- Mogłam nie mieć na sukienkę, na buty, nawet na szampon. Ale zawsze miałam piłkę, pompkę z dobrą igłą i własną siatkę.
Takie wyznanie poczyniła przed chwilą moja Matka, która właśnie składa mi wizytę. Nie, właściwie składa ją memu synowi - wszak wnuk to szczęście jeszcze większe niż syn. Wnuczka też, ale akurat jej w domu nie ma. Szkoda, bo przeżyłaby może pożyteczny szok. Której dzisiejszej dziewczynie przyśni się taki pomysł na życie?
Matka mówi o latach studenckich, gdy grała w siatkówkę w RKS "Warszawianka", a wolne chwile spędzała na ś.p. Agrykoli. Nie było wtedy galerii handlowych, nie było ejcz-end-emów ani innych gakich bzdur. Dziewczyny dbały o siebie, ale jakby rozsądniej niż dziś.
PS. Właściwie ten post powinienem zaadresować: "Szanowny Pan Andrzej Tadeusz Kijowski" - i zacząć od słów: "Jestem chamem, ale nie świnią". Bowiem na maila dotąd nie odpowiedziałem nie przez złą wolę, lecz z powodu splotu licznych niefortunnych okoliczności, z których wymienię tylko nadmiar zajęć na bezrobociu.
Ale jest też inna przyczyna: czekałem, aż Matka skończy pisać obiecane wypracowanie o Agrykoli. Zdaje się, że jest prawie gotowe. Chyba nam się przyda :)
PS2. Aby inni czytelnicy nie czuli się pominięci, oto specjalnie dla wszystkich - wykaz moich dokonań w dniu dzisiejszym ("Nie lubię poniedziałku"??) - a to o Polańskim, a to o Stokłosie, a to o dziejach KRS :) Polecam też najgoręcej zamieszczone w nocy wstrząsające dzieje torreadora :):)
Inne tematy w dziale Rozmaitości