" Nie po to wygrywaliśmy wybory, żeby fundować Polakom, tak jak poprzednicy, kolejne bezsensowne wybory" obwieścił Pan Premier obywatelom. Kot niniejszego bloga zdumiał się na to dictum acerbum niewymownie. Omal się myszą z wrażenia nie zadławił. Oto bowiem pierwszy w historii Rzeczypospolitej, a może nawet powszechnej, polityk szczerze powiedział, że akt głosowania nie ma sensu.
Skoro "zafundowane" przez poprzedników Pana Premiera wybory były bezsensowne, oznacza to, o ile kocisko język tubylczy rozumie, że ich organizacja mijała się z celem. Co więcej, że zwycięskie stronnictwo nie może zaproponować obywatelom programu lepszego niż poprzednicy. Bardziej sensownego też nie.
Również następne wybory będą "bezsensowne," to znaczy, że niezależnie od tego, kto je wygra, nic się nie zmieni. Zwycięskie stronnictwo nie będzie bowiem w stanie itd.
Nawet absolutne i miażdżące zwycięstwo stronnictwa Pana Premiera nic by tu nie zmieniło.
Tak brutalnie szczerej krytyki systemu demokratycznego kot niniejszego bloga nawet u monarchistów nie wyczytał. Czyżby Panu Premierowi, chcącemu już wydawać dekrety z pominięciem parlamentu, marzyło się absolutum dominium?
W kraju, w którym samo podejrzenie, że władza wykonawcza chce być bardziej skuteczna mogło się stać przyczyną rokoszu, to myśl niebezpieczna...
No, chyba że Pan Premier mówił o "bezsensownych wyborach" w sensie czysto pickwickowskim.
Wtedy możemy spać spokojnie.
Wściekły (trzeci, nie uwzględniony przez Schrödingera stan, w którym może być kot z wiadomego eksperymentu)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka