Ku przestrodze !
Gdyby ktoś z Państwa wierzył, że praworządność w tzw. państwie prawa jest oczywistością i dobrem ogólnym, którego strzeże specjalnie powołany do tego organ państwa, to polecam poniższą historyjkę, która może nieco zaburzyć tę idealistyczną wizję. Głównym walorem tej historii jest to, że wszystkie opisane wydarzenia są prawdziwe i dotyczą autora notki.
Przypomnijmy, że Rzecznik Praw Obywatelskich jest jednoosobowym organem państwa o bardzo szerokich kompetencjach i wg Wikipedii :
„Stoi na straży wolności i strzeże praw człowieka i obywatela określonych w Konstytucji oraz w innych aktach normatywnych. Kontroluje, a także podejmuje stosowne czynności, jeśli stwierdzi, że z powodu celowego działania lub zaniechania przez organ, organizacje albo instytucje zobowiązane do przestrzegania i realizacji wolności człowieka i obywatela nastąpiło naruszenie prawa oraz zasad współżycia i sprawiedliwości społecznej.” A także „Posiada prawo zgłaszania inicjatyw ustawodawczych oraz może kierować wnioski o stwierdzenie niezgodności aktów normatywnych z przepisami wyższego rzędu, skargi kasacyjne i kasacje od prawomocnych orzeczeń sądów powszechnych, wytaczać powództwa i składać wnioski w postępowaniu cywilnym, a także przystępować do postępowań sądowych i administracyjnych.”
I tak oto, pewnego czerwcowego dnia 2025 roku, szary obywatel „praworządnej” Rzeczypospolitej, sponiewierany blisko dziewięcioletnią walką o swoje podmiotowe prawa, ufnie zwrócił się do Jego Wysokości Marcina Wiącka, pełniącego funkcję RPO z prośbą o pomoc i interwencję w swojej sprawie, która jednak z powodu ułomności pewnych regulacji w systemie prawnym, nabrała charakteru ogólnospołecznego i wskazała obszar bezprawia w którym pracodawca za pomocą prostego fortelu może bezkarnie gwałcić prawa pracownicze i lekceważyć ustawowe przepisy w zakresie prawa pracy.
Wydawałoby się, że wskazanie Rzecznikowi Praw Obywatelskich luki prawnej która z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej i przestrzegania zasad praworządności nie budzi wątpliwości, jest nie lada gratką, bo przecież działalność RPO to jest praca za którą społeczeństwo, za pośrednictwem podatków sowicie wynagradza pracowników tej instytucji. Jednak okazało się, że organ powołany do ochrony praw obywatelskich, ma tę sprawę tam, gdzie prawdopodobnie ląduje większość próśb obywateli o pomoc, czyli w śmietniku. Negatywna odpowiedź z Biura, podpisana przez panią Annę K-K, - Starszego prawnika, sprawia wrażenie braku zrozumienia problemu prawnego, jakim jest faktyczne pozbawienie ochrony przedemerytalnej pracownika. Treść odpowiedzi jest kalką zakresu kompetencji RPO z Wikipedii z dopiskiem, że „Biuro RPO w dalszym ciągu pozostaje do mojej dyspozycji w zakresie ochrony praw i wolności człowieka i obywatela”.
Po wylaniu beczki żalu na instytucję Rzecznika Praw Obywatelskich, jestem obowiązany przedstawić meritum mojej sprawy.
Na początku 2017 roku zostałem zwolniony z pracy przez pracodawcę, będąc w określonym przepisami prawa okresie ochronnym, to jest na 11 miesięcy przed datą przejścia na emeryturę. W tle mojego zwolnienia istniał drobny personalny konflikt z kierownictwem. Liczyłem jednak , że moja sumienność i fachowość pozwoli mi dotrwać do emerytury. Przeliczyłem się. Zwyciężyła brutalna bezczelność pracodawcy. Zwolniono mnie w trybie dyscyplinarnym, jedynym dopuszczonym przez prawo w okresie ochronnym. Zwolnienie dyscyplinarne wymaga zaistnienia bardzo poważnych przesłanek, więc wymyślono kilka surrealistycznych powodów zwolnienia, przelano je na papier, wręczono mi i cóż mogłem zrobić ? Zostałem z kartonem osobistych gadżetów poza firmą. Ale jest przecież instytucja, która sprawiedliwie rozstrzygnie, kto w tym sporze ma rację, Sąd.
Po szoku i traumie spowodowanej nagłym, bezprawnym wyrzuceniem z pracy, skierowałem niezwłocznie pozew do Sądu Pracy i już po trzech latach zapadł wyrok stwierdzający, że zostałem niesłuszni zwolniony i nakazujący pracodawcy wypłacenie stosunkowo skromnego odszkodowania tak, jakby rozwiązanie umowy nastąpiło w trybie ustawowym, ponieważ tylko taki zakres kompetencji posiada Sąd Pracy w tym postępowaniu. W obszernym uzasadnieniu Sąd obnażył bezzasadność wszystkich zarzutów sformułowanych przez pracodawcę.
Chociaż szczęśliwie dożyłem do emerytury przez 11 miesięcy bez pracy, prawa do zasiłku i z „ dyscyplinarnym wilczym biletem”, postanowiłem ubiegać się o odszkodowanie za wymierną krzywdę, jaką poniosłem ze strony pracodawcy, który złamał prawo ochrony przedemerytalnej pracownika. W tym celu złożyłem do Sądu nowy pozew w którym skrupulatnie wyliczyłem straty, jakie poniosłem w wyniku bezprawnego zwolnienia. Do pozwu oczywiście dołączyłem prawomocny wyrok Sadu Pracy stwierdzający bezzasadne zwolnienie. Sprawa ciągnęła się ponad 4 lata i w jej trakcie wydawało się, że spór toczy się o wysokość odszkodowania, jednak w maju 2024 roku pani Sędzia orzekła, że żadne odszkodowanie mnie się nie należy, a po zwolnieniu mogłem sobie znaleźć inną pracę. Jednym słowem przegrałem proces i powinienem zapłacić swojemu pracodawcy wysokie koszty sądowe. Nie będę komentował wyroku, bo jego pisemne uzasadnienie jest tak nielogiczne i nierozumne, jakby pisał je uczeń szkoły podstawowej oderwany od gier komputerowych. Reprezentujący mnie adwokat był zszokowany orzeczeniem i treścią uzasadnienia i oczywiście złożył apelację do Sądu II instancji radząc, abym zwrócił się o pomoc do RPO, ponieważ ustawowe regulacje prawne w zakresie ochrony przedemerytalnej pracownika są, jak widać, nieskuteczne i faktycznie pozbawiają obywatela ochrony przed bezprawnym zwolnieniem, co rodzi pytanie o stan praworządności w państwie.
Jak wspomniałem, odpowiedź Rzecznika Praw Obywatelskich odczuwam, jak spuszczenie wody w toalecie i nie przypuszczałem, że w tak obcesowy sposób można potraktować obywatela, skrzywdzonego przez nieprecyzyjnie sformułowane przepisy prawa. Pozostaje mi nadzieja na „ludzkie”, zgodne z duchem prawa potraktowanie mnie przez skład Sądu Apelacyjnego.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo