W kampanii przed referendum akcesyjnym do Unii Europejskiej byłem zdecydowanie przeciwny wejściu Polski do UE, chociaż nigdy nie wątpiłem w to, że Polska musi uczestniczyć w zjednoczeniu Europy. Byłem wówczas przekonany, że Europa nie zrezygnuje z Polski i będzie kolejne referendum, do którego Polska przystąpi na o wiele korzystniejszych warunkach i z mocniejszą pozycją, pozwalającą walczyć o pożądany kształt zjednoczenia europejskich narodów. Po referendum w 2003 roku przyjąłem ze spokojem jego wynik, uznając, że przesądził o nim głos polskiego Kościoła, którego rozeznanie było pewnie głębsze od mojego. W całym przekroju działających wtedy mediów nie było prawdziwej, uczciwej debaty przed referendum, poza jedną emitowaną na falach Radia Maryja, bo TV TRWAM jeszcze nie było. Miałem przyjemność brać udział w tej debacie wraz z posłem Bogdanem Pękiem, a naszymi oponentami byli wtedy Jacek Saryusz-Wolski i śp. Maciej Płażyński. Zaimponował mi wtedy JS-W przygotowaniem do debaty, zwłaszcza tym, że znał moje dwa obszerne artykuły przeciw akcesji Polski do UE, a nawet zapoznał się z moim szczegółowym życiorysem. Argumenty, które w tych artykułach przedstawiałem były ważne i przekonujące, a późniejsza praktyka znacznie przekroczyła moje „złowieszcze” prognozy. Atmosfera debaty była jednak przyjazna i miałem przekonanie, że obu adwersarzom rzeczywiście też chodzi o dobro Polski, a w odróżnieniu ode mnie uznali, że trzeba wejść do UE jak najszybciej i tam walczyć o polskie interesy. Nie wiem dzisiaj, kto wtedy miał rację, bo tylko wersja zwolenników akcesji została wypróbowana.
Wiem natomiast, że Jacek Saryusz-Wolski widzi dzisiaj strukturę i działanie UE bardzo krytycznie i przewiduje, że przyszłość Polski pokaże się w ciemnych barwach, jeśli nie nastąpi radykalne ograniczenie kompetencji brukselskich instytucji i pełne przywrócenie suwerenności państw wchodzących w skład europejskiego zjednoczenia. Głównym źródłem kłopotów, które psują pożytki płynące z naturalnej współpracy europejskich narodów jest postawa Niemiec wspieranych przez Francję, Holandię i kilka mniejszych państw. Mówiąc wprost, Niemcy dążą do zbudowania IV Rzeszy, w której będą siłą dominującą ekonomicznie i politycznie, zdolną do forsowania swoich interesów kosztem słabszych państw, takich jak Polska. Ta nieuczciwa walka toczy się od dawna, choć umownie można przyjąć, że systematyczne dążenie do realizacji wizji takiego super-państwa rozpoczęło się od traktatu z Maastricht. Bardzo wcześnie spróbowano wykonać radykalny krok w stronę tego projektu Europy, przedstawiając propozycję konstytucji europejskiej. Zdecydowane odrzucenie tego projektu w referendach przez społeczeństwa Francji i Holandii wykluczyły szybką drogę i trochę przyhamowały tę niebezpieczną tendencję. Potem stało się wiele w tym kierunku, przy całkowitym lekceważeniu traktatowych zapisów i bezprawnym przejmowaniu kolejnych kompetencji przez biurokratyczną i skorumpowaną machinę urzędnicza UE, redukującą coraz bardziej kompetencje państw narodowych będących członkami wspólnoty. Można podsumować aktualny stan rzeczy, w którym bodaj wszystkie problemy UE mają swoje źródło w próbach tworzenia europejskiego super-państwa, a wewnętrzna umowa koalicyjna partii rządzących w Niemczech wprost definiuje federalizację Europy, jako główny cel polityczny. Co więcej, nie ma wątpliwości, że Niemcy pretendują do przywództwa w tej strukturze. Dzieje się to, mimo doświadczeń historycznych, które stawiają naród niemiecki na ostatnim miejscu w aspiracjach do przywódczej roli, a naród polski ma szczególny obowiązek, by wyjaśniać innym narodom europejskim czym była III Rzesza.
Nadchodzące wybory do europejskiego parlamentu mają szczególne znaczenie, bo polityka weszła w fazę decydującą o przyszłości Europy, dla nas o przetrwaniu Polski. Tendencje wśród narodów europejskich wskazują na wzrost świadomości narodów, jaka jest skala zagrożeń. W Polsce sytuacja jest szczególnie przejrzysta, gdy dotychczasowy skład naszego udziału w parlamencie europejskim owocował wyjątkowo parszywym, anty-polskim zachowaniem dużej reprezentacji polskich parlamentarzystów. To wszystko musi być pamiętane przy podejmowaniu wyborczych decyzji, by żadna Róża Thun, Belka, Cimoszewicz, Miller Joński, czy Szczerba nie mieli możliwości dalszego szkodzenia Polsce. Wybrać trzeba tak, by mógł się rozpocząć proces odwrotu od tego wszystkiego, co rozpoczęło się traktatem Maastricht, a pomysły na federalizację Europy były zdecydowanie odrzucone. Dzisiaj potrzebne jest wyjście UE z Europy, w tytule nazwane UExit, bo ta wspólnota, która ma się rozpocząć, będzie musiała mieć inną nazwę, np. UEN - Unia Europejskich Narodów.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka