Niektórzy niesłusznie podejrzewają, że przejmuję się piłką. Nieprawda. Dziś robiłem dzieciom za taksówkarza. Wracając do domu posłyszałem o 22.00 w RMF, że Lech broni się z trudem, ale dzielnie. Po czym... zapomniałem.
Przed chwilą zajrzałem do netu. Cóż, zamykam tryptyk (tutaj akt 1, a tutaj - akt 2) o naszym europiłkarskim kalendarzu. Wisła padła w lipcu, Legia i Polonia w pierwszych dniach sierpnia. Lech walczył i jako jedyny nie przegrał ze słabeuszem, ale też do września nie dociągnął. Nie chce mi się guglać, ale tak źle chyba jeszcze nigdy (w dającej się pamiętać przeszłości) nie było, że już we wrześniu w pucharach nie było żadnej polskiej drużyny. Wkrótce może będziemy się cieszyć, że pogromcy polskich drużyn dotrwali do września...
Wciąż mnie to dziwi ze statystycznego punktu widzenia. Polaków jest 38 mln, rynek reklamowy spory, tradycje niezłe. Nie zamierzam równać ani do Hiszpanii, ani nawet do Turcji. Ale dlaczego np. Ukraina wyprzedza nas o kilka długości, tego nie rozumiem. U nas też są maniakalni oligarchowie z kasą.
Inne tematy w dziale Rozmaitości