kreditor kreditor
301
BLOG

Prawicowa nadbudowa

kreditor kreditor Polityka Obserwuj notkę 1

 Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą - miał podobno powiedzieć Żelazny Kanclerz. Czytając periodyki, blogi i wszelkie inne postaci kontentu publicystyczno-informacyjnego generowanego przez szeroko pojętą prawą stronę, człowiek zaczyna popadać w skomplikowaną mieszankę uczuć, gdzie głównymi komponentami są deja-vu, znudzenie i stany otępienne. Choćby ostatnie pół roku "Uwarzam Rze" to nieustanne pasmo analiz potwierdzających tak oczywiste tezy, jak to, że rząd jest nieudolny, śledztwo smoleńskie kompromitujące dla Polski a zaprzyjaźnione telewizje co by się nie zdarzyło, będą wałkować co zrobił Jarosław. Jeśli akurat nic nie zrobił to wiadomo - nienawistnie milczy. Wszystko to wiemy, podobnie jak wiemy, że w realiach aktualnego obiegu publicznego szans na zwycięstwo wyborcze prawica nie ma żadnych. A jeśli ktoś w to wątpi, niech przemyśli kazus "Solidarnej Polski" okraszony rysem historycznym pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Nie ma się co dziwić, skoro katastrofa lotnicza, w której ginie polski prezydent, to "brednie smoleńskie", nominalne sprawowanie przez Polskę funkcji koordynacyjnej w ramach struktur UE, które wynika z kalendarza, to "ogromny sukces Polski na arenie międzynarodowej", sięganie po rezerwy walutowe NBP (credits go to Ś.P. Andrzej Lepper), nie jest "wydatkowaniem lecz udostępnianiem rezerw a to przecież różnica". Tyranie prawicy, z głównym naciskiem na Jarosława, przez mainstream weszło w nową fazę wraz z sukcesem kolejnego ambitnego projektu politycznego Pana Piotra Tymochowicza. Żywot tego projektu, podobnie jak jego żywot projektu poprzedniego (włączając w to i  lidera), będzie zapewne krótkotrwały acz intensywny, ze skutkiem w postaci jeszcze głębszej absorpcji przez świat mediów i celebrytów  magmy prymitywnych wierzeń religijnych, którą jest  - nieprzerwanie od schyłku XVIII w. - lewicowa ideologia. Nie wydaje się, żeby nadchodząca fala kryzysu ekonomicznego coś tu zmieniła, bo głód raczej nam nie będzie groził, a jedyne co mogłoby obecnie skłonić suwerena do głębszej refleksji politycznej to trwały niedobór karkówki grillowej w supermarketach. 

 
Wiemy, że jest do bani, bo skorośmy przegrali kilka batalii wyborczych z rzędu, w tym dwie przy nawet sprzyjających wiatrach, to mało prawdopodobne, żeby cokolwiek drgnęło w opinii publicznej, kształtowanej przez pokolenie, które nie wybiera się jeszcze na tamten świat. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Jarosław przegrał wojnę z mainstreamem, zapewne też dlatego, że nigdy nie umiał i nie chciał się nauczyć gry ze światkiem, który mainstream kształtuje, atoli nawet gdyby Prezes Kaczyński był mistrzem zakulisowych gierek, rozgrywanych pokątnie w modnych warszawskich lokalach, dyskretnych pokojach  telewizyjnych redakcji i wielu innych miejscach, w których uprawia się to stare zajęcie, gdyby nie był "taki niski",to i tak szanse na sukces byłyby nikłe. 2005 r. se ne vrati, bo wyciągnięto wnioski z tego co wyniosło PiS do władzy. Skutecznie zarżnięto komisje śledcze, zrozumiano, że nie można za mocno bić w postkomunistyczną lewicę, ośmieszono temat korupcji, a z łapowników, bo kilku niestety trzeba było ścigać,  uczyniono tragiczne postaci o skomplikowanej osobowości i wybitnych zasługach, nad których kłopotami należy się pochylić troskliwie acz dyskretnie.  PiS, Kaczyńscy i wszystko co było w latach 2005-2007 zostało skutecznie dotknięte intelektualnym, towarzyskim i kulturowym trądem, więc wiadomo,  że strefa skażenia jest bardzo szeroka i lepiej się w ogóle nie zbliżać. A jak się komu zdarzy zbliżyć zanadto, to już mu troskliwi przypomną, że od trądu mogą odpaść ręce i wymagana jest długa kwarantanna.
 
Jestem przekonany, że powyższe oczywistości są przedmiotem wiedzy i refleksji różnych fajnych ludzi: publicystów, dziennikarzy, komentatorów, ale nie mogę zrozumieć, dlaczego przekazowi negatywnemu formułowanemu przez zaprzyjaźnione z nami gazety, blogi, czy portale, które mają jakikolwiek oddźwięk społeczny, nie towarzyszy żaden, ale to żaden przekaz pozytywny. Innymi słowy: wiemy wszystko o tym, że jest źle i dlaczego jest źle, ale nie wiemy, co robić, żeby było dobrze. Wyborów w aktualnych warunkach nie wygramy, rewolucji robić nie będziemy, bo - jako konserwatyści i legaliści - brzydzimy się zamachem stanu, więc co zostaje? Praca u podstaw. 
 
Bierzmy przykład z naszych nawiedzonych oponentów z lewej strony, choćby z KryPola, który - do chwili, gdy NWŚ okazał się jedynym czynnym lokalem, w którym mogli się schronić dzielni chłopcy z chustami na twarzach, uciekający w popłochu przed faszystami w napoleońskich mundurach, co przypomniało miastu, że nieruchomość podlega zwrotowi na rzecz następców dawnych właścicieli - odnotował w ciągu ostatnich kilku lat pasmo nieustających sukcesów. Prawica z kolei od czasów końcówki II RP ma problem z aktywizacją społeczną, bo ostatnim człowiekiem prawicy, który porwał za sobą ówczesnych hipsterów był Bolesław Piasecki i jego "Falanga". Jak ktoś nie wierzy, niech poczyta, kim byli młodzieńcy, którzy masowo zgłaszali akces do tego modnego projektu. Wprawdzie mundurki mieli nieco inne niż dzisiejsza złota młodzież, ale mechanizm był - w skali lokalnej - bardzo podobny. 
 
Obecna mizeria na tym polu wynika przede wszystkim z faktu, że prawica wypięła się na kulturę i to z wzajemnością. Z kolei lewica od czasów Gramsciego wie, że rewolucji nie robi się przez bazę, bo robol w kapitalizmie ma co żreć, ale przez nadbudowę, bo tenże robol z zapartym tchem ogląda telewizyjne seriale. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi jakąkolwiek ideę, koncept, czy dyskurs charakterystyczny dla prawicy, który pozytywnie funkcjonowałby w polskim kulturowym McDonaldzie naszych czasów. Mówię o filmie, muzyce popularnej, książkach z pierwszej dziesiątki Empiku, teatrze, sztuce itp. Wiem, że to jest zjawisko globalne, bo lewica zawłaszcza kulturę nie tylko u nas, ale jestem przekonany, że środowiska konserwatywne w państwach zachodu przynajmniej zdają sobie z tego sprawę i próbują walczyć. My nie walczymy. O jakiejś aktywizacji w obszarze nauki można tylko pomarzyć. Na Uniwersytecie Warszawskim odbył się niedawno w całym majestacie powagi panel, gdzie prezentowano takie referaty jak: "Pornografia typu gang bang - bycie-w-innym jako wykluczanie", "Funkcjonowanie pięciu płci i ich rola w kulturze Bugisów z Południowego Sulawesi " oraz "Miłość w czasach odrazy, czyli jak kochają cioty". To jest ich "nauka", przy czym wielu ludzi wie, że ten bełkot jest żałośnie komiczny, ale tego nie powie, bo prawica nie oferuje żadnej alternatywy. Takie przykłady można mnożyć, ale chodzi o co innego. Jeśli prawicy zależy na tym, żeby wygrane wybory nie stanowiły rzadkich incydentów a sprawowanie władzy nie przypominało morderczej walki o przetrwanie, to pierwszym krokiem jest - sorry za tę marksistowską melodię - walka o nadbudowę. Bez kultury nie ma atrakcyjności społecznej, nie ma przychylności warszawki, nie ma mody, nie ma fajności, ergo nie ma wyborczego krzyżyka. Kaczyński "jest niski" i to jest komiczne, za to Sierakowski, choć wygląda jak pomieszanie Plastusia ze Zgredkiem z Harry'ego Pottera jest fajny, seksowny i w ogóle nie ma nic bardziej nobilitującego dla niedomytego studenciaka, niż spędzić wieczór w NWŚ przy kawie za ostatnie 20 zł, by potem pochwalić się, że wysłuchał wykładu o kinie w PRLu wygłoszonego przez gościa sławnego z tego powodu, że kogoś zasztyletował i odsiedział ćwiarę, czy piętnastka. Taka jest skala dysproporcji. Dlatego zamiast pisać kolejną sążniastą analizę o imperium Waltera, czy mrocznych źródłach karier dzisiejszych decydentów, lepiej zastanowić się nad tym, jak sprawić, żeby ten symboliczny studenciak wolał wypić kawę w lokalu, w którym to my będziemy prali mu mózg, a nie oni.
kreditor
O mnie kreditor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka