Marek Dusza/KPRP
Marek Dusza/KPRP
Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz
4794
BLOG

(LXIX) Wschodnie korzenie Krzysztofa Pendereckiego

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Często wspomina się o niemieckich i ormiańskich korzeniach zmarłego 29 marca 2020 r. kompozytora Krzysztofa Pendereckiego. Miał on jednak także korzenie ruskie. Jego dziadek Michał był prawdopodobnie grekokatolikiem z miejscowości Tenetnyki w pobliżu Rohatyna i Halicza (dawne województwo ruskie I Rzeczypospolitej, potem austriacka Galicja, wreszcie województwo stanisławowskie II Rzeczypospolitej). We wsi była cerkiew grekokatolicka pod wezwaniem św. Jana Chryzostoma.

Nie wykluczone, że Michał Penderecki, będący na służbie austriackiej, był Rusinem spolonizowanym, co było nierzadkie w ówczesnej Galicji. Nie wszyscy tamtejsi Rusini wybierali bowiem ukraińską świadomość narodową. Pojęcie „Gente Ruthenus, natione Polonus” (Z pochodzenia Rusin, Polak z narodowości) było częste w użyciu m. in. w stosunku do takich grekokatolików jak Mikołaj Zyblikiewicz, prezydent Krakowa w latach 1874-1881. O tym problemie pisze ciekawie Adam Świątek „Gente Rutheni, natione Poloni. Z dziejów Rusinów narodowości polskiej w Galicji” (Kraków 2014). Spolszczonych Rusinów grekokatolików było na tyle sporo, że w poczuciu troski duszpasterskiej abp Andrzej Szeptycki, grekokatolicki metropolita lwowski, skierował do nich w 1904 r. specjalny list. „Między wiernymi duchownej mej władzy podlegającymi, mając i Was, którzy choć z ruskich rodzin pochodzicie, w domu jednak tylko po polsku mówicie i poczuwacie się do polskiej narodowości, od dawna pragnąłem odezwać się do Was osobnym pasterskim listem, napisanym w języku polskim, by tym sposobem dać Wam dowód pieczołowitości i dbałości o Wasze zbawienie” - napisał metropolita Andrzej (tekst wg. Metropolita Andrzej Szeptycki, „Pisma wybrane”, Kraków 2000, str. 92). W Tenetnikach w 1880 r., gdy prawdopodobnie urodził się dziadek kompozytora, mieszkało 322 Rusinów, 208 Polaków, 18 Niemców, 40 Żydów („Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”, T. XII, str. 293, hasło „Tenetniki”, Warszawa 1892). W 1939 r. ukraiński geograf Włodzimierz Kubijowicz notuje tam 600 Ukraińców, 20 Polaków, 340 „łacinników” (katolików rzymskich o nieokreślonej narodowości) i 10 Żydów (Wołodymyr Kubijowycz, „Etniczni hrupy piwdennozachidnoji Ukrajiny (Hałyczyny) na 1.1.1939”, Wiesbaden 1983, str. 68).

W każdym razie Michał Penderecki ożenił się z Jadwigą Szylkiewicz, galicyjską Ormianką o kulturze polskiej (jak wszyscy tamtejsi Ormianie, zachowujący przy tym własny obrządek katolicki) i po przeniesieniu służbowym do Dębicy, jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, obracał się w kręgach polskich. Jego urodzony w 1906 r. syn, późniejszy ojciec kompozytora, adwokat w Dębicy, otrzymał na chrzcie imię Tadeusz, rzadko spotykane wśród Rusinów. Ożenił się z Zofią z domu Berger, której ojciec Robert, dyrektor banku, był niemieckiego pochodzenia, Jego ojciec Jan urodził się w 1810 r. we Wrocławiu. „Dziadek, choć nie był Polakiem, był wielkim patriotą polskim. Wszyscy jego synowie, moi wujowie, byli w Legionach; jeden zginął na Pawiaku, drugi w Katyniu” –mówił w listopadzie 2014 r. o dziadku Robercie w rozmowie z Magdaleną Mach, dziennikarką rzeszowskiej edycji „Gazety Wyborczej” .

Pozostali w Tenetnikach Pendereccy stali się z czasem Ukraińcami. Krzysztof Penderecki nawiązał nieoczekiwanie kontakt ze swymi ukraińskimi kuzynami pod koniec lat 90. ub. wieku. Napisał o tym ciekawie tuż po śmierci kompozytora mój przyjaciel Roman Rewakowicz, urodzony i mieszkający w Polsce znany dyrygent ukraińskiego pochodzenia. Wspomniał, że w trakcie rozmowy z Krzysztofem Pendereckim ów wspomniał mu, że bliska mu jest wschodnia tradycja i że w dzieciństwie odwiedzał czasem cerkiew wraz ze swym ojcem. 

31 marca 1999 r. pod dyrekcją Pendereckiego wykonano w Kijowie jego „Credo”.

„Przyjazd Krzysztofa Pendereckiego do Kijowa wywołał wielkie zainteresowanie mediów. Kompozytor udzielał licznych wywiadów, w których podkreślał swój związek z Ukrainą. Mówił: »Mój ojciec urodził się we wsi Tenetniki koło Rohatyna«. Następnego dnia po tym oświadczeniu na próbę przychodzi sympatyczne dziewczę i powiada do kompozytora: »Panie profesorze! Nazywam się Lubow Penderec’ka, moi rodzice także urodzili się we wsi Tenetniki koło Rohatyna. Ale tam wszyscy to Pendereccy…«. Byłem świadkiem tego oświadczenia. Teraz nie mogę powstrzymać uśmiechu wspominając zdziwione oblicze Maestra. Jego nazwisko tak unikalne w Polsce, okazało się szeroko rozpowszechnionym na Ukrainie” – napisał Roman Rewakowicz w tekście „Na proszczannja Krzysztofa Penderec’koho” (Na pożegnanie Krzysztofa Pendereckiego), opublikowanym 30 marca 2020 r. na łamach ukraińskiej gazety internetowej „Zbrucz”. Kompozytor potwierdził po latach fakt swego zdziwienia w trakcie tego spotkania. „Przyszła do mnie 20-letnia dziewczyna i powiedziała, że nazywa się Penderecka. Zrobiłem wielkie oczy, ba, przestraszyłem się nawet: Matko Boska, może jakieś stare grzechy...? Okazało się, że pochodzi z mojej rodziny, która tam została, urodziła się tam, gdzie mój ojciec. Teraz mieszka w Dębicy, uczy w szkole, jest cenioną pianistką” – wspominał w listopadzie 2014 r. w rozmowie z Magdaleną Mach,.

„Credo” rozebrzmiało ponownie 12 października we Lwowie. W przeddzień koncertu kompozytor wraz z żoną wybrał się do rodzinnej wsi swego dziadka i ojca. W Tenetnikach zaś, czekało na niego blisko…20 Pendereckich. M.in. starszy od niego zaledwie o 3 lata stryj po linii brata dziadka Michała. „Widziałem na własne oczy kilku zdrowiutkich dziadków takiej samej statury jak Penderecki, z taką samą brodą. Byli to ludzie, którzy nie wiedzieli o istnieniu jeden drugiego prawie pół stulecia. Ale korzenie genetyczne się zachowały” – wspominał po śmierci kompozytora dyrektor Filharmonii Lwowskiej, dyrygent Wołodymyr Sywochip. 

Kropla krwi wschodniej niewątpliwie wpłynęła na twórczość kompozytora. „Jego zainteresowanie Wschodem, szczególnie tradycją chrześcijaństwa wschodniego, znajdujemy w niektórych jego utworach – »Jutrzni« (1970-1971), unikalnej piękności uchwycenia wschodniego ducha w „Iże Cheruwimy” na chór męski a capella z 1986 r. czy „Sława swiatomu Daniiłu, kniaziu moskowskomu” z 1997 r. – uważa Roman Rewakowicz .


Tekst złożony do druku w dwumiesięczniku "Arcana".


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura