć  ogórki  z  koprem  zsiadłe   mleko   Po  brodzie  dziada  skacze  słońce   (s. 8). Tu jednak  Hillar nie  opowie  glinianego  garnka,  a jedy­nie  wskaże  na jego  funkcjonalność.  I  to  też  będzie  poezją,  co  najlepiej  umiała  dostrzec  Kamieńska.  Nazywając  to  poetyckim  reizmem,  wskazywała  na  udane  opowiadanie  takich przedmiotów, które najczęściej  spotyka się w codzien­nym życiu. Należałoby jednak pamiętać, że były to nie tylko atrybuty  zapożyczone z  codziennego  życia  wsi,  ale  pełniące  tam  odwiecznie  swoją  konieczną rolę.  Dlatego  znajdujemy  w  tym  wierszu  teraźniejszy  i  odwieczny  zarazem  obrazek  z jarmarku, na który ci sami ludzie z tymi samymi towarami zjeżdżają  się  od  wieków.  Zresztą podobnie  można  by  po­wiedzieć o tymże letnim wiejskim wieczorze, kiedy to Ostat­ni wóz żyta / wjechał prosto / w otwarte wrota nocy (s. 73). Taka będzie również groza  morskiego  sztormu,  niepokoją­ca zawsze  człowieka z  lądu i tak autentycznie przeżywane­go  na żółtym  kutrze przez bohaterkę  wiersza,  czy wreszcie odniesienie przebytej  na nim podróży do człowieczej  egzy­stencji  i  zarazem  żywota  biblijnego  Piotra - rybaka.  Wnio­sek zaś z tego taki, że w wielu wierszach Hillar czas i zdarze­nia  tylko  na  pozór  są  momentalne  i  zwyczajne,  bowiem  w  ich  codzienności  znajdujemy  godną  poetyckiego  zapisu  mityczną odwieczność. Podobnie  jest  w  Hillarowych  poetyckich  drobia­zgach,  którym  najbliżej  do  impresji, jeżeli  wskażemy  na  wiersze  Krokus,   Cisza  nocna,   Południe,   Dzban,   Gęsi.   Interpretacja  pierwszych  trzech  wierszy,  prowadzona  z  symboliczno-mitycznej   pozycji,  tworzy  zadziwiająco  spójny  obraz.  Kwiat  zakwitający  obok  kamienia jeszcze niewiele  mówi,  ale jeżeli jest to  krokus  zwiastujący  wio­snę, to już inna sprawa. Zima i kamień mają ze sobą tyle wspólnego,  że  bliskie jest  im  milczenie  śmierci.  Podob­nie  bliski  śmierci jest  sen,  jak  często  się  powiada  „sen  kamienny",  „sen twardy",  w  którym  dziecko  szuka owe­go  krokusa  o  liliowych  płatkach.  I  nie  znajduje  go,  od­suwając  we  śnie  ów  kamień,  jakby  pod  nim,  niczym  w  grobie  mógł  się  kwiat ten  skryć.  Nie  przypadkiem  za­pewne  mamy  zaraz  po  tym  wierszu  Ciszą  nocną,  która  jeszcze  lepiej  zapowiada  ostateczną  sytuację.   W  niej  nieruchomieją  liście,   cichną  koty,   milknie   sowa,   zasy­pia  świerszcz  i  oczywiście jabłka  spadają,  bo  one  naj­lepiej  określają  dojrzałość  i  kończący  się  czas.  Jeżeli  nawet  nie  pozwala  zasnąć  maciejka   fioletowym   zapa­chem,  to  zda  się  wieścić  śmierć  symbolicznym  a'  rebours.  Wszak jej  słodki  zapach,  przyprawiający o  ból  głowy,  też  niczym trucizna na wieki może uśpić.  W Południe  sen  również  ogarnia  wszystkich,  bo jest  to  mityczny  czas  zła.  Dlatego  wszystko  znowuż  ogarnia  cisza.  Nie  przypad­kiem  kot jest  tu  czarny  i  niczym  na  obrazie  Wyspiań­skiego  śpi  snem  nieprzespanym  mały  chłopiec  (Staś),  którego  może  dosięgnąć  pod  martwym  drzewem  żądło  śmierci,  a  to już  przypomina  obrazy  Malczewskiego:  W powietrzu jak   kosmata  pszczoła  zawisł   spokój   którego   nie   wolno  zakłócić  żeby  nie  zbudzić  małego  chłopca  śpiącego   pod   nieruchomym   drzewem   (s. 38). Dalekie od takich  omówień  będą dwa ostatnie  utwory - Gęsi, Dzban. Pierwszy jest po prostu poetyckim obrazkiem gęsi oglądanych na łące i niczego w nim poza tym nie znaj­dziemy.  Jedynie  porównanie  gęsiego  stadka  do  kobiet  cię­żarnych  i  wielkich  dam  mogłoby  zasługiwać  na  uwagę,  ale nie jest to oryginalne. Podobnie jak ostatnia zwrotka tej impresji,  kierująca  pytanie  do  poetów,  dlaczego  porównu­ją szyje swych ukochanych / do szyj łabędzi (s. 103).

Nato­miast  udanie  został  w  następnym  wierszu  opowiedziany gliniany  dzban,  dzban  używany  stale  w  wiejskim  go­spodarstwie  i  mający już  w  tym  zbiorku  nie  tylko  swoją  historię,  ale  i  poetycki  sens.  Nie  tylko  z  racji  tytułu  tego  tomiku  i pierwszego  wiersza o  dzbanach  na jarmarku,  ale  także biblijnej przypowieści jak to W takim dzbanie / Chry­stus  wodę  w  wino  zmienił,  wprowadzające  najzwyklejszą  i  radosną sytuację, jak  to  W moim  dzbanie / mieszkają  sło­neczniki  /  od  ciebie.   Bo   najczęściej   wszystko   w  tych  wierszach  sprowadza  się  do  prostej  i  szczerej   refleksji   z sytuacji nam najbliższych, przez nas niejednokrotnie prze­żywanych. Codzienność  spotkamy  także w  poetyckich  refleksjach,  sięgających  często  do  biografii  i  osobistych  przeżyć  Hillar  i  dających  zarazem jej  autocharakterystykę.  Tak  można by powiedzieć  o  wierszu  Dziki  człowiek,  w  którym  odnajdu­jemy  wspomnienia  z  czasów  dzieciństwa -jak to  samotna  kryła  się  na  strychu  i  pisała  wiersze,  czy jak  myślała  nad  tym,  jak wyleczyć  chorą  nogę  żaby  (s.  10).  Podobnie  było  zapewne z wierszem Korale, w którym tytułowe korale z  ja­rzębiny  też  przypominają tamten  beztroski  czas,  a  poetyc­ka  przestrzeń  zda  się  być  szczególnie  bliska  krajobrazowi  Kociewia: Zatrzymały   się  jarzębiny  nad  rowem  przy  kapliczce  gdzie  wśród  zeschniętych  kwiatów  gipsowy  święty  ma  nadtłuczone  ucho  Przyszła   tu  dziewczynka  przed  świętym   uklękła   Ojcze  nasz  zmówiła  i    zaczęła    zrywać    kulki    jarzębiny   (s. 67). Gdzie  indziej  Hillar  powie  o  swoich  rodzicach  -  naj­pierw  o  ojcu,  którego  wyśni  liryczny  podmiot jej  wiersza,  a potem o zmęczonej codzienną pracą matce, której nie oka­że już  takiej  miłości  {Sen  o  ojcu,  Moja  matka).  Ojcu  po­święci  potem jeszcze jeden  wiersz,  dziękując  mu  za  lekcje  zoologii  i  przyrody  (Narcyzy).  Opowie  też  pewien  epizod  ze  swego  dojrzałego już  życia, jak  to  na  miejskim  bruku  było jej nielekko, ale nie traciła nadziei (Latający chodnik). Niełatwo znosiła samotność, a cisza była wtenczas jej  naj­większym  wrogiem,  budzącym  nawet  samobójcze  myśli  (Cisza). Bała się takich sytuacji i chciała je zapomnieć, jak tamto  samobójstwo,  którego  była  przypadkowym  świad­kiem. Dlatego z taką szczerością powie, czego musi się strzec i przed czym musi uciekać: Uciekam przed  wysokością  czwartego  piętra  przed zapachem gazu • przed smakiem luminalu    (s. 98). I  przyzna  się  wtenczas,  że  ratunek  znajduje w  miłości.  Sprawą jednak  dyskusji  byłoby,  czy  właśnie  z  tego  powo­du znajdujemy w tym tomiku tyle miłosnych  wierszy.  Cho­ciaż  próżno  by  ich  oczekiwać,  gdyby  nie  szczerość  poe­tyckiej  wypowiedzi i tak śmiałe opowiadanie miłości.  Tym  zaskoczyła odbiorcę, jako  że w  latach  pięćdziesiątych  było  to  absolutnie  świeże  i  inne.  Ponadto  nie  pisała  wierszy  w romantycznej  konwencji, jak  zauważała  to  Kamieńska,  ale  w  aurze  subtelnego  sensualizmu, jak  trafnie  określał  to  Soszyński.

Szczerze i bez jakiejkolwiek pruderii mówiła, że miłość jest światłem  moich wierszy  (s.  26).  A  poznamy ją najpierw z  telefonicznej  rozmowy.  Ale to  nie  on  zadzwoni  pierwszy  i będzie zwierzał się ze swoich uczuć,  lecz ona.  Natomiast  prawdy  dodają  temu  wszystkiemu  zmysłowo  odbierane  wrażenia słuchowe,  kiedy to  on  i ona słysząc w słuchawce swoje  oddechy,  zdają się  być  ze  sobą.  Potem  spotykają się w kawiarni. I chociaż wokół tyle ludzi, jak to z zakochanymi bywa,  są  sami.  Mówią niewiele,  ale  mówią ich  oczy.  To  im  wystarcza  i  budzi  tym  większe  pożądanie.  Bo jest  to  erotyk,  jak  na  lata  pięćdziesiąte  rzeczywiście  śmiały  w  słowach  i  skojarzeniach:  Czuję  jak  pęcznieją  wargi  a   spragnione   palce   rąk   miłych   szukają   Jak    bezwolnieje    ciało    i  nie  broni  oczom  twoim  rozbierać  sukien  które  dzielą   (s.  31-32).  -  kończący  się  jednak  biblijnym  akcentem  (nie  pierw­szy  raz  zdarza  się  to  Hillar),  bo  on  i  ona  zdają  się  być  Adamem  i  Ewą popełniającymi  pierworodny grzech.  Jest  to  nie tylko  wielce  śmiałe  i  odważne  wyzwanie  dla  obo­jętnego  na  ich  miłość  kawiarnianego  tłumu,  ale  także  zmysłowe  i  zarazem  subtelne:  Wtedy   zobaczą   że jestem  naga  i   spojrzeniem   pierś ustom  twoim  podaje  jak            jabłko      (s. 32). W  następnych  wierszach  z  miłosnego  cyklu  można  było  poznawać  inne  realia pierwszej  miłości,  które  były  tak  sugestywne,  że  mogły  niejedną  nastolatkę  przypra­wiać  o  szybsze  serca  bicie.  Tym  bardziej,  że  miłosne  wiersze  w  tym  zbiorku  stworzyły  istną  rodzajową  scen­kę.  Najpierw  ona  się  zastanawia,  czy  może  mu  zaufać,  bo  kiedy  się  całują,  on  nie  mówi,  co  czuje.  Ale  Jest  dla  niej  /  bardzo  dobry  (s.  45),   a  ona  gdy  jest  samotna,  zawsze  za  nim  tęskni.  Nie  tylko  w  dniu  upalnego  lata, gdy  tak  pachnie  siano,  nie  tylko  w  nocy,  ale  i  na  morzu.  Tylko  z  nim  czuje  się  pewnie,  samotność  natomiast  ją  przeraża.  Szczęście jednak  nie  trwa  wiecznie.  Najpierw  zabraknie im wzajemnego zrozumienia.  Słowa będą Pęcz­niały  rosły  /  i  pchały  się  / z powrotem  do  gardła  (s.  68).  A  kiedy  ich  miłość  znajdzie  się  na  przysłowiowej  kra­wędzi, jak zapowie  to  tytuł wiersza, już  nic jej  nie  uratu­je.  Lecz  chociaż  się  skończy,  to  coś  z  niej  pozostaje,  jeżeli  Inne  usta  nie  kołyszą  światem  //  Pod  ich  dotknię­ciem  /  nie  rozchylają  się  wargi  / jak  maciejka  na  przyjęcie nocy (s. 69). Pozostała pamięć tamtej miłości i cho­ciażby   wspomnienie   twych  rąk  (s.   75).   Ale   będzie  to  już  tylko  czas  miniony,  czas  przeszły  następnych  wier­szy.  Wyśni  się jej  wreszcie  spacer  z  ukochanym  po  wrzo­sowisku  podczas  babiego  lata.  Lecz  będzie  to  tylko  sen,  kryjący  w  onirycznej  symbolice  fioletów  wrzosu  i  jesie­ni jego  śmierć.  Ona oczywiście  to  wie,  ale  zawsze  pozo­staje ta  iskierka nadziei,  że jednak nie  zginął,  kiedy przekwitał wrzos  (s.  83).  Ponadto jakże  tu  wierzyć  w  sen  we  śnie? Wiesz  mówię  miałam   taki  zły  sen  śniło   mi  się  że  nie żyjesz   (s. 84). Sny jednak  się  kończą,  a  pozostają tylko  wspomnie­nia  {Zapach  siana).  A   potem  pojawi  się  już  inna  mi­łość,  o  której  będą  opowiadały  ostatnie  w  tym  tomiku  erotyki:  Smak  i  Chwila. 

Nie  warto  im jednak  poświęcać  już  czasu,  bo  nie  są  one  tak  ważne,  jak  te  poprzednie,  z  których  udało  się  odczytać  historię  miłości  liryczne­go  JA  Hillar.  Bowiem  interpretacyjnym  zamysłem  było  zdanie  tu  sprawy  z  historii  pewnej  miłości,  którą  udaje się  odczytać  z  erotyków  istniejących  w  tym  tomiku,  i  to  zapisanych  w  takiej  kolejności,  jak  zostały  tu  omówio­ne.  Niewiele  ma  to  wspólnego   z  ars  poetica  autorki  Glinianego  dzbanka,  ale  na  pewno  cokolwiek  z  kompo­zycyjnym  zamysłem  oraz  z  konceptem  też.  Na  konceptyczne  finały  wierszy  w  Glinianym  dzban­ku  zwracano już  nieraz  uwagę,  ale  specjalnie  się  nimi  nie  zajmowano.  Może  dlatego,  że  widziano  je  akurat  w nie­udanych  utworach.  Na  ich  omówienie  przyjdzie  czas  póź­niej,  tu  natomiast  warto  powiedzieć  o  wierszach,  w  któ­rych  Hillar  dawała  swój  program  poetycki,  bo  o nich  nie  mówiono w ogóle.  Może dlatego,  że było  ich w tym tomi­ku  o  wiele  mniej  od  refleksyjnych  czy  miłosnych,  a  po­nadto  ich treści nie zdradzały tytuły.  Mówiący  był jedynie wiersz   zatytułowany   Spotkanie  z  Pegazem,   natomiast   w  pozostałych  -  Miłość,  Ciężar,  Drabina  -  można  było  na  ars  poetica  Hillar  natknąć  się  tylko  podczas  uważnej  lektury.  Ponieważ  nieudane  okazało  się  pierwsze  spotka­nie  z  Pegazem,  symbolicznie  znaczącym  tutaj   poezję   wysoką  więc  Hillar  postanowiła  zająć  się  zwykłymi  co­dziennymi  sprawami  i  pisać  o  nich  zwyczajnie  i  prosto.  Zrezygnowała  z  górnych  i  chmurnych  romantycznych  eskapad  i  zajęła się  poezją codziennego  dnia.  A  ponieważ  wcześniej  w  wierszu  Miłość  zapowiadała,  że  Słowa  bez  miłości  /  są  jak  puste  pestki  dyni  (s.  26),  więc  tych  utwo­rów  dała  w  pierwszym  tomiku  najwięcej  i  one  okazały  się  najbardziej  udane.  Zanim jednak to  się  stało,  musiała  się  wewnętrznie przełamać,  doznać  psychicznej  metamorfozy  i zrzucić z  siebie  ciężar milczenia.  Bo  czymże jest pisanie, jak nie głośną mową. Ale Hillar nie tylko na to musiała się zdecydować,  aby  być  sobą  aby  była  to jej  poezja,  trzeba  jej było jeszcze w życiu uśmiechu i radości. Bo jak mówiła, Jeżeli  nie  roześmieję  się  chociaż   raz   zwyczajnie  po  prostu  radośnie  Nie  napiszę  już  nigdy  o  czerwonym  gilu  o   czereśniach   o  miłości   (s. 43). Kończyła zaś  ten  tomik,  swój  pierwszy,  takimi  słowami,  jakby  była  to  tamta  niedokończona  rozmowa  z  Pega­zem.  Kiedy  uleciał jej  tenże  spotkany  na  krawędzi  da­chu  skrzydlaty  koń  i  nie  mogła  się  doczekać,  zrezygnowa­ła  z niego  i  zdecydowała  się  na  zwyczajne  konie.  Jeżeli  potem już  za  Pegazem  nie  zatęskniła,  to  zdecydowała  się  raz jeszcze  ponowić  eksperyment,  jak  widzi  się  z  wy­soka.  Wtenczas  spotkała  się  z  Pegazem  na  krawędzi  dachu,  a  teraz  postanowiła  spojrzeć  na  świat  ze  szczytu  drabiny.  Ale na nic  się to zdało,  ponieważ się  przekona­ła,  że  Stamtąd  zupełnie   inaczej  /  wygląda  szare  dziec­ko   /ze  szmacianą  lalką  w  dłoni  (s.   109).  A  konkluzja  z tego  taka,  że  z  wysoka  pisze  się,  bo  inaczej  się  widzi.  Dlaczego  więc  z  drabiny  patrzeć  na  świat.  Lepiej  wi­dzieć  go  zwyczajnie.  I  wtenczas  na   miejscu  okazały  się  te  konceptyczne  w  swoim  metaforycznym  podtekście  słowa: Drabina    utrudnia    chodzenie   po    ulicach    dam        ją        chyba        kominiarzowi   (s.  110).  I  tak już  pozostało,  chociaż  poznane  tutaj  poetyckie  ścieżki  Małgorzaty  Hillar  okażą się  w  następnych  tomi­kach  nie  wszystkie  jednakowo  wydeptane  i  nie  wszyst­kie uczęszczane. Ponadto pojawią się jeszcze nowe, któ­rych  tym  bardziej  nie  będzie  można  ominąć.


Małgorzata Hillar, poetka lirycznych fascynacji
Źródło:  W.  Wiśniewski,  Tego nie  dowiecie się  w szkole. Z wizytą u pisarzy. Warszawa  1981

https://cms.antykwariat.waw.pl//mfc/9/9/6/4/ba93e6dcfa3f9ed5ddf0620fd8324b89aa43.jpg


Zobacz galerię zdjęć:

Zygmunt Jan  Prusiński
Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński

Zapraszam do Niezależnej Wytwórni Filmowej PROSTAK_____ http://korespondentwojenny.salon24.pl/_____ A teraz będą "chwalunki"..., co dzięki mnie utworzyłem jako animator kultury i działacz społeczny w polityce w Polsce i na Emigracji: 1967 - 1970 ...założyciel zespołu muzycznego "Chłopcy z Przedmieścia" w Otwocku; 1979 - 1981 ...został przewodniczącym Klubu Młodych Pisarzy przy ZLP w Słupsku; 1982 - 1985 ...kolporter pism emigracyjnych w Wiedniu; 1987 ...wydał dwa zeszyty literackie - wiersze pt. "Słowo" i "Oaza Polska" w Monachium wydawnictwo: Niezależny Związek Pisarzy Polskich "Feniks"; 1988 - 1990 ...wiedeński korespondent "Orła Białego" w Londynie; 1990 - 1994 ...założyciel i przewodniczący Korespondencyjnego Klubu Pisarzy Polskich "Metafora" i Polskiego Centrum Haiku a także pomysłodawca "Wiedeńskiej Nagrody Literackiej im. Marka Hłaski" oparty z plonu konkursu na prozę i poezję - zorganizował dwie edycje konkursu literackiego w Wiedniu; 1997 - 1998 ...członek Ruchu Odbudowy Polski - przewodniczący Komisji Rewizyjnej ROP w Słupsku; 1998 - 1999 ...korespondent radia City w Słupsku; 1999 - 2003 ...założyciel i przewodniczący Polskiej Partii Biednych na Pomorzu; 1999 - 2003 ...założyciel i sędzia Słupskiego Sądu Społecznego w Słupsku; 2000 - 2009 ...założyciel i prezes Stowarzyszenia "Biały Blues Poezji" w Ustce; 2001 - 2009 ...założyciel środowiska literackiego w Starostwie Powiatowym w Słupsku; 2001 ...wydał tomik wierszy pt. "W krainie żebraków słyszę bluesa" - ZLP Słupsk; 2004 - 2005 ...korespondent radia "Supermova" w Londynie; 2005 - 2007 ...redaktor gazety internetowej "Karuzela Polska"; 2005 - 2009 ...korespondent międzynarodowej gazety "Afery Prawa a Bezprawie" w Irlandii z siedzibą w Sanoku. ____Odpowiadam swoim podpisem - Zygmunt Jan Prusiński Ustka. 23 Grudnia 2009 r.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura