http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0810blEDWARDDETKENSmartyr01.htm
http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0810blEDWARDDETKENSmartyr01.htm
Momotoro Momotoro
286
BLOG

bł. Edward Detkens

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Urodził się 14.x.1885 r. w podwarszawskiej ówcześnie wsi Mokotów – dziś jednej z dzielnic stolicy. Ojciec, Aleksander Emil (ok. 1865, Koziczyn - przed 1914), pochodził ze szlacheckiej rodziny ziemiańskiej, ale pisano o nim, że ma „pochodzenie mieszczańskie”. Matką była Józefa z domu Mess (1861 – 1914, Warszawa). Miał siostrę, Stefanię Bronisławę (1888 – 1926, Warszawa). 8.xi.1885 r., w kościele parafialnym pw. św. Aleksandra w Warszawie, przyjął Sakrament Chrztu św. i stał się członkiem Kościoła… Ok. 1900 r. rodzina przeniosła się do Aleksandrowa (dziś osiedle w warszawskiej dzielnicy Białołęka). Szkołę średnią, gimnazjum (dziś prawd. IV Liceum Ogólnokształcące im. hetmana Stefana Żółkiewskiego, o długiej, bogatej historii), ukończył w Siedlcach i otrzymał świadectwo z tytułem praktykanta aptekarskiego… Zaraz potem - był rok 1903 - wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Święcenia kapłańskie przyjął na początku xi.1908 r. z rąk abpa metropolity warszawskiego, Wincentego Teofila Popiel-Chościaka (1825, Czaple Wielkie - 1912, Warszawa). Wikariuszem był m.in. w Żbikowie (dziś dzielnica Pruszkowa), w parafii pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Pruszków w ówczesnych czasach był niewielką osadą (prawa miejskie uzyskał dopiero w 1916 r.), ale Edward obiecał jej mieszkańcom, że jeżeli zbudują u siebie kaplicę, w każdą niedzielę i święta przyjedzie do nich, aby odprawić im Mszę św. Kaplica powstała w 1910 r., i w ten sposób Edward był przez dwa lata jakby pierwszym proboszczem Pruszkowa, choć oczywiście nieformalnym. W 1913 r. Aleksander kard. Kakowski (1862, Dębiny – 1938, Warszawa) erygował parafię pw. św. Kazimierza… Jednocześnie, i to było jego głównym zadaniem, wspomagał proboszcza - Józefa Szczuckiego (1852 - 1926, Łąkoszyn) - w budowie nowej świątyni w Źbikowie. Powstała ona - w stylu neogotyckim, trzynawowa, z transeptem - w 1913 r. Wybudowana została też plebania… Tegoż roku został przeniesiony do kolegium wikariuszy katedry pw. św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Odtąd na stałe związał się z Warszawą - wikariuszem przy katedrze był 16 lat, stając się świadkiem najważniejszych wydarzeń w stolicy z okresu I wojny światowej, powstania i pierwszych, trudnych lat II Rzeczypospolitej. W tym czasie, w 1926 r., na Uniwersytecie Warszawskim uzyskał magisterium ze świętej teologii… Przez lata - w zasadzie do 1939 r. i okupacji niemieckiej - był prefektem – nauczycielem katechetą – w warszawskich szkołach, m.in. w gimnazjum (później także liceum) im. Jana Zamoyskiego (dziś XVIII Liceum Ogólnokształcące im. Jana Zamoyskiego), w prywatnym żeńskim gimnazjum humanistycznym Haliny Gepnerówny (dziś nieistniejącej – Halina Gepner (1980, Warszawa – 1939, Warszawa) zginęła w lokalu szkoły przy ul. Moniuszki 8, róg ul. Jasnej, w czasie bombardowania Warszawy przez Niemców 19.ix.1939 r., raniona odłamkiem…), w prywatnej szkole Cecylii Kozłowskiej (w której, jeszcze za czasów rosyjskich, konspiracyjnie uczył historii i literatury polskiej), oraz gimnazjum żeńskim Władysławy Lange (istniejące w latach 1880-1939). Prowadził m.in. stowarzyszenie Iuventus Christiana (e.g. na Politechnice Warszawskiej i przy innych uczelniach warszawskich), założone w 1921 r. przez ks. Edwarda Szwejnica (1887 - 1934, Warszawa), skupiające inteligencką młodzież katolicką - w 1932 r. działało 14 kół stowarzyszenia w Warszawie, oraz po jednym w Poznaniu i Wilnie (w czasie okupacji niemieckiej istniało ono w formie konspiracyjnej, a po wojnie komu-nazistowskie władze zakazały jej działalności). Od 1929 r. stowarzyszenie wydawało własny miesięcznik, pod nazwą oczywiście „Iuventus Christiana”. I ta działalność sprawiła, iż gdy w 1928 r. ks. Szwejnic został pierwszym duszpasterzem akademickim w Warszawie i rektorem kościoła pw. św. Anny (dziś kościół akademicki pw. św. Anny), rok później, w 1929 r., jego wikariuszem-pomocnikiem został Edward… W 1934 r., po śmierci ks. Szwejnica, objął po nim obowiązki rektora kościoła pw. św. Anny. Pełniąc tę funkcję stał się organizatorem duszpasterstwa środowisk akademickich w stolicy… Był także związany z warszawskimi stowarzyszeniami twórczymi, w szczególności z Akademią Sztuk Pięknych. Ale przede wszystkim okazał się twórcą majowych pielgrzymek studentów i profesorów na Jasną Górę. Wprowadził, realizując pomysł zmarłego wcześniej swego poprzednika w kościele pw. św. Anny, wspomnianego ks. Edwarda Szwejnica, coroczne ślubowania młodzieży akademickiej. Pierwsze ślubowanie odbyło się 24.v.1936 r., gdy przed szczytem Jasnej Góry zebrało się 20 tysięcy młodzieży, a modlitwie przewodniczył August kard. Hlond (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa), Prymas Polski. Studenci przyrzekali „wiary naszej bronić i według niej rządzić się […] w życiu […] osobistym, rodzinnym, społecznym, narodowym i państwowym”, zawierzając swój los Matce Bożej… W vi.1938 r. towarzyszył pielgrzymce akademickiej na kanonizację Andrzeja Boboli w Rzymie. Po wybuchu II wojny światowej 1.ix.1939 r. i upadku stolicy (27.ix.1939 r.) został poddany represjom przez okupanta niemieckiego. Pierwszy raz niemiecka Tajna Policja Państwowa (niem. Geheime Staatspolizei) - Gestapo - aresztowała go już 4.x.1939 r. Osadzono go na Pawiaku, osławionym jeszcze za czasów carskich więzieniu, które stało się największym więzieniem politycznym na terenie okupowanej przez Niemców Polski (okupacja rosyjska miała oczywiście swoje odpowiedniki…). W więziennym szpitalu opiekował się m.in. studentem Politechniki, cierpiącym na zapalenie nerwów po wybuchu bombowym. W jednym z grypsów przemyconych na zewnątrz pisał: „Jestem więc pielęgniarzem - siostrą miłosierdzia. Czyż to nie idealna, wymarzona rola dla Rektora akademickiej młodzi? Warto siedzieć w więzieniu…” Po czterech miesiącach, w Środę Popielcową 7.ii.1940 r., go wypuszczono. Wtedy, wraz z młodym wówczas grafikiem, Stanisławem Władysławem Tomaszewskim „Miedzą” (1913, Warszawa – 2000, Warszawa) (późniejszym ojcem chrzestnym prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego (1949, Warszawa – 2010, Smoleńsk) oraz mężem siostry Jadwigi Kaczyńskiej, matki Jarosława i Lecha Kaczyńskich), przygotował na Wielki Piątek (tego roku przypadał 22.iii.1940 r.) symboliczny Grób Pański. Opleciony drutem kolczastym był symbolem Polski zniewolonej. Nadpalone belki opisywały zbombardowany kraj. Kilkaset kilogramów ziemi ułożonej w formie grobów z krzyżami - jak na warszawskich ulicach - znaczyły setki tysięcy pomordowanych, a metry tiulu – całunu rozwieszonego od bocznego ołtarza po ambonę - nadzieję.… Mieszkańcy Warszawy szli tłumnie do Grobu. Kolejka stała od rana do wieczora. Wychodzili z kościoła z wielkim namaszczeniem, w spokoju. Wielu płakało… 30.iii.1940 r., zaraz po Wielkanocy, Gestapo pojawiło się przed drzwiami kościoła św. Anny. Edward został aresztowany – mówiono mu, że jedzie na krótkie przesłuchanie, w siedzibie Gestapo w al. Szucha. Ale stamtąd zawieziono go do więzienia śledczego przy ul. Rakowieckiej, a 15.iv.1941 r. na Pawiak. Do domu już nie wrócił, 2.v.1940 r. wywieziono go bowiem do niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager - KL) w Sachsenhausen. Świadek wyjazdu z Pawiaka relacjonował: „Niemiec bił […] kolbą pistoletu w głowę daremnie usiłującego wdrapać się na wóz, słaniającego się na nogach więźnia o lekko szpakowatych włosach. Kiedy […] odwrócił twarz […] [poznano] w nim księdza Detkensa. […] coś z impetem uderzyło go w piersi. Kapłan zatoczył się. Czyjeś ręce podtrzymywały go, a inne podchwyciły turlający się bochenek. Wziął go w obie ręce jak hostię, otarł rękawami płaszcza i pocałował z uszanoweniem…”Barbara Wiśniewska-Sokołowska. Po przyjeździe wytauowano mu na przedramieniu numer: „24014”… Podczas krótkiego pobytu w tym obozie był bity i maltretowany, zmuszany do nieludzkiej pracy przy noszeniu cegieł i budowie dróg. W nieustającym zimnie, głodzie, szykanach obozu szybko tracił zdrowie. 18.v.1941 r. pisał w liście z obozu (by oszukać niemieckie władze obozowe pisał o sobie w trzeciej osobie): „[…] ta choroba skóry jest przyczyną jego [t.j. Edmunda] spuchniętych stóp, co zawsze będzie zagrażało jego zdrowiu.” Było znacznie gorzej. „[…] czy to wskutek pokarmu, czy innych przyczyn zaczęły grasować […] zdaje się, że nazywają to czyrakami, na szyi, głowie, rękach i ks. Detkens tymi wrzodami tak był obrzucony, że po prostu nie mógł chodzić”ks. Wincenty Malinowski. Inny świadek wyjaśniał: „Ks. Detkens, drobny, zgarbiony, w zniszczonych okularach powiązanych sznurkiem, był obsypany okropnymi wrzodami, zwłaszcza na karku - prawdziwy Łazarz. […] najbardziej owrzodzeni więźniowie byli grupowani w dwóch specjalnych barakach, gdzie panował straszny zaduch - cuchnęła ropa. Ks. Detkens też przebywał w takim baraku…”o. Leopold Marian Wileński. Ale te cierpienia nie zmieniły go. Świadkowie mówili później: „To była cudowna kapłańska postać, pełna dobroci i pogody”o. Henryk M. Malak; „[…] należał do tych nielicznych więźniów, którzy promieniowali pokojem wewnętrznym, ludzi zjednoczonych z Bogiem”o. Kajetan Ambroźkiewicz. Tym razem wyzdrowiał, więc niebawem (ok. 10.x.1941 r.) Niemcy wywieźli go do niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager - KL) w Dachau, gdzie Niemcy przetrzymywali – a w zasadzie prowadzili rozłożoną w czasie eksterminację – tysiące przedstawicieli polskiego duchowieństwa. Wieziono go przez Berlin, Lipsk i Norymbergę, wystawiając – jak najgorszego zbrodniarza – na pośmiewisko i wzgardę niemieckiej społeczności. Świadek tych wydarzeń zanotował: „[w Norymberdze] założono mu na ręce i nogi kajdany, i tak maszerował za dnia przez ulice […] Szedł bardzo powoli, wzbudzając wśród publiczności, niestety, nie współczucie, lecz pogardę i nienawiść, przejawiającą się w oczach i podnoszonych pięściach…”ks. Tadeusz Rolski. Po przyjeździe do Dachau wytatuowano mu na przedramieniu nowy numer: „27831”… Zaczynał się najgorszy okres znęcania się nad polskim duchowieństwem przetrzymywanym w Dachau. Było to już po tzw. „apelu pokuty” z 15.ix.1941 r., gdy polscy kapłani - wszyscy! - odmówili wpisania na tzw. listę volksdeutschów, i nie wyparli się polskości i godności kapłańskiej. W rezultacie wszyscy zmuszeni zostali do pracy ponad siły: „Ciężka była praca przy śniegu. Ks. Detkens pracował przy taczce. Ciężko mu było. Ciekły mu łzy…”o. Leopold Wileński. Zachowało się 19 listów pisanych w Dachau, które przepuściła cenzura obozowa. Są niesamowitym świadectwem cierpień - ale i wielkiego ducha - „rzymskiego psa”abp Kazimierz Majdański, jak Niemcy nazywali polskich kapłanów, „w pośrodku tego piekła, jakim było życie w Dachau”Dorota Thompson. Pisane po niemiecku, pełne słów i zwrotów - szyfrów, anagramów, przenośni, symboli - w związku z cenzurą, możliwych do odczytania tylko przez bliskich i znajomych, zawierają też myśli i pouczenia kapłańskie dla organizacji studenckich, młodzieży akademickiej, którą tak ukochał… Ten kapłan, który nawet w obozie pozostał kapelanem młodzieżowym, który pisał: „Christus vincit […] Żołnierz Chrystusa okazuje się dzielny i posłuszny swemu Boskiemu Wodzowi”, z dna upodlenia kierował do młodzieży słowa pociechy i zachęty: „'Przez pieśń do Boga' - oto Twój cel, i niech zawsze tak będzie: zawsze Bogu i Kościołowi służyć to rzecz najważniejsza. Kochacie Kościół, śpiew i chcecie chętnie ofiarować czas ku chwale Bożej. W imieniu Kościoła i od siebie życzę Wam wszystkiego dobrego - największych postępów w śpiewie…” Przyjaciele przekazali mu informacje o tajnym, okupacyjnym kontynuowaniu akademickich ślubowań jasnogórskich. Cieszył się z tego odpisując (pod rygorem cenzury): „Serdeczne pozdrowienia i życzenia dla wszystkich na drogi nam dzień - 24 maja: zgromadzi nas Msza św., będziemy się modlić o lepszą przyszłość dla nas i dla całej tak smutnej teraz ludzkości…”. Tego dnia, na Jasnej Górze, z udziałem m.in. ks. Tadeusza Juliana Jachimowskiego (1892, Kazimierza Mała - 1944, Warszawa), naczelnego kapelana i szefa służby duszpasterskiej Sił Zbrojnych w Kraju (najpierw Związku Walki Zbrojnej, potem Armii Krajowej), oraz 16 przedstawicieli środowisk akademickich, wśród których był ówczesny student, Karol Wojtyła, złożono akt ślubowania: „W 6 rocznicę pierwszych uroczystych Ślubowań Akademickich - dnia 24 maja 1942 - w przededniu nieuniknionych zapasów między naszymi wrogami, które skończą się dla nich klęską - mimo szalonego terroru nieugięcie stojąc na straży ducha z wiarą w lepsze jutro, My - Polska Młodzież Akademicka - w podziwie dla wyroków Opatrzności składamy na Jasnej Górze nasze ślubowania”… Męczeńska droga Edwarda zbliżała się do końca. Z każdym dniem tracił siły. Znów „miał na karku olbrzymi czyrak. Był to stożek o średnicy i wysokości ponad 5 cm, zawierający ropę, którą osłaniała brudna, zznieleniała skóra”ks. Tadeusz Gaik. 5.vii.1942 r. napisał ostatni list z przesłaniem do młodzieży akademickiej, jego testament. Pisał w nim: „Ewangelia uczy nas żyć w Bogu; zwłaszcza teraz wymaga od nas, by coś, a nawet wszystko złożyć w ofierze: jeden musi życie, inny – pracę albo cierpienie, co w świetle Krzyża Chrystusa ma swój sens, dla nas – może bardzo trudny do zrozumienia, ale przez to można łatwiej wypełnić wielki obowiązek życia. Droga tajemnica Krzyża, tak pięknie wyjaśniona przez św. Pawła, stanie się dla nas wielką pociechą i głęboką nauką. Krzyż jest ciężki, ale Chrystus idzie przed nami i pomaga każdemu nieść swój krzyż. Godnie go poniesiemy. Żołnierz Chrystusa okazuje się dzielny i posłuszny swemu Boskiemu Wodzowi. Wieczne ideały Prawdy, Dobra i Piękna od młodości aż do najpóźniejszych lat w Chrystusie zachować, mimo że wszędzie napotykamy trudności, za te ideały nie tylko walczyć, ale i umrzeć, jeżeli tego obowiązek w Bogu wymaga. Przygotowuje to ludziom piękniejszą przyszłość w Królestwie Bożym! […] Miłość w rodzinie czyni lżejszymi uciążliwości wojny i urzeczywistnia idealne życie. Nasza modlitwa jednoczy nas w niebie i na ziemi. Chrystus w Ewangelii sprawia, że jesteśmy zawsze młodzi, choćby nawet obciążeni wiekiem. Zawsze młodzi, aż po Wieczność: czeka nas ona wszystkich spokojnie, lecz pewnie. Do widzenia tu, albo tam!” Ten prawie 57-letni mężczyzna, wycieńczony, chudy jak szkielet, nie był już w stanie wykonywać żadnych prac wymaganych przez niemieckie kierownictwo… W 1942 r. Niemcy zaczęli więźniów znajdujących się - według ich nomenklatury - w „stanie beznadziejnym”, najpierw izolować a potem wywozić z Dachau, w tzw. „transportach inwalidów”. W jednym z nich, z 10.viii.1942 r., dwudziestym szóstym z kolei, znalazł się i Edward… Świadek odnotował, że gdy jeden ze skazańców wyraził nadzieję, iż wyjazd jest nadzieją na poprawę warunków: „ks. Detkens […] był przygnębiony […] Odpowiedział szeptem: 'Co nas spotka, to jest wielka niewiadoma. […] Jeżeli dostaniemy skarpetki, to jedziemy do innego obozu […] Więźniowie transportów do gazu skarpetek nie dostają. A nam nie dano skarpetek […] Jest jeszcze drugi znak. Jeżeli jutro przed wejściem do aut dostaniemy zastrzyki, to będzie drugi dowód, że jedziemy do Gaskammer'. 'Rany Boskie! Księże Rektorze, czy to możliwe?' Ks. Detkens odpowiedział: 'U Niemców wszystko jest możliwe. A Bóg daje nam łaskę specjalnego męczeństwa, winniśmy poddać się Jego woli i ze spokojem iść na śmierć'” ks. Stachowicz. Następnego dnia rano, po kąpieli, wszyscy dostali zastrzyki… Świadkowie zapamiętali, że wyjeżdżał z obozu z pieśnią, którą Symeon wyśpiewał biorąc małego Jezusa na ręce: „Nunc dimittis servum Tuum…” (pl. „Teraz o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu…”por. Łk. 2, 29-32), na ustach… Potem, głośno, kilkakrotnie, razem z innymi skazańcami, powtórzył:
„Pójdę za Tobą, Chryste, drogą krzyża,
bo krzyż najlepiej mnie do Ciebie zbliża.
Daj mi o Chryste, przez Twą świętą mękę
gazowej męki zwyciężyć udrękę”…
Więźniów „inwalidów” wywożono do austriackiego ośrodka eutanazyjnego w Hartheim i tam ich mordowano w komorze gazowej. Komendantura obozowa poinformowała rodzinę urzędowo (wszak Ordung much sein!), że Edward zmarł 22.viii.1942 r. „w szpitalu na katar kiszek”… Ciało Edwarda spalono w krematorium (we wspomnianym liście Niemcy podali, że miało to miejsce 26.viii.1942 r., w państwowym krematorium w Dachau, ale to kolejna próba ukrycia w tajemnicy istnienia obozu śmierci w Hartheim). Prochy rozsypano na pobliskich polach…
Chociaż odszedłeś w mrok
Jesteś nas teraz bliżej,
Niż wtedy - w słoneczny czas
kwitnienia maków,
gdy nasza miłość naiwna
pół jeszcze dziecinna, pół już męska,
płonęła piosnką - i Ewangelią […]
Pisałeś, że on choruje
(ON to znaczy ty)
A myśmy wierzyli, że cię nic nie dotknie
że wrócisz
do spalonego domu,
do książek, do rozmów
do naszej tęsknoty i naszych wołań - żyw -
I wróciłeś … Właśnie tak…
„Z powrotem”, Jan Dobraczyński, 1942
Beatyfikowany został przez Jana Pawła II, w Warszawie 13.vi.1999 r., w grupie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Na cmentarzu powązkowskim (tzw. Stare Powązki) w Warszawie znajduje się, w rodzinnym grobowcu, jego cenotaf (gr. Κενοτάφιον), czyli symboliczny nagrobek… W swojej pierwszej wielkiej homilii na ziemiach polskich po wyborze na Stolicę Piotrową, wygłoszonej 2.vi.1979 r. na ówczesnym placu Zwycięstwa w Warszawie, Jan Paweł II mówił: „Kościół przyniósł Polsce Chrystusa — to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa. I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi. Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski — przede wszystkim jako dziejów ludzi, którzy przeszli i przechodzą przez tę ziemię. Dzieje ludzi! Dzieje narodu są przede wszystkim dziejami ludzi. A dzieje każdego człowieka toczą się w Jezusie Chrystusie. W Nim stają się dziejami zbawienia. Dzieje narodu zasługują na właściwą ocenę wedle tego, co wniósł on w rozwój człowieka i człowieczeństwa, w jego świadomość, serce, sumienie. To jest najgłębszy nurt kultury. To jej najmocniejszy zrąb. To jej rdzeń i siła. Otóż tego, co naród polski wniósł w rozwój człowieka i człowieczeństwa, co w ten rozwój również dzisiaj wnosi, nie sposób zrozumieć i ocenić bez Chrystusa. ‘Ten stary dąb tak urósł, a wiatr go żaden nie obalił, bo korzeń jego jest Chrystus’Piotr Skarga, „Kazania sejmowe”. Trzeba iść po śladach tego, czym — a raczej kim — na przestrzeni pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi. I to nie tylko dla tych, którzy jawnie weń wierzyli, którzy Go wyznawali wiarą Kościoła. Ale także i dla tych, pozornie stojących opodal, poza Kościołem. Dla tych wątpiących, dla tych sprzeciwiających się.” Takim „Żołnierzem Chrystusa”, wiernym „wiecznym ideałom Prawdy, Dobra i Piękna”, aż do śmierci, był mistrz warszawskiej młodzieży akademickiej bł. Edward Detkens…

za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0810blEDWARDDETKENSmartyr01.htm

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo