Od kilku już lat traktuję PiS jako jedną stronę tej samej monety, mającej na drugiej stronie wizerunek PO. Obserwowałem jak obydwie partie rozgrywają społeczeństwo polskie, dzieląc je na wrogie sobie obozy i utrzymując wysoki poziom emocji społeczno-politycznych. Dlatego, kiedy PiS przejęła pełnię władzy w naszym kraju, niespecjalnie mnie to wzruszyło – ot kolejna zmiana warty, aby nie było nudno. Poza tym PO zgrała się już kompletnie i nie była w stanie skłonić społeczeństwa do jakiejkolwiek aktywności. Ponieważ druga połowa tamtego roku i początek obecnego, to był czas werbli wojennych na świecie, obawiałem się, że zadaniem PiSu może być przekonanie Polaków do swojej narracji, która wyraźnie kierowała się wspólnie z Ukrainą przeciwko Rosji. Na szczęście werble ucichły, Rosja z powodu kłopotów gospodarczych schowała pazury i zabrakło argumentów na retorykę wojenną. W międzyczasie PiS wykonał i wykonuje szereg posunięć ustawodawczych, o których człowiek, nie powiem marzył, ale pragnął aby coś drgnęło ku lepszemu i przyznaję, że te posunięcia były takim właśnie drgnieniem. W dyplomacji, przestaliśmy całować w tyłek wszystkich większych od siebie i to też było takim wyraźnym znakiem dobrego kursu. Pojawiła się nadzieją, że może jednak odwróci się los Rzeczypospolitej ku lepszemu.
Jednak jak memento co jakiś czas przypominam sobie moment ogłoszenia wyników (exit polls) wyborów prezydenckich w Polsce rok temu. Kiedy pojawiły się wykresy jednoznacznie wskazujące wygraną Andrzeja Dudy, tego akurat zabrakło na podium. Sytuacja była niewybaczalna, bo zamiast niego, głos musiał zabrać ten który akurat przegrał. Dopiero po dobrym kwadransie pojawił się zwycięzca, ale mina jego wcale nie wskazywała że tak się czuje. Wyglądał jak uczniak, który właśnie otrzymał ostrą reprymendę od dyrektora szkoły. Tak jakby przed wyjściem musiał doświadczyć, kto naprawdę rządzi w tym kraju.
Dlatego też, jeżeli chodzi o PiS w dalszym ciągu zachowuję rewolucyjną czujność. A powodów do czujności pojawia się całkiem sporo. W dalszym ciągu pompuje się atmosferę zagrożenia militarnego ze strony Rosji, co ma uzasadniać nasze dążenie do utrzymywania obcych armii na terenie Polski. Akurat taka obecność skazuje nas w przypadku agresji Rosji, na zmasowany atak i jakoś nie widzę w tej postawie troski o dobro ojczyzny. Obce armie na terenie to też wiadomo ciągła zależność nie tylko polityczna ale i gospodarcza od zamorskiego mocarstwa. Zresztą taką zależność PiS przygotowuje również z innej strony, uparcie forsując swoje poparcie do akceptacji paktu TTIP. O samym pakcie już nic nie napiszę – dużo atramentu wylano w internecie o tym zatrutym jabłku.
Tak więc z tym PiS to na dwoje babka wróżyła: Albo te pozytywne ruchy służą do uruchomienia w społeczeństwie polskim poparcia dla polityki tej partii i jej zaufaniu, które później skieruje się na cele potrzebne tym, którym PiS służy. Albo na szczytach władzy światowej nastąpiło jakieś przetasowanie, w wyniku którego Polska znalazła się w innej rzeczywistości geopolitycznej i teraz PiS może bardziej swobodnie realizować politykę zgodną z interesem narodowym.
Chyba trzeba jeszcze poczekać na wyraźniejsze sygnały aby to ocenić.
Na koniec muszę napisać, że w całym tym bałaganie jest jedna sprawa jednoznacznie pozytywna. Wieczorami lubię sobie po kolacji siedzieć na tarasie i gapić w niebo. Przedtem mój dobry nastrój często burzyły trwałe smugi kondensacyjne samolotów, tworzące burą zasłonę na niebie. Jednak od dwóch miesięcy niebo jest czyste i błękitne – takie jakie pamiętam z czasów młodości.
Inne tematy w dziale Polityka