Jasne, że to temat zastępczy. Ale nazbyt mi bliski, bym mógł udawać, że nie widzę festiwalu hipokryzji w s24. Dla salonowej większości nowy wróg publiczny nr 1 to Henryka Krzywonos. Dla owej większości jest oczywiste, że wygwizdanie jej w poniedziałek nie tylko nie było przejawem chamstwa - było wręcz obowiązkiem patrioty, który nazwisko "Kaczyński" utożsamiać przecież musi z Polską i jej niepodległością.
Pies z tym, że był to zjazd nadzwyczajny, uroczysty, który "Solidarność" zwołała w jednym celu z i z jednym punktem porządku obrad: uczczenie 30. rocznicy zwycięskiego zakończenia strajku w Sierpniu '80. Pies z tym, że Krzywonos to jedna z legend tego strajku. Ważne, że lata później dokonała "złego wyboru": śmiała poprzeć złego kandydata w wyborach prezydenckich. Zdradziła. Straciła prawo do honoru, narodowości, wiary, poglądów. Stanęła po stronie zła, ergo musi być manipulowana, zadaniowana i wynagradzana.
Gdyby Krzywonos była sławnym amerykańskim reżyserem, gdyby odbierała Oscara, gdyby w życiu prywatnym była kibicem San Antonio Spurs - obecni licznie na sali kibice Los Angeles Lakers mieliby prawo ją wygwizdać. Dobrze rozumiem? Niestety, dobrze.
Salonowicze nie posiadają się z oburzenia, jak Krzywonos śmiała powiedzieć Jarosławowi Kaczyńskiemu, iż ten "niszczy godność brata". Słowa te padły pod koniec wystąpienia. Nie one sprowokowały gwizdy. Jasne, że słowa te nigdy nie powinny paść. Tak samo, jak ozdywka Karola Guzikiewicza do Bogdana Borusewicza: "Alinka się w grobie przewraca". Te ostatnie nie wywołały jednak w s24 żadnej reakcji. Faktycznego twórcę strajku 14 sierpnia, który jednak stanął potem po "niewłaściwej stronie" - obrażać wolno. Nawet nadużywając pamięci jego nieżyjącej żony.
Paru etosowców-naiwniaków wierzy dziś, że wystarczy zmienić oficjalnego organizatora obchodów, by nie było więcej wstydu. Nie, to niczego nie załatwi. Wstyd był i na zjeździe, i nazajutrz pod Stocznią. Adresy i wątki mylili nie tylko związkowcy, także - a raczej przede wszystkim - politycy i nawet biskupi. Niemal wszyscy użyli rocznicy do rozgrywki z dzisiejszym wrogiem. Ci nieliczni, którzy tego nie zrobili, nie mieli w ogóle nic istotnego do powiedzenia.
Władek Frasyniuk raczył ogłosić publicznie, że jego były kolega z "Solidarności", Jarosław Kaczyński, "p*.*". Nie, to niewłaściwe określenie. Właściwsze jest, że uczestnicy obchodów, en masse, Frasyniuka nie wyłączając, przez te dwa dni jasno powiedzieli pamięci o "Solidarności": "Sp*.*aj".
Inne tematy w dziale Kultura