Tak głosi starożytna sentencja. Często lubimy ją powtarzać, ale chyba nie bardzo zastanawiamy się nad sprawdzalnością tej tezy. Ostatnie wydarzenia na Ukrainie i nagłe zainteresowanie polskich polityków sprawami bezpieczeństwa narodowego, każą w to wątpić.
I wojna światowa
Po jej zakończeniu w Europie powstało, czy też odrodziło się, wiele państw. Ich granice były też często pewnym kompromisem, nie do uniknięcia w sytuacji etnicznej naszego kontynentu. Gwarantem tego nowego ładu miały być zwycięskie mocarstwa i powołana przez nie Liga Narodów. Nie minęło 20 lat od zakończenia wojny, a cały układ zaczął się sypać jak domek z kart. Najpierw Austria, potem Czechosłowacja, w końcu Polska. Jedną z przyczyn, a w każdym razie pretekstów, było dążenie Niemiec do włączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy oraz połączenie jej z Prusami Wschodnimi.
II wojna światowa
W jej wyniku nie tylko zmieniają się granice państw, ale powstają też strefy wpływów: sowiecka i zachodnia. W tej pierwszej niestety, znajduje się Polska, której tak za wierny sześcioletni wojenny sojusz odpłacili Amerykanie i Brytyjczycy. Ci sami światowi geniusze polityki zgodzili się na inkorporację połowy Prus do Związku Sowieckiego. W efekcie w granicach NATO mamy rosyjską enklawę królewiecką, bezpośrednio zagrażającą Polsce (tak, jak Prusy w 1939).
Rok 1994
Ukraina godzi się na oddanie głowic nuklearnych (pozostałość po ZSRS) w zamian za gwarancje bezpieczeństwa i integralności terytorialnej swojego państwa. Memorandum budapeszteńskie w tej sprawie podpisują Rosja, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Brzmi znajomo?
Rok 2014
Minęło 20 lat, Krym zajmowany jest przez Rosję, mieszkańcy półwyspu w referendum decydują o oderwaniu się od Ukrainy, a Rosja oczywiście chętnie weźmie ich pod swoją opiekę. Co robią mocarstwa zachodnie? Straszą sankcjami wizowymi i… nadal robią interesy z Rosją. Tylko Donald Tusk dał się wypuścić z retoryką wojenną. Mówię tak, bo wątpię w szczerość jego działań. Przez siedem lat rządów PO można było odnieść wrażenie, że premier nawet nie wie gdzie jest Ukraina. Jego minister spraw zagranicznych wyszydził i oficjalnie odrzucił tzw. politykę jagiellońską, orientując się wyłącznie na Niemcy.
Historia magistra vitae est.
Z pewnością można się z niej wiele nauczyć. Ale czy uczniowie są wystarczająco pilni?
Inne tematy w dziale Polityka