Krzysztof T Krzysztof T
44
BLOG

Wielka imitacja czy jedyne wyjście?

Krzysztof T Krzysztof T Polityka Obserwuj notkę 0

Jacek Tomczak w swym wpisie „Wielka imitacja, czyli o prawicowości PiSu” (http://jacektomczak.salon24.pl/) przedstawia sytuację tego, co jest autentyczną prawicą w opozycji do tego, co reprezentuje partia braci Kaczyńskich, jako wynik „władzy kulturowej” lewicy, która przeorientowała scenę polityczną i przeciągnęła linię podziału do siebie, zawężając spektrum „od prawej strony”. Upatrując powodów aktualnej kondycji środowisk deklarujących według Tomczaka wartości i idee nierozerwalnie związane z tym, co widziałby on jako autentyczną emanację prawicowej myśli, zdaje się on, wikłając się w subtelności i dystynkcje natury ideologicznej, zapoznawać ogólniejszą perspektywę, pomimo obecności w jego tekście celnych intuicji.

 

Zauważmy, że analogiczne pomstowania mamy po stronie różnych odcieni lewicowych kręgów – z tą różnicą, iż przedmiotem krytyki jest SLD. Zarzuca się temu ugrupowaniu brak ideowości, oportunizm, koniunkturalizm polityczny, brak spójności i programowej wyrazistości opartej na fundamentach prawdziwie lewicowych. Nikt nie ma wątpliwości, w takich środowiskach jak np. Krytyka Polityczna, iż nie jest to organ artykułujący to, co w ich mniemaniu uznać należałoby za światopogląd i wartości sprzęgnięte z lewicą. Czasem Olejniczak nieśmiało wspomni o ludziach pracy, a Napieralski wyduka coś o mniejszościach, lecz to nie załatwia sprawy. Można tu przywołać odpowiednie fragmenty tekstu Jacka: „Oni zostali zepchnięci na prawą stronę sceny politycznej w wyniku kilku zaistniałych wydarzeń, w wyniku tego, że w kilku istotnych sporach w III RP zajęli stanowisko inne niż lewica”, z tą różnicą, iż zamiast „prawa strona” i „prawica”, widnieć powinno „lewa strona” i „lewica”. Tutaj, ktoś stojący światopoglądowo na antypodach względem Jacka Tomczaka, lecz przeprowadzający swą krytykę w tym samym tonie, mógłby powiedzieć – SLD zostało zepchnięte na lewo w wyniku hegemonii dwóch prawicowych partii, tylko dlatego zaczyna próbować konstruować swą tożsamość odwołując się do postulatów socjalnych, gdyby wywierano na nich presję z lewa, na pewno przeformułowaliby swoje żądania na bardziej centrowe czy prawicowe.

 

Taka krytyka jednak nieuchronnie grzęźnie w partykularyzmach poszczególnych obozów – z prawa i z lewa. Prawdziwym problemem jest to, o czym Jacek Tomczak jedynie napomyka na początku swej notki, mianowicie – system finansowania partii. To on utrwala status quo, a zasiadające w parlamencie ugrupowania są żywotnie zainteresowane petryfikacją tego stanu rzeczy. Nie muszą dbać specjalnie o wyrażanie realnych potrzeb, niepokojów czy pragnień swego elektoratu, nie muszą być nieskazitelne i transparentne, nie muszą być konkurencyjne i innowacyjne, bo kto im zagrozi? Media pielęgnują tę stagnację, promując wyłącznie polityków głównego nurtu, tym samym w zbiorowej świadomości funkcjonują oni jako jedyne opcje, usankcjonowane przez opinię publiczną, które godne są poparcia. Ten konglomerat mediów i klasy politycznej, kreuje niebezpieczną sytuację, kiedy to pod powierzchnią telewizyjnych sporów o samolot czy krzesła, generuje się gniew i zawód, związany z brakiem podmiotów zdolnych społeczeństwo obsłużyć i skanalizować jego energię w jakąś inicjatywę. Władza traci legitymizację, coraz więcej ludzi odczuwa gwałtowną niechęć wobec tych samych, powtarzających się z różną częstotliwością od Okrągłego Stołu, starych twarzy. Kryzys może jedynie te odczucia pogłębić. Po lewej stronie mamy wzrastające środowisko Krytyki Politycznej, które pozwala na nowo budować dalekosiężną strategię na lewicy właśnie. Po prawej – mnóstwo czasopism, kręgów zatomizowanych, rozdartych i pokłóconych, zbyt słabych by się zjednoczyć i zaproponować realną alternatywę wobec hegemonii PiSu po prawej stronie.

 

Głównym problemem niezmiennie jest ów system finansowania, podtrzymujący iluzję legitymizacji ze strony szerokich mas społeczeństwa istnienia głównych partii. Nie hegemonia lewicy, która zawładnęła językiem i dyskursem politycznym na tyle, że uniemożliwiła aktywność czegokolwiek, co byłoby nieco bardziej radykalne niż PiS. Z związku z tą sytuacją na horyzoncie pojawia się kilka rozwiązań dotyczących reinterpretacji czy wymyślenia na nowo strategii prawicy.

 

W „Ku definicji kultury” Eliot zauważa, że w religii są takie momenty, iż wyborem jest albo brak wiary albo sekciarski rozłam, że czasem ten ostatni jest jedynym wyjściem, by podtrzymać religię przy życiu. Podobną binarną opozycję starają się forsować niektóre środowiska prawicowe. Ich przedstawiciele twierdzą, iż nie można wchodzić w sojusze np. z PiSem, gdyż oznaczałoby to zdradę ideałów, odwrócenie się od wartości etc. Uważają oni, iż należy budować odrębną, całkowicie wobec takich ugodowych ugrupowań autonomiczną inicjatywę, która, pomimo swego hermetycznego i nieprzystępnego charakteru, miałaby, niczym inkubator, przechowywać wartości dla prawicy istotne. W praktyce jest to dokonanie sekciarskiego rozłamu i dobrowolne skazanie się na banicję, na egzystencję wśród rubieży politycznych, nawet nie na obrzeżu dominującego dyskursu. Oznacza to również pewną demobilizację ruchu – brak komunikacji z mainstreamem, brak debaty na równych prawach oznacza zamknięcie się w ramach dyskusji niedostępnych dla szerszego grona, dotyczących ideologicznych czy światopoglądowych drobiazgów, nie wzbudzających zainteresowania z zewnątrz, przez co grawitowanie ku tego typu środowiskom odbierane jest przez potencjalnych kandydatów do zasilenia takowych za dziwactwo.  

 

Drugą strategię, której realizacja wydaje się być już nieco zaprzepaszczona, to strategia, którą trockiści nazywali „entryzmem”. Polegała ona na wnikaniu w szeregi partii komunistycznej, infiltrowaniu ich struktur, budowaniu wewnątrz nich pozycji i następnie przejmowaniu nad nią kontroli. Partia Kaczyńskich swego czasu mogła być dogodnym gruntem dla tego rodzaju działań, lecz jej prezes skutecznie „odcinał” kolejne frakcje od swego ugrupowania, przez co zablokował w pewnym zakresie realizację tego modelu działania. Z historycznego punktu widzenia najdogodniej prezentował się dla takiego „entryzmu” AWS, lecz ten z kolej był zbyt rozbity, zbyt polifoniczny, by ukonstytuować jednolite i jednorodne przywództwo, w wyniku wygranej jednej z frakcji. PiS natomiast, przeciwnie, obecnie stał się zbyt jednorodny.

 

Obie przedstawione przeze mnie strategie można usytuować na szerszym planie sporu między politycznym realizmem a idealizmem. Pragmatyczne, długotrwałe zwieranie szyków, kompromisy, czasem „zgniłe”, konsensualny styl rozwoju z uwzględnieniem uwarunkowań i tymczasowych determinant z intencją ich radykalnej przemiany, albo rozpaczliwa obrona okopów Świętej Trójcy, tępienie renegatów i dotrzymywanie wierności swym ideałom za wszelką cenę. Konflikt niczym z dziejów marksizmu – między reformistami, pragnącymi realizować ideały socjalistyczne w ramach parlamentu a rewolucjonistami, plwającymi na tych pierwszych i wyzywającymi ich od „socjalzdrajców”.

 

Trzecia możliwość – zyskująca o tyle, iż może mobilizować środowiska o kompletnie odmiennych poglądach, którym również zależy na poszerzeniu debaty publicznej i wypracowaniu pluralizmu – to zmiana obecnego systemu finansowania partii.  O jej mankamentach i trudnościach pisać chyba nie muszę. Największą jej przeszkodą jest ten monolit, który oglądamy włączając telewizor.

 

Krzysztof T
O mnie Krzysztof T

Rocznik 91, nietzscheański dandys.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka