Krzysztof Leski Krzysztof Leski
101
BLOG

Wyraziści

Krzysztof Leski Krzysztof Leski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Na marginesie serii wspomnień z Powstania (dziś ukazał się odcinek 19!) napisałem niedawno, że mój ojciec wziął udział w Powstaniu Warszawskim nielegalnie. Jedną z reakcji był wpis omegi44, iż był to "kardynalny błąd". Kropka.

Służby mundurowe i wymagana w nich dyscyplina są mi raczej obce. Zgadzam się wszakże z zasadą, że gdy już się za coś bierzesz, nie ryzykuj tego dla drobnej przyjemności. Podporządkowałem się tej zasadzie w 1983 r., po ostrej zadymie na Starym Mieście.

Demonstracje uliczne w latach 80. były zwykle szalenie radosne. Pozwalały się "policzyć", zobaczyć, że Jaruzel ze swoją "normalizacją" nie wszystkim trafił do przekonania. 1 i 3 maja 1983 w Warszawie było bardzo wesoło. Nie pamiętam już niestety, czy był to 1, czy 3 - grunt, że po pochodzie przez Krakowskie Przedmieście poczułem nagle, że robi się jednak nieprzyjemnie. ZOMO szło ze wszystkich stron i było ich tylu, że nie widziałem żadnej drogi ucieczki.

Wraz z niewielką grupą ulokowałem się zatem na schodach bazyliki św. Krzyża naprzeciwko uniwerka, a widząc nacierających zomowców zaczęliśmy wchodzić do środka. Chłopcy wyciągnęli mnie już z drzwi kościoła. Rzucili na dno gazika i powoli odjeżdżali tłukąc mnie w pięciu pałami, a ja przepisowo wrzeszczałem, jak się nazywam, i że proszę o przekazanie informacji na Piwną. Gazik jechał powoli, by wszyscy zdążyli się przyjrzeć, bo miało to być najwyraźniej ostrzeżenie, zachęta, by inni poszli do domów. Choć musiało to wyglądać groźnie, większa krzywda mi się nie stała.

Po przepisowych 48 godzinach na dołku stanąłem przed kolegium i zostałem... uniewinniony, bo na dziadku przewodniczącym wrażenie zrobił ksiądz ze św. Krzyża i jego zapewnienia, że ZOMO wdarło się do wnętrza kościoła wyciągając stamtąd Bogu ducha winnych wiernych. Prawdziwa kara dopiero mnie czekała: Helena  Łuczywo orzekła, że "Tygodnik Mazowsze" na takie ryzyko pozwolić sobie nie może i odtąd cała redakcja ma zakaz udziału w ulicznych gonitwach i demonstracjach w ogóle.

Jak wspomniałem, podporządkowałem się. Inni także, a nie byłem jedynym w redakcji fanem demonstracji. Zakaz obowiązywał do końca istnienia TM, uchylony tylko na pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki. Z formalnego punktu widzenia zgadzam się, że i mój ojciec (nie porównuję oczywiście lata 1944 do roku 1983) nie powinien był  łamać zakazu udziału w walkach zbrojnych, wydanego członkom wywiadu i kontrwywiadu AK.

Czy jednak zasługuje na jednoznaczne potępienie? Czy istotnie miałby kogo wtedy wsypać w razie wpadki? Powstanie oznaczało diametralną zmiane strategii AK, a zmniejszające się terytorium pod niemiecką kontrolą sprawiało, że dotychczasowe działania wywiadu i tak straciły rację bytu. Jasne też było, że przestały być aktualne wszelkie znane ojcu konspiracyjune adresy.

Skąd zatem ten ton potępienia? Skąd ta potrzeba "wyrazistości" w dzisiejszych czasach? Czy fraza "ale z drugiej strony" nie ma już żadnej racji bytu?

Salonowa lista prezentów Bawcie się dobrze ChęP: -3/6   ChęK: -3/6   ChęS: -3/6 . Półbojkotuję "lubczasopisma" Baby od chłopa nie odróżniacie! Protestuję przeciwko brakowi Freemana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Kultura