Trudno nadążyć za wydarzeniami we wrocławskiej Platformie. Kiedy wymieniono lokalne władze tej partii, przewidywano ruchy kadrowe w urzędzie marszałkowskim. Tak się też stało. Oczekiwano również zmiany na stanowisku wojewody dolnośląskiego i to również nastąpiło. Proces deschetynizacji urzędów i spółek zapewne będzie postępował dalej. Czwartkowe wydarzenia (na tyle mocno nagłośnione, że nie będę ich opisywał) wprowadziły w szeregach przodującej siły narodu jednak pewien niepokój. Oto ich wódz po raczej przegranej walce na froncie niemieckim, ma zagrożoną pozycję także na krajowych tyłach. Kto w tej nowej sytuacji weźmie armię partyjnych funkcjonariuszy, łakomie patrzących na urzędnicze posadki do rozgrabienia, pod swoje skrzydła? Po bratobójczej wojnie partyjnej zostały zgliszcza, a dokładniej brak wyrazistych polityków. Było to wyraźnie widać podczas łapanki na nowego wojewodę. Do ostatniej chwili nikt nie znał kandydata, bo jak donosiła Gazeta Wrocławska, Tusk bał się kolejnego po marszałku niedoświadczonego polityka na wysokim stanowisku. W końcu postawiono na bliżej nieznanego posła z Dzierżoniowa. Całą operację przeprowadzono przy tym, jak to w Platformie, z wielką klasą i kulturą. Wojewoda Skorupa nie dość, że o swoim odwołaniu dowiedział się od dziennikarzy, to dowiedział się także, że sam z tej pracy zrezygnował.
Inne tematy w dziale Polityka