Marek Darmas Marek Darmas
2307
BLOG

ZATRUTE FIORDY NORWEGII I WIETNAMSKIE MUTANTY

Marek Darmas Marek Darmas Polityka Obserwuj notkę 2

                W czwartek, 7 listopada 2013 roku około godziny 22, po obejrzeniu programu „wysłannik specjalny” w II programie telewizji postanowiłem, że nie wezmę do ust ani łososia, ani pangi.

Niestety, ten odstraszający program telewizyjny nie został zrobiony przez szalejących reporterów prezesa Brauna, czy ludzi PRL-owskiego bossa Waltera. To reporterzy francuskiej telewizji pokazali zdjęcia cudownych fiordów Norwegii, gdzie w grodziach najbardziej zanieczyszczonego na świecie Morza Bałtyckiego karmi się antybiotykami i spryskuje pestycydami  miliony srebrnych łososiów. Wędrują one następnie na stoły całej Europy. Francuski dziennikarz pojawił się w pewnym momencie w sklepie rybnym w Szwecji. Właścicielka lojalnie uprzedziła go, że ma właśnie w sprzedaży łososia z norweskiej hodowli i bałtyckiego śledzia. Nie zachwalała walorów żadnej z tych ryb za to  wyraźnie ostrzegała, żeby nie podawać ich dzieciom i kobietom w ciąży.

Śledzie bałtyckie znane są ze swoich rozmiarów i swojej tuszy. Tymczasem zademonstrowane przez dziennikarzy badania laboratoryjnie wykazały, że im grubsza ryba, tym większy jest poziom jej skażenia. Reporterzy pokazali wyłowionego z hodowli łososia. Mięso przepołowionej ryby dosłownie „rozpływało” się w palcach. Zdaniem badaczy świadczy to o wyjątkowo niewłaściwym żywieniu ryb, którym w hodowli podaje się granulaty z…mączki rybnej produkowanej z filetowanych odpadów: ości, łbów, skrzeli, ogonów, płetw. Odpady te na wszelki wypadek skrapia się znowu w trakcie produkcji antybiotykami i pestycydami.

            W kolejnej odsłonie reporterzy zaprosili widzów francuskiej TF2 do Wietnamu, nad brzegi Mekongu. To znowu jedna z najbardziej zanieczyszczonych rzek w Azji. Miliony mieszkańców załatwia tu swoje potrzeby fizjologiczne, a dla przybrzeżnych miast rzeka jest najzwyczajniejszym ściekiem najpotworniejszych przemysłowych odpadów. Dziesiątki tysięcy zakoli tej rzeki są własnością Wietnamczyka, którego nazywają tu  „królem pangi”.

            - To najlepsza ryba na świecie – mówi hodowca – bez charakterystycznego zapachu, bez smaku. Dostarczamy ją niemal do każdego zakątka na świecie, gdzie można ją przyrządzić według własnego smaku.

            Faktycznie, trudno w tej rybie znaleźć zapach morza, czy smak wietnamskiej egzotyki. Ten mutant pojawił się na polskich stołach przed kilku laty. Jego wartości odżywcze mają walor trocin.  Bo wietnamska panga karmiona jest także granulatem z odpadów rybnych i osiąga wiek dojrzały w ciągu zaledwie 6 miesięcy. Następnie filety są mrożone i wysyłane w świat.

            - W moich zbiornikach mam więcej ryb, niż liczy ludność całego Wietnamu (blisko 100.000.000 osób w 2012 roku) – chwali się „król pangi”.

            Belgijscy naukowcy odwiedzili z francuskimi dziennikarzami wietnamskie laboratorium w którym znajdowały się tony antybiotyków w płynie oraz pojemników z pestycydami. Preparaty te służą do zwalczania chorób i tępienia zarazy, która dopada każdą hodowlę ryby. Młody naukowiec pokazał tabelę z której wynika, że ze wszystkich rodzajów mięsa, podawana na stół panga zawiera największą ilość szkodliwych substancji.

            Zachwalana jako zdrowa popularna, czy szlachetna ryba, padła więc kolejną ofiarą przemysłowego tuczu. I ani fiordy Norwegii, ani egzotyka Wietnamu nie dają nam dziś pewności, że spożywać będziemy zdrową żywność. 

            Więc co jeść aby żyć?...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka