Gdy Młody biedził się nad testem 6-klasisty, wpadłem po czytelni, tnz. pobliskiego hipermarketu, by przejrzeć prasę. Ze zgrozą stwierdziłem, że wszędzie wciąż głośno o "wniosku" SLD o odwołanie Janusza Kurtyki.
W chwili jego ogłoszenia wczoraj pytałem, retorycznie, o podstawę prawną. Tam, w Sejmie, nikt jednak nie podrążył tematu, portale zaś jęły dumać, kto "wniosek" poprze. Pod wieczór marszałek łopatologicznie wyjaśnił, że wniosku nie ma, a SLD może pisać na Berdyczów. I co? TVN potraktowała to jako jedną z opinii, a "Wiadomości" TVP w ogóle problemu nie zauważyły.
Dziś cała prasa szeroko pisze o wniosku SLD. "Rzeczopospolita" jako jedyna z lekką drwiną przedstawia stan prawny. "Wyborcza" go odnotowuje, ale kropki nad i nie stawia. "Polska" najszerzej zajmuje się szansami wniosku, a ustawę ignoruje.
W "Zetce" Monika Olejnik przez kwadrans słuchała wykładu Ryszarda Kalisza. Czołowy "konstytucjonalista" SLD dowodził, że Kurtyka oskarżając Kwaśniewskiego, Czuma zaś nie reagując - złamali konstytucję. Pytanie o "wniosek" nie padło, choć Kalisz był na owej konferencji i nawet wniosek współuzasadniał.
Oto klub parlamentarny o nadjłuższej tradycji po 1989 składa do marszałka oficjalny wniosek, by spadł deszcz. Media dumają, czy PO deszcz poprze, a PiS mu się sprzeciwi. Głos marszałka, iż kto inny jest decydentem od deszczu, niemal ignorują.
Niekompetencja kompromituje naszą politykę i media bardziej niż jakość poltycznych sporów. W tych mediach mam szukać nowego zajęcia? Chybam na to za głupi.
ps. pozdrowienia od moich kotów dla 404 not found.
Inne tematy w dziale Polityka