W świetle dyskusji na temat autonomicznych zapędów Śląska (winien jak zwykle Kaczyński) warto przyjrzeć się niepodległościowym dążeniom innych europejskich regionów. Są one przecież równie silne w hiszpańskim Kraju Basków, w Irlandii, czy na całym terytorium podległym miłościwie panującemu królowi Belgów.
Odśrodkowe tendencje były szczególnie widoczne we Francji i to wcale nie po Rewolucji. Maleńka Korsyka położona 170 km od francuskiej Nicei i zaledwie 14 km od włoskiej Sardynii raz po raz przechodziła z włoskich do francuskich rąk.
Sam Napoleon wraz z ojcem, zażarcie walczył u boku miejscowego patrioty, Pasquale Paoli o niepodległość wyspy, zanim na stałe nie wybrał dla siebie i dla wyspy francuskiej opcji. Nie oznaczało to wcale integracji. Korsykanie nadal używali bowiem swojego języka, a oficjalne dokumenty sporządzane były do 1830 roku po włosku.
O ile dobrze pamiętam, to za czasów Napoleona I dokonano reformy administracji francuskiej tworząc na Korsyce dwa departamenty. Stara zasada dziel i rządź znajduje zawsze w przypadku Francji właściwe zastosowanie.
Korsyka posiada swoją flagę narodową. Jest to sztandar w kolorze białym z głową Maura którego czoło spowija biała przepaska zawiązana z tyłu. To wyraźne nawiązanie do włoskich korzeni wyspy. Flaga sąsiedniej Sardynii reprezentuje głowy czterech Maurów.
Pod rządami II Cesarstwa (1848 – 1870) język korsykański, francuski i włoski były równouprawnione, dopóki Napoleon III nie zarządził, że akta stanu cywilnego mają być sporządzane wyłącznie po francusku. W operze w Bastii zabroniono śpiewać po włosku.
Za czasów III Republiki (1870 – 1940) francuski został narzucony jako język obowiązkowy w szkołach i w administracji publicznej. Włoski tolerowano jako język kultury. Po korsykańsku mówiono tylko w domach.
Od czasów Napoleona I te administracyjne nakazy budziły sprzeciw mieszkańców Korsyki. Przybierał on formy niezwykle gwałtownych, często krwawych protestów. W 1972 roku francuskie ministerstwo edukacji zabrania nauczania języka korsykańskiego z tego powodu, iż…”dialekt ten nie posiada nawet statusu języka regionalnego”. Dopiero w 1982 roku Korsyka zaczęła negocjować z Paryżem status wspólnoty terytorialnej. Dziewięć lat później, niemal dokładnie 200 lat po krwawych wojnach prowadzonych przez Pasquale Paoli i Napoleona, francuskie Zgromadzenie Narodowe przyjmuje ustawę przyznającą Korsyce statut wspólnoty terytorialnej.
Czy ustawa oznacza autonomię wyspy?
Pozornie.
Ustawa przyznaje mieszkańcom wyspy prawo wyboru Zgromadzenia Narodowego Korsyki. Zgromadzenie ma decydować o kierunkach rozwoju społeczności lokalnej, o możliwościach w dziedzinie edukacji i komunikacji.
Najgorsze było jednak to, co stało się zaledwie kilka dni po przyjęciu przez francuskie Zgromadzenie Narodowe ustawy z 4 kwietnia 1991 (dwadzieścia lat minęło wczoraj). Otóż Trybunał Konstytucyjny (Conseil constitutionnel) unieważnił art. 1 statutu wspólnoty terytorialnej Korsyki uznając sprzeczność jego zapisów z konstytucją. Art. 1 statutu brzmiał:
-Republika Francuska gwarantuje żywej wspólnocie historycznej i kulturalnej jaką stanowi naród korsykański jako element składowy narodu francuskiego, prawo do zachowania swojej tożsamości kulturowej i obrony jej specyficznych interesów ekonomicznych i socjalnych. Prawa te związane ze specyfiką wyspy wykonywane będą z pełnym poszanowaniem dla jedności narodowej i w ramach Konstytucji oraz praw Republiki, z uwzględnieniem przepisów niniejszego statutu.
Pojęciem, które wywołało tak żywą reakcję Trybunału Konstytucyjnego było określenie „naród korsykański”. Francuzom wydawało się bowiem, że pojęcie to sprzeczne jest z zasadą republikańskiej niepodzielności narodu. Obawiano się, że przyjęcie pewnych gwarancji dla narodu korsykańskiego wyzwoli serię żądań ze strony mieszkańców Bretanii, Alzacji, Katalonii, Kraju Basków…
Z drugiej strony, dla ekstremistów skupionych wokół Frontu Wyzwolenia Narodowego Koryski (Front de la liberation nationale de la Corse – FLNC), brak zapisu dotyczącego praw narodu korsykańskiego oznaczał powrót na ścieżkę wojenną. Przejawiała się ona serią zamachów na „zdrajców”, którzy wypełniali rozkazy z Paryża, podpaleniami, terrorem i obywatelskim nieposłuszeństwem. W najgorętszych okresach korsykańskiej rewolty pojawienie się na wyspie w samochodzie z francuską rejestracją oznaczało narażenie się na groźbę utraty życia. Zamówienie w barze kawy po francusku kończyło się w najlepszym przypadku wzgardliwym wzruszeniem ramion właściciela knajpy.
Dlatego w latach 2000 – 2002 koniecznością okazało się uchwalenie nowego statutu wyspy. Zgromadzenie Narodowe Korsyki otrzymało rozszerzone lub nowe kompetencje w dziedzinie rozwoju ekonomicznego, edukacji, kształcenia zawodowego, sportu i turystyki, ochrony środowiska, transportu i usług. Państwo francuskie zachowuje jednak możliwość kontroli nad wyspą.
Znowu więc ekstremiści uznali, że korsykańska autonomia jest fikcją. Natomiast Francja metropolitalna żywi obawy, iż narodowy wyłom uczyniony na Korsyce wcześniej czy potniej obudzi uśpione demony Alzacji, Bretanii i Kraju Basków.
Kutze, Gorzeliki, Tomczykiewicze i inni powinni postudiować casus francuski lub w ogóle poczytać nieco historii powszechnej, zanim zaczną coś manipulować na Śląsku.
Inne tematy w dziale Rozmaitości