http://kosciol.wiara.pl/doc/724988.Poboznosc-o-filuternym-usmiechu
http://kosciol.wiara.pl/doc/724988.Poboznosc-o-filuternym-usmiechu
Momotoro Momotoro
520
BLOG

o. Rudolf Warzecha - Sługa Boży

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Ludzkie losy splatają się ze sobą. Nie wiedziałbym nic o o. Rudolfie Warzesze do momentu jak poznałem lepiej rodzinę mojej bratowej. Szczegóły pominę, bo nie są one aż tak ważne. Ważne jest to kim był o. Warzecha.

"Stanisław Warzecha, syn Wojciecha (1881-1951) i Stefanii z Momotów (1886-1932), urodził się 14 listopada 1919 roku, w uroczystość Wszystkich Świętych Zakonu Karmelitańskiego, o czym z pewnością nie wiedzieli jego rodzice. Otrzymał imię po swoim bracie, który zmarł jako niemowlę (1914-1915). Poprzedzili go również Maria (1906-1974, żona Jana Rzepy) i Franciszek (1909-1996, mąż Marii Jarguzówny). Miał także młodsze rodzeństwo, a mianowicie brata, Józefa (1922-1967), żonatego z Anną Górecką, oraz dwie siostry: Rozalię (ur. 1926, zmarła niedługo po urodzeniu) i Zofię (ur. 1929), zamężną za Mieczysława Gnojka. Matkę stracił, gdy miał zaledwie 13 lat. Pamięć o mamie nieco zatarła się w pamięci Stanisława, tym bardziej, że w roku jej śmierci opuścił dom rodzinny i zamieszkał w internacie Prywatnego Gimnazjum Karmelitów Bosych w Wadowicach. Ojciec Stanisława należał do bardziej aktywnych gospodarzy we wsi. W latach 30. był dyrektorem miejscowej kasy Stefczyka. W szkole podstawowej, do które uczęszczał w Bachowicach, katechetą małego Staszka był ks. Gołba i on przygotowywał do I Komunii św. Chociaż droga z Bachowic na wadowicką Górkę wynosiła 13 kilometrów, już na początku XX wieku niektórzy mieszkańcy tej wioski korzystali ze spowiedzi u karmelitów i uczęszczali na odpusty klasztorne, zwłaszcza na odpust Matki Bożej Szkaplerznej. Wiedziano także o istniejącym tam niższym seminarium. Decyzję o kontynuowaniu nauki w Prywatnym Gimnazjum Karmelitów w Wadowicach podjął Stanisław w ostatniej chwili, w przeddzień rozpoczęcia nowego roku szkolnego, czyli 31 sierpnia 1932. Został przyjęty do klasy trzeciej, czyli musiał zdać egzamin wstępny z programu klas pierwszej i drugiej. Nie wiemy, w jaki sposób przygotował się do tego egzaminu. Nie zachowały się żadne osobiste wspomnienia o. Rudolfa o trzech latach spędzonych w Niższym Seminarium. Ze wspomnień jego szkolnego kolegi wiemy, że na początku miał pewne trudności w nauce, musiał bowiem nadrobić braki. Ale te trudności zostały szybko pokonane. O. Rudolf chętnie i z przyjemnością wracał do wspomnień z lat szkolnych w Wadowicach. Szczególnie chętnie wspominał nauczycieli astronomii i greki. Jego zaś przygoda z kolegą, któremu rozciął wargę, była przekazywana z pokolenia na pokolenie jako niezwykła sensacja, zupełnie bowiem nie pasowała do tego o. Rudolfa, którego wszyscy znali. Takie początki powołania miał również Staszek Warzecha, kiedy został uczniem Niższego Seminarium. Wzrastał w pobożnej rodzinie, jego katechetą w szkole podstawowej był święty kapłan, którego życie i działalność, początkowo na pewno podświadomie, kształtowały w nim atrakcyjny obraz kapłana. W Niższym Seminarium poznał z bliska karmelitów. Tutaj też przeczytał Dzieje duszy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, które, jak twierdził pod koniec życia, ostatecznie zaważyły, że wybrał zakon karmelitański. Miał wówczas niespełna 16 lat i ukończył piątą klasę gimnazjalną dawnego typu. 27 lipca kapituła wadowicka wyraziła zgodę na przyjęcie całej dwunastki do zakonu. 9 sierpnia, również zgodnie ze zwyczajem, udali się z o. Augustynem Kozłowskim na Jasną Górę, aby prosić Matkę Bożą o błogosławieństwo na drogę nowego życia. Rozpoczęli je w klasztorze czerneńskim, gdzie znajdował się nowicjat. Każdy otrzymał własną celę. Dla oszczędzenia rzekomo ojcu przeorowi kasowych kłopotów z nabyciem opału, brat Rudolf nie pogardził nawet latającymi po korytarzu strużynami i papierkamii. Zarówno dla profesorów, jak i dla kolegów brat Rudolf był wzorem etyki studenckiej. We wrześniu 1941 roku, w czasie rocznych rekolekcji, które głosił o. Konstantyn, kapucyn, brat Rudolf zaczął prowadzić notatnik duchowy. Najczęściej wpisywał do niego pojedyncze zdania, słowa czy też wezwania do różnych świętych z prośbą o modlitwę. Podobnie jak jego .siostrzyczka., św. Teresa od Dzieciątka Jezusa, którą nazywał też swoją .mistrzynią., uważał, że święci w niebie są po to, by tu na ziemi pomagali swojemu braciszkowi. Zdarzało się, że układał w swoim notatniku własną litanię do wszystkich Świętych. Zapisywał tam również dla pamięci postanowienia podjęte w czasie miesięcznych dni skupienia, rocznych rekolekcji czy przy innych okazjach. Zapiski te potwierdzają cytowane wyżej wspomnienia kolegi brata Rudolfa z czasów kleryckich o umiłowaniu przez niego cierpienia i wierności w małym. 7 marca 1942 roku, w czasie miesięcznego dnia skupienia, zapisał: .Umiłowanie woli Bożej w cierpieniach. Pobudki: Jezus Ukrzyżowany. (7r). Poprzez wyrzeczenie się siebie, przyjmowanie codziennych cierpień, wierność w drobnych rzeczach, podobnie jak jego mistrzyni, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, pragnął powiedzieć Chrystusowi, że Go kocha. Pod koniec tego samego miesiąca zapisał: .Głupstwami świadczyć . Quidquid mihi fecisti [Cokolwiek dla Mnie uczyniłeś]. O Jezu, ja pragnę Cię kochać. W małych rzeczach fidelis [wierny]. O Jezu, ja pragnę Cię kochać, jak jeszcze nie byłeś kochany!. (7v). Dostrzegamy tu wyraźne połączenie miłości z wiernością. Chociaż zbliżały się święcenia kapłańskie . dwa miesiące wcześniej przyjął subdiakonat . nie obiecuje, jak wielkich rzeczy dokona dla Chrystusa, gdy zostanie jego kapłanem i apostołem, ale już teraz pragnie Mu dowieść swojej miłości w monotonnym życiu kleryka-studenta, które składa się z powtarzanych codziennie czynności: udział w aktach wspólnych zgromadzenia, udział w wykładach, nie zawsze najciekawszych, przestawanie codziennie z tymi samymi ludźmi, doświadczanie ich słabości, a także dbanie o porządek we własnej celi i w klasztorze. To wszystko można wykonywać z rutyną, ze zniechęceniem, a można też ożywić miłością do ludzi i do Boga. Bo miłość Boga nie może istnieć w oderwaniu od miłości tych, za których Chrystus umarł na krzyżu. Stąd pojawia się i taka notatka: .Miłowanie Boga w bliźnich., połączona z prośbą do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, aby go nauczyła takiej miłości (7v). Trzy lata później, kilka miesięcy po święceniach kapłańskich, kiedy już nie tylko wiedział, ale i doświadczył, że kapłaństwo Chrystusowe jest owocem krzyża, w dniu odnowienia ślubów zakonnych zanotował: Cruci affixus sum cum Christo, czyli: .razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.(Ga 2, 19; 15r). Pisząc te słowa św. Pawła, bardziej myślał o swoich ślubach zakonnych niż o kapłaństwie. Składając je i żyjąc nimi, wyrażał wolę naśladowania Chrystusa w Jego posłuszeństwie, ubóstwie i czystości. To właśnie przez nie, naśladując Apostoła narodów, .został z Chrystusem przybity do krzyża.. Na kolejny stopień święceń czekał brat Rudolf ponad rok. W maju 1943 roku definitorium prowincjalne postanowiło, że z czterech studentów trzeciego roku teologii diakonat otrzyma tylko dwóch: brat Otto Filek i brat Rudolf. Pozostali dwaj koledzy musieli jeszcze jakiś czas poczekać. Święcenia diakonatu, również poprzedzone rekolekcjami, otrzymał 29 czerwca 1943 roku w Krakowie. W dniu tym zanotował tylko: .Accipe Spiritum Sanctum . Przyjmij Ducha Świętego. (12v). Pamięć o obecności Ducha Świętego szczególnie mu towarzyszyła w czasie przygotowań do tych święceń. W trakcie rekolekcji wpisał do swojego notatnika strofę z brewiarzowego hymnu do Ducha Pocieszyciela, obiecanego uczniom przez Chrystusa: .Consolator optime,/ Dulcis hospes animae, / Dulce refrigerium . Najlepszy Pocieszycielu, / słodki Gościu duszy, / słodkie orzeźwienie. (12r). Wreszcie nadszedł oczekiwany dzień, kiedy mógł o sobie powiedzieć: .Tu es sacerdos in aeternum . Jesteś kapłanem na wieki., i krzyczeć w głębi serca z Izajaszem prorokiem: .Audite insulae et populi: Dominus ab utero matris vocavit me . Wyspy, posłuchajcie mnie! / Ludy najdalsze, uważajcie! / Powołał mnie Pan już z łona mej matki!. (14v). Ile w tych słowach radości i wdzięczności za dar kapłaństwa otrzymany darmo od Boga! Kapłaństwo przeżył brat Rudolf jako zobowiązanie do pełnego oddania się Bogu, którego obecność adorował w głębi swojej duszy. Brat Rudolf z tak wielkim napięciem przeżywał dni poprzedzające święcenia, że w czasie rekolekcji utracił sen. O. Apoloniusz Godyń, który jako ceremoniarz miał kierować obrzędami święceń kapłańskich, w trosce o kondycję fizyczną przyszłego prezbitera, wieczorem podał mu środek nasenny. Ponieważ rano brat Rudolf nie wstał w przewidzianym czasie, rano poszedł go obudzić. Zapukał raz i drugi, a kiedy ten nie odpowiadał, wszedł do celi i zobaczył go leżącego w łóżku. W pierwszym momencie przeraził się, sądząc, że jego podopieczny nie żyje. Aby się go dobudzić, musiał nim przez chwilę dobrze poruszać. Święcenia miały miejsce 24 czerwca 1944 roku, rankiem, w kościele czerneńskim. Brat Rudolf i jego współbrat Otto Filek przyjęli je z rąk bpa Stanisława Rosponda, który w tym czasie wizytował parafię w Paczółtowicach. Ustronie czerneńskie sprzyjało skupieniu uwagi wyłącznie na ważności przeżywanej chwili. Następnego dnia po święceniach odprawił mszę św. prymicyjną w klasztorze krakowskim, a 9 lipca w Czernej. Mszę św. prymicyjną w rodzinnej parafii o. Rudolf odprawił już po zakończeniu wojny. Kazanie prymicyjne wygłosił o. Augustyn Kozłowski, przeor klasztoru w Wadowicach. Kaznodzieja, zgodnie ze swoim zwyczajem, w czasie kazania zwrócił się do prymicjanta ze znaną wszystkim apostrofą, zaczynającą się od słów: Tremendum mysterium, której tenże . również zgodnie ze zwyczajem . wysłuchał stojąc. Po święceniach o. Rudolf został pomocnikiem magistra nowicjuszów w Czernej. I odtąd, z krótką przerwą (1951-1952 i 1953-1954) przez prawie pięćdziesiąt lat pełnił obowiązki wychowawcy młodzieży zakonnej: dwa lata był socjuszem w Czernej (1944-1946), trzy lata magistrem w Wadowicach (1946-1948 kleryków, 1952-1953 nowicjuszów), piętnaście lat magistrem studentów teologii w Krakowie (1948-1951, 1954-1966), dziewięć lat magistrem nowicjuszów w Czernej (1972-1981) i osiemnaście lat ojcem duchownym Niższego Seminarium w Wadowicach (1966-1972 i 1981-1993). W większości przypadków obowiązki te łączył z urzędem podprzeora klasztoru. Był więc najbardziej doświadczonym wychowawcą w dziejach odrodzonej prowincji polskiej, a najpewniej również w całych dziejach prowincji polskiej. Tylko nieliczni zakonnicy okresu powojennego nie zetknęli się z nim jako wychowawcą. W Niższym Seminarium jako ojciec duchowny był spowiednikiem i organizatorem życia religijnego alumnów. W nowicjacie wprowadzał młodych w życie zakonne, przede wszystkim jednak w życie modlitwy w konferencjach i rozmowach osobistych. Pierwsza gorliwość młodych ułatwiała pracę, własne zaś doświadczenie ostrzegało przed emocjonalnym podejściem do życia, tak częstym u młodych. Trzeba było umiejętności mistrza, by nie gasząc gorliwości, wspomagać u młodych proces dojrzewania w życiu duchowym, który zresztą będzie trwał przez całe życie, na każdym etapie osiągając (lub nie) dojrzałość właściwą wiekowi. Praca ze studentami teologii była jeszcze bardziej wymagająca, szczególnie kiedy oczekiwali oni pomocy w podejmowaniu decyzji przed złożeniem uroczystych ślubów zakonnych i przyjęciem sakramentu kapłaństwa. Matka Boża przyszła po Ojca Rudolfa z samego ranka w sobotę. Jakże by mogło być inaczej, przecież Ją tak miłował i czcił. Przyszła po niego i zabrała go do nieba. Od 1981 roku o. Rudolf pracował w klasztorze wadowickim. Przez pierwszych dwanaście lat był ojcem duchownym w Niższym Seminarium. Od 1984 roku, kiedy miejscowy klasztor objął kapelanię szpitala, zaczął systematycznie odwiedzać chorych w tym szpitalu, czasem zastępując, częściej uzupełniając urzędowego kapelana. Ponadto odwiedzał obłożnie chorych w domach, zwłaszcza w pierwsze piątki, służył im spowiedzią i Komunią świętą. Codziennie dużo spowiadał w kościele klasztornym, póki mógł, pomagał również spowiadać w sąsiednich kościołach parafialnych. Przez wiele lat był spowiednikiem różnych zgromadzeń zakonnych, m.in. karmelitanek bosych w Katowicach i Oświęcimiu. Przez kilka lat był również spowiednikiem karmelitanek Dzieciątka Jezus w Imielinie. Dojeżdżał tam raz w miesiącu, a z jego pobytu korzystały również liczne osoby świeckie. Do końca prowadził dni skupienia dla .dzieci Bożych. w domu rekolekcyjnym w Czernej. W każdy wtorek odprawiał Mszę św. wieczorną, połączoną z czytaniem próśb polecanych Bogu za przyczyną błogosławionego, a potem świętego Rafała. Wiele z tych próśb pisał sam w szpitalu lub otrzymywał od chorych, niektóre przychodziły pocztą, inne składano przy furcie klasztornej lub do skrzynki przy ołtarzu św. Rafała. Na tych Mszach świętych zawsze było znacznie więcej wiernych niż w inne dni tygodnia. Każdą Mszę św. poprzedzał krótkim tekstem św. Rafała i komentarzem. Bardzo często tych, którzy przychodzili do niego po radę i pomoc lub po prostu go odwiedzali, prowadził do Celi św. Rafała i tam się wspólnie z nimi modlił. Często sam odwiedzał tę Celę i długo na klęczkach się modlił, można powiedzieć, że znosił do niej ludzkie biedy i cierpienia. Do furty klasztornej przychodzili do niego bardzo liczni interesanci. Niekiedy musieli czekać w kolejce. Słyszałem jak w południe skarżył się, że jeszcze po odprawieniu Mszy św. nie był u siebie. Tylko wyjątkowo opuszczał odwiedziny w szpitalu, gdzie miał zawsze jakieś .zobowiązania.. Mimo tak licznych zajęć, starał się brać udział we wszystkich aktach życia wspólnego. Ale ważniejszy dla niego był człowiek i jego potrzeby. Z całą pewnością nie potrafiłby odmówić posługi kapłańskiej, ponieważ musi pójść do chóru na brewiarz czy na obiad do refektarza. Do ostatnich chwil żywo interesował się życiem Kościoła i Zakonu, włączał się w życie prowincji i swego klasztoru, interesował się także polityką, chociaż tutaj z trudem się orientował. Nie był stworzony do polityki takiej, jaką ona zbyt często jest. Miał swoje sympatie i antypatie polityczne, ale tylko w sferze teorii, w praktyce nie był w stanie o żadnym człowieku, także polityku, mówić źle. Nie wierzył, że ktoś dla egoistycznych interesów może działać na szkodę państwa czy też społeczeństwa. W ostatnich miesiącach 1998 roku widocznie ubywało mu sił, mimo to brał udział we wszystkich aktach życia wspólnotowego, czasem tylko unikał spaceru w ogrodzie. Na swoje słabości nie skarżył się, inni również nie przywiązywali do nich większej wagi, nigdy bowiem nie był zbyt mocny, a przecież już miał .swoje lata. i miał prawo być słabszym. Niepokój budził postępujący brak apetytu. W końcu 28 stycznia 1999 roku gorączka i słabość zmusiły go do położenia się do łóżka. Wydawało się, że jest to tylko grypa, tym bardziej, że w tym czasie panowała epidemia tej choroby. Po dwóch tygodniach gorączka opadła, chory jednak nie mógł prawie nic przełknąć. Również z tego powodu był coraz słabszy. Kiedy proponowano mu sprowadzenie lekarza, nie chciał, twierdząc, że skontaktuje się ze znajomą sobie lekarką, która rzeczywiście go odwiedziła. W dzień wspomnienia Najśw. Maryi Panny z Lourdes, 11 lutego, który jest równocześnie światowym dniem chorego, o. Rudolf poprosił o sakrament chorych. W tym czasie już nie miał sił, aby odprawiać Mszę św., codziennie przyjmował Komunię św. Następnego dnia, przed godziną ósmą wieczorem nagle poczuł się gorzej. Wezwano pogotowie. Lekarz orzekł, że należy go przewieźć do szpitala. Okazało się, że ma bezgorączkowe zapalenie płuc i inne zastarzałe choroby. Przypuszczalnie tego wieczoru doznał również małego zawału serca. Lekarze nie dawali nadziei na wyzdrowienie, chociaż chory miał wolę życia i nie poddawał się. W piątek, 26 lutego, odwiedził go o. Kamil Maccise, przełożony generalny Zakonu, który w tym właśnie dniu wizytował klasztor w Wadowicach. O. Rudolf ucieszył się z tych odwiedzin i zamienił z o. generałem kilka słów po łacinie. W szpitalu odwiedzało go wielu przyjaciół i rodzina. Odwiedziny te z jednej strony były mu bardzo miłe, z drugiej męczyły go, zwłaszcza że noce spędzał bezsennie. Wydawało się, że należy pozwolić choremu odpocząć i dlatego w piątek w południe ordynator zabronił odwiedzania chorego. O godz. 17, w drodze wyjątku, zgodę na odwiedziny uzyskała matka generalna Karmelitanek Dzieciątka Jezus. O. Rudolf ucieszył się z tego spotkania, był w pełni przytomny, pogodny i, jak zawsze, zatroskany o innych. Gdy się dowiedział, że matka przywiozła wodę z Lourdes, poprosił o nią i połknął kilka kropli, poprosił także o podanie mu wody ze źródła św. Eliasza z Czernej i przyjął cztery razy po pół łyżki. Spieczone usta z trudnością przyjmowały płyn, więcej już nie mógł. Mówił, że codziennie do dzisiejszego południa odwiedzało Go dużo osób i że nie mógł dotąd nic spać ani w dzień, ani w nocy. Wspomniał o odwiedzinach ojca generała, a na pytanie, czy bardzo cierpi, przyznał, że tak, i dodał: .ale może Matka Boża mnie już...; ufam miłosierdziu Bożemu, proszę o modlitwę do Dzieciątka Jezus, do Matki Bożej, do św. Józefa, św. Rafała Kalinowskiego.. Na pożegnanie matka dziękując za wszystko, z miłością ucałowała ręce Ojca, który ze wzruszeniem powiedział: .Ja też za wszystko bardzo dziękuję. Niedługo potem poprosił o. Stanisława Bielata, kapelana szpitala, jeszcze raz o sakrament chorych. Około godziny 22.00 stracił przytomność. Zmarł przed godziną trzecią następnego dnia, to jest 26 lutego. Była to sobota. Pogrzeb o. Rudolfa odbył się dopiero 4 marca, ponieważ chciał w nim uczestniczyć ojciec generał, a wcześniejsze dni miał zajęte."

Powyższy tekst zaczerpnąłem ze strony: http://www.karmelwadowice.pl/articles.php?article_id=12. Jeśli doszedłeś do tego momentu drogi Czytelniku pomódl się w intencji beatyfikacji o. Warzechy.

 

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo