http://www.zyciezakonne.pl/12-czerwca-modlitwy-za-wstawiennictwem-blogoslawionego-michala-czartoryskiego-17010/
http://www.zyciezakonne.pl/12-czerwca-modlitwy-za-wstawiennictwem-blogoslawionego-michala-czartoryskiego-17010/
Momotoro Momotoro
439
BLOG

bł. Michał Czartoryski

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Jan Franciszek urodził się 19.ii.1897 r. w Pełkiniach niedaleko Jarosławia, w rodzinnie arystokratycznej. Był szóstym z jedenaściorga dzieci księcia Witolda (1864, Wiedeń – 1945, Maków Podhalański) i Jadwigi, z domu Dzieduszyckiej (1867, Lwów - 1941, Pełkinie). Matka przezesowała Sodalicji Pań, a ojciec Sodalicji Mariańskiej. W ich pałacu w Pełkiniach odbywały się rekolekcje dla inteligencji (tzw. Dzieło Rekolekcyj Zamkniętych Domu XX. Czartoryskich), a pałacowa kaplica służyła za filię kościoła parafialnego dla całej okolicy. Rodzice świadomie starali się wychowywać swe dzieci w wierze, co zaowocowało w przyszłości m.in. tym, że dwaj bracia Jana, Jerzy (1894, Pełkinie - 1969, Białka Tatrzańska) i Stanisław (1902, Pełkinie - 1982, Kraków), zostali księżmi diecezjalnymi, a siostra, Anna (1891, Weinhaus k. Wiednia - 1951, Warszawa), zakonnicą (s. Maria-Weronika) Zakonu Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny (łac. Ordo Visitationis Beatissimae Mariae Virginis - VSM), czyli wizytką. W wieku trzech lat Jan Franciszek przeszedł ciężką szkarlatynę, po której częściowo stracił słuch. Po otrzymaniu starannego wychowania w domu, uczył się w elitarnej, eksperymentalnej męskiej szkole średniej wraz z internatem, tzw. „Ognisku”, opartej na wzorach angielskich, prowadzonej przez ks. Jana Gralewskiego (1868-1924) w Starej Wsi koło Mińska Mazowieckiego. Maturę zdał w Krakowie i rozpoczął studia techniczne we Lwowie. Ukończył je jako inżynier architekt. W międzyczasie w 1918 r. jako ochotnik wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Był adiutantem brygadiera Czesława Jana Mączyńskiego (1881, Kaszyce - 1935, Kalinówka). Brał udział w obronie Lwowa w roku 1920 przed rosyjską inwazją i otrzymał za męstwo okazane na polu bitwy Medal Niepodległości, Krzyż Obrońców Lwowa 1918-1919 i Krzyż Walecznych. Potem uczestniczył w pracach plebiscytowych na Śląsku. Gdy w 1921 r. we Lwowie organizowano Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, Jan był jednym z jego założycieli. Od 1923 r. był współorganizatorem wakacyjnych kursów stowarzyszenia. Od tego czasu był również regularnym uczestnikiem rekolekcji zamkniętych organizowanych przez związek. W 1923 r. odbył własne rekolekcje w klasztorze oo. redemptorystów w Krakowie pod kierunkiem o. Bernarda Alojzego Łubieńskiego (1846, Guzów – 1933, Warszawa). W 1926 r., po długich wakacjach spędzonych w podróży po Francji i Belgii, Jan Franciszek wstąpił do seminarium duchownego obrządku łacińskiego we Lwowie. Po krótkim pobycie w seminarium opuścił je, a w rok później, w 1927 r., przyjął w Krakowie w kaplicy św. Jacka habit zakonu kaznodziejskiego, dominikanów (łac. Ordo Praedicatorum – OP), i rozpoczął nowicjat. Zrozumiał, że najważniejsze jest, by „utrzymywać się stale i ciągle w pokorze. Sobie nie dowierzać, nie ufać we własne siły. Nie czuć się nigdy pewnym siebie. Opuszczenie i upadek zawsze możliwy. Nie liczyć na własne siły, one niczym są, chwiejne i zwodnicze”M. Czartoryski, „Pamiętnik”, 1926-1944… W zakonie otrzymał imię Michał. Po roku, złożył śluby zakonne. Trzy lata później, w 1931 r. otrzymał w Jarosławiu święcenia kapłańskie z rąk Franciszka Bardy (1880, Mszana Dolna – 1964, Przemyśl), ówcześnie pomocniczego biskupa przemyskiego. Pragnął: „oddać się na służbę Bożą bez zastrzeżeń! Wtedy jest się wolnym, szczęśliwym, wesołym już tu na ziemi”. I proroczo dodawał: „celem moim, to zupełne oddanie się na służbę Bogu, […] bezapelacyjne […], aż do męczeństwa”M. Czartoryski, op. cit.… Po ukończeniu studiów teologicznych w 1932 r. został wychowawcą najpierw braci nowicjuszy, a potem studentów. To trudne i odpowiedzialne zadanie wypełniło większość jego życia zakonnego. Traktował je bardzo poważnie: pragnął „być bardziej punktualny, bardziej akuratny, bardziej wierny i stanowczy. Z pierwszym dzwonkiem przerywać pracę i zajęcia. Nie marnować tak drogiego […] czasu!”M. Czartoryski, op. cit.. W roku akademickim 1936-7 przybył do Warszawy. Przez rok kierował – jako architekt - budową nowego klasztoru dominikańskiego, który w zamierzeniu miał być głównym ośrodkiem naukowym prowincji słowiańskich zakonu, na Służewie w Warszawie. Gdy w 1937 r. przeniesiono kolegium filozoficzno-teologiczne dominikanów ze Lwowa do Warszawy, objął w nim urząd magistra studentów. Jednym z jego wychowanków był najwybitniejszy filozof polski II połowy XX wieku, o. prof. Albert Maria Krąpiec (1921, Berezowica Mała – 2008, Lublin), który wspominał, że to właśnie o. Michał zachęcił go do pracy naukowej… Gromadził wokół siebie środowiska inteligencji, zajmował się III Zakonem św. Dominika (stowarzyszeniem wiernych świeckich, w rzeczywistej i kanonicznej jedności z rodziną dominikańską), głosił rekolekcje, nauczał. Pisał w liście do siostry Anny: „czynem, wysiłkiem ciągłym, zewnętrznym i wewnętrznym mam pokazać Bogu, że Go kocham ciągłą intencją, ciągłym skupieniem, ciągłym uszanowaniem - ciągłym przywiązaniem, przylgnięciem, ofiarowaniem się służyć mam Panu i Stworzycielowi mojemu”M. Czartoryski, op. cit. W 1939 r. kolegium filozoficzno-teologiczne dominikanów przeniesiono do Krakowa. Dlatego też większość lat II wojny światowej, która wybuchła najazdem niemieckim i rosyjskim na Rzeczpospolitą w ix.1939 r., spędził w tym królewskim grodzie… Dopiero wiosną 1944 r. przyjechał do Warszawy, do klasztoru św. Józefa na Służewie. Wybuch Powstania Warszawskiego 1.viii.1944 r. zaskoczył go na Powiślu, gdzie udawał się do okulisty. Powrót do klasztoru okazał się niemożliwy. Michał, nie godząc się na bezczynność, już 2.viii zgłosił się do dowództwa walczącego na Powiślu III Zgrupowania AK „Konrad” i został kapelanem powstańców. Posługiwał w kościele św. Teresy od Dzieciątka Jezus, przy ul. Tamka, ale większość czasu spędzał w szpitalu zorganizowanym w piwnicach firmy „Alfa-Laval” u zbiegu ulic Tamki i Smulikowskiego opiekując się rannymi, niosąc otuchę i posługę duszpasterską (wszak „trzeba być nieustannie zjednoczonym z Panem. Jemu się ciągle polecać, przez Niego, z Nim i w Nim nieustannie żyć” - jak pisał w „Pamiętniku”). W zorganizowanej przez siebie kaplicy odprawiał Msze św. Postępował zgodnie z dewizą, którą zanotował w swoich notatkach: „żadne żądanie nie będzie niesprawiedliwe, żadne domaganie się choćby największej ofiary i poświęcenia nie będzie za wielkie, ani nieprawne, ani też niczym się nie mogę wymówić, ani usprawiedliwić. Jedyną tu miarą miłość Boża”M. Czartoryski, op. cit.… „Oto na kawałku wolnej Ojczyzny mogliśmy prawdziwie po katolicku, z Bogiem, przeżywać [niedziele] powstania. […] Dzięki o. Michałowi było nam lżej w czasie trudnych chwil i po nich, mieliśmy odwagę przed tym, co nas czekało i wiarę w słuszność naszego wyboru, bo walczyliśmy o wolną Polskę z błogosławieństwem Bożym”, wspominała Krystyna Wiśniewska-Zotkiewicz ‘Gejsza’… Warunki w prowizorycznych szpitalach z każdym dniem stawały się cięższe. Brak opatrunków, lekarstw, środków znieczulających, lekarzy, pielęgniarek przy coraz większej liczbie rannych, nieustanne naloty i bombardowania – w takiej atmosferze posługiwał, w swym białym habicie, o. Michał. „Dni stawały się coraz gorętsze. Kościół i korytarze budynku klasztornegooo. dominikanów, przy ul. Freta zamienione były w szpital. Pokotem na ziemi leżeli ranni. Gdy przechodziło się między nimi wołali ‘wody!’. Było zbyt mało ludzi, żeby ich obsłużyć. Niektórzy wyglądali strasznie. Otwarte rany, obrażenia i oparzenia. Kiedyś przyniesiono kobietę wraz z małą dziewczynką. Ich skóra miała kolor czarny. Wydobyto je z ognia. Patrzyłem na to niemy z przerażenia” - tak pisał o jednym z takich szpitali Jan Dobraczyński (1910, Warszawa - 1994, Warszawa)… W nocy z 5 na 6 września oddziały „Konrada” wycofały się z Powiśla do Śródmieścia. W szpitalu pozostało jedenaścioro ciężko rannych żołnierzy, których nie sposób było przenieść wśród płonących domów, kilka osób z personelu medycznego, cywile. Wraz z nimi pozostał o. Michał. Ranni prosili go – jak wspominali świadkowie - by nie odchodził, bo kiedy się znajdował przy nich, „czuli się bezpieczni i spływał na nich niewytłumaczalny spokój”… „Pamiętam dobrze ostatnią Mszę św., którą o. Michał odprawił raniutko w dniu upadku Powiśla. Modlił się wtedy żarliwie. Wzmacniał tą modlitwą naszą wiarę, dawał nam siłę, tak bardzo nam przecież potrzebną. Szczególnie utkwiło mi w pamięci to, jak o. Michał rozdawał rannym i nam sanitariuszkom komunikanty, po kilka, do ostatniej kruszyny, aby nie dostały się w ręce wroga i nie były zbezczeszczone” - wspominała ‘Gejsza’… Jeśli zapisane słowa były kiedykolwiek zgodne z praktyką życia, czynami to wtedy: „bez modlitwy nie ma łaski, bez łaski nie ma zbawienia. Trzeba umieć się modlić”, zanotował wcześniej o. Michał… 6.ix do szpitala wkroczyły niemieckie patrole brygady Dirlewangera (prawd. dowodzone przez jednego z kapo z niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager - KL) w Auschwitz, niejakiego Scholdke), złożonej z przestępców i kryminalistów, odpowiedzialnej za największe zbrodnie popełnione przez Niemców podczas powstania, m.in. rzeź mieszkańców jednej z warszawskich dzielnic, Woli. Cywile oraz sanitariuszki zostali wyprowadzeni z piwnic, i popędzeni do obsługi niemieckiego punktu sanitarnego. Ojciec Michał był gorąco zachęcany przez przyjaciół, aby zdjąć habit i w cywilnym ubraniu wyjść ze szpitala. Nie przyjął tych propozycji i jedynie, jak przekazał jeden ze świadków, łagodnie uśmiechnął się i powiedział, że „szkaplerza nie zdejmę i rannych, którzy są zupełnie bezradni i unieruchomieni w łóżkach nie opuszczę”… Niemcy zatrzymali go w szpitalu. Około 14:00 wkroczyli ponownie do szpitala i rozstrzelali ciężko rannych w łóżkach, a innych, w tym o. Michała, do końca modlącego się na Różańcu, wyprowadzili na zewnątrz. Tam kolejno ich rozstrzeliwali. Jeden z nich miał podejść do o. Michała i zapytać po niemiecku: „Wer bist du?” (pl. „Kto ty jesteś?”). Michał nic nie odpowiedział, tylko podał dokumenty. Wtedy Niemiec, zorientowawszy się, że przed nim stoi kapelan powstańców, krzyknął ze złością: „Der größte Bandit!” (pl. „Największy bandyta!”)… Jak zaświadczył pewien młody człowiek, który uszedł z masakry - kula odbiła się od jednego z guzików jego ubrania - w relacji przekazanej o. Ireneuszowi Łuczyńskiemu (1916 - 2009, Radomsko), ów Niemiec kazał następnie o. Michałowi zdjąć habit, a gdy ten odmówił zastrzelił go… Według innych źródeł Niemcy wrzucili granaty do piwnicy, w której zgromadzono wszystkich pozostałych w powstańczym szpitalu… Jakże proroczy okazał się inny z zapisków w jego pamiętniku: „Żadna cnota nie jest moją własnością, nawet Wiara i Nadzieja, bo dla Miłości Bożej mam je też oddać (jedynie przez śmierć), bo do nieba i wieczności ich nie zabiorę - jedynie Miłość trwa na wieki”M. Czartoryski, op. cit.… Ciała zabitych wywleczono na barykadę, oblano benzyną i podpalono. Ocalałe resztki pochowano tymczasowo na podwórzu pobliskiego domu. Kiedy w rok później przeprowadzono ekshumację zwłok w celu przeniesienia ich do wspólnego grobu powstańców na Woli, ciała o. Michała już nie rozpoznano… Sylwetkę duchową o. Michała Czartoryskiego możemy rozpoznać po zostawionych przez niego listach, pamiętniku zawierającym ważniejsze przeżycia z lat 1926-1944, notatkach spisanych przy okazji własnych rekolekcji, rozważaniach Drogi Krzyżowej oraz innych pismach. W niedzielę 13.vi.1999 r., w Warszawie, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił jednym ze 108 błogosławionych, męczenników II wojny światowej… Rektor Uniwersytetu Poznańskiego prof. Stefan Tytus Zygmunt Dąbrowski (1877, Warszawa – 1947, Poznań) tak, w liście do Witolda Czartoryskiego, ojca Michała, pisał w 1945 r.: „Kto znał tę piękną, jednolitą, wszelkich wahań pozbawioną duszę, pełną gotowości, ofiary i męstwa, ten nie mógł mieć żadnych wątpliwości, że rozkazu opuszczenia chorych Michał […] nie wykona. Został z nimi, z ciężko rannymi, on dawny żołnierz kresowy, dziś sługa Chrystusowy, pokorny a nieustraszony […] stanął u stóp Chrystusowych [z] pokornym raportem, iż swych cierpiących braci nie opuścił. […] Wytrwał przy ich łożu boleści, wśród płomieni i gradu pocisków, dysponując na śmierć tych, których na pewno i sakramentami pasował na Chrystusowych w końcu żołnierzy. Taka była śmierć o. Michała i taką właśnie Bóg mu przeznaczył, ku chwale Swej powołując go w takich właśnie okolicznościach…” Za ten list, i za wsparcie udzielane organizacjom katolickim, prof. Dąbrowski wkrótce, w 1946 r., został przez komunistów wyrzucony z pracy. Żaden z członków zbrodniczej brygady Dirlewangera nie odpowiedział przed polskim, choćby i rosyjskim, sądem za swoje czyny, gdyż komunistyczne władze Polskiej Republiki Rosyjskiej, eufemistycznie nazwanej Ludową – PRL - nie zabiegały o ich wydanie…

za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0906blMICHALCZARTORYSKImartyr01.htm

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo