Wynik prezydenckich wyborów w USA pozostaje wciąż jeszcze nierozstrzygnięty, natomiast ujawniła się już prawda o amerykańskich mediach, które obracają demokrację w ponury i zakłamany spektakl. Podsumujmy ten obraz, zaczynając od trywialnego faktu, że wybory ukazały równy podział głosów pomiędzy zwolennikami D. Trumpa i J. Bidena, podczas gdy media w olbrzymiej większości skrajnie stronniczo wspierały Bidena. Zanim wyłonił się J. Biden jako kandydat na prezydenta, trwała kadencja D. Trumpa, kiedy przez blisko cztery lata prezydent był w mediach atakowany, wyszydzany, opluwany, obmawiany, wyśmiewany. Pamiętamy i znamy z Polski taki przemysł pogardy, trwający długie lata, nie cofający się przed niczym, korzystający z najbardziej barbarzyńskich technik manipulacji. Ten „wkład w demokrację” amerykańskie media wzmacniały ciągłym nagłaśnianiem sondaży, które prognozowały wielopunktową wygraną Bidena, a długo przed wyborami nie były ograniczone w swej bezczelności groźbą weryfikacji. Taka obróbka elektoratu, redukująca mechanizmy uczciwej demokracji, miała zawsze miejsce, (pamiętam, jak znakomicie dawał sobie z tym radę Ronald Reagan) jednak nigdy na taką skalę, nigdy wcześniej arogancja i bezkarność mediów nie doprowadziła do takiej parodii demokracji, jak w tegorocznych wyborach prezydenta USA.
Tę trudną do ukrycia i haniebną rolę media amerykańskie pokazały ze szczególnie bezczelną otwartością dwoma finalnymi akcentami.
W pierwszym z nich Shepard Smith ze stacji CNBC przerwał przemówienie Donalda Trumpa, gdy ten informował opinię publiczną o popełnionych fałszerstwach wyborczych. A konkretnie Smith oznajmił: ,,Cóż, przerywamy, ponieważ to, co mówi prezydent Stanów Zjednoczonych, jest w dużej mierze absolutnie nieprawdziwe. I nie pozwolimy, aby to trwało, ponieważ to nieprawda”. Podobnie zareagowały cztery inne wielkie stacje telewizyjne: MSNBC, ABC, NBC i CBS.
W drugim akcencie, informację o wygranej Bidena w całych wyborach podały amerykańskie stacje telewizyjne CNN, CBS i NBC, po podliczeniu 98 procent głosów w stanie Pensylwania. Co więcej, mimo ewidentnego braku rozstrzygnięcia wyborów i aroganckiej uzurpacji mediów do ustalania ich wyniku, taka informacja została powszechnie przyjęta jako prawdziwa przez polityków z całego świata, prześcigających się w składaniu gratulacji Bidenowi.
Ta najświeższa amerykańska lekcja musi dać impuls do zdecydowanej naprawy sytuacji mediów w Polsce, zanim ich działanie stanie się równie zabójcze dla demokracji, jak ma to miejsce dzisiaj w USA.
Po wielu latach topornej, a skrajnie niewiarygodnej propagandy mediów PRL, środowiska uczestniczące w spisku okrągłostołowym przejęły w 1989 roku pełny monopol medialny, w którym publiczna telewizja zyskała sojuszników w postaci komercyjnych telewizji TV Polsat i TVN budowanych przez służby specjalne. Ten monopol, któremu towarzyszyło równie bezwzględne opanowanie rynku prasowego był niezbędny, by stworzyć osłonę medialną dla realizacji wielu skrajnie negatywnych działań, w których Polskę rozkradziono i sprowadzono do roli kraju skolonizowanego przez obcych z pomocą lokalnej kliki uzurpatorów. Niesamowita intensywność ataków usiłujących od początku powstrzymać uruchomienie i rozwój Radia Maryja pokazuje skalę wysiłków właścicieli monopolu, by utrzymać wyłączność w sferze informacji i propagandy. Mimo wszystko, dzięki tytanicznej pracy i talentom wielu ojców redemptorystów, udało się zrobić wyłom w monopolu i pojawiła się szczelina wolności, wokół której zgromadziła się najbardziej świadoma część narodu, stanowiąca dzisiaj jego trzon znany jako Rodzina Radia Maryja.
Jeszcze bardziej poważne złamanie monopolu nastąpiło w 2015 roku, gdy werdyktem wyborców władzę przejęła Zjednoczona Prawica i przejęła kontrolę nad telewizją publiczną. W zasadzie główna zmiana, która częściowo tylko zneutralizowała szkodliwe działania dotychczasowych monopolistów, uwidoczniła się w sferze polityki historycznej i w obszarze informacyjnym. W pierwszym przypadku zainicjowano żmudny proces odwracania skutków pedagogiki wstydu, w którym wyzwolono Polaków z fałszywych kompleksów hamujących wiele pozytywnych działań. W drugim obszarze zablokowano manipulacyjne praktyki monopolistów, którzy ukrywali niewygodne dla nich informacje, albo prezentowali je w skrajnie fałszywym świetle.
Lekcja ukazująca dramatycznie niebezpieczną, wręcz terrorystyczną rolę mediów w USA, które faktycznie obaliły wszelkie reguły demokracji, zmusza nas do naprawy sytuacji medialnej w Polsce zanim będzie za późno. Ta naprawa może być bardzo trudna, ale trzeba ją zacząć.
Proponuję zacząć od dwóch prostych działań, z których pierwsze poprawi telewizję publiczną, a drugie zainicjuje proces upadku TVN.
Pierwsze:
Nie będę nadmiernie oryginalny jeśli stwierdzę, że najsłabszym elementem Dobrej Zmiany jest komunikacja społeczna, w której wybitne osiągnięcia obecnej ekipy nikną w zalewie kłamstw i demagogii totalnej opozycji. Ważną częścią tej komunikacji jest publicystyka telewizji publicznej, która jest na wyjątkowo niskim poziomie. W szczególności chodzi o te publicystyczne spektakle, w których bierze udział cała gromada polityków reprezentujących różne partie. Ten typ programu jest rozpowszechniony we wszystkich polskich stacjach TV, a już od dawna pojawiają się one nawet częściej niż codziennie. Nie ma potrzeby, by wymieniać tytuły tych bezużytecznych spektakli, natomiast trzeba podkreślić, że trudno znaleźć podobne knoty w TV innych krajów. Nie wiem kto w Polsce wymyślił, że w debacie publicznej nie jest ważne rozważanie konkretnych spraw w starciu dwóch stron, zwykle reprezentujących różne siły polityczne i odmienne poglądy, a ważny jest sztucznie ustawiony pluralizm, w którym swoje monologi, najczęściej nie związane z tematem i wielokrotnie powtarzane, wygłaszają stale ci sami politycy, reprezentujący wszystkie siły polityczne aktywne na polskiej scenie. W tym trudnym do śledzenia klangorze sztucznie wymuszony pluralizm staje się absolutnie toksyczny, a mniejszościowa opozycja ma w nim prawie zawsze ponad trzykrotną przewagę nad głosem rządzącej większości. Poziom uczestników jest zwykle bardzo nierówny, a żadna kompromitacja wielu z nich nie rodzi konsekwencji. Całkiem nierozgarnięci politycy z taką samą swadą uczestniczą w kolejnych programach chyba po to, by obrażać telewidzów i przyzwyczajać ich do tolerancji dla bezbrzeżnej głupoty i arogancji. Ten negatywny obraz jest dodatkowo wzmocniony wyjątkowo widocznym brakiem profesjonalizmu w zasadzie wszystkich dziennikarzy prowadzących takie programy. Wyróżnia się tutaj red. A. Klarenbach, a tym bardziej, że prezentuje poglądy, z którymi w większości się zgadzam, jego arogancja szczególnie drażni. To, że ktoś dał mu mikrofon do ręki i udostępnił studio telewizyjne, nie daje mu żadnego tytułu do uczestnictwa w debacie, którą ma jedynie prowadzić. Prowadzący ma sugerować temat debaty, stawiać inicjujące pytania i pilnować dyscypliny uczestników, by rozmowa toczyła się w kulturalny, możliwie konstruktywny sposób, sprawiedliwie udzielając głosu tym, którzy biorą w niej udział. Tej roli red. Klarenbach w ogóle nie rozumie, skoro sam w sposób nieograniczony udziela sobie głosu, przerywa w nieuzasadniony sposób wypowiedzi innych, zakłóca je swoimi uwagami i generalnie mówi więcej, niż którykolwiek z uczestników. Zwykle bywa tak, że ucina sobie dłuższą pogawędkę z jednym z polityków, a reszta ulokowana gdzieś tam na łączach zadziwiająco cierpliwie to znosi i czeka na łaskawe udzielenie głosu przez redaktora. Uczestnicy tolerują nawet bezczelność redaktora, który ich impertynencko poucza: „Nie rozumie pan? To ja panu to wytłumaczę” Gdyby ktoś nieznający politycznej sceny w Polsce próbował zrozumieć sytuację, nie uwierzyłby, że w programie uczestniczą politycy obdarzeni mandatem wyborców, a główny „dyskutant” jest tylko redaktorem TV. Jeśli dodać do tego tę okoliczność, że sam redaktor dobiera uczestników programu i występuje z niezwykłą częstością i w TV, a także słychać go w radiu, to mamy do czynienia z niebezpieczną sytuacją, w której medialny „celebryta” ma większy wpływ na opinię publiczną, niż rządzący politycy.
Tutaj recepta jest prosta! Z ramówki telewizji publicznej muszą zniknąć te opisane wyżej parodie debaty publicznej, a kierujący TV muszą dobrze się rozejrzeć, by znaleźć nowych, młodych, utalentowanych dziennikarzy, którzy zechcą służyć szukaniu prawdy i rozumieją na czym polega ta służba.
I drugie działanie:
Oparte jest na następującej tezie, której nie trzeba dowodzić: Stacja TVN, z jej właścicielami, decydentami i z całym zespołem, stanowi dzisiaj centrum medialnego niszczenia Polski, a mająca tam miejsce bezprecedensowa walka z Kościołem Katolickim motywowana jest wiedzą, że nie da się Polski zniszczyć, dopóki KK pozostaje niezniszczony. Jeżeli ktoś tej tezy nie uznaje za oczywistą, nie będę go przekonywał, bo oznacza to, że nie ogląda programów TVN, albo je ogląda bezmyślnie, albo też identyfikuje się z takimi samymi celami, choć woli je skrywać. Można sobie odtworzyć całą historię o tym, kto tę stację założył i jak doskonalono mechanizmy kłamstwa i manipulacji przez wiele lat. Przypomnę tylko ów początek, gdy TVN zaszokował programem „Big brother”, którym zaznaczył ofensywę przeciw Polsce otwierając fazę „demoralizacji”, pierwszą w sekwencji dalszych faz upadku państwa, tak kompetentnie opisanych przez blogerkę @Anka K w niedawnej notce:
https://www.salon24.pl/u/niewiarygodne/1088628,szkola
Wcześniej anty-polskie centrum ulokowane było w Gazecie Wyborczej, która dzisiaj jest blisko całkowitego upadku, a żadnemu z polityków dobrej zmiany nie przychodzi do głowy, by udzielać tam wywiadu, czy zamieszczać artykuł. Przywołuję GW, by wywołać refleksję u polityków, którzy są świadomi wielkości szkód i ciosów zadanych Polsce przez narzędzie medialne ukradzione Polakom przez Michnika. Chodzi o refleksję zmuszającą do odpowiedzi na pytanie: Dlaczego politycy byli przez tyle lat niezdolni do wyciągnięcia wniosków czym jest ta gazeta i te szkody tak długo trwały?
W analogii do tamtej sytuacji trzeba dzisiaj widzieć rolę TVN i zrobić wszystko, by uwolnić Polskę od jej szkodliwych działań. Skoro nie da się tego zrobić w ramach ułomnego dzisiaj polskiego prawa, to należy rozpocząć od pierwszego, niezbędnego kroku, jakim będzie rygorystyczny bojkot tej telewizji przez polityków Dobrej Zmiany. Przekaz telewizyjny TVN jest tak jednoznacznie anty-polski i tak wściekle anty-kościelny, że trudno pojąć motywacje polityków skłaniających ich do kompromitującej obecności na tym ekranie. Warto wymienić argumenty uzasadniające bojkot:
1. Przedstawiciele rządu, Prezydenta, a tym bardziej parlamentarzyści nie mają obowiązku pojawiać się w komercyjnej stacji TV. Obowiązek udzielania informacji o sprawach publicznych wyczerpują organizowane konferencje prasowe.
2. Teza o chęci dotarcia do innej grupy odbiorców jest błędna. To „dotarcie” oznacza wyłącznie fałszywy komfort odbiorców, że stacja TVN jest wiarygodna, bo przedstawia różne poglądy. Każdy odbiorca zdolny do wsłuchania się w odmienne poglądy sam poszuka innych źródeł, by zweryfikować „prawdę TVN”.
3. Uczestnictwo polityków dobrej zmiany w jakimkolwiek programie TVN jest upokorzeniem siebie i swoich wyborców. Wydaje się, że nigdy oni nie przeglądają zapisów tych programów i nie zdają sobie sprawy z tego, jak są traktowani przez współuczestników i prowadzących. W istocie jest wiele takich sytuacji, przy których jedyną właściwą reakcją powinno być wyjście ze studia.
4. Niektórym politykom wydaje się, że dają sobie radę w takich programach, bo potrafią mówić składnie i merytorycznie. Rzeczywiście potrafią, ale niewiele z tego dociera do słuchaczy, bo ich wypowiedzi są przerywane i zagłuszane. Ważnymi fragmentami spektakli staje się tylko to, co mówią inni i to pozostaje w pamięci widzów. A jest w tym wiele kłamstw, które zgodnie z naturą zaprogramowanej manipulacji nie mogą być prostowane, są natomiast uwiarygodnione obecnością „drugiej strony”.
5. Osobno warto podkreślić, że uczestnictwo w programach TVN reprezentantów Prezydenta RP godzi w majestat Rzeczypospolitej, gdy niezwykłe, kłamliwe i obraźliwe oskarżenia pod adresem głowy państwa pomijane są milczeniem, bo prowadzący tłumi reakcję i oddaje głos innym uczestnikom. Urzędnicy Prezydenta powinni w takich sytuacjach natychmiast opuścić studio.
6. Najnowsze, niezwykle intensywne, prymitywne i heretyckie ataki na Kościół tworzą atmosferę tak pełną nienawiści, że pojawianie się w studiach TVN nie może być tłumaczone brakiem świadomości, czym jest to piekło.
7. Wreszcie warto przypomnieć, że był czas, gdy PiS bojkotował TVN. Bardzo dobrze pamiętam, że był to czas, gdy w TVN zdecydowanie dominowały pozytywne informacje na temat PiS. Oni zabiegali o powrót polityków PiS, wiedząc, że to bardzo mocno w nich uderza i sami stosują narzędzie bojkotu znając jego skuteczność.
Powinniśmy skorzystać z doświadczenia, jakie płynie z Ameryki dającej nam lekcję o potędze mediów, które wypracowały pełny monopol informacji ukryty w pozorach różnorodności. Wierzę, że Amerykanie obronią demokrację, choćby mieli ponieść duże koszty. My zacznijmy wreszcie naprawiać rynek medialny zanim podobny monopol zdąży się rozwinąć.