Ręce bolą od załamywania. Obejrzałem dziś konferencję Rzecznika Praw Obywatelskich, poczytałem parę postów w salonie. Prosty przekaz do nikogo już nie trafia. Dziennikarze, blogerzy - wszyscy sądzą, że problem brzmi: kupić - nie kupić? Szczepionki oczywiście. A to brednie!!
Powiada RPO - i naiwnie liczy, że będzie zrozumiany - że demokratyczne państwo powinno dać obywatelom prawo wyboru, by ci, którzy chcą się szczepić, mogli to zrobić. Na własny koszt naturalnie - państwo może sponsorować szczepionkę niektórym grupom podwyższonego ryzyka.
Dziś trzeba szczepionkę sprowadzić indywidualnie i samemu sobie wstrzyknąć. Szanujący się lekarz nie przepisze leku, który nie jest w Polsce zarejestrowany, szanująca się pielęgniarka odmówi zabiegu, bo za powikłania odpowiadaliby osobiście.
Polska szczyci się jedną z najdłuższych procedur dopuszczających leki na rynek. Zdaniem jednych oddala to nas od nowoczesnej medycyny, zdaniem innych pozwala uniknąć wpadek, które świat notuje wciąż regularnie. Nie wnikam w ten spór. Rozumiem tylko, że można wątpić w solidność weryfikacji w innych krajach Europy, w podstawy rekomendacji Komisji Europejskiej i WHO. Choć rozumiem też, że nawet sto lat badań nie da pewności bezpieczeństwa leku.
Dylemat rządu nie brzmi: kupić - nie kupić, lecz: dopuścić poza procedurą, czy nie. A jeśli tak, to który lek i na czyją odpowiedzialność: producenta czy ministerstwa zdrowia. W grę wchodzą ogromne zyski producentów, naciski polityczne, zapewne propozycje korupcyjne. Cieszę się, że to nie mój dylemat.
Ja się szczepić nie zamierzam. Moje koty takoż. Ale i tak nie mam wyboru.
PS. Rząd ma tu sporo na sumieniu - odpowiada za brak wiedzy o skali zagrożenia, o liczbie infekcji w Polsce i za kilka innych zaniechań. Ten post jest o tym, o czym wszyscy krzyczą i piszą: o problemie szczepionki. O tym, gdzie ten problem jest, a gdzie go nie ma.
Inne tematy w dziale Polityka