Łódzki sąd orzekł: Radio Maryja ma przeprosić Stefana Niesiołowskiego, "Nasz Dziennik" - nie musi. Prowadzący audycję RM powiedział przed rokiem, że Niesiołowski od pierwszego dnia w areszcie zaczął sprzedawać kolegów z Ruchu. ND zaś napisał w relacji z Sejmu także rok temu: Trochę tak mimochodem rzucone przez niego w stronę idącego na mównicę sejmową Jarosława Kaczyńskiego "a ile ty siedziałeś w więzieniu" wywołała jak wiadomo odpowiednio mocną reakcję szefa PiS. Przypomniał on, że Niesiołowski w pierwszych dniach przesłuchań "sypał kolegów z organizacji".
Jak dla mnie - ND też nie jest w porządku. "Przypomnieć" można coś, co jest faktem. Poprawne dziennikarsko byłoby: "Powiedział on", "odpowiedział on", albo - "przypomniał on opinię". Bo istnienie takiej opinii jest w faktem, w przeciwieństwie do tego, jakoby Stefan kogoś sypał.
Efekt rzucenia takich słów w s24 może być oczywiście tylko jeden, bo wasz obraz procesu z 1970 podyktowany jest dzisiejszym wizerunkiem Stefana, istotnie czasem klaunowato-chamskim, niestety. Wtedy postąpił wprawdzie wbrew "Małemu Konspiratorowi" - ale ten miał powstać siedem lat później. W 1970 nie było nakazu milczenia. Bezpieka zwinęła "Ruch" niejako na gorącym uczynku, ze wszystkim papierami, a Stefan mówił to, co i tak wiedziała. W szczególności podkreślał, że to on wciągnął do "Ruchu" Elżbietę Nagrodzką, by w ten sposób zmniejszyć jej winę.
Ona miała prawo zrozumieć to inaczej. Rozumiem nawet, że uznała się za oszukaną i chciała się zemścić. Ale w moim pojęciu przyzwoitości nie mieści się jej zeznanie-manifest, który napisała dla SB i prokuratury po trzech tygodniach aresztu. Z takimi fragmentami:
Nie wiedziałam wówczas o jego[Stefana - K.L.] kontaktach z "Kościołem wojującym", z ludźmi, którzy skompromitowali się politycznie, nie znałam wiodącej linii działania, która, jak wyjaśnił mi oficer śledczy, kontynuowała faszyzujące tradycje NSZ-u i WiN-u, a więc tradycje zgoła ahumanitarne. Wówczas zrozumiałam pewne posunięcia organizacyjne w rodzaju "akcji poronińskiej", co więcej, dowiedziałam się o planowanych napadach rabunkowych na ekspedientki czy pociągi, bandyckich napadach na ludzi, ludzkie pieniądze. To był wielki szok. Wierzyłam bowiem bez zastrzeżeń, że ludzie tak prawni[prawi? - KL], jak Hubert, Benedykt i Andrzej Czumowie, Marek i Stefan Niesiołowscy nie mogą uczynić nic, co uwłaczałoby godności człowieka. Teraz, po zapoznaniu się z dowodami pojmuję całą perfidię działania duszpasterskiego Huberta, moralizatorskiego Stefana, ich jezuicką hipokryzję i amoralność. (...) Nie przypuszczałam, że istnieją ludzie tak zdemoralizowani. Czeka mnie weryfikacja całego światopoglądu..."
Inne tematy w dziale Polityka