Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz
539
BLOG

(XL) „Kotwicz” jak Książę Józef

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

 

 

69 lat temu, 21 sierpnia 1944 r. poległ pod Surkontami w boju z bolszewikami mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, jedna z najpiękniejszych, bohaterskich postaci w dziejach Polski.

Teraz w pobliżu jego mogiły i grobów poległych wówczas podkomendnych, białoruski kołchoz chce zbudować oborę dla bydła.

Kalenkiewicz był wzorem żołnierza, który w walce nie kieruje się zbędną brawurą, lecz chłodną oceną sytuacji, pozostając przy tym ideowcem.
Był oficerem saperów, inżynierem, okularnikiem o mało wojskowym wyglądzie. Sprawdził się jednak doskonale jako bohaterski żołnierz września 1939 r., potem partyzant majora „Hubala”", żołnierz gen. Sikorskiego we Francji i Szkocji, wreszcie skoczek „cichociemny”" i ceniony oficer sztabowy Armii Krajowej.
Skierowany w 1944 r. na Nowogródczyznę jako delegat KG AK mający zbadać sprawę oskarżonego o współpracę z Niemcami przy walce z Sowietami rtm. Józefa Świdy „Lecha” (nota bene swego kuzyna). Przejąwszy po „Lechu” dowództwo Zgrupowania Nadniemeńskiego, pozostał już na Nowogródczyźnie. Wziął udział w walkach o Wilno. Został raniony w rękę, którą musiano mu amputować. Nie zaprzestał jednak walki. Uniknąwszy aresztowania przez Sowietów, starał się utrzymać swój oddział, traktując to jako demonstrację polskiej obecności na Kresach. Nie nakazywał atakowania przeważających jednostek sowieckich, będąc jednak gotowy do obrony. 21 sierpnia kilkudziesięcioosobowy oddział „Kotwicza” został zaatakowany przez żołnierzy NKWD. Walka trwała kilka godzin. Poległo kilkudziesięciu żołnierzy polskich w tym „Kotwicz” oraz dwóch innych oficerów „ciechociemnych”: rtm Jan Kanty Skrochowski „Ostroga” i kpt. Franciszek Cieplik „Hatrak”. Po bitwie dwoje współtowarzyszy „Kotwicza”: „Czarna Magda”, jego łączniczka i „Zbigniew”, pochowali poległych przy pomocy miejscowej ludności. W 1991 r. staraniem rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Surkontach urządzono mały cmentarzyk. Teraz zagraża mu sprofanowanie. Zob:
http://wpolityce.pl/artykuly/53716-ferma-krow-obok-grobow-naszych-bohaterow-dzialanie-miejscowych-wladz-kolchozowych-spoldzielnia-bolciszki-jest-zwyczajna-profanacja

Postać Macieja Kalenkiewicza jako żołnierza oraz czułego męża i ojca, najpełniej ujął jego szwagier (brat żony), znany dziennikarz Jan Erdman w swej pięknej książce „Droga do Ostrej Bramy”. Uważam, że prócz „Wspomnień wojennych” prof. Karoliny Lanckorońskiej i wspomnień „Jeśli zapomnę o nich” Grażyny Lipińskiej, książka Erdmana winna stać się lekturą dla uczniów szkół średnich, jako budulec dla nowoczesnego patriotyzmu kolejnych pokoleń.

Książka Erdmana miała dwa wydania. Pierwsze ukazało się w 1984 r. w Londynie, nakładem zasłużonego wydawnictwa „Odnowa” kierowanego przez Jerzego Kulczyckiego, w pięknej szacie graficznej wykonanej przez artystyczną Oficynę Poetów i Malarzy. Drugie, bardziej zgrzebne, ukazało się w Warszawie w 1990 r. nakładem PWN.

Solidna, dziennikarska robota w gromadzeniu materiałów łączy się w tekście z potoczystą narracją. Erdman zebrał wiele relacji dotyczących jego szwagra. „»Kotwicz« – pisze jego kolega, też skoczek spadochronowy, kpt. dypl. Stanisław Sędziak (»Warta«) , szef sztabu Okręgu Nowogródzkiego AK – należał do najbardziej ideowych ludzi, jakich spotkałem w swoim życiu. Wierzył, że moc moralna naszych ludzi przyniesie nam i Polsce  ostateczne zwycięstwo. Był wzorem tej mocy i wszędzie chciał ją budować”.

„Inny kolega, dr med. Alfred Paczkowski, legendarny »Wania« , który skakał do Polski równocześnie z Kotwiczem, powiedział mi 30 lat później:

-Maciej – to Poniatowski. Jego śmierć była demonstracją, sprawą honoru. Kiedyś w Warszawie, wiele lat po wojnie, miałem w gronie kolegów-cichociemnych gawędę o Macieju. Przypomniałem jego dzieje, scharakteryzowałem żołnierza i człowieka. Po odczycie podszedł jeden z kolegów i mówi: »Mówiłeś o nim jak o Sułkowskim, a my na jego tle wypadliśmy jak barany”. Cóż poradzę: to był człowiek niezwykły”.

Erdmanowi udało się dotrzeć do ważnych świadków i uczestników ostatniej walki Kalenkiewicza pod Surkontami. Wiele opowiedział mu m. in. ówczesny kpt. „Bustromiak”, płk dypl. Bolesław Wasilewski, wybitny przed i powojenny strzelec, wsławiony m. in. zestrzeleniem z karabinu sowieckiego samolotu wywiadowczego „kukuruźnika”, latającego nad Puszczą Rudnicką w poszukiwaniu oddziałów AK, które uniknęły rozbrojenia. Opowiadala także sanitariuszka Teresa, która udział w starciu pod Surkontami przypłaciła 10. latami łagru. Autor dotarł wreszcie do relacji Heleny Nikicicz”, „Czarnej Magdy”, łączniczki „Kotwicza”, której syn Henryk Nikcicz ps. „Orwid” był jego adiutantem i poległ wraz z nim pod Surkontami.

„Bustromiak każe kobietom opuścić zabudowania, zejść do olszynki, wyprowadzic tam rannych. To niżej, fałda ich osłoni. Kapitan ma przy sobie kilku żołnierzy.

- Słuchajcie chłopaki: Nie wiem, co z Kotwiczem. Był z Ostrogą przy rkm-ie Kalecińskiego. Rkm-u teraz nie słychać,. trzeba dojść i sprawdzić. Kto pójdzie?

-Ja pójdę!

Wyrywa się Teresa, „siostra” – to znaczy sanitariuszka. Ładna, młodziutka.

-Ja pójdę! Wy macie broń, ja nie mam. A Kalecińskich znam z Lidy. Co im powiedzieć?

-Jak zobaczysz Kotwicza, machnij nam chusteczką”.

Chusteczki nie miała, pożyczyła. Pochyliła się i poszła przez łąkę. Aby dojść do górki, gdzie owies. Ze dwieście metrów. Cały czas strzelają, pryskają grudki ziemi. Z tyłu wołają do niej »Padnij«, ale jak tu padać, kiedy trzeba iść.

Już jest przy owsie. Idzie i woła:

-Rkm, dowódca Kotwicz! Rkm, dowódca Kotwicz!

Tak kazali.

Żadnej odpowiedzi. Nikogo nie ma?

Z rowu odzywa sie wreszcie sierżant z Bogdanki.

-Co się drzesz? Gdzie leziesz? Uciekaj!

-Mam rozkaz dowiedzieć się, co z Kotwiczem.

-Nie żyje. Kotwicz nie żyje, rkm nie żyje, rotmistrz nie żyje. Teraz leć, bo nas tu bagnetami rozniosą. Patrz: Bustromiak już odchodzi.

Obejrzała się. Rzeczywiście – skradali się przygarbieni, jedenastu żołnierzy”. (wyd. 1984, str. 414-415).

„Teresa” została wkrótce schwytana przez Sowietów, którzy kazali jej taszczyć taśmy z amunicją w czasie, gdy chodzili po pobojowisku i dobijali bagnetami rannych, m. in. kpt. „Hatraka”.

Wzruszająca jest relacja łączniczki „Kotwicza” Heleny Nikicicz, „Czarnej Magdy”, polskiej Niobe, której mąż i dwóch synów zginęło (Henryk pod Surkontami), najmłodszy 15. letni syn zaś został wywieziony przez Sowietów do obozu w Kałudze. Relacja tym cenniejsza, że złożona w Wilnie siostrze „Kotwicza” Annie Mirowicz już jesienią 1944 r.

„O wschodzie słońca wracam na pobojowisko. (...) Widzę: nasi leżą w błocie. Pierwszy jest w cywilu, ale to oficer z odprawy. Drugi ma książeczkę do nabożeństwa w kieszeni na piersi; mam ją oddać bratu, Murkowi, ale brata widzę zabitego opodal. Dalej chłopak, który jadł z nami ostatnie śniadanie, któremu major deklamował z Pana Tadeusza ... »nad brzegiem ruczaju«...Dalej sanitariuszka.

Do prawego skrzydła, gdzie atakowano sowiecki ciężki karabin maszynowy, nie mogę dojść, bo jeszcze stoją sowieci. Wreszcie odchodzą. major leży na wznak. Henryk twarzą na jego nogach. jego krew spływa Majorowi na nogi.

Nikogo więcej już nie widziałam. Położyłam się obok, objęłam obydwóch. Słońce świeciło. Zwłoki były ciepłe. Leżałam długo, przeszło godzinę. Bałam się ich zostawić. Major miał zdjęty mundur. Obaj buty. Obmyłam ich. Wykopałam przy pomocy jednego człowieka płytki dołek, nakryłam własnym płaszczem, liśćmi, darniną.

Potem poszłam do ludzi, prosiłam, żeby zrobili trumny. Każdy się bał. Wreszcie zgodził się człowiek mieszkający 5 km stąd”. ( Wyd. 1984, str. 417-418)

Sam Erdman tak skończył zaś 22 marca 1981 r. swą książkę:

„Lubię przebywać z Maciejem, chociaż jest żołnierzem, który nie wygrał żadnej większej bitwy. działaczem de publicis, który nie odwrócił biegu historii. Głową rodziny, który poświęcił szczęście najbliższych i szczęście własne na rzecz wyższych obowiązków. Człowiekiem, który nie zawsze postępował trafnie, ale zawsze uczciwie, szlachetnie i bezinteresownie. Który nie chował się, nie kluczył, nie 8uniał, ale wychodził naprzeciw niebezpieczeństwu i szukał sposobności poświęcenia się dla Sprawy.

Lubię obcować z Maciejem, bo każdy potrzebuje wzorów do naśladowania. Jestem dumny, że znałem osobiście Reytana. Niech mu ziemia ojczysta lekką będzie”. (Wyd. 1984, str. 425)

Nie ukrywałem i nie ukrywam mego krytycznego stosunku do Powstania Warszawskiego, jednej z największych katastrof w dziejach Polski. Żołnierską ofiarę „Kotwicza”, poniesioną dla kraju, dla zademonstrowania obecności polskiej na Kresach uważam jednak za godną uznania. nie zawsze da się dalej dla Ojczyzny żyć, czasem trzeba to życie za nią oddać. Nie jest to przejawem nierozumnego „machania szabelką” i tromtadracji, lecz spełnieniem obowiązku.

Postać „Kotwicza” pojawiła się jak dotąd w polskim filmie jedyny raz, w „Hubalu” Bohdana Poręby, w kreacji Tadeusza Janczara. Czas najwyższy, by o tym „księciu Józefie Poniatowskim” powstał osobny film fabularny.

O „Kotwiczu” zob. także:

http://wpolityce.pl/artykuly/13496-major-maciej-kalenkiewicz-kotwicz-nalezal-do-najbardziej-ideowych-ludzi-jakich-spotkalem-w-swoim-zyciu

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Kultura