Kristoff104 Kristoff104
428
BLOG

Trzy kobiety

Kristoff104 Kristoff104 Polityka Obserwuj notkę 0
Kobiety nieczęsto — tak sądzę — znajdują się „na piedestale” jako zasłużone dla Polski czy świata. To nie znaczy, że są nieobecne i nieaktywne. Jakoś tak po prostu częściej ich rola jest ukryta, albo uważana za tak oczywistą, że nie uznaje się za stosowne o niej często wspominać. Tak było z Marią Kaczyńską. O ile prezydent Kaczyński — choć często jako obiekt bezpardonowych ataków — był jednak obecny w mediach, to o jej działalności szerokie grono odbiorców dowiedziało się dopiero po jej śmierci.
Z tego co pamiętam, z Anną Walentynowicz było podobnie — dopiero tragiczna śmierć sprawiła, że informacje o niej stały się atrakcyjne dla tych, którzy odpowiadają za podawanie takowych do wiadomości publicznej.
Inne zaś znane są raczej z tego, że są znane jako „gwiazdy”. Wyróżniają się a to talentem, a to jego brakiem, to znów zepsuciem czy wreszcie kompletną głupotą. Niekoniecznie tym, co mogłoby uczynić je osobami naprawdę wielkimi.
Tymczasem rola kobiet jest bardzo ważna. Moim zdaniem ich praca i poświęcenie są o wiele ważniejsze, niż praca i poświęcenie niejednego mężczyzny, o którym możemy słyszeć codziennie z telewizora. Takie kobiety od lat dbały o to, żeby Polska była Polską. Żeby ludzie — ludźmi byli. Robiły to na różne sposoby. Taka np. Skłodowska swoje miejsce w historii i naszych szkołach zdobyła jako naukowiec. Inne zasłużyły się poprzez wsparcie, jako żony mężów, którzy szli na wojnę z naszymi wspólnymi wrogami. A także jako samodzielnie, niezależne i niezniszczalne fighterki, jak Inka czy Zo.
Takie kobiety istnieją również współcześnie. Dziś jest dobry dzień, by o nich sobie porozmawiać. Chciałbym opowiedzieć o trzech. Warto to zrobić chociażby po to, by odreagować wrażenie, jakie mogą zrobić na co dzień różne „ministry” czy „marszałkinie”, nie potrafiące odróżnić Wisłockiej od Szymborskiej. Warto, żebyśmy widzieli, że Panie mogą być wzorem do naśladowania i prawdziwym autorytetem.
Tak naprawdę nie wiem o nich wiele. To, co piszę, to refleksje powstałe bez znajomości na poziomie prywatnym, wyłącznie na podstawie oficjalnej ich działalności, bez wnikania w sprawy osobiste.
Pierwsza z Dam, o jakich chcę dzisiaj napisać słówko, to Izabela Brodacka-Falzmann.
Nazwisko Falzmann jest znane tym, którzy interesują się polską polityką i najnowszą historią naszego kraju. Jest to nazwisko funkcjonariusza Najwyższej Izby Kontroli, który odkrył nieprawidłowości w Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Wkrótce potem zmarł, a okoliczności tej śmierci, mówiąc oględnie, nie są do końca jasne. W wypadku wkrótce zginął także jego przełożony. Izabela Brodacka-Falzmann ma więc wszelkie powody, by walczyć z obecnym systemem politycznym i obecną władzą. I walczy. Prowadzi bloga w serwisie Nowy Ekran.
Jednak na tym blogu nie znajdziemy śladu historii z FOZZ. Teksty, które możemy czytać, są zupełnie świeże, oryginalne. To nie jest rozpamiętywanie dawnej tragedii. I czytelnik nie może mieć o to żadnych pretensji. Bo otrzymuje rzeczy oryginalne, pełne przemyśleń osoby doświadczonej i znającej życie. Przy tym wyłania nam się obraz kobiety z klasą, obytej i kulturalnej, zdystansowanej, a przy tym szczerej niemal do bólu. W dodatku jest to obdarzona niebanalnym poczuciem humoru indywidualistka, niepoddająca się szufladkowaniu. Bardzo się cieszę, że mamy kogoś tej klasy po stronie ludzi przyzwoitych.
Kolejną Damą jest Wanda Półtawska. Nazwisko to może być znane z kolei miłośnikom typografii. Niebezpodstawnie. Nazwisko to bowiem Pani Wanda ma po mężu, spokrewnionym z Adamem Półtawskim, człowiekiem, któremu polska typografia zawdzięcza osiągnięcie wybitne, krój pisma nazywany Antykwą Półtawskiego. Była to czcionka tak rozpowszechniona, że choć zaprzestano jej użycia mniej-więcej w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku (poza wyjątkami zdarzającymi się po dziś dzień), to można śmiało założyć, iż każdy czytelnik tego bloga, który skończył lat 20, widział ją. I to niejednokrotnie.
Wanda Półtawska nie zajmuje się jednak typografią. Nie zajmuje się także innym tematem, dla jakiego jest znana. Przyjaźniła się ona mianowicie z papieżem-Polakiem, Janem Pawłem II. Przyjaźń ta trwała zresztą od czasów, kiedy jeszcze nazywano go Karolem Wojtyłą. Mówi to także — poza wszystkim innym — także coś o jej wieku. Przez te lata przyjaciele pisywali do siebie bardzo wiele listów (które zresztą opublikowano). Już choćby ze względu na to na spotkania z nią ludzie przychodzą tłumnie, wypełniając wszystkie miejsca dostępne w salach.
A ona korzysta z tych spotkań, by realizować swoją misję. Bo ona walczy. Jest znaną i niezwykle zapaloną działaczką antyaborcyjną i promującą życie.
Ma więc Wanda Półtawska i słuszny wiek, pozwalający cieszyć się szacunkiem, ma dobre nazwisko, a w życiorysie znajomość zapewniającą sławę. A mimo to nie przechodzi na emeryturę, w dodatku naraża się na pogardę należną moherom i oszołomom, i cały czas niestrudzenie pracuje nad uświadomieniem nam, w jak zbrodniczych czasach żyjemy, i w czym — chcąc czy nie — uczestniczymy. I że musimy robić wszystko, by to zmienić. To jest siła i wytrwałość!
Trzecia z kobiet, o których wspominam dziś słówko, walczy na tym samym froncie. Historia Joanny Najfeld jest zresztą chyba spośród tych trzech najbardziej znana. Finał sprawy sądowej, jaką wytoczyła jej Wanda „Wisłocka” Nowicka przypadł bowiem dziwnym trafem w czasie, gdy ta ostatnia obejmowała ważny urząd w Sejmie. Z tego powodu musiały o wszystkim chociaż skrótowo wspomnieć telewizje. Myślę że to nie było przypadkiem, że z jakiegoś powodu te sądowe batalie w Polsce toczą się tak długo. Gdyby wygrana w tym procesie nastąpiła wtedy, kiedy powinna, czyli na pierwszej rozprawie, nikt by o niej nie powiedział. A teraz każdy może się dowiedzieć, co o Nowickiej powiedziała Najfeld, i że sąd to klepnął.
Ale ta historia nie od początku wyglądała na tak obiecującą. Na początku, prawdę mówiąc, wyglądało to marnie. Gdybym miał wtedy się o tym wypowiadać, powiedziałbym, że małego Dawida bez pieniędzy i znaczenia próbuje znowu zgnieść Goliat. I że obawiam się, że to właśnie Goliatowi, za którym stoją i pieniądze, i spora część mediów, uda się to starcie z łatwością wygrać. W starciu nie chodziło nawet o fizyczne zniszczenie słabszego przeciwnika, ale o jego uciszenie. Ktoś, kto przegra podobną sprawę, na pewno zastanowi się, zanim kolejny raz powie cokolwiek o jakiejkolwiek liście płac.
Nowicka rzeczywiście zachowywała się jak taki przekonany o swoim zwycięstwie olbrzym. Nie dość że regularnie nie stawiała się na wielokrotnie przekładanych rozprawach, to doprowadziła do ich utajnienia, tak więc nikt zainteresowany nie mógł dowiedzieć się, jakie są argumenty każdej ze stron.
Nie pamiętam już, w jaki sposób trafiłem wtedy na stronę mamproces.pl, którą założyła Najfeld lub ktoś z nią zaprzyjaźniony. Zasubskrybowałem tam specjalny newsletter z informacjami o toczącej się sprawie.
Z oczywistych powodów od momentu utajnienia przebiegu rozpraw informacje te były szczątkowe i omawiały jedynie te oficjalne dane, które i tak musiały być podawane do publicznej wiadomości, jak wiadomość o przełożeniu rozprawy na kolejny termin i o dacie tego odłożonego posiedzenia. Do tego zaczęły dochodzić po jakimś czasie informacje tematyczne z innych stron świata i refleksje ogólne.
Najlepsze jest jednak coś innego.
W każdym newsletterze Pani Joanna prosiła czytelników e-maila o pomoc. O co można poprosić znajdując się w podobnym położeniu, jest raczej oczywiste. Jakaś zrzutka na dobrego prawnika, albo chociaż kontakt z takowym. Może wskazówki, co robić. Listy do sądu i wszystkich możliwych władz. Wszystko to zapewne można zrozumieć w prośbie o pomoc skierowanej przez kogoś znajdującego się w podobnej sytuacji.
Ale w mailach nie było prośby o żadną z tych rzeczy*. Najważniejsze wsparcie, o jakie nasza bohaterka się zwracała, to modlitwa. Poza tym, raz chyba można było wyrazić swoje poparcie pisemnie, to znaczy za pomocą internetowego formularza dopisać się do specjalnej listy. Mam w programie pocztowym całą serię tych wiadomości.
Tak to właśnie wyglądało — żadnej zmasowanej akcji zwołujących się na Facebooku internautów, żadnego krzyku. Spokój. Ot, co kilka tygodni człowiek dostawał krótkiego maila z rzeczowym sprawozdaniem i sugestią, że jeśli chce pomóc, to nie od rzeczy byłoby zmówić, powiedzmy, dziesiątkę różańca.
Na mnie zrobiło to wielkie wrażenie.
Wiem, można pewnie takich kobiet wymienić więcej. Ale właśnie te trzy często przychodzą mi na myśl, gdy zastanawiam się, kto z osób znanych mógłby mi zaimponować. Tym krótkim tekstem chcę właśnie wyrazić moje dla nich uznanie.

*No dobrze - przedstawiam tutaj troszeczkę wyidealizowany przez słabą pamięć obraz. Kilka podobnych, niewielkich próśb się pojawiło, można zresztą sprawdzić na stronie www, i nie stanowiły one głównego akcentu. O pieniądze nie proszono mnie w ramach tej sprawy nigdy. 
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka