Nominacja przez Bronisława Komorowskiego dwóch członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji to nie jest dobra wiadomość. Mam na myśli zarówno moment, jak i treść decyzji p.o. prezydenta, podjętej parę godzin przed ustąpieniem z tej funkcji. Po pierwsze - Komorowski zdecydowanie robić tego nie musiał, choć, owszem, miał prawo. A już tym bardziej - nie musiał wstydliwie utajniać swej decyzji.
Ustawa o radiofonii i telewizji, poprawiana dziesiątki razy przez kolejne doraźne koalicje dla doraźnych korzyści, nie różni się specjalnie od reszty polskiego prawa. Art. 12, przewidujący wygaśnięcie kadenci KRRT, gdy obie izby parlamentu oraz prezydent odrzucą jej sprawozdanie - nie wspomina ni słowem, co dalej. Nie ma więc żadnego terminu, w którym musi być powołany nowy skład. Rada nie jest organem żywotnym dla codziennego działania państwa, jest więc oczywiste, że nic złego by się nie stało, gdyby Komorowski z tym zaczekał . Decyzję mógł podjąć już jako zaprzysiężony prezydent, a personalia dostosować do tego, co zrobią Sejm i Senat.
Rozczarowują też nazwiska. Nie mam wprawdzie zastrzeżeń do Jana Dworaka, który był jednym z lepszych prezesów TVP. Tego zdania jest też np. były przedstawiciel PiS w KRRT Jarosław Sellin. Dworak to fachowiec, a telewizja za jego rządów była bliższa bezstronności niż kiedykolwiek. Był jednak związany z PO i choć zasiadanie w sejmiku Mazowsza wielką karierą polityczną nie jest, trudno mówić o potwierdzeniu woli "odpolitycznienia" mediów publicznych.
A Krzysztof Luft? Znam go od lat, lubię, ale czy wysłałbym go do KRRT? Nie. Był raczej prezenterem TV niż dziennikarzem, znany był raczej jako rzecznik rządu Buzka, od lat starał się robić karierę polityczną w PO. To nie zbrodnia, ale też kiepska rekomendacja dla nominacji do ciała, które ma być "odpolitycznione".
Za chwilę PO stanie wobec kolejnego testu w Sejmie. Czy przepchnie dwóch swoich kandydatów? Czy może się podzieli miejscami - a jeśli tak, to z koalicjantem, czy z opozycją? Nie kryję, że skoro już wciąż działać musi mechanizm dający partiom przywilej zgłaszania kandydatów, to niechby dwa miejsca obsadziły dwie główne siły.
Wątpię jednak, czy tak się stanie. PO najwyraźniej uwierzyła, że posiada receptę na "odpolitycznienie", że polegać ono musi - jak dawniej - na zastąpieniu jednych partyjnych nominatów innymi. Co gorsza, inni też podejścia nie zmieniają. PSL proponuje Witolda Grabosia, który w zarządzaniu mediami publicznymi świetnie dał się już poznać za Kwiatkowszczyzny. PiS zaś rozważa wysunięcie trojga (2 w Sejmie, 1 w Senacie) członków dotychczasowej rady, co zakrawa na kpinę. Nie z powodu ich poglądów politycznych i faktu, że ich związki z partią są średnio znacznie silniejsze niż Dworaka z Platformą. Dlatego, że za ich rządów Rada przestała być zdolna do wypełniania swych podstawowych funkcji.
Ale gęby wszyscy mają pełne frazesów.
Inne tematy w dziale Kultura