Krzysztof Leski Krzysztof Leski
1927
BLOG

Beware!

Krzysztof Leski Krzysztof Leski Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Niedzielę szlag trafił, a wszystko przez followa. No, prawie wszystko. Nie zawinił tylko wtedy, gdy to się zaczęło - gdy jakoś na początku października zbiesiła się rura w łazience i wrzątek zalał pół mieszkania. W swoim pokoju miałem 5 cm wody. Przez dwa następne dni chlupało mi pod nogami - wykładzina wchłonęła pół Bałtyku.

Pokój zastawiony meblami, wykładzina zaczęła gnić i cuchnąć, więc jąłem suszyć wiatraczkami. Byłoby fajnie, ale follow wpadł na kontrolę i oznajmił, że jego zdaniem nic z tego suszenia nie będzie. Łaskawie zezwolił mi jednak na pozostanie przy nadziei przez następne dwa dni.

Jak zapowiedział, tak zrobił. Przyszedł, orzekł, że dalej śmierdzi, choć ja zaiste niczego już nie czułem. Inna sprawa, że po paru dniach siedzenia i chlupotania nogami we własnym pokoju byłem zdrowo przeziębiony. Follow zajrzał pod wykładzinę, ogłosił, że nawet betonowa wylewka pod spodem nasiąkła wodą, a widząc, że zupełnie nie widzę powodu, by zaczynać wyładunek zawartości mebli - wyjął nóż i najwzyczajniej w świecie powycinał wykładzinę z pomiędzy nóg łóżka, szafek i biurek.

Zostawił tylko kawałek pod szczególnie ciężką szafą, której wraz z zawartością ruszyć nie zdołał. Kazał teraz suszyć beton i oznajmił, że ma więcej czasu za dwa dni. Wtedy wpadnie, zabierze mnie do sklepu, kupimy wykładzinę, rozładujemy i wyniesiemy meble... i tak dalej. Chciałem zatkać sobie uszy, ale nie wypadało.

Przez owe dwa dni wezbrała we mnie jednak chęć zachowania niepodległości i gdy follow zadzwonił, że za chwilę przyjedzie - wyrzuciłem z siebie potężną serię wymówek, które sobie gromadziłem od dnia wycięcia starej wykładziny. Z tego telefonicznego starcia wyszedłem obronną ręką: bohatersko obroniłem swój własny bałagan na swoim własnym, gołym betonie, na którym zamierzałem chyba mieszkać po wsze czasy.

Wczoraj jednak follow znów się zapowiedział. Trafił na moment mej słabości - nie potrafiłem odmówić, nie wysłałem go do diabła. Dziś zjawił się i wsadził mnie do swego samochodu. W pierwszym odwiedzonym sklepie nie było żadnej wykładziny, która mogłaby wchodzić w grę. Owszem, były na wystawie, ale nie "na magazynie". Zatliła się we mnie nadzieja, że mój oprawca mi odpuści, ale on beztrosko ogłosił, że jedziemy do następnego sklepu. A tam było to, czego było trzeba. Nadzieja prysła. Wtedy pojąłem, że czeka mnie bardzo ciężka niedziela.

Wypakowanie i wyniesienie mebli zajęło nam prawie 3 godziny, przy czym follow wykonał jakieś 80% roboty, bo nie wypadało mi tylko siedzieć i marudzić. Potem położyliśmy, podkleiliśmy tu i ówdzie, a ja pomagałem, jak potrafiłem. Kolejne dwie godziny wnosiliśmy meble, komputery i bambetle. Po dziewięciu zaś godzinach nieobecności follow wrócił do domu, gdzie czekają na niego dwie dzidzie, przy których pewnie zdarzy się jeszcze coś do zrobienia.

Otom już znowu w moim starym, ale nowym pokoju, na nowej wykładzinie, bez cienia fetorku. Dzieciaki już nie wrzeszczą, że im Internet odcina (router stoi wszak u mnie), koty krążą i badają sytuację porównując ją z poprzednią i dociekając sensu tej operacji. Ja siedzę i piszę te słowa ku przestrodze: abyście wiedzieli, jakie mogą być skutki zawierania przyjaźni poprzez s24.

Salonowa lista prezentów Bawcie się dobrze ChęP: -3/6   ChęK: -3/6   ChęS: -3/6 . Półbojkotuję "lubczasopisma" Baby od chłopa nie odróżniacie! Protestuję przeciwko brakowi Freemana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Rozmaitości