64 lata temu zmarł w Krakowie o. Jacek Woroniecki, wielka postać Kościoła w Polsce.
Wieczorem 18 maja 1949 r. w krakowskim konwencie dominikanów umierał stary, siwobrody mnich. Krakowianie, którzy tego wieczora mogli dosłyszeć przez otwarte okna klasztoru śpiew „Salve Regina”, nie podejrzewali pewnie, że bracia śpiewają przy łożu umierającego mędrca. Mędrca, którego nie tylko nazywano „filarem wiary” i „księciem ducha”, ale który także był księciem z urodzenia. W dominikańskiej celi nr 13 umierał pokorny dominikanin ojciec Jacek, który 71 lat wcześniej urodził się jako książę Adam Marian Tomasz Pius Leon Korybut ze Zbaraża Woroniecki, potomek brata Władysława Jagiełły.
Wszechstronny mędrzec
W przeddzień śmierci nalegał na spotkanie z ówczesnym prowincjałem zakonu o. Bernardem Przybylskim.
– Boję się. Jutro stanę przed Bogiem-Sędzią, będzie on kartkował wszystkie tomy mojej „Etyki”. Wodząc palcem po stronicach, zacznie mi wykazywać: tego się dopuściłeś, to popełniłeś. Ale gdy Bóg skończy, wtedy Mu powiem: „To prawda Panie, wszystko uczyniłem, lecz jestem autorem innej jeszcze książki: »Tajemnica Miłosierdzia Bożego«. Tę miarę do mnie zastosuj” – powiedział do prowincjała.
– Spuścizna po o. Woronieckim zajmuje w naszym archiwum cały wielopółkowy regał. Są tu zarówno jego dokumenty osobiste i fotografie, obszerna korespondencja w sprawach zakonnych, naukowych, wydawniczych, duszpasterskich, jak i rękopisy oraz maszynopisy jego prac. Niektóre z nich nie były dotąd ogłoszone drukiem. Imponuje rozrzut tematyczny tych prac: od modlitwy przez etykę, socjologię, historię, aż po analizy polityczne konserwatyzmu – mówi o. Ireneusz Wysokiński OP, archiwista Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego w Krakowie, rozkładając teczki z dokumentami i stosy zeszytów, zapisanych piórem, wyrazistym charakterem pisma autora „Katolickiej etyki wychowawczej”.
To dokumentacja imponującej działalności i twórczości Woronieckiego. Doskonale wykształcony młody książę-poliglota (ukończone dwa fakultety w szwajcarskim Fryburgu), oficer Grodzieńskiego Pułku Huzarów armii rosyjskiej, wyświęcony w 1906 r. na księdza diecezjalnego w Lublinie (w powołaniu utwierdził go jego spowiednik, słynny kapucyn o. Honorat Koźmiński), od 1909 r. dominikanin, kapelan wojskowy w wojnie polsko-bolszewickiej, profesor i rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, profesor rzymskiego Uniwersytetu „Angelicum”, reformator polskich dominikanów, założyciel centrum studiów dominikańskich na warszawskim Służewie, założyciel Zgromadzenia Misjonarek Jezusa i Maryi, duszpasterz harcerski i akademicki, wykładowca, propagator myśli św. Tomasza z Akwinu, redaktor czasopism, autor kilkuset książek i artykułów.
Pobieżny przegląd tego, co robił Woroniecki, pozwala zrozumieć, dlaczego wybitny myśliciel o. Innocenty Maria Bocheński OP nie wahał się nazwać go mianem „najmądrzejszego człowieka, jakiego spotkał w życiu”.
O miejsce w pamięci o Woronieckim mogą się ubiegać (z racji dłuższych jego tam pobytów): Warszawa, Lublin, szwajcarski Fryburg i Rzym. Kraków miał jednak także istotne znaczenie w jego biografii. Nie tylko dlatego, że tam umarł.
Dwa jego krakowskie pobyty (1914–1919 i 1939–1949) zaowocowały z jednej strony rozpoczęciem dzieła właściwego kształtowania polskich katolickich elit intelektualnych (wykłady otwarte na Uniwersytecie Jagiellońskim), z drugiej zaś (pod koniec życia) – pisaniem i wydawaniem ważnych spraw.
Wielki wychowawca
Woroniecki, zdając sobie sprawę z niedomogów polskiej inteligencji katolickiej, z jej nieukształtowania i ulegania fideizmowi, sentymentalizmowi oraz indywidualizmowi, starał się postawić w swych wykładach i publikacjach diagnozę sytuacji, pokazując następnie sposób poprawy.
Wielką wagę przywiązywał do kształtowania woli i charakteru. Stąd m. in. ważna jego broszura „Umiejętność rządzenia i rozkazywania. Nadmierną uczuciowość, czyli sentymentalizm, uważał za szkodliwą. Motorem pchającym człowieka do czynów twórczych miała być wola. „Doskonale to rozumiała i wyraziła generałowa Zamoyska w tych krótkich, jędrnych słowach: »Uczucie jest niczym –wola wszystkim«. Kto nie potrafi około tego motoru skoncentrować swego życia duchowego i łudzić się będzie, że motor uczuciowy mu wystarczy, ten daleko w życiu nie zajedzie. Nie wyjdzie on nigdy z siebie i będzie zawsze sentymentalnym mazgajem życiowym” – pisał twardo.
Woroniecki formułował swe myśli zawsze bardzo jasno, zwięźle, z wielką precyzją, co jednało mu słuchaczy i czytelników. „Mówił spokojnie, jasno, przejrzyście, ożywiając tok mowy raz po raz błyskiem pogodnego humoru. Słowa mgliste jak »jakiś«, »jakoś« wykluczał ze swego słownictwa i nawet bezwzględnie tępił” – wspominał słuchający go w Krakowie o. Efrem Gliński OP. Przywiązując wielką wagę do poprawności i piękna języka polskiego, szlifował wielokrotnie swoje prace. Widać to, gdy przegląda się jego rękopisy i pełne poprawek maszynopisy.
– Ten mały zeszycik to dzienniczek duchowy Woronieckiego. Tutaj zaś teka listów do niego. Ten stosik 20 zeszytów z kolei to przygotowany do wydania rękopis „Katolickiej etyki wychowawczej”, z wklejonymi kartkami drukowanego I tomu pracy, gdzie naniesiono odręczne poprawki. To z kolei przykład jego twórczości historycznej, zapiski o bł. Czesławie. Woroniecki nie był wprawdzie zawodowym historykiem, ale wśród badaczy historii powszechna jest opinia, że jego prace historyczne, np. „Św. Jacek i sprowadzenie Zakonu Kaznodziejskiego do Polski”, są na bardzo dobrym poziomie, do tego pisane przystępnym językiem. Był także krótko jednym z moich poprzedników jako archiwariusz naszej prowincji – mówi o. Wysokiński.
Kraków był ważny
Woroniecki nie planował kolejnego, dłuższego pobytu w Krakowie. Centrum jego prac była bowiem w końcu lat 30. Warszawa. W Krakowie zastał go jednak, w trakcie wizytacji sióstr dominikanek kontemplacyjnych na Gródku, wybuch II wojny światowej. Warunki wojenne oraz pogarszający się szybko stan zdrowia spowodowały, że został tu już do końca. I do końca pracował. Wykładał dla kleryków dominikańskich (był wśród nich m.in. późniejszy rektor KUL o. Mieczysław Albert Krąpiec), spotykał się z przedstawicielami młodej inteligencji katolickiej (m.in. ze Stefanem Swieżawskim i Jerzym Turowiczem), wreszcie pisał.
To w Krakowie ukończył swoją nieprzedawnioną do dziś trzytomową „Katolicką etykę wychowawczą”, napisał książki: „Tajemnica miłosierdzia Bożego”, „Macierzyńskie serce Maryi”, „Św. Jacek Odrowąż i sprowadzenie Zakonu Kaznodziejskiego do Polski”, publikował wreszcie tuż po wojnie artykuły, m.in. w „Tygodniku Powszechnym” i „Niedzieli”. Póki mógł, przyjmował w swej celi także gości, którzy udawali się tu po mądrą poradę. Bywali przy Stolarskiej: książę metropolita Adam Stefan Sapieha, ks. prymas Stefan Wyszyński (uczeń Woronieckiego z Lublina), profesorowie Józef Kallenbach i Władysław Tatarkiewicz. A w wolnych chwilach, przypominając sobie swe oficerskie lata u huzarów, pokazywał nowicjuszom dominikańskim, jak się składa do cięcia szablą.
Tego „księcia ducha” ceniono bardzo już za życia. Biskup krakowski Sapieha w 1918 r. proponował go jako kandydata na biskupa lubelskiego lub biskupa pomocniczego warszawskiego. W 1926 r. zaś, gdy umarł prymas Edmund Dalbor, o. Woroniecki był także jednym z kandydatów na biskupa gnieźnieńskiego. Już po wojnie ks. kard. August Hlond, gdy przyszły do niego siostry niepokalanki i prosiły o pomoc, powiedział do nich: – Idźcie do ojca Jacka Woronieckiego. To najjaśniejsza głowa, jaką posiadamy. Mimo że chory, on wam pomoże.
Wielkim admiratorem osoby i dzieła Woronieckiego był ks. kard. Karol Wojtyła. Na podstawie jego „Etyki” wykładał na KUL.
– W nim, w tym wszystkim, co czynił – jak myślał, co pisał, jak działał i co zdziałał –rozpoznajemy kształt naszej duszy. (…) Ta postać jest nam tak bardzo bliska, tak się nie zdezaktualizowała. Sprawy, którym służył aż do śmierci, są sprawami, którym i my staramy się służyć. (…) Dlatego trzeba nam sięgać do postaci o. Jacka, aby także i dla siebie szukać oparcia - powiedział w 1974 r., w 25-lecie śmierci Woronieckiego.
– Ojciec Woroniecki jest przez swe dzieła nadal obecny wśród dominikanów polskich. W nowicjacie wchodziliśmy w zrozumienie tego, czym jest modlitwa, właśnie na podstawie książki Woronieckiego „Pełnia modlitwy”. Był jednym z filarów naszej formacji. Przez ostatnie kilkanaście lat pracowałem na Węgrzech. Miałem m.in. okazję przedstawiać tam po węgiersku postać o. Woronieckiego na konferencji w Vasvár k. Szombathely, poświęconej węgierskiemu „Woronieckiemu” o. Sandorowi Horvathowi – mówi o. Wysokiński.
Wiele osób modli się słowami o. Jacka Woronieckiego. Może kiedyś będą modlić się także do niego. W 2004 r. rozpoczął się bowiem w Krakowie proces beatyfikacyjny tego mądrego i świątobliwego mnicha.
Tekst ukazał się niegdyś na łamach krakowskiej edycji "Gościa Niedzielnego".
Inne tematy w dziale Kultura