Informacja podana wczoraj przez TVP Info wprawiła mnie w osłupienie i cofnęła o kilkadziesiąt lat do głębokiego PRL-u. Aby zaradzić brakom kadrowym w policji, Sejm dokonał zmian w ustawie o Policji. Planuje się rezygnację z dwóch ważnych warunków, które muszą spełnić kandydaci. Odtąd nie będzie wymagane posiadanie matury – art.1.2 ustawy:
Komendant wojewódzki Policji może wyrazić zgodę na przyjęcie do służby w oddziałach prewencji Policji kandydata, który nie ma wykształcenia średniego, jeżeli w toku postępowania kwalifikacyjnego stwierdzono, że kandydat wykazuje szczególne predyspozycje do służby w Policji.
Wykroczenia również nie będą przeszkodą w zatrudnieniu, bo kryterium niekaralności - obejmujące również drobne kolizje z prawem - uznano za zbyt rygorystyczne wobec kandydatów.
Jako żywo przypomina mi się stara sentencja przytoczona w tytule tej notki. Mówiono też wtedy, że milicjanci chodzą parami, ponieważ jeden umie pisać, a drugi czytać. Jaki podział pracy będzie obowiązywał policjantów z nowego naboru? Czy potrafią np. odczytać i prawidłowo zinterpretować napisy na stadionowych transparentach lub na szkolnych murach?
Służba w policji wymaga wysokich kwalifikacji. Żeby pozyskać odpowiednich ludzi, trzeba im zapewnić odpowiednie warunki do pracy, w tym godziwe wynagrodzenie. Policja ma ponad 90 tysięcy funkcjonariuszy. Za rządów Tuska niemal o taką samą liczbę wzrosło zatrudnienie w administracji publicznej. Urzędnicy ci zarabiają na pewno więcej niż 1300 zł na rękę oferowane początkującemu funkcjonariuszowi. Czy rzeczywiście nie ma pieniędzy w budżecie dla policjantów?
Inne tematy w dziale Polityka