Trudno w to dziś uwierzyć, ale przed wojną granica polsko - niemiecka przebiegała podobnie do obecnych granic województwa Podlaskiego i Warmińsko-Mazurskiego. Malutka, wręcz niepozorna rzeczka Wincenta była granicą Rzeczpospolitej z Prusami Wschodnimi. Do dziś jednak widać różnice w zabudowie wiosek po południowej i północnej stronie dawnej rzeki granicznej Wincenty. Na północ od niej zachowane do dziś zbudowane z charakterystycznej czerwonej, pruskiej cegły domy z łukowatymi oknami, pokryte dachówką - "gąsiorówką" i budynki gospodarcze z tego samego budulca oraz na obrzeżach każdej miejscowości zaniedbany cmentarz dawnych luterańskich mieszkańców kontrastuje z gdzieniegdzie istniejącymi jeszcze drewnianymi zabudowaniami po dawnej polskiej, południowej stronie rzeczki. Minęło już ponad 80 lat od tamtych wydarzeń, jednak w okolicznych miejscowościach trwa pamięć o jednym z nielicznych podczas wojny obronnej 1939 roku wypadzie polskiej armii na terytorium wroga.
Wydarzenia z Sierpnia 1939 roku nie dawały już złudzeń co do przewidywanego napadu Niemiec na Rzeczpospolitą. Polityczne i dyplomatyczne zabiegi Niemców zwiastowały rychły koniec pokoju na świecie wraz z końcem upalnego i słonecznego lata.
Do obrony północno wschodniej granicy z Prusami Wschodnimi została sformowana Samodzielna Grupa Operacyjna "Narew" pod dowództwem gen. Młot - Fijałkowskiego. W jej skład weszła Podlaska Brygada Kawalerii, która zostanie bohaterką tej opowieści. Na dowódcę brygady wyznaczono gen. Ludwika Kmicic Skrzyńskiego, pod którego komendą znalazły się:
- 5 Pułk Ułanów Zasławskich z Ostrołęki
- 10 Pułk Ułanów Litewskich z Białegostoku
- 9 Pułk Strzelców Konnych z Grajewa
- 14 Dywizjon Artylerii Konnej z Białegostoku
oraz pomniejsze oddziały łącznościowe i kolarzy.
Ostatnie dni sierpnia 1939 roku to czas przemarszu jednostek brygady w kierunku miejsc dyslokacji jej jednostek znajdujących się w bezpośredniej bliskości granicy polsko - niemieckiej. Pułki kawalerii rozlokowane zostały w okolicach jak też i samych miejscowościach dworskich o nazwach Kumelsk, Glinki, Grabowo. Był 31 Sierpnia, odnotowano naruszenie granicy polsko - niemieckiej na linii pomiędzy wsiami Glinki - Milewo na styku powiatów Kolno i Szczuczyn. Pięcioosobowy patrol niemiecki wtargnął na 100 metrów w głąb terytorium Polski, po czym niezwłocznie się wycofał. Nie było to zdarzenie odosobnione. W ostatnich dniach Sierpnia polska prasa codziennie donosiła o kolejnych hitlerowskich prowokacjach granicznych wzdłuż całego kordonu z Rzeszą Niemiecką. Niektóre z nich kończyły się śmiercią polskich lub niemieckich żołnierzy albo pograniczników.
Nad ranem 1 Września niemieckie wojska najechały Polskę. Główne uderzenie z Prus Wschodnich w kierunku Warszawy poszło na Mławę, to w tamtym rejonie od granicy państwowej do Warszawy w prostej linii było zaledwie 100 km. Gdy ciężkie boje toczyły się podczas bitwy pod Mławą, rejon stacjonowania SGO Narew niepokoiły jedynie nieznaczne strzelaniny patroli Grenzschutzu i Landwehry z patrolami polskimi. Wobec tego dowództwo SGO Narew zdecydowało o przeprowadzeniu natarcia rozpoznawczego na północ od granicy państwowej. Podlaska Brygada Kawalerii otrzymała rozkaz uderzenia w kierunku miasteczka Gehlenburg (Biała Piska) w celu rozpoznania dyslokacji i liczebności sił niemieckich oraz pojmania jeńców. 2 Września gen. Kmicic Skrzyński wydał swoim oddziałom rozkazy przekroczenia granicy, podczas odprawy oficerowie otrzymali mapy topograficzne prawie całych Prus Wschodnich.
W nocy z 2 na 3 Września szwadrony polskich pułków kawalerii prowadzone przez doskonale obeznanych w terenie funkcjonariuszy Straży Granicznej podeszły pod granicę. Żołnierze 10 Pułku Ułanów Litewskich dostrzegli niemieckie słupy i tablice graniczne. Las rąk rzucił się na te symbole teutonizmu. Słupy z łoskotem uderzyły o ziemię, a rozentuzjazmowani żołnierze z okrzykami: "Tu jest Polska i będzie Polska" o godz. 2 rano 3 Września wkroczyli na terytorium Prus Wschodnich. Polscy ułani atakowali wsie Sokollen (Sokoły Górskie), Kowallewen (Kowalewo Pruskie), Klein Brzosken(Brzózki Małe) i Tschiborren (Cibory). Zdobyto wieś Klein Brzosken, niemieckie oddziały Landwehry wycofują się, ucieka też ludność cywilna. Żołnierze we wspomnieniach opowiadali o dobrze utrzymanych zabudowaniach, w domach panował jednak nieporządek po ucieczce właścicieli. Gdzieniegdzie zostawiono na wpół ugotowany posiłek lub przygotowane do wypieku ciasto. W jednym z zabudowań polscy żołnierze odnajdują w piwnicy starca i dwie kobiety. Stary Mazur po polsku prosi składając ręce, jak do modlitwy - ułanów, o darowanie życia. Jakież było zdziwienie, gdy nikt nie robi mu krzywdy. Niemcy przecież opowiadali o strasznych okrucieństwach polskich żołnierzy, którzy niczym azjatycka dzicz mieli gwałcić, rabować i mordować. Żołnierze zniszczyli słup z niemieckimi napisami oraz urządzenie telegraficzne. W jednym z pomieszczeń, nad biurkiem zawieszony był portret Hitlera. Któryś z żołnierzy ściągnął go, a podobiźnie kanclerza wypalił papierosem oczy. Oficerowie kategorycznie zabronili rabunku i niszczenia mienia. Zakazano nawet łamania gałęzi drzew, żołnierzom zrywającym owoce, tłumacząc to tym, że po zwycięskiej wojnie te tereny przypadną Polsce.
Komentarze