Krzysztof T Krzysztof T
197
BLOG

Młodość, Woodstock, Rewolucja

Krzysztof T Krzysztof T Polityka Obserwuj notkę 40

    Sartre kiedyś napisał, że „Słowa i rzeczy” Foucaulta to ostatnia bariera, jaką społeczeństwo burżuazyjne postawiło marksizmowi. Woodstock to jedna z pierwszych fortec, jakie wybudowała postpolityka, by na dobre okopać się w naszych realiach.

 

 

 

      Oceny dotyczące Woodstocku da się zaklasyfikować dychotomicznie – dzielą się one na te, które wyrażają negatywne emocje względem samego zjawiska, kolejnego młodzieżowego spędu, na którym niedojrzałe, niezdolne za siebie odpowiadać stworzenia odwracają się od tych wartości, które są fundamentem przekonań ich ojców, oraz na te, które wyrastają z afirmacji wspominanego festiwalu i dookreślają swoją tożsamości za pomocą negacji krytyków swej afirmatywnej postawy. Jedni są schludni, pachnący, zdyscyplinowani, wiedzą, co to porządek i nauczyli się go cenić, wzrastali w przeświadczeniu o niekwestionowanej słuszności swych zapatrywań na świat, jego budowę i ład, który ogarniają swym dojrzałym spojrzeniem. Drudzy – wolą tańczyć w błocie, pławić się w nieskrępowanej rozrywce, która sprowadza się do odurzenia bliskością spoconych, śmierdzących ciał, brodzić w szlamie i plwocinach, co nie wystarcza im do wykreowania spójnej identyfikacji, więc, odparowując krytykę tych, którzy abnegacji, niechlujstwa i rozwiązłości nie lubią, mogą ukonstytuować się w formację ludzi „na luzie”, w antynomii do sztywniaków, strzygących swe wąsiki z niebywała akrybią.

        Pierwsi czytają przeważnie „Gazetę Polską”, „Rzeczpospolitą”, czasem „Wprost”, gdzie podnosi się larum nad upadkiem obyczajów, degeneracją i rozkładem wśród młodego pokolenia, które straciło autorytety, albo zostało pochłonięte przez idolatrię nowych przewodników w zdemoralizowanej zabawie. Nie mogą ścierpieć hedonistycznego permisywizmu, braku obowiązkowości i wielu innych defektów charakteru, czy raczej moralnych niedoborów w gronie młodych. Ich perspektywa jest nacechowana szczególnie moralnymi ujęciami zjawiska – zepsuta młodzież panoszyć się będzie na Woodstocku, gdzie Owsiak niechybnie zachęcać ich będzie do bezeceństw i deprawacji, staczając się coraz dalej w swych grzesznych żywotach. Pojawią się tutaj problem, powiedzmy, konstruktywistyczny, mianowicie – czy to Owsiak jest winien temu zlotowi, gdzie dochodzi do degeneracji najmłodszej tkanki narodu, czy też z gruntu te kreatury są złe, przez co grawitują nieznośnie do tego siedliska wynaturzeń i zboczenia? A może oba warianty na raz? Pomińmy te dylematy, i wróćmy do sedna sprawy. Niechęć wobec Woodstocku, obrzydzenie zgnilizną tego wydarzenia, jest stopniowalna, i zaczyna się od podejrzliwości autoramentu „co oni tam wyprawiają”, przez odrazę, kończąc na płomiennej nienawiści, deklarowanej zazwyczaj przez ludzi ze środowiska Radia Maryja (tutaj to przerodzić się może nawet w różnicę jakości, kto wie). Najogólniej rzecz ujmując, są oni głęboko przekonani, iż ich sądy  wyrażają przeświadczenie, iżby świat był wyłącznie czarno-biały, a owa dyferencjacja i rozdział była widoczna tylko dla nich, przyzwoitych Polaków. Stronią oni od wrażego elementu, nieposkromionej młodzieży, którym media i zdziczali, mieniący się artystami chałturnicy, przewrócili w głowach.

       Drudzy, najbardziej reprezentatywni w wieku nastoletnim, smakują wolności, gdy mogą urżnąć się tanim winem, spożywanym w osób pięć, dzięki czemu czują się wyzwoleni z oków swej mieszczańskiej proweniencji, z którą, w trakcie kupowania koszulki jakiegoś „alternatywnego zespołu” pokroju Strachy na Lachy, raz na zawsze zrywają, stając się zupełnie wyjątkowymi, niepowtarzalnymi członkami zastępów „pozytywnej młodzieży”. Gwiżdżą oni na drobnomieszczańskie szablony, krępujące ramy konwenansów i dobre maniery, wpajane im w domu – swój subtelny humor wyrobili na programach Wojewódzkiego, a obraz luzackich relacji z ludźmi znają dzięki „39 i pół”. Dostrzegają najpierw swój sprzeciw wobec masowego społeczeństwa, bezimiennego tłumu – prowokują swą oryginalnością. Chwilę później stają się ofiarami napaści – już nie przykrych spojrzeń ze strony rodziców, nie ma mowy o poczuciu wyobcowania ze społeczeństwa dobrze ułożonych, ambitnych, myślących o karierze obywateli – nie, tym razem wrogiem staje się Ciemnogród, posępny i mroczny, homofobiczny, raczej mało kolorowy i kaczystowski, cokolwiek to znaczy. Dychotomia przyjaciel – wróg ulega przekształceniom: to, co do tej pory było nieodłącznym elementem pejzażu establishmentu, staje się nagle „pozytywne”; ci, którzy uchodzili za uosobienie sztywniactwa pokazywanego co dzień w dziennikach telewizyjnych – stali się „fajni” albo, o zgrozo, „zajebiści”. „Fajna” stała się prywatyzacja, „spoko” jest Balcerowicz.

     Binarny podział, którego członem pragnęłaby być młodzież z Woodstocku, zostaje zaabsorbowany przez inny, dalece bardziej upolityczniony, aniżeli opozycja zbuntowana młodzież – społeczeństwo. Sprzeciw wobec skostniałości i gnuśności, jaka panuje w świecie dorosłych, subsumowany jest przez konflikt na linii „ciemnogród” – „młodzi, wykształceni”, przez co „pozytywna młodzież” odnajduje przedłużenie swej infantylnej kontestacji w oddaniu głosu na PO, która jest prozachodnia, proeuropejska i neoliberalna, tak jak ten fajny Balcerowicz, spoko typ, co rok temu był na Przystanku. No i Tusk trawkę palił, więc nie może być wapniakiem. Cały ten spektakl, mnogość gestów, uników, rytuałów, krytyk, to zawoalowana forma oporu, tamy jaką elity stawiają masom – te są uśpione, mogą raz do roku wyładować swój bunt w formie stężonej, zintensyfikowanej, co jednak ważniejsze, akceptują propozycję globalnego buntu, buntu wobec zacietrzewionych protofaszystów, którzy wspierają PiS bądź, ewentualnie - wykorzystując frazeologię świeżą, bo oferowaną dopiero od roku przez „spoko profesora” - socjalistów, wszystkich tych, którzy chętnie by ograniczyli nasze bujne, pozytywne i oryginalne życie. Ci standardowi indywidualiści padają ofiarą manipulacji, społeczeństwo spektaklu skompresowało uczucia tak, by stały się one kapitałem, by można było nimi handlować; odwrotnie, również kapitał, zarówno polityczny, jak i finansowy, uległ kondensacji, w następstwie której stał się obrazem. Estetyka staje się kryterium wyrazistym i bezdyskusyjnym - są kolorowi i tolerancyjni, są też sfrustrowani i niechętni. Pozostając na polu ścierających się między sobą politycznych sił, gdzie stawką jest władza duchowa, osiągana przy pomocy jak najbardziej materialnych środków, generuje jedną, niezmienną, wiecznotrwałą dla polityczności dychotomię wróg – przyjaciel, modyfikując jedynie jej człony, wyzwalając nowe namiętności, obdarzając nimi społeczeństwo i reprodukując spektakl, gdzie wszystko zostało już ośmieszone, gdzie nie ma nic bardziej komicznego, aniżeli powaga. Problemem jest to, iż  „pozytywni” nie dostrzegają autorytatywności wykluczenia, które stosują, permanentnie brak im świadomości źródłowego wyłączenia, na którym budują swoją tożsamości – ufają liberalnemu frazesowi o tolerancji i otwartości, nie dostrzegając wyłączenia, dzięki którym możliwa jest ich identyfikacja i wyróżnienie. Tkając misternie ułudę, smakując ucieczki od mieszczańskiej utopii bezpieczeństwa, tkwią po uszy w ofercie, jaką przedstawia im porządek demoliberalny, by obsłużyć ich, z pozoru subwersywne, namiętności i skanalizować je w odpowiednim kierunku, ku stabilizacji status quo. Sartre kiedyś napisał, że „Słowa i rzeczy” Foucaulta to ostatnia bariera, jaką społeczeństwo burżuazyjne postawiło marksizmowi. Woodstock to jedna z pierwszych fortec, jakie wybudowała postpolityka, by na dobre okopać się w naszych realiach.

Krzysztof T
O mnie Krzysztof T

Rocznik 91, nietzscheański dandys.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka