I wszystko dałoby się strawić, to znaczy nie resztówkę po sekcjach, co notabene nie należy do polskich zwyczajów kulinarnych, tylko tych obcych, przyjezdnych i - nie daj Bóg - ubogacających. A zatem dałoby się strawić wyciskającą łzy z oczu historyjkę, gdyby jak zwykle jakiś dureń nie przedobrzył
No dobra, dziś dla odsapnięcia od polityki pogadamy o golasach biegających po Lubinie. Ciemnych golasach, bo ci przybyli z Etiopii i nie zdążyli kulturowo wrosnąć w polską macierz, co notabene jest fantazją z krainy rojeń zaklinających rzeczywistość wielu rodzimych i unijnych polityków. Zresztą skoro zgadzamy się, że wiejskość nadal istnieje mentalnie w kolejnych pokoleniach dawnych chłopów, dziś zasiedlających wielkie miasta młodymi i wykształconymi, ale ze skazą charakteru, to tym bardziej kulturowej subsaharyjskości trudniej będzie opuścić imigranckie dusze, przebijając się przez ciemny pigment ich skóry.
Wychowanym w krajach nędzy, wojen i korupcji, w których rankiem budził fetor rynsztoków, fekaliów i stęchłej wody tylko po to, by wieczorem towarzyszyć im ponownie do snu, na pewno jeszcze w kolejnym pokoleniu będzie go brakowało, bo co rodzinny dom, to jednak dom i już. Podobnie jak polskim chłopom, imigrantom w Ameryce, cni się w pijanym widzie za krytą strzechą chałupą, świnką nurzającą się w chlewiku do półboków w gnoju i przechylonym sraczem za stodołą, w którym chłodny przewiew wdzierający się szparami walczył o lepsze z zaduchem. Jednak dwie rzeczy różniły polskiego imigranta w Ameryce czy Europie od arabskiego lub afrykańskiego przybysza do krajów socjalnej Unii. Pierwsza, to religia - zawsze w przypadku Arabów konfliktująca z chrześcijańskimi gospodarzami, natomiast drugą kult pracy przyświecający imigrantom z Europy do USA czy Kanady, w tym Polakom, przeciwstawny kultowi marzeń o życiu na zasiłku. A mówiąc wprost – pasożytniczym żerowaniu pochłaniającym zapasy i wytwarzany na bieżąco dochód przez rodzimych mieszkańców.
Dobra, przekroczyłem na moment politpoprawny Rubikon, ale czasem tak trzeba, żeby nie zwariować, no i teraz wracam już do gołodupców z Lubina.
Niby sprawa jest mocno przysuszona, bo wydarzenie miało miejsce 14 czerwca, jednak przed czterema dniami ożyła na nowo. Otóż właśnie 14 czerwca ulicami Lubina biegło równym truchtem dwóch czarnoskórych mężczyzn. Jak ustalono później Etiopczyków. Gdyby lubinianie znali wcześniej narodowość ekshibicjonistów, może nie zwróciliby uwagi na wydarzenie, bo Etiopczycy znani są z wyjątkowych predyspozycji do uprawiania biegów długodystansowych, w tym i maratonów, a legenda Bikili Abebe wrosła niemal w ludzką świadomość. Czy zatem zdziwiłby kogoś widok dwóch Afrykańczyków przemierzających drogi i ulice miast Europy? Absolutnie nie. Pomyślano by, że w Atenach czy w Rzymie odbywał się maraton i tych dwóch wyrwało się do przodu już zaraz po starcie, osiągając w Lubinie punkt kontroli czasu w drodze do Düsseldorfu lub Hamburga. Zresztą obrazki z polskich aglomeracji coraz częściej przypominają koloryty zawodów lekkoatletycznych. Ale żeby nago, to już trochę za wiele. I gdyby nawet media przekonywały, że bieg zaczęto w Addis Abebie lub okolicach, więc sportowe wdzianka mogły się do cna zedrzeć, to i tak nikt by nie uwierzył, iż znanym z wrodzonej szybkości i hartu ducha Etiopczykom przebiegnięcie dystansu siedmiu tysięcy czterystu jedenastu kilometrów i czterystu metrów zajęło aż tak wiele czasu. To znaczy dłużej niż tydzień, czyli okres wyznaczony w Polsce między kolejnymi praniami bielizny, wzięty jeszcze z cyklu kotła i balii.
Ale ad rem. Nie dziwi zatem, iż widok dwóch ciemnoskórych sportowców w adamowym stroju na tyle wstrząsnął lubińską społecznością, że w miejscowej komendzie policji rozdzwoniły się telefony. I tu ciekawa sprawa warta zapamiętania. Otóż zanim obu Etiopczyków przekazano Straży Granicznej, wypytani przez tłumacza zaprzeczyli, by ktokolwiek wyrządził im krzywdę lub by padli ofiarą przestępstwa. I tyle. Oczywiście media i partyjni agitatorzy prawej strony, równie niebezpieczni dla racji stanu jak ich przeciwnicy, nie omieszkali wykorzystać lubińskiego przypadku do ataku na stronę lewą, a w zasadzie lewacką. Pod niebiosa uleciały oskarżenia o sprzyjaniu kulturowemu ubogaceniu, polegającemu głównie na bieganiu nago czarnych nachodźców z fiutem niby dzidą w garści po ulicach spokojnych polskich miejscowości. I po to tylko, by uganiać się za przyszłymi ofiarami gwałtu, i to ofiarami dowolnej maści, wieku, wyznania, a nawet płci – tak wyposzczeni długą drogą są przybysze, że zniewolą wszystko, co tylko w łapy im wpadnie. A później pod dzidę. No i kiedy po niemal trzech tygodniach sprawa przyschła, bo ile o tym samym można gadać, media podjęły ją na nowo.
Tym razem okazało się, że nagusy były ofiarami mafii ukraińskiej, która porywała nielegalnych gości, wiązała, rozbierała do naga – a w zasadzie w odwrotnej kolejności, bo to technicznie łatwiej wykonalne, dla pełnego zastraszenia lała bejsbolowymi pałami, a na koniec zabranymi biedakom telefonami komórkowymi przesyłała informacje ich rodzinom. To znaczy, ile te mają zapłacić okupu, by ich bliscy nie zostali zabici i pozbawienie tych części anatomii, które bez względu na pochodzenie chciane są i oczekiwane – często na śmierć i życie - na rynku ludzkimi organami.
I wszystko dałoby się strawić, to znaczy nie resztówkę po sekcjach, co nota bene nie należy do polskich zwyczajów kulinarnych, tylko tych obcych, przyjezdnych i - nie daj Bóg - ubogacających. A zatem dałoby się strawić wyciskającą łzy z oczu historyjkę, gdyby jak zwykle jakiś dureń nie przedobrzył. Okazuje się bowiem, że żądania okupu były tak wygórowane… Zresztą oddajmy głos Onetowi:
,, Według śledczych etiopskie rodziny ofiar otrzymywały żądania okupu w wysokości sięgających kilkudziesięciu tysięcy euro, płatnych w kryptowalutach. Wiadomo, że co najmniej jedna afrykańska rodzina zapłaciła za uwolnienie swojego członka.”
Czytając to, ludzie powinni się zastanowić, jak nisko oceniają ich intelektualne możliwości dyspozycyjni cwaniacy pióra, których profesją ma być informowanie społeczeństwa zgodne z zawodową, dziennikarską etyką, czyli przekazywanie faktów. Zamiast prawdy faszerują czytaczy blagą, wyprodukowaną na potrzeby ogłupiającej propagandy.
Zastanówmy się, czy jest możliwe, by uciekinierami z Etiopii stali się członkowie rodzin, których możliwości finansowe obracają się w kwotach dziesiątków tysięcy euro? No chyba nie, bo gdyby tak było egzystowaliby na poziomie dalekim od wybierania się w niepewną, stwarzająca niebezpieczeństwo dla życia, drogę. Tak mogą zachowywać się tylko pozbawieni środków egzystencji lub zagrożeni wojną ludzie, ale przede wszystkim ci, którzy poza ucieczką nie mają już nadziei na lepsze jutro w kraju. W kraju o dochodzie liczonym na przeciętne głodne ryło na cztery tysiące pięćdziesiąt dolarów, rodzina dysponująca wolnymi zasobami kilkudziesięciu tysięcy euro należałaby w tamtych warunkach do finansowo uprzywilejowanych. A przecież nie uwierzymy, że ci o dochodzie statystycznym dostaliby pożyczkę tej wielkości w banku.
Kiedyś o takim przypadku, jak ta historia o okupie, mówiono, że ktoś przegiął pałę. Jak ten mój znajomek, który opowiadał mi, iż kiedyś w maju, na początku szczupakowego sezonu, jeszcze w młodości, złowił tak potężnego,,zębala”, że do paszczy zmieściła mu się cała duża główka młodej kapusty z przydrożnego zagonu. Hm, główka kapusty w maju? Do tego momentu z trudem, jednak można było uznać opowiadanie znajomego za prawdziwe, ale on chciał bardziej uwiarygodnić swoja historię i… No tak, przegiął. Jak ten ktoś z Onetu, który zapędził się w bajkopisarstwie.
Zapyta ktoś, dlaczego tak się stało, to znaczy dlaczego zmieniono narrację w stosunku do sprawy nagusów? To proste, odwrócono uwagę społeczną od zagrożeń stwarzanych przez… Hm, no powiedzmy, że nieco dziwną obyczajowość nachodźców, ,,obnażoną” wypadkami z Lubina i zastąpiono ją mrożącą krew w żyłach opowiastką o porwaniu, rozbieraniu, wiązaniu, biciu pałą bejsbolową, wycinaniu organów i wielotysięcznym okupie ściąganym od biedaków, którymi my, Polacy, powinniśmy się zaopiekowć. I tu nie zapominajmy, proszę, o przekazanej przez obu Etiopczyków polskiej policji informacji o tym, że nikt nie wyrządził im krzywdy i nie padli ofiarą przestępstwa. Ciekawe, co? Szkoda, że celujący w symetryzm Kanał Zero tego nie zauważył. Cóż, głąby albo tak im wygodniej.
A na koniec jeszcze uwaga. Mój kolega, który wspomniał mi o ukraińskich bandziorach z tej historii, zdolnych kroić ludzi, poruszając wątek wycinanych podrobów zauważył, że Ukraińcy musieli się tego nauczyć od mafii czeczeńskiej czy albańskiej. Otóż nie musieli. Naród zdolny do dokonania rzezi wołyńskiej nie musi w zakresie ćwiartowania ludzi nabywać wiedzy od innych. Ma w tym względzie własne, lepsze doświadczenia. Masowe.
Inne tematy w dziale Rozmaitości