Rok temu odsłonięto we Lwowie pomnik poświęcony zamordowanym tam w lipcu 1941 roku polskim profesorom. Pisałem o tym dwukrotnie w ubiegłym roku, bo całe wydarzenie
z 3 lipca 2011 r. odbyło się w atmosferze skandalu. W ostatniej chwili, w wyniku interwencji Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, zablokowano umieszczenie tablicy z fałszującą historię treścią - nieokreślone narodowo ofiary (profesorowie lwowscy) i nieokreśleni narodowo sprawcy (naziści). W swoim przemówieniu prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz mówił o tym, że nauka nie ma narodowości, a uczeni owi pisali głównie po polsku. Szarfy na pomniku były w barwach ukraińskich i wrocławskich (a nie polskich). Oprócz Dutkiewicza przemawiał mer Lwowa Andrij Sadowy i przewodniczący rady obwodowej Oleh Pankiewicz. Polskiego ambasadora o zabranie głosu nie poproszono. Możliwości takiej nie mieli również obecni tam członkowie rodzin pomordowanych profesorów, ani Dieter Schenk, Niemiec, autor książki o zbrodni na Wzgórzach Wuleckich.
Mija rok i do Lwowa udała się delegacja władz Wrocławia i Politechniki Wrocławskiej aby
3 lipca odsłonić tablicę. Oczywiście znowu bez akceptacji Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, z następującą treścią:
"POMNIK PROFESORÓW LWOWSKICH ZAMORDOWANYCH PRZEZ NAZISTÓW W 1941 ROKU".
Inne tematy w dziale Polityka