Zygmunt Jan Prusiński
Zygmunt Jan Prusiński
Zygmunt Jan Prusiński Zygmunt Jan Prusiński
96
BLOG

Intymne metafory - Część III

Zygmunt Jan Prusiński Zygmunt Jan Prusiński Wiersze Obserwuj temat Obserwuj notkę 5


INTYMNE MEATOFORY – część trzecia

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński

W POBLIŻU...

Oliwii Marii Rumińskiej



Być w pobliżu,
mówić do ciebie wierszem
i grać wybrane pieśni o miłości.

Twoje ciało zapamiętać
dokładne w szczegółach -
w nim zamieszkać jak ptak
w gościnnej sośnie.

Noce przy tobie -
wilgotnieć w bajkach liryki.

Rozkochać lasy i ogrody...


28.8.2011 - Ustka
Niedziela 11:30


ROZMNAŻANIE SŁÓW PRZY STAWIE

Anicie Pieras


To życie bajeczne...
Trzciny jak jedna orkiestra
i szum traw spowitych,
gdzie możemy usiąść
po obu stronach słońca.

Wiem że lica twe i te wargi
czekają jak kwiat na kolibra.
Znam adres twojej miłości,
wiem jak rozbudzić serce.

Wodne ptactwo jak na wesołym miasteczku,
wodzi nas by patrzeć - gdyby tak ludzie
umieli się bawić na mojej prowincji.

Przygaszony stan umysłów z opuszczonymi głowami,
sielanka co jedynie na obrazach -
o tym maluje Jerzy Izdebski,
mój dawny przyjaciel na ziemi.

Był muzykiem wykształconym,
to on utworzył zespół:
"74 Grupa Biednych" w Ustce.
Muzycy pod cenzurą -
opiekowali się nimi, komuniści!

Ale miałem pisać o ciszy nad stawem,
gdzie twoja sukienka tańczy,
gdzie twoje ciało tańczy dla mnie.


Zagrajcie trzciny i trawy -
niech miłość wypędzi samotność!


22.5.2011 - Ustka
Niedziela 9:17



ANIOŁ Z BETONU

Jolancie Marii Butkiewicz

Motto: "Na betonie kwiaty nie rosną"
- Wojciech Korda -



Nie bój się moich szaleństw -
są zbyt płochliwe,
jak jaszczurka we wrzosie
w osłonecznionym blasku.

Przystąp do miłości ze mną
choćby w gęstych trzcinach,
wyrośnie z nas okazały dąb
gdzieś na brzegu Narwi.

Poszum sukienką pośród traw -
ogrzej się w moich rękach,
ten smak dzikiego miodu
w usta ci wleję pocałunkami.

Zadrgaj jak liść wiosenny
w tle płynie muzyka Szopena,
ja jedyny skąpiec na skrzypce
działam swoim smykiem z rana.

Nie odrzucaj tej muzyki -
zostań przy niej we śnie.


3.6.2011 - Ustka
Piątek 16:16



PISZ MAR DLA MNIE EROTYKI !

Motto: „chodzę w kolorowej sukience
szukać dna w morzu
i odbicia twojej twarzy”
- Mar Canela -



Kamień mi szepce
tak bym usłyszał
głos twój na wietrze,
który do mnie wraca.

Rozmawiamy o miłości
delikatnym włóknem
pajęczyny w lesie,
i rosą ułożoną we wzorach.

Rozbierasz mnie urokiem
będąc w sukience -
kocham twe uda, łydki, stopy
wręcz tańczę - anielski...

Ta miłość rzadka w Europie
pomiędzy Malagą a Ustką,
pająki budzę i skoczne szpaki
a w nowinach płonące ogniska.

Jestem kochankiem nocy -
wtulam się w jaskiniach ciała,
znam cię jak echo poezji
szeleści jodła i szyszki - dzieci.


27.4.2011 - Ustka
Środa 8:52



WIELMOŻNOŚĆ DUCHA W TWOICH ZAPACHACH

Motto: "jestem kobietą, która w sukienkach
chowa swoje nastroje...
w kieszeniach
pod guzikami, w rękawach
w fałdach materiału między nogami...
kolory to drogowskazy
do nastroju chwili obecnej"
- Mar Canela -



Rozkochania - jak podniebne huśtawki.
Brzmi mi spontaniczność z przodu i z tyłu;
głaszczesz moją skórę, całujesz usta,
tak jakbyś się chciała uczyć
co dopiero dojrzewająca w kobietę.

Spoglądasz na mój narząd -
co ma rolę wstydu jak cień paproci.
Oczami wykradasz jego piękno,
ręka twoja zastanawia się czy dotknąć
fragment czy jego całość...

Opierasz się jak drzewo z sąsiednim drzewem,
a jednak unosisz się jak fala morza,
i płyniesz, i płyniesz mokra
i taka różowa w środku...


Kładę się na twoje nogi -
czujesz Mar delikatną muzykę?


21.4.2011 - Ustka
Czwartek 9:20



DLA MAR PILLADO, POETKI Z HISZPANII

Motto: Jesteśmy cząstką literatury hiszpńskiej



Może to być kamyk,
kwiat kaktusa
czy oliwka
na wysokiej gałęzi.

Możemy być w wierszach
u innych poetów,
wciąż zamyślonych
i zagubionych na szlakach.

Piszemy fragmenty -
jakby mały obłok nieba
albo skrawek firanki
fruwającej w oknie,
dźwiękiem dzwonu także
i ruchem wiatraka,
i miłości doznanej.

We wzgórzach nad Malagą
rosną fiołki
i ptaki się radują w gniazdach,
jest też muzyka pasterza
gra na fujarce w trawie.

I czy to jest ścieżka polna
czy droga ku wsi rybackiej,
to dotykamy się wierszem
tym światłem które nie gaśnie.


1.5.2011 - Ustka
Niedziela 8:59



NA POWIERZCHNI PŁYNĄCEJ NADZIEI...

Anicie Pieras



Nie odstąp ode mnie...
Bądź przy mnie nie tylko
w chwilach ujmujących,
kiedy ratuję mewę uwięzioną i pokaleczoną.
Nie odstępuj ode mnie,
kiedy po ulewie zbieram
dżdżownice z chodnika i z ulicy,
by nie zostały podeptane
przez ludzkie stopy,
przez koła rozpędzonych samochodów.
Nie odstępuj ode mnie,
kiedy staję się o świcie
kochankiem ku pięknej kobiecie -
o której wyobrażam że ty jesteś...
Wiem że to są twoje ręce -
którymi pieścisz moje wiersze.


3.5.2011 - Ustka
Wtorek 9:15



A W TOBIE MÓJ ŚWIAT...

Gabrieli Orłowskiej


A w tobie mój świat mężczyzny,
potrafisz skupić na piękno kobiety,
nie wszystkie są delikatne jak ty -
wiem ile masz dla mnie ciepła.

Staram się szukać naszych miejsc,
i dotknięć wiatru w samo południe,
całuję twe pragnienia ukryte -
zasilam twe uczucie wierszem.

Gabrielo słodkich chwil w lesie,
słodkich chwil na wydmach,
odpłyniemy z białymi żaglami -
odpłyniemy w sobie uwolnieni.

A w tobie mój świat mężczyzny -
zbieram dla ciebie poziomki w Ustce.


8.3.2011 – Ustka
Wtorek 9:44



KSIĘŻYCOWA KOBIETA

Anicie Pieras


Motto: "...trzymając się trudnej ścieżki
wszelkie sztuki bledną
wobec istotnej rzeczywistości"
- Robinson Jeffers -



Kupiłem kapelusz, czarny.
Dobrze mi w kapeluszach -
to taka rodzinna tradycja,
nosił mój dziadek z Parysowa Jan Sowiński,
nosił mój tata z Otwocka Lucjan Prusiński.
Teraz moja kolej na kapelusze o różnej porze;
osiem kapeluszy starczy na prowincji.

Ale wrócę do motta Robinsona Jeffersa.
Tak, (wobec istotnej rzeczywistości wszelkie sztuki bledną),
i bym się zgodził z poetą jeśli idziemy w kierunku instynktu.
- Czym jest rzeczywistość Anito wobec wiersza?
My, dzieci rozrzucone po różnych stronach świata,
szukamy szczególnych dotknięć.

We wspomnianej książce „W krainie żebraków słyszę bluesa”,
piszę w wierszu „Zapomniane dźwięki” takie spostrzeżenie:

(- W ustach
sosna smukła się pali.
Żywicy tyle że można by było skleić
czas martwy
i popędzić z uśmiechem do przyjaźni dawnej).

A jak dziś te przyjaźnie wyglądają?

Dzisiaj przyjaźnie są jak te sztuki blednące,
wciąż biegnące z dźwiękiem fałszu donikąd.

- Czy mogę cię publicznie pocałować?


11.2.2011 - Ustka
Piątek 23:00



WIERSZE DLA MAR

Motto: "Io mi rivolgo indietro a ciascun passo
col corpo stancho ch'a gran pena porto,
et prendo allor del vostr'aere conforto
che 'l fa gir oltra dicendo: Oimè lasso"!
- Francesco Petrarca -


"Co krok za siebie patrzę, a strudzone
Doprawdy ledwie dźwigać mogę ciało,
W tchnieniach ku Laurze czerpiąc siłę całą,
Z jękiem w przeciwną popędzany stronę".
- Przeł. Felicjan Faleński -



Przytulam twoją duszę kiedy śpię -
samotny rycerz zagubiony w lesie.
Kobieta dla mnie jest na obrazach,
nawet jedna śmieje się do mnie.

Wiem że kochania jak na lekarstwo,
czujność ma jak małe uszy sowy.
Samotny lot gdzie księżyca spacer,
i nikt poza mną nie śpiewa o miłości.

Poeta Francesco wciąż Laury szukał,
ja wiem Mar że istniejesz w Maladze.
Przystrajam stół jakbyś miała przyjść,
w fizycznym blasku w białej sukni.

O serdeczności moja różą zostań -
niewiele z mego życia jest nieba.
Wędrowny jam pasterz bez owiec,
piszę na liściach swoje poematy.


26.3.2011 - Ustka
Sobota 9:16



W RÓŻU I W CZERWIENI

Jolancie Kosteckiej



Przy zachodzie słońca
odpoczniemy na wzgórzu
przywitamy stawy
są takie milczące
wodorosty kokietują lilie
niczym panienki na wydaniu.

Niezłomny w uczuciach
żyję twoimi urodzinami
za czym zaśpiewam przy gitarze
nalej mi Jolanto szampana
przygotowałem recital
posłuchają lilie i wodorosty -
a wiatr niech niesie
pisane słowa o tobie.

Kiedy zmierzch zasłoni nas
ucałuję twoje piersi -
wiem że są wstydliwe...


26.4.2014 - Ustka
Sobota 13:45



OTWIERAM STRONĘ Z KSIĄŻKI JESIENI

Ewie Prusińskiej


Motto: „latami układałam odpowiednie słowa
w przeraźliwej ciszy zrodzone myśli
wymykały się chyłkiem z uwięzi”
- Nora Constance -



Nie muszę iść przez deszczowy las
wystarczy że pójdę na przełaj.

Pająki kryją się w szczelinach
skąd ja sam wydobywuję zachwyty
wyrastającej przyjaźni
mostów i rzek.

Dziękuję za wiersz Rafała Wojaczka:
„ile metrów warg mieć trzeba by całować”.

Odkręcam się tam gdzie ty stoisz
pije wodę ze źródła.

Czy myślisz że nie zapamiętuję
swoistych dźwięków
zamykania ust po pocałunku?

Liście spadają szelestnie -
nigdy nie wątpij we mnie...

Jestem twoją jedyną myślą w zatoce.


9.10.2012 - Ustka
Wtorek 13:32



ROSNĄCE MGŁY...

Ewie Prusińskiej


Umorusane gawrony leczą się
po wczorajszych wypadach
w tawernach w porcie.

Mewy jak zwykle kłótliwe
rozporządzają plan dnia -
młode pokolenie tegoroczne
bywa na zebraniach na plaży.

To tyle o moich ptakach...

Docieram do swoich granic
rysuję na niebie dziewczynę
która kocha moją poezję.

Staram się napisać wstydliwie
o wstydliwej miłości -
znam te wstydliwe piersi.

Ile to można napisać o życiu
o cudownym smaku truskawek
polanych śmietaną i cukrem.

Więc spożywam z tobą razem
a mgły dokuczliwe jak komary
nawarstwiają się u podnóża
chmur srebrzystych...

Wystarczy dotknąć posmak
a wiatr nie zapomni powiać -
może i przywiać nowiny.

Ten rosnący apetyt na miłość
kołysze się w snach nachalnie
jak otwarta furtka w polu.


26.7.2012 - Ustka
Czwartek 8:51



URODZINY EWY – 2014



Za siedem godzin
zaraz po północy
przeczytam wiersz urodzinowy.

Wybiorę parafrazę szczególnych słów
z kwitnących drzew
zapowiem wcześniej
niech każdy usłyszy
melodię miłości mojej ziemi
do której zostałaś zaproszona.

Wciąż musimy pamiętać
że noce są bez księżyca
przejdę po cichu myśli te bliskie
podobne masz w sobie -
połączymy jak akordy gitarowe.

Urodzinowe pocałunki
i szampan dolewać
żeby usta nie stygły
a kiedy zgasną gwiazdy
zbliżyć się do siebie.

Czy ugościsz mnie solenizantko
snem twoim na wzgórzu?


25.4.2014 - Ustka
Piątek 17:22



LEPIĘ ŚWIAT INNY

Motto: "Szłaś owinięta gęstym szalem tłumu
Z blizną w oku po płakaniu pierwszym
Z bólem na wargach po krzyku czerwonym"
- Kazimierz Furman -



Lepię z gliny świat inny...
oczarowany uśmiech skradam
z ust czerwonych -

wybacz że znikam
ale przychodzę pod okno
składam ci hołd ważny.

Pojedziemy do Nowej Rudy
ugasimy pragnienia -
soczystość z nas wypłynie.

Schodami miłości zejdziemy
co schodek to dobre słowo
będziesz szczęśliwą kobietą.

A w Kotlinie Kłodzkiej
połączymy ręce -
niech szumi cisza w nich.

Ach te oczy zielone -
w akacjach zaśniemy!


29.4.2013 - Ustka
Poniedziałek 8:04



__________________________


Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa

26 kwietnia 2011, 15:52


@Zygmunt Jan Prusiński

Szanowny Panie, wczorajszy wpis roi się od błędów, bo pisałem go zmęczony, ślepy i późno w nocy. Na blogu są cholernie małe literki, a mnie klawiatura nie chce wybijac literki "ci". Tekst swój poprawiłem i uzupełniłem, oraz przemyślałem, tak, że gdyby mógł Pan usunąć mój wpis dzisiejszy z nocy, to byłbym wdzięczny, a za to wklepuję poprawny i bardziej przemyślany.

Szanowny Panie Zygmuncie, ja się naprawdę nie drażnię twierdząc, że jest Panu bardzo po drodze (że jest to ten sam typ traktowania Uniwersum) ze Słowackim. Oczywiście jego i Pańska poezja się różnią i pozornie dotyczą różnych rzeczy, ale porównując np. Juliuszowy przekład "Życie snem" Calderona, to jakże blisko jest Pańskiego sposobu odczuwania. A co do jego wierszy miłosnych, których jest zbyt mało, bo biedak nie kochał nie mając kogo kochać (bo służącej Andzi jakoś mu nie wypadało „miłować”, a panny ze szlagonerii ani nie chciały – wstydziły się - ani nie mogły kochać się w gołodupcach), a nie odważając się tworzyć (jak Pan) dla wymyślonej kochanki, to przecież i w Srebrnym Śnie Salomei, jak i w Złotej Czaszce, jak i np. w Fantazym, wszystkie typy kochanków i ich miłości jakoś przypominają Pańskie „smutne kwiatki” są tak samo jakieś enigmatyczne, smutne, delikatne i oparte na fundamencie domniemania, czyli poezji, która jest wszystkim i niczym. Gdyby Juliuszowi, gdy był w chwilach natchnienia pokazywać palcem (gombrowiczowskim „palicem”) po kolei różne przedmioty, np. kamień, pytając, "co to jest?" - on by odpowiadał: poezja!; pytany dalej, co to jest, gdybyśmy wskazywali np. pień drzewa, odpowiadałby: poezja! Pytany o chleb, szklankę, but, bat, listownik, rękawiczki, batik…... pytany o cokolwiek... odpowiadałby (tak jak Pan): poezja!
Zresztą podobnie odpowiadali Krasiński, Mickiewicz i Norwid, Konopnicka, Lenartowicz... a z nowszych: B. Jasiński, Peiper, Leśmian, Brzękowski, Tuwim, Iwaszkiewicz, Lechoń... no, cała kupa... A poza nimi już z naszych… Nowak, Grochowiak, Grzeszczak, Styczeń, Białoszewski… (A propos „palca”. Spójrz Pan co się dzieje, gdy używamy normalnego ludzkiego palca, a co się dzieje, gdy używamy zwyrodniałego, gomrowiczowskiego „palica”. On pochodził z rodziny wariackich pseudo-szlachciców, gdzie matka nigdy nie potrafiła sobie umyć szklanki i do czego doszedł w twórczym zwyrodnieniu (bo przecież odkrył poprzez zwyrodnienie (myślowe) istotne obszary dla ludzkiej egzystencji) i ja, który pochodzę z bardzo starych posesjonatów (szlacheckich), którzy ziemię osobiście orali sochą i gryźli zębami, - ale ja po przezwyciężeniu młodzieńczych, awangardowych eksperymentów typu „palica” staję się czymś w rodzaju krakowskiego hr. St. Tarnowskiego, który wytknął bardzo istotne braki rozumowe i że się tak wyrażę błędy w dowodzeniu „racji dostatecznej”… w napisanym przez Wyspiańskiego Weselu. Jednym słowem zarzucił mu bełkot (nie z powodu oskarżenia arystokratów o rozbiory Polski, bynajmniej). Tarnowski odrzucił „palic” posługując się palcem i ja robię to samo. Ale do tego trzeba mieć coś z posesjonata a nie bezdomnego nomada. Zasiedziałość wyrabia w rozumie i w charakterze człowieka spokój, pewność, prawość, stałość itp. cechy, w przeciwieństwie do inteligenta i mieszczanina, który sprzedałby własną matkę, żeby tylko dowieźć swoich racji dla miłego grosza, bo przecież on żyje z tego co pies wyszczeka.


Oczywiście cały czas mówimy o Słowackim, który był ewenementem w miłości do matki i w miłości do Polski… i to go uratowało przed staniem się zupełnym inteligenckim mąciwodą.

Nie dowierzam, jako poetom; Wojaczkowi, Stachurze, Różewiczowi, Zagajewskiemu, Barańczakowi, Herbertowi… to są doktrynerzy. Choćby się zaklinali, że chcą zdjąć homonto zużytego języka, to zakładają mu drugie homonto nowomowy postmoderny Zachodu i liżą odbyt amerykańskiego brata, aż im cały zżółknął w kolorze żółci platformerskiej. Język nie jest zużyty, ani się nie zużywa (w taki sposób jak to sugerują profesorzy od propagandy), tylko problem jest w tym, że macherzy i od stosunków międzynarodowych chcą chwalić to swoje kochane inteligenckie, żydowskie i zachodnie, dlatego wszystko itd. itp. co pachnie polską tradycją potępiają jako zaścianek i ciemnogród.

Nie uwierzy Pan, przez jakie dzikie pola eksperymentu ja w młodości przechodziłem, przez jakie eksperymenty formalne, żeby sprawdzić, czy da się pisać poezje i dramat nie tylko tak (awangardowo), jak robili to poprzednicy (ale stokroć bardziej! I to w dodatku zrozumiale dla każdego, szczególnie dla każdego „biednego i wyrzuconego poza nawias inteligenckiej kultury oficjalnej i dostatniego burżujskiego życia).

Napisałem ponad pięćdziesiąt jednoaktówek w stylu dadaistów, rosyjskich symbolistów, mrożkowskich wygłupów, w stylu Pintera, Albiego, Becketta, Witkacego... tylko po to żeby samemu spróbować „czy się da”, czy to ma sens, jak to smakuje i przekonać się, że ja też tak potrafię się „wygłupiać”. Chciałem też sprawdzić dlaczego żydowska dintojra wychwala te wypociny pod niebiosa! No jak Pan myśli, dlaczego żyd pcha żyda, dlaczego swój ciągnie do swego?

To samo (miałem) było w poezji, napisałem tytułem wprawek wiele dzikich super-awangardowych poematów i wierszy. Jeden poemat do matki i dla matki tak piękny, że mi go podkradała i ukradkiem nad nim płakała (oczywiście z doznań estetycznych i wzruszenia).

Pokazywałem te „poronione (w zamierzeniu, jakby wyhodowane z in vitro) płody” moje próby i literackie tylko niektórym zaufanym starym pisarzom, żeby wspólnie nad nimi podumać i spytać ich jaką wybrać drogę (z braku drogowskazów), po odrzuceniu tego bełkotu (oficjalnej kultury).

Dochodziliśmy zwykle do konkluzji, że trzeba wrócić do tradycji. Ale tak, czy też tak, żeby nie było tradycyjnie i tak samo. Bo cała sztuka polega na tym, żeby w tradycji odrzucić złą tradycję, tworząc nową opartą na starej.
Musiało się to we mnie (bunt i rewolta) przez dziesiątki lat uleżeć, wypalić i uspokoić. Często nie zajmowałem się pisaniem, tylko "waleniem", podrywaniem kobiet, wyżywaniem się w seksie, wyżywaniem się w konkretnej robocie, w wychowaniu dziecka, w uczeniu (cierpliwym) młodych ludzi. Kłamałbym, gdybym twierdził, że nie pisałem. Pisałem ale do szuflady, dla własnego doudczania się i sprawdzenia swych przemyśleń. Bez przerwy czytanie, bez przerwy „książka w łapie”. Poza wszystkim, chciałem obsesyjnie zapomnieć, czego się nauczyłem od głupich profesorów w "szkółce", by powoli odnaleźć własne myśli i własną drogę. Czułem dyskomfort, że gdy tylko odwołuję się (swoim umysłem) do tego, co mi nabździli profesorzy (do mojej studenckiej i uczniowskiej głowy), co mi napsuły rozumu książki pisane dla miłego grosza, posrane autorytety "naukawe" i moralne, to zamiast mi się rozjaśniać, to mi się zaciemniało, na zasadzie im mądrzej, tym głupiej, jednym słowem odwołując się do autorytetów piszę i myślę głupio, coraz głupiej.

Pomijając to, że za awangardową sztukę teatralną, (napisaną w 1966) atakującą system oparty w Polsce o legitymację władzy zrodzonej w Auschwitzu na przeżyciu dzięki kumplom z arystokracji obozowej (czyli inteligencji) i SS-manów), zostałem na wiele lat skazany na zakaz druku, to na takim zakazie (popartym przez środowiska twórcze) żebym nic nie mógł publikować. Ja zresztą sam nie chciałem, bo wolałem pisać „wprawki” niż się oderwać od statusu wiecznego studenta i jako kierownik robotniczej masy wydawać im ręczniki i mydło (do tego komuniści sprowadzili rolę inteligenta). Chciałem żeby jak najdłużej się "wydestylować" w spokojnym myśleniu, sprawdzaniu swoich poglądów w bibliotekach i archiwach, nie podejmując pochopnie decyzji o wyborze tzw. wartości. Nie chciałem wybierać żadnych opcji, które wszystkie są zakłamane, bo uważałem, żem był jeszcze za głupi i chciałem poczekać jak najdłużej, aż coś więcej z tego zrozumiem. Nie znaczy to, że byłem pasożytem, na tym tle byłem bardzo przeczulony i jeśli już, to ja więcej rozdałem ludziom (również obcym) niż mnie kto coś dał. Nie liczyłem na nic i nikt mi nic nie dał. Wielką bibliotekę zakupiłem za swoje zarobione pieniądze. Często narobiłem się jak wół, ale sprawiało mi to przyjemność – dopóki było zdrowie.

Cóż z tego, że moi koledzy rwali się do publikacji i szczekali jak małe pieski na byle co (jak na karawan), na to, co się okazało po latach głuptactwem i blagą. Ja zaś właśnie, chciałem tego uniknąć.

Dlatego, dlatego z powodu wielokrotnego sprawdzania tez i ich rezultatów, nabrałem w tej chwili takiej sprawności w uruchamianiu „rozumowego wglądu” w roztrząsaną materię rzeczy, że gdybym orzekł, że np. Lalka Prusa jest powieścią zakłamaną (o czym jestem przekonany, bo jest to jasne jak słońce) z punktu widzenia oddania prawdy o duszy polskiej, że „Lalka” jest powieścią zakłamaną (dla żydowskiego interesu), to potrafiłbym to uzasadnić i nawet jak dotychczas, poprowadziłem kilka prac, które na szczęście dla dyplomantów minęły nie zauważone przez skurwysynów żydowską uniwersytecką dintojrę i piątą kolumnę wśród profesury.

Mówię o tym dlatego, że już dawno nie trafiłem na takie pozytywne kuriozum (mówię o Pańskich wierszach), które mi przypomina sytuację Norwida, gdy chłopina pisała genialnie, a dookolna swołocz mówiła, że to grafomania.

Wprawdzie o Pańskich wierszach jako grafomanii nikt się nie wypowiada, ale jak Pan widzi, poza kilkoma głosami zachwytu i poparcia przyjaciół, reszta podejrzanie milczy, jakby to miała w dupie. A w tym wypadku głosy przyjaciół się nie liczą, bo tu chodzi o coś więcej niż herbatkę u cioci na imieninach. (Bardzo mi się podoba amerykańskie powiedzenie, w takiej sytuacji, że jeszcze nie czas, żeby się lizać po fiutach)...

Jestem w takim stanie ducha, że gdy coś mówię (nie po próżnicy), to niech pan Bóg broni, żeby mi jakiś gówniane autorytety wchodziły w "credo". To nie jest zarozumiałość, ale mowa faceta, który przeczytał (i zrozumiał gnostycznie) np. (dostępną) całość literatury staropolskiej, np. całego Słowackiego, Prusa i bardzo wiele - przez te 55 lat... (zacząłem czytać bardzo wcześnie) i dlatego mam odwagę, żeby snuć porównania między Pańskim nastawieniem poetyckim do "Rzeczy", a Słowackim.

Tak się tym Słowackim sumituję, zasłaniam i zęby sobie nim wycieram, bo przecież pospolity polski kretyn, wychowany na idiotyzmie, że Słowacki "wielkim poetą był" kręci kretyńską głową na moje słowa, z niedowierzaniem, że jakiś oszołom (czyli ja) śmie porównywać wielkiego Juliusza, do jakiegoś zakichanego Zygmunta Jana Prusińskiego (wybaczy Pan, z Pipidówki). Wszystko to się bierze z idiotyzmu i nieznajomości "Polskiej" „Rzeczy”; ale cóż robić. Tylko trzeba (Polaków uczyć na Polaków, ale nie na kosmopolitów i żydów) uczyć i jeszcze raz (jak mawiał Gomułka) uczyć… a to wymaga pieniędzy i czasu. Tego zaś w Polsce nigdy nie było, nie ma i nie będzie. O to już się postarają nasi „przyjaciele” z Zachodu.

Polski matołek, chcąc dostrzec pewne rzeczy (opisane przez innych), musiałby całe (albo pół życia) życie spędzić w bibliotekach... a kiedy miałby mądrze żyć? To dylemat!

Ja może po prostu mam lepszą pamięć (niż inni) i w kojarzeniu faktów jestem szybszy – więc łatwiej mi psioczyć i „gadać”. Ale nic więcej. Tymczasem rzeczywiście nie ma kto rzetelnie i krytycznie uczyć. Trzeba by było (całą naukę, o dotychczasowej historii) wywrócić do góry nogami a potem od nowa, uczciwie i rozumnie poskładać do kupy. Niestety… wariacja i idee fixe…


Ale wracając do mojej tezy, że jest Pan (nie jest Pan żadnym nowym Słowackim, spokojnie – nie zamkną Pana w domu wariatów) w obsesji i paranoi poetyckiej bliski Słowackiemu… no, to gdyby tak, który wystąpił przeciwko mojemu twierdzeniu, że (powtórzę z lubością) nie jest Pan zbliżony umiejętnością pisania do Juliusza… (a jest Pan, bo i Juleczek musiał się mozolnie uczyć pisania uduchowionej frazy)… (nie mówię - talentem - bo gdybym trafił na takiego gościa co sądzi inaczej, to chcąc ze mną rozmawiać, musiałby wykazać, że coś wie więcej niż obiegowe, że potrafi przekraczać poglądy zdrowych zmysłów i wkraczać w gnostyczność (prof. Jan Trąbka by mnie poparł, a prof. Szyszko-Bohusz by przyklasnął, również prof. Dąbrowski, a prof. śp. Adam Wetulani… a Artur Górski – ten od Monsalwatu)… Słowem, musiałbym go przeegzaminować z psychiatrii i psychologii twórczości, czy coś w ogóle wie - co mówi – a wtedy dopiero, gdyby był na poziomie, to moglibyśmy… etc. do umysłowości Słowackiego, ale czy to wystarczy… gdy facet musi na bieżąco (prędko przeczytać całego „Słowaka” i aparaturę krytyczną i dalej z tego nic nie kapuje, bo głowa nie ta. Nie przekroczysz hierarchii umysłów. To jedyne czego nie kupisz. Oczywiście trzeba współczuć głupkującej i żyjącej w naukowej ciemnocie inteligencji, ale trudno, nie można jej kadzić, że jest girlandą masońskiego światła. Znam wielu „specjalistów” od Słowackiego, głupich jak but, bo nie odróżniają ducha od Ducha, życia od Życia, miłości od Miłości… itd. Nie rozumieją, że Dantyszek w piekle, to oni sami (i ja też). Oni nic o tym nie wiedzą, że nie żyją.

Chyba, że się odważy, któryś z profesorów od Słowackiego z tzw. wielkim dorobkiem (o Jezu!)... (mam tu na myśli jedną rozkoszną "kufcię", ale ona chyba by się nie chciała ze mną tere fere... pobzdyczyć i pobzykać na śniadaniu na trawie… (gdyby to czytała, to by chyba czuła kto to pisze... no i z nią bym doszedł do modus wivendi, że wprawdzie poezja Prusińskiego nie jest tak Duża, ale przy Juliuszu nie jest znów tak mała co moglibyśmy skwitować buzi-buzi – chociaż nie wiem czy by tak było, o ona też nie wie, że nie żyje.

Niech się Pan nie gorszy Panie Zygmuncie, ale (praca krytyczna nad Słowackim też polega na bzykaniu między doktorami i doktorantkami na różnych takich sympozjach aż w dupie trzeszczy).

I niech Pan powie, jak tu takie rzeczy pisać na blogu? Jakiż tam ze mnie profesor, który odkrywa wstydliwe tajemnice alkowy i wywleka przed oczy gawiedzi. Won z takim głupkiem!

Wie Pan, ja całe życie byłem bardzo, bardzo skromny i nie pchałem się na afisz, bo pchali się kretyni, ale jak już tak przyszło to tego, że się przyglądam Pańskiej poezji, którą bardzo łatwo posądzić (przecież czytam dużo wierszy młodzieży i różnych gówniarzy - szczerze zakłamanych, pragnących zarobić na piwo, bo głupich) o "mniszkowstwo" i grafomanię, to coś mnie ruszyło i szlak mnie trafił, coś mnie zmusiło, żeby wypowiedzieć się na temat dlaczego ta poezja jest prawdziwa. Tym bardziej, że zawsze pisałem coś odwrotnego i „plugawego” bo uważałem, że tyko plugawe może uzdrowić świat. Jeśli ludzie są tak zbydlęceni, że już niczym dobrym nie można ich naprawić, to trzeba ich jeszcze bardziej zdeprawować, żeby najwięksi bydlacy zaprotestowali, czując, że ich tu jakiś szatański (a jednocześnie skumany z panem Bogiem) Loluś, robi w buca, zachęcając, żeby się wyzabijali, bo wtedy może przyjdzie opamiętanie w ostatniej chwili, kiedy będą sobie zakładać sznur albo zakładać go bliźniemu. Może nawet sam diabeł zaprotestuje przeciwko takiej uzurpacji człowieka, który ma być człowiekiem a nie diabłem. Czyli być człowiekiem a nie Poetą czyli diabłem – bo Poeta i diabeł to jedno i to samo.

Diabeł zaprotestuje, żeby go nie wyręczać (w psuciu ludzi i w pisaniu poezji), bo nie pójdzie na bezrobocie, a ze swoim bratem bliźniakiem, czyli Bogiem, nie pobrata się, bo przecież obydwoje robią to samo – czyli niszczą ludzi – Bóg nieuczciwie, przez kłamliwe sztuczki z miłością swojego syna do rodzaju ludzkiego), diabeł jest pod tym względem uczciwszy, bo tak jak Hitler mówi ty, ty i ty, będziesz zabity – broń się! Poeta też jest taki sam! Mówi człowiekowi bezlitosną prawdę, tylko, że he-ha-he… człowiek jest tak głupi (jak Faust), że nie jest zdolny dostrzec, że diabły kopią mu grób, przy zupełnej obojętności Boga. Bóg też jest diabłem zwodzącym ma manowce i katem ludzkości i rywalizuje z Jutrzenką (z Jupiterem) o to który z nich jest gorszy. Niestety nie wiadomo, bo wprawdzie wydaje się, że Diabeł bije na głowę swojego boskiego brata w przemyślnym czynieniu zła, ale hola, bo ileż łez, krzywdy i krwi się polało dzięki działalności naszych chrześcijańskich kapłanów, biskupów i papieży, podtrzymujących diabelski mit o dobroci i miłości Boga.

W taktyce propagandy zła, zarówno diabeł jak i Bóg są jednakowo tradycyjni, uspokajając i zachęcają implicite, że można zabijać i upadlać się dla chleba, ale nigdy dla przyjemności, bo ornat biskupi wyglądałby nieestetycznie, gdyby był krwią niewinnego zbryzgany. Przejrzenie diabelskiej spółki Boga z szatanem potrafią dostrzec tylko poeci pokroju Słowackiego… i artyści. Artyści tacy jak Pan, który na kartach swej poezji już nie żyją, ale jednocześnie tylko wtedy Żyją. Niech się Panu nie wydaje, że jest Pan artystą afirmacji Życia. Panu się może tak wydawać i niech Pan tkwi w tym złudzeniu, ale (Pańska) poezja jest jedynym (być może) objawem Pańskiego pośmiertnego życia. Jedynym śladem, że Pan już nie Żyje (jeśli Pan żył kiedykolwiek). Być może, że Pan zaczął konać, gdy się Pan żenił, a przestał żyć, gdy się dowiedział o tym o czym się Pan dowiedział…i ta wiedza… Przecież wiedza równa się śmierć. Chociaż z drugiej strony oznacza życie.

Oczywiście zaprzeczy Pan, mówiąc: przecież mam życiową, poetycką krzepę i urocze wąsy, niech Zieliński nie robi ze mnie wariata, ani nieboszczyka!... ale to by tylko świadczyło, że Pan nie wie co mówi. Świat prawdziwy nie wygląda tak, jak go Pan postrzega, bo inaczej nie wchodziłby Pan do różowej sypialni. Dorosły facet i takie głupoty! To że Pan widzi siebie na fotografii, nie oznacza, że Pan jest Żywy. Dlatego, żeby się przekonać, czy naprawdę Pan żyje, ubiera Pan pelerynę, perukę i wkracza Pan do różowej sypialni. A dlaczego? Dlatego, że idąc do sklepu po mleko, czesząc się, idąc ulicą nie jest Pan pewien swego życia, czy się to dzieje naprawdę. Dlatego, żeby się przekonać ubiera Pan perukę, zakłada koronkowe pludry i wkracza do „różowej sypialni”, ach gdzież się ukryła ta cholerna kochanka?… Musi ją Pan czasem długo nawoływać, aż się pojawi w imaginacji, całkiem, żywa, żywsza od rzeczywistych kobiet spotkanych na ulicy albo nawet w Pańskim łóżku.

(Powiem Panu jako filozof i psycholog, że to co dzieje się w łóżku, gdy mężczyzna leży z kobietą, jakie imaginacje dokonują się w ich wyobraźni, żeby doprowadzić umysł do przekonania, że ona i on są naprawdę żywi i rzeczywiści… to by Pan chyba nie uwierzył, że to jest powoływane jakby z mgły, z zaświatów, bo realne, namacalne ciało, włosy na pępku, głos i zapach, skóra z krostami itd., nie wystarcza. Okazuje się, że to wciąż nie jest ciało i wciąż to ile jest rzeczywistości w umyśle postrzegającego. Tak, że nie wiadomo ile w tym jest realności a ile psychicznej kreacji. Świat nie jest taki, jak sobie go wyobraża naiwny realista).


Czyż więc Pan jest żyjący i poważny tym zgniłym, umarłym świecie, czy też Pan tu (w Polsce w Ustce, na świecie AD 2011) nie żyje, a żyje Pan w różowej sypialni (racjonaliści pukają się w czoło, a ja nie stawiam przy tej nazwie żadnego cudzysłowie, żeby nadać temu synonimowi większej wieloznaczności, głębi i powagi) i w ogóle gdzie indziej, czyli tam, gdzie „różowa” jest tylko synonimem prawdziwej egzystencji naszych bezkrwistych i bezkostnych istot.

Pańska różowa sypialnia JEST (bez cudzysłowia) – ( Jest (z wielkiej litery – znaczącej konotację egzystencjalne) prawdziwa, chociaż znajdzie się wielu wychowanych na żydowskiej teorii kulturowo-literackiej wieprzków, którzy się mogą z niej podśmiechiwać (co ciekawe, ortodoksyjni żydzi się nie podśmiechują, bo sami mają swoje cudowności w midraszach i kabałach - a więc mówiąc o ludzkich wieprzkach, mówię tu o zwyrodniałych żydowskich, masońskich i unijnych popłuczynach, którym uczciwy żyd nie podaje ręki), jak z wszystkiego co polskie, wynosząc amerykański i zachodni chłam pod niebiosa. Dzieje się tak, bo np. kośćcem powojennej historii literatury polskiej byli przedwojenni pisarze proweniencji żydowskiej, którzy dobierali sobie na debiutantów polskich szabesgojów i cały IBL aż trzeszczał od jarmułek i filakterii. To oni tak wypreparowali Słowackiego od reszty polskich pisarzy, że powstała luka polegająca na tym, że z jednej strony jest genialny Słowacki a z drugiej strony jest wielu polskich idiotów i nieudaczników, którzy piszą jakieś grafomaństwa (według oceny żydowskiej krytyki). Ten obraz kreowano po to, żeby w tę lukę wprowadzić pisarzy typu Syrokomli (żyda), Lenartowicza (żyda), Singera... A przed wojną, to już sam Pan wiesz. Wszystko to jest koronkowa polityczna robota. Pisze o tym trochę na Blogu Zelkan.

Dla żydów wszystko, czego nie napisał Słowacki, a napisali polscy (nie żydowscy) pisarze, jest grafomanią. Dla żydów i szabesgojów grafomanią nie jest Schulz i Leśmian.

Jak zwykle materia jest bardzo złożona, tym bardziej, że widzę, iż jestem jedynym, którego wiersze dzisiejszego blogera (w tym również Pana) strzykają w "mały" palec. Kogo to zresztą dziś interesuje, a szkoda bo polskie umysły przypominają jakieś zatęchłe bajoro, w którym stoi martwa woda. Dużo by tu jeszcze, ale na razie niech to wystarczy.

PS. Postaram się przeczytać (te 140 wierszy) i gdyby mi dał Pan czas... (nie wiem ile, ale dużo) to bym skrobnął coś (wydobywając z tego zarysy mistycznej maszynerii w nich zawartej). Ale najpierw musiałbym dojść do przekonania co do wielkości Pańskiej obsesji i paranoi twórczej, która otwiera wrota czasu pozwalając poecie przebywać w wieczności. Czy rozumie Pan co mówię? Bo przecież się Pan zgodzi, że nawet początkujący poeta, nawet ten najmniej rozumujący i najmniej oczytany, zaczynając stawiać pierwsze wyrazy wiersza, staje okrakiem we wrotach czasu. Jedną nogą w naszym gnojowisku, drugą w otchłaniach wieczności. I zapomina o sobie, nie wie co się z nim dzieje, nie wie gdzie jest i czy w ogóle żyje.

___________________________________

Zapraszam do Niezależnej Wytwórni Filmowej PROSTAK_____ http://korespondentwojenny.salon24.pl/_____ A teraz będą "chwalunki"..., co dzięki mnie utworzyłem jako animator kultury i działacz społeczny w polityce w Polsce i na Emigracji: 1967 - 1970 ...założyciel zespołu muzycznego "Chłopcy z Przedmieścia" w Otwocku; 1979 - 1981 ...został przewodniczącym Klubu Młodych Pisarzy przy ZLP w Słupsku; 1982 - 1985 ...kolporter pism emigracyjnych w Wiedniu; 1987 ...wydał dwa zeszyty literackie - wiersze pt. "Słowo" i "Oaza Polska" w Monachium wydawnictwo: Niezależny Związek Pisarzy Polskich "Feniks"; 1988 - 1990 ...wiedeński korespondent "Orła Białego" w Londynie; 1990 - 1994 ...założyciel i przewodniczący Korespondencyjnego Klubu Pisarzy Polskich "Metafora" i Polskiego Centrum Haiku a także pomysłodawca "Wiedeńskiej Nagrody Literackiej im. Marka Hłaski" oparty z plonu konkursu na prozę i poezję - zorganizował dwie edycje konkursu literackiego w Wiedniu; 1997 - 1998 ...członek Ruchu Odbudowy Polski - przewodniczący Komisji Rewizyjnej ROP w Słupsku; 1998 - 1999 ...korespondent radia City w Słupsku; 1999 - 2003 ...założyciel i przewodniczący Polskiej Partii Biednych na Pomorzu; 1999 - 2003 ...założyciel i sędzia Słupskiego Sądu Społecznego w Słupsku; 2000 - 2009 ...założyciel i prezes Stowarzyszenia "Biały Blues Poezji" w Ustce; 2001 - 2009 ...założyciel środowiska literackiego w Starostwie Powiatowym w Słupsku; 2001 ...wydał tomik wierszy pt. "W krainie żebraków słyszę bluesa" - ZLP Słupsk; 2004 - 2005 ...korespondent radia "Supermova" w Londynie; 2005 - 2007 ...redaktor gazety internetowej "Karuzela Polska"; 2005 - 2009 ...korespondent międzynarodowej gazety "Afery Prawa a Bezprawie" w Irlandii z siedzibą w Sanoku. ____Odpowiadam swoim podpisem - Zygmunt Jan Prusiński Ustka. 23 Grudnia 2009 r.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura