kreditor kreditor
702
BLOG

Wipler - czyli historia (megalomanii) lubi się powtarzać

kreditor kreditor Polityka Obserwuj notkę 5

 

 

 Słaby lider

Przemysław Wipler jest bez wątpienia inteligentnym, wykształconym i obytym człowiekiem, z pasją do działania, cennym doświadczeniem zawodowym i fajną rodziną. Jest świetnym materiałem na polityka, którym mógłby się stać, gdyby nie zgubił go - jak wielu młodych - grzech pychy. Poza zakonem wiernych (Wipler-Jugend) ludzie głosowali na listę PiS, dając preferencję Wiplerowi, bo tak właśnie działa system ordynacji proporcjonalnej w Polsce. Wyjście Wiplera  z partii jest postrzegane jako akt skrajnej nielojalności, jakiego dopuścił się wcześniej inny młody-zdolny, który kończy marnie. Co więcej, PW sam sobie strzelił w kolano publikując idiotycznego tweeta, w którym zarzekał się, że złoży mandat, gdyby miał iść drogą Ziobry, czy JKR. Oczywiście można się tłumaczyć, że chodziło o "krytykę PiS" a nie o wyjście z partii, ale większość ludzi tak właśnie to rozumie. Wipler wjechał do Sejmu tylko i wyłącznie dzięki temu, że Kaczyński dał mu miejsce na liście, więc powinien pracować dla partii, z której listy się dostał, do końca kadencji albo zrzec się mandatu. Pretekst do odejścia z PiS wybrał sobie Wipler bardzo słaby, ale coś trzeba było znaleźć, więc nie można go winić akurat za to.

Wszystko wskazuje na to, że w Polsce kształuje się system dwupartyjny z partią prawicowo-konserwatywną, partią centro-lewicową i orbitującą wokół drobnicą. Niepowodzenia dotychczasowych renegatów z PiS a z drugiej strony słabość SLD, upadek Palikota i groteskowe próby rewitalizacji Aleksandra Kwaśniewskiego potwierdzają tę diagnozę. W dużej, siłą rzeczy skostniałej partii, horyzont od młodego działacza do jednego z lierów partyjnych, to może być nawet 10 lat. Jednak jakimś dziwnym trafem, kolejne "młode nadzieje" partii popełniają ten sam błąd, strącając się w polityczny niebyt. Polityka to zabawa dla megalomanów, ale gdy megalomania przytłacza zdrowy rozsądek, przestaje być użyteczną cehchą w tym biznesie. Wipler wyrządził też niedźwiedzią przysługę młodym ludziom w PiS, bo utwierdził Kaczyńskiego w przekonaniu, że każdy młody wilczek wcześniej czy później ugryzie, więc można się spodziewać, że na długi czas dopływ młodej krwi do ośrodka decyzyjnego partii zostanie odcięty. 

Kolejnym problemem Wiplera jest zbyt duże jak na polityka doktrynerstwo. PW jest nieodrodnym dzieckiem Korwina, do czego sam się przyznaje. To prowadzi do fetyszyzowania pewnych pojęć ekonomicznych (wolny rynek, deregulacja, opodatkowanie) i formułowania karkołomnych i nierealnych propozycji gospodarczych (likwidacja ZUS). Zamiast wyjść od pytania, jaki jest cel przyjęcia określonych działań gospodarczych, do czego miałyby one zmierzać w kategoriach dobra wspólnego, jak na zadeklarowanego republikanina przystało, WIpler traktuje te działania jako cel sam w sobie, co niestety nie jest cechą mężów stanu, tylko wyznawców. Dobrym przykładem takiego odrealnionego zacietrzewienia jest stosunek Wiplera do samorządów zawodów prawniczych. Każdy kto chciałby się zainteresować tematem dowie się łatwo, że od 2005 r. dostęp do tych zawodów opiera się na kryterium przejrzystych i jednolitych, uczciwie przeprowadzanych egzaminów państwowych: wstępnego na aplikację oraz zawodowego. Nie ma mowy o żadnym nepotyzmie, kumoterstwie etc. Po ostatnim egzaminie, w dużych izbach większość adwokatów i radców to ludzie młodsi od Wiplera. To oni będą mieli wpływ na samorząd zawodowy. Są też w większości przedsiębiorcami, którzy będą stykali się z realiami trudnego rynku. Krótko mówiąc: młodzi, wykształceni, bez uwikłań z przeszłości,  w większości uświadomieni gospodarczo, za jakiś czas część z nich będzie wpływowa a część zamożna. Wymarzony elektorat dla nowego ruchu Wiplera. A może nawet rezerwuar działaczy i ekspertów. W tej stytuacji uprawianie antysamorządowej retoryki, u której podstaw leży prehistoria, tj. czasy przed 2005 r., trudno uznać za przejaw politycznej dalekwzroczności. 

Wipler musi pracować nad wizerunkiem. Widać, że się stara, ale wypowiada się wciąż  mało zbornie. Musi polepszyć dykcję i skondensowanie przekazu. Na plus można mu zaliczyć przygotowanie do wystąpień i wcześniej przemyślane bon-moty, które zawsze brzmią dobrze w telewizyjnych setkach. Ubraniowo jest niestety bardzo słabo. Nie ma co się znęcać nad oczywistościami, ale z całą pewnością powinien PW zainwestować w kilka sesji ze stylistą i skompletować garderobę oraz pozyskać wiedzę na temat jej obsługi na poziomie minimalnej przyzwoitości wymaganej dla poważnego polityka.

Słabe zaplecze 

Wipler mówi, że stawia na ludzi spoza bieżącej polityki. To może być atut, ale potrzeba nazwisk z  realnym dorobkiem. Jedynym takim nazwiskiem jest Streżyńska, która ma być jedną z głównych twarzy nowego ruchu. Twarz atrakcyjna, ale pamiętajmy, że złote lata Streżyńskiej skończyły się gdy przestała być Prezesem UKE. Sporo ludzi pamięta jej walkę z TPSA, która, a to już wiedza nie tak powszechna, skończyła się sukcesem tylko dlatego, że z kilku powodów France Telecom postanowiła zmienić taktykę wobec polskiego regulatora. W chwili tej zmiany w sądach były dziesiątki spraw, z których część mógł telekom wygrać, inne pewnie byłyby przegrane. Skrajnym uproszczeniem jest jednak twierdzenie, że Streżyńska "wygrała z TPSA" albo "zrewolucjonizowała rynek usług". Jednak największy problem z Anną Streżyńską polega na tym, że po odejściu z UKE nie zaznaczyła się niczym szczególnym ani w nauce, ani w biznesie, ani w życiu publicznym. Jej nazwisko po prostu się dobrze kojarzy, ale to zaszłość historyczna.

Nie jest tajemnicą, że Wipler chce oprzeć  się w dużej mierze na Fundacji Republikańskiej. Jeśli  jednak przyjrzeć się temu co dzieje się w jej środowisku od jakiegoś roku, to łatwo zauważyć, że z ludzi, którzy nadawali główny impet działaniom Fundacji, nie pozostał prawie nikt. Od czasu "Mapy wydatków państwa" opracowanej przez Krzysztofa Bosaka, FR nie zrealizowała żadnego istotnego projektu, poza kilkoma przyczynkarskimi raportami. Co więcej, niezależnie od sposobu publicznego przedstawiania tej kwestii, Fundacja straci z całą pewnością swój podstawowy atut - niezależnego, budującego swoją markę think-tanku, stając się kolejnym wehikułem  uprawiania doraźnego politykierstwa.

Innych nazwisk póki co nie widać. Poczekamy, zobaczymy, ale PW musi pokazać sensownych ludzi, a jeśli ich nie ma, to skończy się łapanką jak u Palikota. I takąż meneżerią w partii. Jakąś szansą jest merger z Gowinem, ale ten nie kwapi się do gwałtownych ruchów. No i powstaje pytanie, kto miałby wtedy zająć pozycję lidera. 

Problem z kasą jest oczywisty. Odcięty od budżetowych pieniędzy będzie musiał PW znaleźć sposób na finansowanie działalności. Z tego punktu widzenia odmowa zrzeczenia się mandatu jawi się jako oczywista. Być może Wipler liczy na darczyńców Fundacji Republikańskiej, ale w świetle tego, co powiedziano wyżej, może się to okazać płonne a na pewno okaże się niewystarczające. Ruch Narodowy ma do swojej dyspozycji tysiące zdyscyplinowanych działaczy MW i ONR. Maksimum aktywności w środowisku "wolnościowców" to odbywanie wielogodzinnych nasiadówek, w takcie których toczy się dyskusje na arcypoważne tematy ekonomiczne, ale powstaje pytanie, kto będzie odwalał czarną robotę wśród dołów. W tym zakresie doświadczenia Korwina powinny być ostrzeżeniem. 

Słaba baza wyborcza

Elektorat, na który liczy PW, tzn. ludzie o liberalnych poglądach gospodarczych i konserwatywni obyczajowo, to max 5%. Większości wyborców nie interesuje deregulacja, OFE, stawki opodatkowania itp. Nie tu przebiega oś politycznego sporu. Póki co w dalszym ciągu rzecz rozgrywa się na poziomie zarządzania emocjami pospólstwa przez dwie  duże partie. Głosy będą oddawane przeciwko Tuskowi albo przeciwko Kaczyńskiemu. Oczywiście dobrze byłoby odwoływać się do uświadomionego gospodarczo elektoratu, ale taki trzeba sobie wychować a to jest kwestia lat a może nawet dziesiątków lat. Poza tym w czasach dzisiejszego  sprofesjonalizowanego marketingu politycznego, nie wygrywa się wyborów w oparciu o programy gospodarcze, tylko realizuje się programy gospodarcze po wygranych wyborach. Partie, które mają na sztandarch  tylko kwestie gospodarcze, pozostają wszędzie na marginesie, bo tylko margines wyborców głosuje pod wpływem tych kwestii.  Z kolei poza tymi kwestiami, PW nie ma do zaproponowania nic, co odróżniałoby go od PiS. I nie jest Kaczyńskim. Nie ma wspierających Kaczyńskiejgo mediów (Sakiewicz, Karnowscy, Lisicki,  warunkowo ale jednak Ojciec Rydzyk),  więc jest zdany na Internet. A jeśli będzie chciał mieć dostęp do mediów głównego nurtu, to ceną będzie plucie na Kaczyńskiego, co zakończy się wejściem do panopticum zjawisk takich jak Michał Kamiński, czy Kazimierz Marcinkiewicz. Wipler uwierzył, że tysiące lajków na FB przełoży się na aktywną bazę działaczy, ale kliknięcie "Lubię to" nic nie kosztuje; co innego realna praca na rzecz ruchu społecznego, czy partii.

Słaba baza wyborcza, abstrahując od tego, że może pogrzebać PW jeśli zdecyduje się brać udział w wyborach, powoduje, że jego szanse na działanie w ramach realpolitik dla realizacji swoich celów stają się dużo mniejsze niż w PiS. Tam musiałby zbudować swoją pozycję, potem frakcję i dążyć do realnego wpływu na linię gospodarczą partii, co nie wydaje się rzeczą niemożliwą, bo Kaczyński niespecjalnie interesuje się rozwiązaniami gospodarczymi i jest w tym zakresie bardzo elastycznym politykiem; vide działania Gilowskiej.  Poza partią Wipler jest gościem, którego nazwisko kojarzy w Polsce kilka tysięcy osób i wydaje się, że na tym poprzestanie. 

kreditor
O mnie kreditor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka