KriSzu KriSzu
52
BLOG

Dzień Świstaka w K-1 ?

KriSzu KriSzu Kultura Obserwuj notkę 1

Niegdyś boks uznawałem za królową sztuk walki. Szermierka na pięści i te sprawy. Publicity robiło swoje – Tyson, Hylyfield czy Lewis wydawali się półbogami, maszynami do zmiatania przeciwników z ringu. Wojownicy doskonali.

Do czasu aż zobaczyłem K-1.

K-1 to formuła sztuk walki łącząca techniki boksu, karate, boksu tajskiego i kickboxingu. W uproszczeniu wygląda to tak, że się bije pięściami i kopie. Walki trwają krócej niż w boksie (3 × 3 minuty), bo dłużej się nie da – tak wyczerpujący to sport. Za to są niezwykle dynamiczne; w tych 9-ciu minutach jest więcej emocji niż w 12 rundach obściskiwania się Wałujewa z Ruizem.

W żadnej walce knockdowny nie są tak widowiskowe jak w K1. Żebyście wiedzieli, ile piękna może być w kopaniu kogoś po szczęce! Kopnięcia okrężne Feitosy ocierają się o absolut. Wyrafinowana technika ściera się z brutalną siłą. Zwycięży gigantyczny Hong Man Choi – “człowiek z żelazną szczęką” – czy wyrafinowany Remy Bonjasky?

Z drugiej strony nie ma tu żenujących scen rodem z formuły Pride, gdzie znokautowanego przeciwnika okłada się jeszcze pięścią po głowie.

W jakiej innej sztuce walki 70-kilowy zawodnik ma szansę pokonać 120-kilogramową górę?

Boks? Zawsze można pooglądać. Ale teraz mam świadomość, że taki Gołota, Kliczko, Byrd czy nawet Wałujew, nie przetrzymaliby nawet rundy w starciu z czołowym zawodnikiem K-1. Choćby taki Botha – niegdyś wytrzymał z Tysonem bodaj 9 rund. W K-1 pokazali mu jego miejsce w szeregu.

Dziś wieczorem finał Grand Prix K1 w Eurosporcie. Choć to retransmisja, specjalnie nie znam wyników. Chcę, by były emocje. Dziś też Dzień Świstaka. Czy także w K1? Czy znowu wygra ten przerażający Semmy Schilt?

KriSzu
O mnie KriSzu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura