Sąd Apelacyjny wykazał odrobinę zdrowego rozsądku. Uznał, że książka Pawła Zyzaka nie naruszyła dóbr osobistych córki Lecha Wałęsy. To świeżutka wiadomość i nie znam jeszcze uzasadnienia. Mam jednak - oby nie płonną - nadzieję, iż sąd po prostu stanął na stanowisku, że dobra osobiste nie są dziedziczone. W przeciwnym razie groziłby nam zalew pozwów przeciwko historykom, którzy śmieli wyciągnąć jakieś niezbyt szlachetne czyny, dajmy na to, króla Stasia. Że o Piłsudskim nie wspomnę - wszak mąż jego wnuczki jest nadal aktywny w polskiej polityce.
Żeby nazbyt fajnie nie było - mamy jednocześnie nowy powiew paranoi. Oraz polecam policyjny skandal.
PS. 13.45 - PAP szerzej: Zdaniem sądu nie wykazano w trakcie postępowania, że dobra osobiste córki Wałęsy zostały naruszone.Nie pojawiła się ona na żadnej rozprawie i nie była przesłuchiwana przez sąd. "Słusznie strona pozwana wskazuje, że aby takie okoliczności udowodnić niezbędny byłby dowód z przesłuchania czy to samej powódki czy jakichś osób jej bliskich, które mogłyby o jej odczuciach powiedzieć. W tym zakresie ciężar dowodu spoczywa na powódce" - podkreślił sąd. "Stąd też wyrok ten musiał zostać zmieniony i powództwo oddalone, mimo głębokiego przekonania Sądu Apelacyjnego, że w książce musiała znaleźć się obowiązkowo informacja o treści wyroku lustracyjnego" - zakończył sąd swoje uzasadnienie.
Zatem jednak można dziedziczyć dobra osobiste, ale nie jest to automat: trzeba wykazać przed sądem, że się je oddziedziczyło. Choćby i po żyjącym przodku.
Aha. Trochę słaby ten powiew. Ale lepszy taki niż żaden.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo