Gdybym nazywał się Jarosław Kaczyński i zajrzał dziś na s24, gdybym spędził tu godzinę, gdybym zobaczył, ilu dobrych ludzi ma dla mnie po osiemnaście porad, jak poradzić sobie z życiem i z partią; ilu równie dobrych ludzi bardzo mi współczuje, że popełniam tyle błędów; ilu może i mądrych ludzi domaga się, abym z tym się przeprosił, tego przywrócił, owego wyrzucił; ilu rozsierdzonych ludzi żąda, bym odszedł, ustąpił, lub dowodzi, że się już skończyłem - to bym się załamał. Ale ułamek sekundy wcześniej zdążyłbym jeszcze mruknąć: "Czy oni nie mają większych problemów?". [Koniec trybu gdybającego]
Dziś poniedziałek, 6 września. Trzeci "roboczy" dzień roku szkolnego. Moja córa robi, co może, by już na progu kariery licealnej dać się poznać z jak najlepszej strony. Dziś zaliczyła już drugie spóźnienie. Jej współczynnik spóźnień wynosi zatem 66.7%. Formalnie. Bo 1 września na inaugurację też się spóźniła, ale wtedy jeszcze nikt nikogo nie znał ani listy nie sprawdzał, więc się upiekło.
Młody się nie spóźnił, ale dobudzanie go zajęło mi kwadrans i właściwie nie zakończyło się sukcesem. Owszem, wstał, ubrał się, tosta sobie zrobił, wyszedł - ale mam wrażenie, że wciąż jeszcze spał. Istnieje nadzieja, że zdążył się obudzić przed dotarciem do szkoły, bo było osiem stopni i rzęsisty deszcz - ale pewności nie mam. Aczkolwiek to niezbyt istotne, bo w swym gimnazjum Młody studiuje już drugi rok i znają go tam jak zły szeląg, więc kolejna drzemka na lekcjach nie zaszkodzi znacząco jego reputacji.
Gdy Myszactwo siedziało już szczęśliwie w szkolnej ławie, rówieśnik mego syna - czarny, zgorzkniały już nieco kocur Gizmo udawał się ze mną do weterynarza na badanie krwi przed planowanym zabiegiem usunięcia kaszaka nad okiem. Miaukolamentu było co niemiara, bo Gizmo na sam widok podróżnej klatki dostaje szału, a rude mu wtórowały, bo od wczoraj głodzone - Gizmo miał być na czczo, więc schowałem miski i basta.
U pani weterynarz Gizmo po dłuższych przetargach dał sobie wbić igłę w łapę i nawet wytrzymał jakieś półtorej sekundy. Potem się rozmyślił, szarpnął używając wszystkich kończyn oraz mięśni grzbietu, a parę minut później wracałem z nim do domu, przełożywszy badanie na lepszą okazję. Pani weterynarz zbierała tymczasem odłamki probówki z podłogi i ścierała krew ze ścian i okien gabinetu. Igłę chyba wcięło.
Te i podobne wydarzenia są mi znacznie bliższe niż domniemane problemy głównej partii opozycyjnej. Jeśli zaś wy, drodzy salonowicze, naprawdę żadnych problemów nie macie, chętnie zadam wam łamiglówkę dotyczącą dzisiejszego zachowania jednego z moich domowników. Pytanie brzmi:
Jak Młoda wyjaśniła swe dzisiejsze spóźnienie do szkoły?
Nagrodą niech będzie zaproszenie do udziału w kolejnej próbie pobrania próbki krwi Gizma w pobliskiej klinice weterynaryjnej. Gwarantuję uścisk jego łapki - i to zapewne nie jeden.
PS. 14.00 - nikt nawet nie zbliżył się do prawdy. Wskazówka: jak żyję, nie słyszałem jeszcze takiego wyjaśnienia, ani o takim wyjaśnieniu. Zarazem jest całkiem proste :)
14.02 - i gdy pisałem powyższe słowa, nocnik odgadł. Uwaga, uwaga: Mysza oświadczyła, że wysiadła z autobusu wraz z kolegą, po czym... zabłądzili:) :) :)
Inne tematy w dziale Rozmaitości